Zachodzie, widzisz to i nie grzmisz?
Sam fakt, że wojna wciąż trwa oznacza, że przynajmniej jeden z jej uczestników nie osiągnął wszystkich swoich celów.
Jeśli oficjalnym celem Rosji miało być "zmuszenie do pokoju" na terytorium Osetii Południowej i Abchazji, gdzie Rosja z dumą pawia obnosiła swój mandat ONZ, to ten cel został osiągnięty w 100%. Gruzińskich wojsk w Osetii już nie ma.
Tymczasem wczoraj wieczorem rosysjkie bomby znów spadły na Tbilisi(link is external). Jaka organizacja międzynarodowa dała Rosji mandat do bombardowania Tbilisi, do zabijania cywilów? Jak brzmi oświadczenia Putina i Ławrowa o ludobójstwie i barbarzyństwie gruzińskich żołnierzy w świetle obiegających świat wiadomości o strzelaniu do dzieci(link is external) z rosyjskich samolotów, o bombardowaniach obiektów cywilnych(link is external), o moskiewskiej bezwzględnej ofensywie mimo gruzińskiego błagania o rozejm(link is external)? Na Zachodzie nikt już nie powinien mieć złudzeń co do tego, jaki charakter ma wojna na Kaukazie, i że wcale nie chodzi tutaj o pacyfikację Gruzji i obronę Osetii. Tutaj chodzi o powrót Gruzji do rosyjskiej strefy wpływów(link is external). Jeżeli Zachód nie chce umierać (kto im każe umierać? Stawką są raczej stosunki z Moskwą) zaTbilisi, to niech przynajmniej się zastanowi, czy śmierć Gruzji nie oznacza klęski dla całego Zachodu.
Ze wczorajszych doniesień z Moskwy wynika jasno, że celem Kremla jest teraz głowa Saakaszwilego(link is external). Kreml uważa, że gruziński prezydent działa nieracjonalnie i nie jest dobrym partnerem do prowadzenia rozmów pokojowych. To wersja oficjalna, oczywiście chodzi o to, aby w Tbilisi zainstalować rząd marionetkowy, który będzie tańczył jak mu Kreml zagra. To oznaczałoby koniec niepodległości Gruzji.
I nie tylko. Oznaczałoby to koniec marzeń Europy o dywersyfikacji dostaw energii, upadek najlepszego sojusznika USA w tej części świata. Nawet Chiny powinny się czuć zagrożone, bo upadek Tbilisi oznaczałby poważne wzmocnienie pozycji Kremla w Azji Środkowej(link is external), gdzie jak wiadomo toczy się chińsko-rosyjska rywalizacja. Tak więc teoretycznie na Rosję powinni naciskać dzisiaj wszyscy poważni gracze. Powinni, ale tego nie robią. USA ogranicza się do niezbyt zdecydowanych not dyplomatycznych, Europa jest jak zwykle podzielona i nieskuteczna, a dla Chin nie ma nic ważniejszego niż igrzyska olimpijskie. Gruzja została sama. Czy może liczyć na jakąkolwiek reakcję Zachodu?
Historia powinna już niejednokrotnie nauczyć Zachód, że taktyka appeasmentu, w długofalowych skutkach jest katastrofalna. Do Europejczyków bardziej niż historia przemawia jednak rosyjski kurek do rury z gazem i ropą. Jeżeli stawką za pokój i regularne dostawy energii będzie głowa Saakaszwilego i upadek niepodległej Gruzji, to takie państwa jak Niemcy czy Francja skwapliwie na to przystaną. Mamy przecież własne problemy z traktatem, imigracją i kryzysem gospodarczym, co nas obchodzi górzysty Kaukaz. Ciekawe, kiedy Zachód się opamięta? Może gdy scenariusz zacznie się powtarzać z Ukrainą, może ... nigdy?
Bartosz Wasilewski www.ego.riki.pl(link is external)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1265 odsłon