motłoch w przestrzeni publicznej
Wrażliwy dziennikarz z prowincjonalnego dziennika, odzyskanego niedawno za pośrednictwem pana Grzegorza Hajdarowicza przez siły postępu, zajął się był w swoim wczorajszym felietonie motłochem.
Zajmę się nim i ja, ponieważ w przeciwieństwie do redaktora K., który nie miał, nie ma i nigdy mieć nie będzie z żadnym motłochem nic wspólnego, sam bywałem elementem składowym motłochu : gawiedzi, tłumu czy pospólstwa i czuję się z nim tak związany uczuciowo, że gdyby zdrowie pozwalało ochoczo dołączyłbym do takich niepokojów społecznych, incydentów czy ekscesów jak komentowana przez pana redaktora niedawna blokada Sejmu.
Wspomniany związek uczuciowy jest, jak to z uczuciami bywa, ambiwalentny : pierwotna i zapewne silniejsza jest odraza ("ODI VULGUS PROFANUM"), ale nakładały się na nią podziw, wdzięczność i duma z poczucia przynależności do wspólnoty kiedy z obserwatora stawałem się uczestnikiem zdarzeń, i gdy mogłem wybierać, po której stanąć stronie.
Nie trzeba specjalnej subtelności żeby dostrzec istotne różnice między blokadą dróg, blokadą Sejmu, blokadą tzw. "Parady Równości" i blokadą Marszu Niepodległości, jeśli odróżnia się "Samoobronę" od "Solidarności" a "Młodzież Wszechpolską" od "Antify" czy "Kolorowej Niepodległej".
Kiedy jest się, choćby przypadkowo, akurat w tym miejscu "przestrzeni publicznej" gdzie spotykają się ci, co "swoją" stronę już wybrali, nie sposób pozostać obserwatorem; trzeba dokonać wyboru.
***
Motłoch, albo pozostańmy może przy "tłumie", choć wolałbym "pospólstwo", potrzebuje tak, jak powietrza, "przestrzeni publicznej", którą mógłby po swojemu zagospodarować; poza nią nie istnieje.
Poszczególne kawałki "przestrzeni publicznej" nadające się
do inkarnacji tłumu mają jednak administratorów, a nawet właścicieli, mogących regulować czas istnienia motłochu w określonych formach i na określonych terytoriach, drogi ewakuacji podczas jego rozpraszania i podobne parametry logistyczne - tak, jak w przypadku "EURO 2012", na które nie przyjedzie oczywiście żaden euromotłoch, ale wystarczy eurogawiedź żeby pan minister Cichocki miał o czym myśleć z najwyższą troską.
Jakie gry można rozgrywać w "przestrzeni publicznej" przy udziale pospólstwa obserwujemy od dawna, bo w czasie budowy Superstadionu i Infrastruktury nasz władca nie zaniedbywał
powinności "zajęcia ludu uroczystościami i widowiskami", zalecanego przez autora "Księcia" w r. XXI.
Każdy student (a co dopiero absolwent) historii zna zasadę "DIVIDE ET IMPERA", którą w kończącym się pono pięcioleciu rządów PO wdrażano w RP sprawniej niż dyrektywy unijne, dzięki czemu motłoch mamy pierwszorzędny i tak podzielony, że naprawdę jest na co popatrzeć w telewizji.
A "przestrzeń publiczna", wielokrotnie już przetestowana przez fachowców, przygotowana jest perfekcyjnie na kolejną inkarnację pospólstwa - i na jego podział, gdyby próbowało się wznosić ponad podziały już istniejące.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1141 odsłon
Komentarze
@Andrzej Tatkowski
19 Maja, 2012 - 16:00
A propos historii, w tym przypadku starożytnej.
Na agorze był demos, potem na forum był populus.
Circenses są i będą. Panis jeszcze jest.
A gdzie się chowa senatus? ;-)
Pozdrawiam.
PS. Kieruję do Pana pytanie: Czy przestrzeń publiczna to (po łacinie) lupanar? ;-)
senatores boni viri, senatus mala bestia
20 Maja, 2012 - 11:45
Odmowa wpuszczenia na sejmową galerię dziesięcioosobowej reprezentacji "Solidarności" z przewodniczącym tego Związku,
wbrew konstytucyjnej normie prawnej "obrady Sejmu są jawne", pokazała, jak funkcjonuje demokracja w tej części przestrzeni publicznej, nad którą pieczę sprawuje Druga Osoba w państwie (potencjalny "strażnik konstytucji").
Panuje tam, podobnie jak w lupanarze a inaczej niż na forum, ład i porządek, ale funkcje są odmienne, bo przyjemnie bywa głównie usługodawcom, a i to - nie wszystkim, i nie zawsze.
AT
Andrzej Tatkowski