paw i papuga, czyli o odbijaniu

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Wydarzenie artystyczne jakim był wczorajszy koncert uświetniający inaugurację polskiej prezydencji w Unii Europejskiej będzie miało zapewne liczne recenzje i, jak rzekłby pan prezydent Komorowski, odbije się szerokim echem.

Zanim zobaczę i usłyszę co komu jak będzie się odbijało, spróbuję zrzucić to, co sam mam na żołądku, choć wiem, że należałoby rzecz przetrawić do końca i zaprezentować rezultat w formie, że tak powiem, dojrzałej.

...

Telewizji Polskiej należą się słowa uznania.

Widowisko muzyczne, transmitowane spod zabytkowego pałacu, ufundowanego w sercu naszej ówczesnej stolicy w połowie minionego stulecia przez światowej sławy gruzińskiego filantropa, stało na bardzo wysokim poziomie artystycznym, dowodzącym płynności finansowej TVP SA i - jak można przypuszczać - znacznej poprawy ściągalności opłat abonamentowych.

Autorzy scenariusza wzięli pod uwagę zróżnicowanie upodobań estetycznych odbiorców i ich indywidualne możliwości percepcyjne : powierzyli wykonanie kilku partii wokalnych artystom posługującym się językiem polskim. Niekiedy część tekstu udawało się zrozumieć.

Wykonawcy poszczególnych utworów prezentowali klasę wirtuozowską : doskonałość techniki i pomysłowość interpretacyjną; wykazali też znakomite przygotowanie pamięciowe albo biegłość w sztuce speedy reading.
Dobór i układ utworów - profesjonalny.

Strona wizualna, dawniej zwana "wystawą", efektowna, lecz -wyjąwszy kostiumową oprawę szopenowskich wokaliz- nie ekscentryczna; finałowe zniknięcie Pałacu uważam za pomysł zabawny i żałuję, że tego zadania scenicznego nie wykonywał David Copperfield.

Największą zaletę znakomitego widowiska telewizyjnego nadanego z Warszawy w pierwszą tegoroczną lipcową noc stanowiła absolutna nieobecność konferansjerów.

...

Skoro Europa powierzyła nam, to znaczy Polsce (czyli w istocie panu premierowi Tuskowi, który już od dawna mówi o sobie "my"), misję prezydencji, premier może samowtór z panem prezydentem, albo i bezeń, powierzać teraz cząstkowe prezydencyjne misje różnym misjonarzom.

Misję artystycznej oprawy inauguracji tego czegoś, co
Polsce, to znaczy nam, powierzyła Europa (co to jest, nie bardzo wiadomo, ale to nieważne) powierzono parze misjonarzy znanych z tego, że nie wszystkim się podoba to, z czego są znani, i że nie podoba im się to, co się podoba tym, którym oni się nie podobają; nie podobają im się również ci, którym się nie podoba to, co podobać się powinno, i samo owo ich niepodobanie też.

Jeśli nie wyraziłem się jasno, wyjaśniam : oczekiwać należało, że pierwszolipcowy spektakl medialny będzie projekcją a może nawet prezentacją upodobań i poglądów panów K.M. & K.W., nie podzielanych przez część obywateli naszej Prezyd-, pardon, - Rzeczypospolitej, również mających upodobania, a nawet poglądy, których projekcje, a może nawet prezentacje powinny w spektaklu
się pojawić, żeby Europa wiedziała, jak rzecz się ma, o co chodzi, i co tu jest grane.

Misjonarze okazali się mieć bardzo dobry gust, co się w telewizji nieczęsto zdarza - i pokazali nam spektakl muzyczny na bardzo dobrym poziomie artystycznym, co nie zdarza się prawie nigdy.

Było pięknie i fajnie. Misja została dobrze wykonana.

Właśnie dlatego chcę uderzyć na alarm. Z grubej rury.

....

Polska zmarnowała okazję powitania Europy po polsku
i zademonstrowania -także sobie- swojej europejskości.

Straciła też - co mnie specjalnie nie martwi - szansę podniesienia ręki i sięgnięcia nie po pieniądze, które trzeba będzie oddać, i nie po iluzoryczną władzę, ale po przywództwo ideowe, jakiego Europie dotkliwie brak,
bez którego nie stanie się wspólnotą ojczyzn, a może nawet nie przetrwa.

Eskapizm, eklektyzm i kosmopolityzm tej artystycznej składanki, którą fetowano ów Tittel ohne Mittel, jakim jest "polska prezydencja", to przerażające objawy agonii instynktu państwowego i poczucia narodowej tożsamości.

Wyrafinowana estetycznie forma spektaklu dość kiepsko maskowała idee przewodnie, suflowane przez profitentów prezydencji : BYCZO JEST ! JAKOŚ TO BĘDZIE ! a nawet KOCHAJMY SIĘ !

Nie są to "priorytety" odpowiednie dla kondycji Polski i Europy w roku 2011 - nie jest bowiem byczo, będzie źle, a rachunki trzeba sprawdzać, płacić i wystawiać; serce do tego niepotrzebne.

Inkrustujące misternie tkaną sieć "dobrych emocji" akcenty polityczne i jawnie propagandowe, widoczne gołym okiem w spektaklu, uprawdopodobniają hipotezę banalną, ale przerażającą, oskarżającą kierownictwo rządzącej partii o wykorzystanie imprezy mającej promować Polskę w Europie (i vice versa) dla celów trwającej już kampanii wyborczej.

Jakkolwiek daleko sięgałaby realna władza partii pana Donalda Tuska, jakiekolwiek ma on polityczne ambicje, nie wolno mu mylić interesów narodowych i interesów polskiego państwa z interesami Platformy Obywatelskiej, bo nie są one bynajmniej tożsame, a bywają sprzeczne.

Granice cynizmu i bezczelności partia Tuska dawno już przekroczyła, nie warto odwoływać się więc do norm etycznych przy ocenie kolejnego pokazu możliwości jej propagandystów i ich służb pomocniczych, ale pytać o drogę jeszcze, przed wyborami, można.

Pytam więc, dokąd zmierzał autor fotoplastikonowego kolażu wizerunków zasłużonych Polek i Polaków, lokując nieopodal Marii Skłodowskiej-Curie artystkę Nieznalską, i czy brał pod uwagę, jak może to być odebrane przez część obywateli, znającą tylko jedno, bluźniercze ich zdaniem, dokonanie owej pani, a przede wszystkim pytam, czy promować ją w ten sposób zamierzał, jako artystkę europejską, w Polsce, czy - jako artystkę polską - w Europie ?
To jest pytanie o drogę, nie kpina.

Stwierdzam, coraz bardziej przerażony, że historia i teraźniejszość Polski, jej potencjał intelektualny i kulturalny, dorobek i aspiracje, stają się sztonami w hazardowej, politycznej grze.

Kreowanie i propagowanie indyferentyzmu kulturowego jest zbrodnią porównywalną z ludobójstwem, choć trupy padają tu tylko wyjątkowo.

Nie pojmuję, dlaczego w programie mającym promować mój - bardzo europejski, doprawdy - kraj, nie było miejsca na polski folklor ani na muzykę klezmerską.

Dyskryminacja mniejszości, antysemityzm ?

O tym, czego, i kogo nie było, mógłbym napisać wiele, bo muzyka polska -od baroku po dziś- to nieprzebrany skarbiec, pełen klejnotów i cymeliów, ale jest wszak po koncercie i czas płynie nadal - w przyszłość.

Mam nadzieję, że przyjdzie taki radosny dzień, kiedy polska telewizja pokaże abonentom polską kulturę w pigułce, sporządzoną na jakąś uroczystą okazję - i że w panoramie polskich pisarzy obok Gombrowicza i Mrożka znajdzie się miejsce dla Mackiewicza, Narbutta, Hemara, Krasińskiego, może nawet Łysiaka, a usłyszeć będzie można wtedy choć jednego poloneza, krakowiaka (może być Bacewiczówny) i mazura (chyba jednak z "Halki"), jakąś nutę góralską (może być Szymanowski) i jakiś polski szlagier, choćby walca "Francois", ale też Gomółkę i Lutosławskiego, Gintrowskiego i Prońko, Lipińskiego i Wieniawskiego, piwniczne "Dezyderata" i chór ojców
dominikanów, pieśń legionową i piosenkę powstańczą, Pietrzaka i Rosiewicza..

Stop, bo zrobił się mi straszny bałagan.

Bałagan to jedyne chyba słowo w polszczyźnie, mające rodowód mongolski; widać od dawna jest nam potrzebne.

Wczorajszy koncert też tego dowiódł.

Ale ten mój bałagan jest przynajmniej polski.

O imprezie kulturalnej spod "Pekinu" powiedzieć tego nie mogę.

Mogę się tylko zadumać na aktualnością słów Wieszcza, ubolewającego ongi nad Ojczyzną - i zastanowić się, jak długo jeszcze pawie i papugi mieć będą wpływ na losy nieszczęsnego kraju nad Wisłą, w którym żyjemy - od wczoraj przepełnieni dumą z naszej, panie, prezydencji.

Tek.

Brak głosów