Najpierw Giertych, teraz Miller - POlityczne trupy wyłażą z grobów

Takiej kampanii nienawiści, jaka jest toczona obecnie przeciw opozycji nie pamiętam nawet z czasów stanu wojennego. Może wtedy jako dzieciak byłem bardziej naiwny i pewnych spraw nie zauważałem, ale nie przypominam sobie, żeby komunistyczny reżim z Jaruzelskim, WRON i nawet samym Urbanem wylał na któregokolwiek z ówczesnych opozycjonistów taką ilość pomyj, jaka została wylana na Jarosława Kaczyńskiego w ciągu jednego tygodnia.

Pierwszy do ataku ruszył Roman Giertych. Wiadomo jak był traktowany przed 2005 rokiem on i cała LPR. Mówiąc najdelikatniej robiono sobie z niego pośmiewisko. Wegetował sobie w cieniu jeszcze bardziej kontrowersyjnego tatusia, aż tu nagle dostał swoje 10 minut. Od kogo? Właśnie od tego człowieka, którego teraz nazywa "głównym zbieraczem haków w Polsce". Czyżby zapomniał, jak na stanowisku ministra edukacji został przywitany protestami uczniów i nauczycieli? Gdyby wówczas państwem sterował PR-owski Donald Tusk, to Giertych poleciałby ze stanowiska, tak jak już wielu polityków obecnej kadencji. Ale twardy Jarosław dał mu szansę i dobrze zrobił - na jakiś czas szkoła przestała być tematem sensacyjnych reportaży typu "uczniowie założyli nauczycielowi kosz na głowę" lub "uczennica popełniła samobójstwo, bo klasa znęcała się nad nią psychicznie".

Następnie pojawił się wywiad Yeti. Dlaczego Yeti? Bo wszyscy o nim mówili, a nikt z mówiących go nie widział. Na stronie Newsweeka znalazłem artykuł o wywiadzie (było w nim skomentowane zarówno to, co Jarosław Kaczyński powiedział, jak i to, czego nie powiedział... dziwne, że skazuje się już ludzi za to, czego nie zrobili), znalazłem artykuł z komentarzami polityków do wywiadu, ale nigdzie nie znalazłem jego treści. Może kiepsko szukałem? A może to, co powiedział Jarosław Kaczyński miało się nijak do komentarzy, więc lepiej, aby zbyt wiele osób jego wypowiedzi nie przeczytało?

Po wywiadzie Giertych zaczął być cytowany jakby był wieszczem narodowym i laureatem Nagrody Nobla. Tak, ten sam Roman Giertych, który wcześniej był wyśmiewany, którego punkt widzenia jest tak "popularny", że jego partia nie przekroczyła progu wyborczego.

Dziś do tego "zaszczytnego" grona dołączył Leszek Miller. Tak, ten sam, który jako premier był tak znienawidzony, że musiał abdykować. Jakoś doczołgał się do 1 maja, aby przejść do historii, jako ten premier za którego rządów Polska wstąpiła do UE. Ten sam Leszek Miller, który w ostatnich wyborach parlamentarnych startował z listy Samoobrony, bo nawet SLD nie chciało sobie szkodzić wystawiając taką "jedynkę". Ten sam, o którym (jeśli mnie pamięć nie myli - gdybym pomylił osoby proszę mnie skorygować w komentarzach) właśnie Roman Giertych powiedział "lepiej być zerem niż Leszkiem Millerem".

O tym, że aby dziś zaistnieć w mediach, trzeba się przyłączyć do retoryki Partii Opluwaczy, w której im mniej faktów i argumentów, a więcej plucia na PiS i braci Kaczyńskich tym lepiej pisałem w artykule: http://www.niepoprawni.pl/blog/961/zly-polityk-dobry-polityk-czyli-jak-roman-giertych-zostal-idolem-po

Wypowiedzi Millera poświęcę osobny artykuł, gdyż uderzył w moją czułą strunę - faszyzm.
Natomiast do Romana Giertycha mogę skierować takie oto słowa:
Gdy po przegranych wyborach w 2007 roku powiedział pan, że politykiem zostaje się nie po to, aby wygrać wybory, ale po to, aby zmieniać rzeczywistość na lepsze, więc cieszy się pan, że miał pan możliwość tego dokonać, wówczas pomyślałem sobie "to jest Gość! Szkoda, że odchodzi z polityki, ale przynajmniej odchodzi z godnością". Teraz już nie mówię do ciebie na "pan". Swoimi ostatnimi wypowiedziami tę godność pogrzebałeś i stałeś się politycznym trupem, który podobnie jak inny polityczny trup - Leszka Millera wylazł z grobu i straszy... oczywiście straszy PiS-em, bo sam jest w tej chwili zbyt żałosny by mógł straszyć własną osobą. Kiedyś był kimś - najlepszym od lat ministrem edukacji, który zmieniał rzeczywistość na lepszą. Dziś jest nikim - jednym z wielu populistycznych klakierów Partii Opluwaczy, którzy pod pięknymi hasłami obrony wolności obywatelskich budują neototalitarne państwo Wielkiego Brata, w którym normami są: dziennikarze i adwokaci na podsłuchach (sam tego doświadczyłeś!!!), ocenzurowany Internet, demonstranci witani pałami, gazami i armatkami wodnymi oraz nazywani "politycznymi zadymiarzami" lub "szalikowcami" w mediach (przykłady wzięte z relacji wydarzeń pod KDT), ataki na opozycję większe niż w stanie wojennym, stalinowskie "dorzynanie watach" w ustach potencjalnego kandydata na prezydenta (to tak obok "zaplutych karłów reakcji" w wersji "karły moralne") i tak dalej, i tak dalej...