Optyka propagandy cz. 1

Obrazek użytkownika Peacemaker
Kraj

Znając historię PO od wyborów 2007 roku można już dziś spokojnie przyjmować zakłady który to celebryta będzie lansował PO (tudzież Komorowskiego) w kolejnych wyborach. Ta władza wręcz uwielbia otaczać się znanymi i lubianymi. Co jednak zrobić, gdy przytrafi się grupka zbuntowanych satyryków, którzy nie chcą przyłączyć się do klakierów władzy obywatelskiej?

W tym przypadku władza obywatelska sięga po zasadę sformułowaną przez klasyka władzy ludowej:

[quote]Ręka podniesiona na władzę ludową zostanie odrąbana.[/quote]

I dostało się toporkiem po rękach Marcinowi Wolskiemu. Jego programy satyryczne były stałym elementem naszego folkloru wokół-politycznego. "Szopka noworoczna" ukazywała się nawet w czasach początkowej i schyłkowej komuny (oczywiście z przerwą na czas propagandy sukcesu Gierka i stan wojenny Jaruzelskiego). W roku 1990 reaktywacja tego widowiska w nowej, nieocenzurowanej formie była znakiem czasu, swoistym symbolem przemian demokratycznych. Już wolno było się śmiać - nie tylko po cichu. Projekt prowadził Marcin Wolski we współpracy z Andrzejem Zaorskim i Jerzym Kryszakiem, a następnie z Markiem Majewskim. Nie był to jedyny projekt jego autorstwa. W programie I TVP przez lata ukazywały się także cotygodniowe kabarety polityczne, takie jak "Polskie Zoo" i "Akropoland". Natomiast w programie I Polskiego Radia w niedzielne poranki mogliśmy pośmiać się do rozpuku przy słuchowisku "ZSYP czyli Zjednoczenie Satyryków y Politykierów". W marcu 2009 roku z anteny radiowej po 20 latach zniknął "ZSYP". W noc sylwestrową 2010/2011 nie została wyemitowana "Szopka Noworoczna". No cóż, rok 2010 był wyjątkowo smutnym rokiem, nie było się z czego śmiać. Ale w kolejnym roku szopka nie wróciła.

Jeszcze smutniejszy los spotkał innych niepokornych satyryków. Nie tylko zostali odsunięci od mediów, najczęściej po wcześniejszych gwałtownych zmianach godzin nadawania programu, jak to żartował Janusz Rewiński "nie znacie dnia ani godziny"... i to był jeden z jego ostatnich żartów na antenie TVP. Co więcej, czerwono - liberalna propaganda zaczęła przedstawiać ich jako przykład nieudaczników, którym nie podobają się przemiany gospodarcze, bo lepiej im się wiodło za komuny, a w nowym systemie sobie nie radzą. I tak na przykład "Super Stacja" (skrót "SS" byłby bardziej adekwatny) pokazywała Jana Pietrzaka i Andrzeja Rosiewicza na imprezach organizowanych przez... koła Radia Maryja. Oczywiście materiał ten był opatrzony odpowiednio złośliwym komentarzem. Bo przecież nie powiedzą wprost, że jak ich z TVP brutalnie wyrzucono, to poszli tam, gdzie ich z wdzięcznością zapraszają.

Do praktyki obsmarowywania niepokornych satyryków wrócił właśnie senator PO Jan Filip Libicki. Skomentował on na swoim blogu wywiad Janusza Rewińskiego dla tygodnika "Uważam Rze".* Przy okazji oczywiście dowalił też Janowi Pietrzakowi, Andrzejowi Rosiewiczowi, Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi. Główny zarzut - cytuję:

[quote]...to tylko kolejny przykład twórcy, który całkiem nieźle budując swą karierę w czasach PRLu, poczuł nagle patriotyczne "wzmożone".[/quote]

Mniejsza o to, że "wzmożone" na końcu zdania nijak pasuje do gramatyki języka polskiego (tak, tam jest kropka - to nie był mój błąd przy cytowaniu), powiedzmy że tak miało być w ramach jakiegoś dziwnego sarkazmu. Najważniejsze jest - typowe dla współczesnej propagandy, a senatora Libickiego w szczególności...

Klasyczne "minięcie się z prawdą".

Satyrycy tacy jak Janusz Rewiński, Jan Pietrzak, Andrzej Rosiewicz czy pominięty przez Libickiego Marcin Wolski musieli w czasach komuny prześlizgiwać się przez sito cenzury. Większość z nich miała pozakładane teczki w UB, jako wyjątkowo niebezpieczny element wywrotowy. Napisał o tym Jan Pietrzak w swojej książce "Jak obaliłem komunę".

Problemów takich nie mieli natomiast Olga Lipińska i Andrzej Mleczko - włazili w d..ę tamtej władzy tak samo, jak włażą obecnej. Podobnie większość artystów z komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego. O tym, że istnieje coś takiego, jak "polityka" przypomnieli sobie po 1989 roku (początek przemian demokratycznych - Lipińska i Daukszewicz zaczynają krytykować nowe porządki w społeczeństwie), a niekiedy nawet od 2007 roku (koniec przemian demokratycznych - powstaje zapotrzebowanie na nowych lizusów - pierwszy wyrywa się Tomasz Lipiński z piosenką "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" promującą PO). Kabaret Olgi Lipińskiej Wikipedia wymienia jako jedyny program satyryczny emitowany w czasach, kiedy nawet "Szopka Noworoczna" została zdjęta z ekranu. Cóż się dziwić? Lipińska ówczesnej władzy nie tykała. Co innego Pietrzak. Ale kasety audio z zapisem jego kabaretu można było głównie zdobyć tylko w drugim obiegu, podobnie jak kultowe "Bohdan Smoleń na chorobowym".

Dziś taka Lipińska czy Mleczko są zapraszani do programów telewizyjnych jako "eksperci" i "autorytety", zaś jeśli zaprasza się gdzieś Jana Pietrzaka, to tylko w tym celu, aby za kilka minut w następnej rozmowie (ach, jak to miło wbić szpilę komuś, kto nie może się bronić, bo już nie jest na wizji) Paweł Deresz zbeształ go, jako "kabareciarza" który nie jest godny tego, by wypowiadać się o Smoleńsku. Tak na marginesie: jeśli Jan Pietrzak jest dla Pawła Deresza tylko "kabareciarzem", to kim jest dla niego autor słów "Mazurka Dąbrowskiego" Józef Wybicki?

I kto tu budował karierę w czasach PRL-u?

Paradoks i chichot historii
Mimo że Jan Pietrzak napisał oficjalny hymn Solidarności "Żeby Polska była Polską", a Andrzej Rosiewicz - nieoficjalny hymn "pieriestrojki", to paradoksem i chichotem historii jest to, że rzeczywiście łatwiej było im funkcjonować w tamtych czasach. Wyśmiewali oni komunistyczne władze na tyle, na ile im cenzura pozwalała, ale ich teksty były oazą wolności, której nikt nie odważył się zakwestionować. Zachowali przez cały tamten czas dobre imię, bo ówczesna propaganda za bardzo nie wiedziała jak ich ruszyć. Dziś jest inaczej, bo skoro Lech Wałęsa okazał się TW Bolkiem, to trzeba "dla równowagi" zniszczyć inne symbole, wmówić ludziom, że to Pietrzak budował za komuny swoją karierę, a Lipińska nie, że to Pietrzak teraz nie potrafi się odnaleźć i żyje tylko przeszłością, a Lipińska nie. Tylko, że...
Pietrzak przeszedł ewolucję od satyryka, poprzez autora pieśni patriotycznych aż do poważnego publicysty publikującego swoje przemyślenia w Internecie i Gazecie Polskiej, a Lipińska jak była, tak pozostała lewicową lizuską!
Można więc spokojnie powiedzieć (mimo, że zarówno Jan Pietrzak jak i Marcin Wolski twierdzą, że rządy Tuska są "lightową" wersją PRL-u, w czasach stalinizmu i stanu wojennego było dużo gorzej), że propaganda czasów Tuska pozostawiła daleko w tyle największe osiągnięcia propagandy komunistycznej, więc współczesnej POp-kultury bardziej należy się bać niż tamtej cenzury.

Każda kreatura, by się wykreować, musi Kaczyńskiego w mediach krytykować.
Każda gwiazda (również ta spadająca, a nawet ta już dawno upadła) może w bardzo prosty sposób zagwarantować sobie powrót na pierwsze strony gazet newsy nr 1 na wszystkich oficjalnych portalach. Wystarczy powiedzieć coś złego na Kaczyńskiego, na PiS, na ten "fanatyczny lud smoleński". Natomiast gdy ktoś, jak Paweł Kukiz stanie po drugiej stronie, to jest cichaczem odstawiany na boczny tor. Gdy nie da się tego załatwić po cichu, bo przykładowo Kazik Staszewski w wywiadzie wypowie się pozytywnie o Prezydencie Kaczyńskim i negatywnie o obecnej władzy, to natychmiast trzeba opublikować "kontrwywiad" jakiejś "legendy", która stwierdzi autorytatywnie, że mieszanie się artystów w politykę jest niemoralne. Nieważne, że ta "legenda" refrenem swojego przeboju odgrzanego z lamusa lansowała kampanię wyborczą PO w roku 2007.** Dochodzi już do takich paradoksów, że Kaczyńskiemu nie wolno nawet ulubionego poety zacytować, bo się natychmiast odezwie oburzona była żona (oczywiście od lat w komitecie poparcia Komorowskiego).

Wylansować można każdego, kto się rzuci na Kaczyńskiego. Jak błyskawicznie Roman Giertych z pośmiewiska mediów stał się ich ulubieńcem? Inny przykład - Henryka Krzywonos. Jak widać nie trzeba być artystą, by zostać "gwiazdą". Natomiast każde, choćby najdrobniejsze odstępstwo od tego schematu jest karane z bezwzględną surowością. Co spotkało Piotra Wolkowicza za to, że sięgnął po niepoprawnie polityczne źródło? Wystarczyła jedna piosenka Andrzeja Rosiewicza aby jurorzy "Must Be the Music" zrąbali go na starcie za "Bogo-ojczyźniany" repertuar, nawet nie odnosząc się do jego wykonania!

Władza obywatelska nie tylko uwielbia otaczać się znanymi i lubianymi. Każdego kto ją popiera kreuje na znanego i lubianego, a kto jest przeciw - ten z samego założenia jest "żałosny". To jest właśnie pierwsza tajemnica współczesnej propagandy - o wiele silniejszej i skuteczniejszej niż ta z czasów PRL-u.

--------------------

* Z manipulacjami i kłamstwami Libickiego na temat Janusza Rewińskiego i innych niepokornych satyryków rozprawiłem się w artykule http://www.niepoprawni.pl/blog/961/satyra-libickiego-na-nieposlusznych-satyrykow

** Więcej o tej wojnie na wypowiedzi, jak i o promowaniu PO przez Tomasza Lipińskiego napisałem w artykule http://www.niepoprawni.pl/blog/961/tomasz-lipinski-prostytutka-ubek-moze-hipokryta

Brak głosów