Dole i niedole Balewicza

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Na portalu trójmiasto.pl zamieściłem poniższą , fikcyjną historyjkę, z fikcyjnym, acz czytelnym nickiem głównego bohatera, ale tekst po jakimś czasie zdjęto, pewnie bohater rozpoznał siebie, co widać w jego dzisiejszej, gorączkowej aktywności w s24. Chętnym proponuję zmianę nicka bohatera i wrzucenia tekstu na portal trójmiasto.pl, bo dostęp mi zablokowano.

***

Wiecie jak ciężkie życie miał Balewicz w peerelu ? Pewnie nie wiecie bo netu wtedy nie było, a gdyby nawet był, to byście wiedzieli jeszcze mniej.

Balewicz w pracy, w organizacji partyjnej,w komitecie,na służbie,mówił jedno.
W domu, przy żonie mowił drugie.
Dzieciakom gadał jeszcze co innego.
A, i jeszcze kochanka, tej też trzeba było coś powiedzieć.

Cholery od tego można było dostać, żeby to wszystko spamiętać, żeby nie pokręcić.I poszufladkować. A do tego dochodziły obowiązkowe wieczorki w komitecie przy koniaczku, poświęcone trenowaniu mocnej głowy,żeby czegoś nie chlapnąć. Ale z tym wszystkim szło jakoś wytrzymać.

Ale najgorzej było ze snem. Spóbujcie sobie wyobrazić sny Balewicza. To dopiero była jazda na rollercoasterze. Wszystkie wątki mu się mieszały,plątały, kotłowały i nakładały i Balewicz budził się w środku nocy z krzykiem, zlany potem i musiał sięgać do barku po dawkę brandy z komitetu by się uspokoić. Nie ryzykował dalszego spania w obawie przed dalszym ciągiem. I tak to wyglądało co parę dni, a przecież sen to prawie połowa, no powiedzmy, jedna trzecia życia.

A potem nagle wyskoczył jak filip z konopii brzydki, wąsaty Solidaruch co Balewicza i jego kumpli z firmy chciał zamordować, ale go Spawacz przed nim uratował. Ale jak potem Spawacz dogadał sie z Solidaruchem to zaczęło być niewesoło i robole chciały nawet Balewicza taczkami wywieźć. Szczęśliwie się złożyło,że cinkciarz, na którego Balewicz miał kiedyś oko zaproponował mu spółkę i razem udało im się wysłać ich na bezrobocie. I jakoś się żyło dopóki nie przyszedł Kaczor i nie zaczął wymachiwać teczkami, próbując lustrować Balewicza i dybiąc na jego spółkę.

Znowu wróciły nocne koszmary - Solidaruch z nożem w zębach, biskup i proboszcz z kropidłem, kaczory z teczkami i drzewa bez liści a na nich... koledzy. Udał się więc Balewicz do szamana, czarną mszę zamówił, sakiewkę dukatów czerwonych poświęcając. Wychodząc spotkał paru kumpli z firmy co podobny zamiar mieli i zdecydowali się pójść pogadać z ludźmi z miasta jakby się kaczorów pozbyć. Sporo wyborowej obalić musieli ale w konńcu się udało - ojcem chrzestnym został Ryży.

Brak głosów