Wyobraźmy sobie, że ujawniono udział Rosji w zamachu
To co teraz napisałem poniżej to political fiction, które powstało ponad rok temu. Jeden jego fragment opublikowałem tutaj:
A drugi fragment tutaj:
(Były też może na Niepoprawni.pl ale nie mogłem sie dogrzebać)
Zwróćcie uwagę na nazwiska jakie pojawiły się przed rokiem, niektóre są dziwnie aktualne.
Jak widzicie, już wtedy coś czułem przez skórę i chociaż to brzmi dziś dziwnie, przewidywałem, że może się wydarzyć coś traumatycznego. Coś, co zagrozi Polsce niebywale, ale w konsekwencji ją obudzi i spowoduje konieczność użycia nadzwyczajnych środków. Tą cześć szczególnie poświęcam Prof. Rymkiewiczowi, FYMowi oraz Carcajou.
Ale teraz ad rem:
Wyobraźcie sobie taką sytuację (a nie jest to trudne), że GRU faktycznie dokonało zamachu 10 kwietnia br na nasz prezydencki samolot. Wskutek wewnętrznych rozgrywek w Moskwie, pełną dokumentację działań GRU (na żądanie Putina) zgromadził Szef FSB Nikołaj Pietruszew. W Polsce natomiast sprawa została ślicznie zatuszowana przez Rosjan w ten sposób, ze winą obarczono pilotów, oraz nieżyjącego Prezydenta Polski, który miał podobno wydać rozkaz „lądowania za wszelką cenę”.
Minęły miesiące, w RP nastał nowy Prezydent, a Rząd Tuska coraz usilniej próbował realizować strategię zbliżenia z Moskwą. Niestety pewnego dnia Pietruszew zniknął wraz z kompletem zeskanowanej dokumentacji , zawierającej – o zgrozo! - nie tylko szczegóły przygotowania zamachu w Smoleńsku, ale także materiały dotyczące rezydentury GRU i dawnego KGB w Polsce, zadań i działań agentury, haków, oraz roli niektórych Polaków w sprawie śmierci 96 osób.
Nie wiadomo co się stało z Nikołajem, ale kilka osób na Kremlu zaczęło się niepokoić.
Faktycznie. Dokumentacja zostaje opublikowana za jakiś czas na stronach jednej z fundamentalistycznych żydowskich organizacji i natychmiast zauważona, oraz rozkolportowana przez polskich blogerów.
Strona zostaje wprawdzie zlikwidowana już dwa dni później, ale mleko się wylało. Powoli wszystkie telewizje polskie i stacje radiowe zaczynają trąbić o niebywałym skandalu ,oraz cytować niepokojące dane dotyczące wielu polskich prominentów , a także dużej grupy posłów . „A jednak ZAMACH” ogłosiła Gazeta Wyborcza pod nagłą nieobecność naczelnego i kilku szefów działów. W Polsce zaczyna wrzeć. Kilka osób o słynnych nazwiskach popełnia samobójstwo. W tej sytuacji, na prośbę Prezydenta RP Izrael nie ma wyjścia i przekazuje kopie dokumentów do centrali NATO ,oraz polskiego MSZ. Radosław Sikorski odmawia ich przyjęcia. Paczka trafia więc bezpośrednio do BBN.
Tam trwa gorączkowa analiza autentyczności materiałów. Niezależnie tą sprawą zajmuje się także CIA.
Wygląda na to, że weryfikacja wypadła pozytywnie bo Anders Rasmussen zwołuje w trybie natychmiastowym Radę Północnoatlantycką i Komitet Planowania Obronnego, zapraszając niespodziewanie do obrad, w roli słuchacza Prezydenta Gruzji na uchodźctwie.
Tymczasem Prezydent RP Jarosław Kaczyński wystąpił z orędziem do narodu by zapobiec samosądom. Było jednak za późno, gniew był zbyt wielki. Niezależnie od tego, najbardziej tajna komórka wywiadu polskiego podlegająca BBN postanowiła, po konsultacji z Amerykanami, uruchomić śpiochów.
Zapraszam do lektury:
Zabawa była jak zwykle na poziomie.
Wjechały wanny z nagimi kobietami kąpiącymi się w szampanie.
- Panie Premierze, proszę mi umyć plecy – zawołała piękna czarnulka o azjatyckich rysach, którą postawiono najbliżej.
Putin uśmiechnął się pogodnie, chwycił szklankę wody udającej wódkę i zbliżył się tanecznym krokiem.
- Tylko plecy krasawico? Może zadbam i o inne miejsca?
Dziewczyna wstała, rozchyliła nogi i się pochyliła.
- Tam mnie trzeba szczególnie wyszorować.
Władimir Władimirowicz nigdy nie tracił panowania nad sobą i zawsze kontrolował sytuację wokół. Ale w tej jednej, nieszczęsnej sekundzie zagłębił zapamiętale swój wzrok w czeluści pudendów Miss Kamczatki.
I to go zgubiło.
Strzał był głośny i z pewnej odległości, ale Premier Rosji nie zdążył odruchowo się odchylić. Swojemu wspaniałemu refleksowi dwukrotnie zawdzięczał życie. W Monachium i Wiedniu. Ale teraz właśnie to życie nagle zgasło.
Twarz z dziurą w skroni wpadła do wanny. Rozległ się krzyk kobiety. Padł drugi strzał, to zabił się polski patriota, reprezentujący ukraiński Neftogaz.
***
Nie wiadomo, kiedy Straż Marszałkowska została rozbrojona a oskarżeni posłowie zabarykadowali się na sali obrad. Wzięto także kilku zakładników, głównie dziennikarzy-komentatorów obrad, znajdujących się wtedy na sali. Tymczasem kamery na korytarzach pokazywały niesłychany tumult, krzyczących do siebie a nawet biegających chaotycznie ludzi. Najpopularniejszy okazał się obrazek z siedzącym na schodach, kompletnie rozklejonym posłem Gowinem. Pilił papierosa i powtarzał na okrągło łapiąc się za głowę: „przyjaciele? Chuj, kurwa, nie mam już przyjaciół. Patrioci? Cioty! Polacy? Bydlaki! Przyjaciele? Chuj, nie mam już przyjaciół”. Obrazek surrealistyczny w absolutnym kontraście do tego Gowina, jakiego wszyscy znali.
- Biedny, wykorzystany, ale uczciwy człowiek - Hammer, w którym siedział szef BBNu pracował cichutko gotowy do akcji. Załoga siedziała czujnie, także wpatrzona w ekran. Jeżeli sytuacja nie zostanie szybko opanowana może być nieszczęście.
Jakby na potwierdzenie swoich myśli usłyszał w słuchawce brzdęk i odgłosy przypominające strzały. To Warszawiacy wdarli się na teren Sejmu.
- Kurwa mać, kogoś wieszają! Nie zdążymy!
***
Prezydent Dimitrij Miedwiediew podszedł do trumny i położył na niej ręce. Cała cerkiew śpiewała. Dostojny gość pochylił się by szepnąć przyjacielowi, dwukrotnemu Prezydentowi Wielkiej Rosji ostatnie słowa pożegnania. Modlitwa Patriarchy Cyryla, nabożnie wstrzymywany oddech oraz odgłosy tysięcy serc aparatczyków służb specjalnych, które były właścicielami Imperium zagłuszyły treść przekazaną tylko dla nic niesłyszących już uszu:
- I co, Wołodia pizdielcu? Co teraz, job twoju mat, mamy robić? Wszystkie kody zabrałeś ze sobą Ty i ten drugi trup. Zabiłeś nas skurwysynie. Zniszczyłeś Matuszkę Rosiję.
Przez Ciebie nieufny gnoju przegraliśmy tą wojnę zanim się rozpoczęła. Niech Cię piekło pochłonie.
Chóry znów zaśpiewały a Prezydent Rosji, z twarzą bez wyrazu, raźnym krokiem skierował się do wyjścia w nawie bocznej. Bynajmniej nie po to, by ustronnie kontemplować uroczystość. Na kremlu czekała na niego grupa smutnych i wściekłych generałów. Niedźwiedź wzdrygnął się w samochodzie. Ten łże-bohater narodowy nigdy nie przestał być zwykłym czekistą. A teraz będąc zimnym truchłem niemal zapędził swój kraj na śmietnik cywilizacji. I teraz ja muszę podkładać własny łeb i w tym śmietniku grzebać. I kto tu się okazał zwykłym rzemieślnikiem?
Przed wejściem do sali stał już jeden z generałów, Jurij Bałujewski – Szef Sztabu.
- Coś mamy – podał Prezydentowi czerwoną aktówkę. Ten przejrzał w milczeniu zawartość i rzucił nią w twarz generała.
- I to wszystko kurwa?! To ma być imperialna siła?! Tym mamy zaszachować kraik w Europie?! Z chujem się na głowy zamieniłeś? Tym nie wyciśniesz nawet wrzodu na dupie?!
Wrzaski wywabiły z sali Premiera Iwanowa.
- Jak mamy to zrobić bezmyślny idioto takimi środkami?! Jak?!
- Musimy blefować Dimitrij – wtrącił się Iwanow – i uderzyć i pomóc sobie konwencjonalnie. Czapkami ich nakryjemy.
- Alternatywa?
- Grać na zwłokę – Szef Sztabu się otrząsnał, choć wciąż twarz go piekła z upokorzenia – i próbować złamać kody. Ale jeśli nie wyjdzie nie tylko narazimy się na śmieszność, ale chińczyk będzie wiedział, że bezkarnie może nas gryźć w dupę.
- Podnieś czapkę i prowadź na naradę. Realizujemy plan Sierioży, będziemy blefować i walić na zmianę, czym tylko mamy. Aż zgnieciemy tego polskiego bękarta. Rosja musi się zachowywać jak Rosja. Mamy jeszcze Iskandery a naszych mnogo.
I jeszcze jedno, gdzie to znaleźliście?
- W zasadzie, gdyby nie okoliczności, to w komicznym miejscu: w okładce książki na strychu jego matki.
- Co w tym komicznego?
- Bo to było „Main Kampf” Panie Prezydencie. Eleganckie, rosyjskie wydanie z 1940 roku dla członków Biura Politycznego. Słyszałem o tych książkach, ale myślałem, że wszystkie przepadły po czterdziestym pierwszym. Bo z dedykacją samego Hitlera.
Dimitrij przesądny nie był. Znał jednak przebieg II Wojny Światowej. Tyle, że nie z dokumentów oficjalnych, ale z tych najtajniejszych z tajnych. Trzymanych w podziemiach Kremla. I może właśnie dlatego, zaczął mieć teraz koszmarnie złe przeczucia.
Lechu załamany i wściekły siedział za biurkiem. Rozległo się energiczne pukanie.
- Wejść do cholery! – wymamrotał Wałęsa
Drzwi się otworzyły ukazując białą postać w długim płaszczu.
- Zobacz Lechu w jak ciekawych okolicznościach się spotkaliśmy. Nie spodziewałeś się, że tak może być, prawda? Czyżby zakończyła się twoja telewizyjna umiejętność przewidywania? Możesz nie odpowiadać. Ja też w to nie wierzyłem. A jednak. Nawet nie wiesz, jakie to fascynujące być przy tym, gdy prawda nareszcie wygrywa. Widzieć jak zło stacza się w otchłań… - wysoki człowiek o białych włosach rozpiął prochowiec i usiadł.
- Ale nie przyszedłem tutaj Lechu, żeby triumfować nad Twoją marną duszą.
- Nie po to? A po co?!
- Żeby porozmawiać.
- Porozmawiać? Ty i ja? W tych okolicznościach? A cóś mi chcesz zaproponować?
- Nie przyszedłem Ci proponować. Przyszedłem porozmawiać.
- Ale, o czym do pieprzonej cholery?! Wydukaj to wreszcie.
- No jasne, że nie o fizyce – tu Kornel Morawiecki uśmiechnął się szelmowsko – ale o Noblu.
- o Noblu? Moim Noblu?
- o Twoim.
Wałęsa wstał z nerwem. Przegalopował dwie rundki, wte i we wte, obok okna depcząc zbite szyby.
- Chcecie mi zabrać Nobla?
Morawiecki spojrzał poważnie i pokręcił głową:
- Nie! Nie chcemy.
- To, o co chodzi?
- Chodzi, że go tracisz..
- Nie rozumiem i nie wiem czy chcę rozumieć. To jakaś popierdułka. Kwi kwo pro.
- Musisz mnie wysłuchać, jeżeli nie chcesz stracić wszystkiego – Pan Kornel popatrzył spokojnie – usiądź i skup się.
- Siadam i słucham.
- Nie wyłgasz się. Twój parasol ochronny został zdjęty na zawsze. Kumple siedzą w więzieniach, czekają na wyrok, niektórzy na wyrok śmierci albo wiszą na latarniach.
- Kto wisi?
- Komorowski.
- Iii… To nie żaden mój kumpel. To płotka. Nikt.
- To były Marszałek byłego Sejmu RP, łącznik pomiędzy jednymi bydlętami a drugimi. A raczej jeden z łączników – poprawił się Morawiecki.
- Nie ważne, nic mi nie zrobicie.
- Nie zrobimy? Rozejrzyj się Lechu. My nawet nie musimy robić. Wystarczy, że zdejmiemy kordon z Twojego domu. Przestałeś już być legendą dla ludzi. Zrozumieli. Od czasu ujawnienia twojej teczki i ultimatum Rosji zrozumieli wszystko.
- Zresztą – tu Morawiecki machnął ręką z rezygnacją – nie wiadomo, kogo powinieneś bardziej się bać, zdradzonych rodaków czy byłych kumpli.
- Ale co to ma do Nobla? Powiedziałeś, że przyszedłeś w sprawie mojej nagrody.
- Tak, w tej sprawie przyszedłem. By dać Ci szansę.
- Szansę? Na co? Nie gadaj do mnie zagadkami, proszę ciebie, bo tego nie lubię. Dawaj mi tu prosto z mostu.
- Możesz stracić Nobla.
- hahaha, stracić Nobla? Wiedziałem, że tego będziecie próbować. Jest dal was solą w oku od zawsze. Ale wam się nie uda. Za krótkie łapki.
- Niczego nie próbujemy. Mało, nie chcemy tego. Bo choć Nobla odebrał zdrajca, no – żona zdrajcy - to dostała go cała Solidarność. Ja cię tylko informuję, że możesz stracić Nobla.
- Zdrajca? Nie mów tak do mnie! Wynoś się! Jeszcze niedawno mogliście mi, co najwyżej buty czyścić.
- Nazywam sprawy po imieniu. Dziś to już nie rok 2008. Dziś zdradę nazywamy zdradą.
- Zamknij się. Jeżeli chcesz ze mną rozmawiać to daruj sobie te wyzwiska.
- „nie chcem, ale muszem” – zaśmiał się Pan Kornel – Ale wróćmy do groźby utraty Nobla...
- To jakieś gówno kurwa. Szykany i naciski na mnie. Szantaż chorych z nienawiści kaczorów i reszty „gwiazdorów”.
- Nic nie rozumiesz. Sprawy już są niezależne od nas. Możesz stracić Nobla decyzją samych Szwedów.
- Że jak? Co Ty pieprzysz? Co mają do tego Szwedzi?
- Racja, przejęzyczenie. Pokojową Nagrodę Nobla przyznają Norwegowie. I dziś Norweski Komitet Noblowski uległ rozwiązaniu.
- Jak to? Kurwa. Chyba nie przeze mnie?
- Możesz być dumny. Megalomanie. Miedzy innymi przez Ciebie.
Człowiek-była-legenda siadł zrezygnowany.
- Mów.
- Wiesz kto to jest Nikołaj Patruszew?
- Wiem.
- Były szef ruskiego FSB. Wiesz, co to jest archiwum Patruszewa?
- Wiem. Ja cholernie dużo wiem.
- Właśnie. Widzisz, te 120 tysięcy stron akt, które zgromadził na temat rezydencji KGB, FSB i GRU w Polsce, i które JAK WIESZ są jednym ze źródeł twojej dzisiejszej sytuacji… - tu zwiesił głos - … w działce poświęconej tobie, zawierają dokumenty dowodzące agenturalnych powiązań większości członków Norweskiego Komitetu Noblowskiego.
- To zabrać Noble wszystkim, nie tylko mnie.
- Ale tylko w twoim przypadku został wydany im rozkaz byś Nobla dostał.
- Co ty gadasz?! Wy wszyscy się na łby pozamienialiście chyba. Przecież Kiszczak i jego SB próbowali mnie skompromitować przed Sztokholmem. Tyle wysłali papierów żebym go nie dostał, że aż przesunięto Nobla dla mnie o rok. To jakieś kolejne fałszywki. Do kibla można to wszystko wyrzucić.
- SB rzeczywiście naciskało. Dostali taki rozkaz z KGB. Chodziło oto by Cię uwiarygodnić. By można było tą kartą zagrać za parę lat. Tak jak udawanym zamachem na ciebie. Ale chodziło tez o coś więcej. By ich Norwescy agenci byli kryci, że podejmują decyzje pomimo nacisków służb komunistycznych. Poza tym, ja sądzę, że Kiszczak nic nie wiedział o operacji KGB w komitecie..
- I przez to wszystko zabiorą mi teraz Nobla? Wolne żarty, nigdy tego nie zrobiono.
- I to będzie ten pierwszy raz. Fredrik Heffermehl jest bardzo zdeterminowany by zmazać tą hańbę. Bo działając na rozkaz zbrodniczej organizacji sowieckiej Komitet Norweski się zhańbił. Fredrik już doprowadził dzisiaj do rozwiązania komitetu. Teraz zapowiada dwa ruchy. Powrót do wytycznych Alfreda Nobla - po 70 latach - i uznanie Pokojowej Nagrody Nobla z 1983 r. za NIE PRZYZNANĄ.
- Co?!
- Zabiorą Ci go Lechu. I całą twoją legendę światową. To już nie kompromitacja na skalę jednego kraju (w którym lubiłeś brylować, ale który miałeś w dupie) ale kompletna katastrofa. Dla ciebie i Twojej rodziny. Twoje nazwisko będzie od dzisiaj w historii świata wyjątkowe – będzie kojarzone z największym przekrętem i hańbą. Nikt nie pamięta dokładnie, kiedy i kto dostał Nobla, ale ten jeden przypadek zabrania Nagrody będzie znany zawsze. Każde dziecko będzie się o nim uczyć w Ameryce, w Europie, w Australii i w biednej Afryce. I nie tylko. Będą się uczyć też - rzecz jasna - dlaczego ci zabrano. Co żeś zrobił. Założę się, że będzie przy tym i o śmierci Popiełuszki, i o Stanie Wojennym, i o narkotykach.
- o jakich narkotykach? To Mietek nie ja.
Kornel Morawiecki popatrzył smutno na upadłego człowieka.
- Zabiorą ci go Lechu i cię zniszczą. Postawią obok nazistów. Na zawsze.
…..
- Zwłaszcza, że żyjesz.
- Żyję?
- Umarłemu się Nobla nie daje, ale i nie można mu zabrać.
- To mnie zabij.
Morawiecki wstał i zapiął płaszcz.
- My Cię nie zabijemy. Chronimy by postawić przed sądem. Byś zaczął mówić. Sypać i wyjaśniać. Dostaniesz dożywocie albo 25 lat, ale będziesz żył.
-, Więc co proponujesz?
- Ja tu nie przyszedłem by proponować, przyszedłem by ci nakreślić sytuację. To nasza jałmużna dla Ciebie. Miłosierdzie, na jakie zasługujesz, za te kilka chwil nadziei, jakie dałeś kiedyś narodowi. Za te wąsy.
- Ty durny bojowniku o wolność. Barani łbie od konspiracji. Co ty wiesz..
- Kłopot z tym, że Ty nigdy o wolność nie walczyłeś. Zawsze wykonywałeś polecenia i kreowałeś siebie. Koniec rozmowy.
- Kornelu… proszę Cię..
- Wychodzę i nie wrócę. Za 20 minut wkroczy tu Szef Sztabu Generalnego by cię osobiście aresztować. Za 20 minut wyjdziesz stąd w kajdankach i na oczach kamer z całego świata.
- Kornelu, jeszcze jedno…
- Byle szybko
- Kto jest teraz Szefem Sztabu?
- Generał Dorf
- Dorf…Viritim… O kur..
Dalszej części wywodu gość nie usłyszał, bo wyszedł żwawym krokiem i drzwi się zatrzasnęły.
- Ile mu Pan dał?
- 20 minut. Tak jak się umawialiśmy.
- Co zrobi?
- Nie wiem. I przyznam się szczerze, że ta osoba już mnie zupełnie nie interesuje
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4963 odsłony
Komentarze
ŁŁazarzu! jeśli już poczuliby linkę ! to co by wybrali? Proszek
25 Maja, 2010 - 22:20
czy ...drabinkę!?
pzdr
antysalon
Putin morderca
25 Maja, 2010 - 23:04
Po co klepać, Polacy już wiedzą kim jest kierownik putin, kim jest podkierownik tusk. Temat zależy od prawdy, prawdy w Smoleńsku, z dnia 10 kwietnia 2010 , prawdy premedytowanej przez polski rząd, rząd zdrajców i bandytów, sprzedawców Polski, za plugawe ruble albo inne złotówki.
Do putina: mnie zabijesz łatwiej, bo nie mam nazwiska.
Bóg-Honor-Ojczyzna
Bóg-Honor-Ojczyzna
SJ - jeżeli Polacy wiedzą to skąd tylu zwolenników Komóra?
26 Maja, 2010 - 12:15
Nie jest tak fajnie. Dlatego pisać warto. Warto też dyskutować. Tak by było ciekawie, przyciągało uwagę i nie dało sie zbagatelizować.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Antysalonie - a kto by sie tam ich pytał...
26 Maja, 2010 - 12:12
Mam takie marzenie, że te krzywdy kiedyś zostaną właśnie tak nagrodzone, Polacy się obudzą z marazmu popeerelowskiego, a przyszły kolaborant zanim pomysli o zdradzie będzie miał w pamięci co go może czekać. Teraz jest bardzo demotywująca świadomosć bezkarności. A przy tym granice tak się szubrawcom zatarły, że nie zastanawiają się gdzie kończy się przekret a zaczyna zbrodnia stanu. To by ich zmusiło do myslenia oraz nadało Polakom status szacunku i powagi. Naród który potrafi być tak samo groźny jak wielkoduszny jest zawsze szanowany. Trzeba pokazać grozę, tego zęba, by przestać wychodzić w świecie na frajerów.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Re: ŁŁazarzu! jeśli już poczuliby linkę ! to co by wybrali? Pros
26 Maja, 2010 - 14:04
To był zamach – mówią eksperci polski i niemiecki - Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, potwierdza niemal ze stuprocentową pewnością tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu. Oznaczałoby to, że Lech Kaczyński z małżonką i pozostałe 94 osoby na pokładzie zostały zamordowane. Raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), zaprezentowany w Moskwie przed kamerami telewizyjnymi, za katastrofę pod Smoleńskiem obarcza winą polskich pilotów, pozostawiając przy tym miejsce dla domysłów, że załoga uległa naciskom któregoś z pasażerów"Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła – w czasie lotu nie doszło do aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie, niesprawności urządzeń technicznych samolotu. Silniki pracowały do samego zderzenia z ziemią. (...) Ustalono, ze w kabinie znajdowały się osoby niebędące członkami załogi. Głos jednej z nich dokładnie zidentyfikowano, głos innej (lub innych) poddawany jest dodatkowej identyfikacji przez stronę polską. Jest to ważne dla śledztwa" – czytamy w dokumencie. Ale mimo ogólnikowego charakteru i rażącej jednostronności w raporcie znalazły się istotne informacje, które podważają wersję Rosjan, wskazując przy tym, że tragiczna śmierć 96 Polaków – w tym prezydenta RP – wcale nie była konsekwencją nieszczęśliwego wypadku.
Kto zmylił autopilota?
Z raportu rosyjskiego MAK wynika przede wszystkim, że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Co ciekawe, informacji tej nie podano podczas konferencji prasowej; znajdowała się ona tylko w pisemnej wersji dokumentu. "Wyłączenie pilota automatycznego w płaszczyźnie wzdłużnej i automatycznego regulatora ciągu nastąpiło przy próbie odejścia na drugi krąg odpowiednio na 5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą (drzewem), które zapoczątkowało niszczenie konstrukcji samolotu" – informują autorzy raportu. To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych (na GPS opiera się zresztą cały nowoczesny "flight management system", w którym zintegrowane są urządzenia nawigacyjne, podłączone do komputera pokładowego). Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, leżące obok siebie tzw. waypoints: 10 km przed pasem – wysokość 500 m, 8 km – 400 m, 6 km – 300 m, 4 km – 200 m, 2 km – 100 m – ten ostatni punkt to tzw. punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasa startowego, to musi zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że można to zrobić w sekundę, jednym ruchem ręki. Należy zaznaczyć, że waypoints przy lądowaniu są określone inaczej dla każdego typu maszyny i nie mają nic wspólnego z tym, gdzie lądujemy. Dziennik "Fakt", powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią piloci – dotąd spokojni – zaczęli wołać: "Daj drugi... W drugą!". Musiał być to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w złym miejscu i na złej wysokości – prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą się tam antenę NDB lub – jak czytamy w raporcie – uderzyli w drzewo. Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Czy byli samobójcami? Dlaczego nie reagowali na wskazania urządzeń pokładowych, które – jeśli działały bez zarzutu, jak twierdzą Rosjanie – musiały informować ich, że są na wysokości 100, a potem 70 czy 20 m? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych z komputera pokładowego, a piloci myśleli, że są znacznie wyżej. Strąceni fałszywym sygnałem - To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem sygnał GPS w Tu-154 był zakłócony – co doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej (160 m w lewo od osi pasa startowego oraz szacunkowo 80 m w pionie) – jest oczywiste. Inteligentną metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi samolotu. Od razu podkreślmy, że nie jest to żadna fantastyczna technika z filmów o Jamesie Bondzie: od czasu zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku na World Trade Center meaconingu używa się w prawie wszystkich krajach świata m.in. do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np. elektrownie atomowe czy obiekty rządowe (np. w razie ataku rakietowego). W przypadku Tu-154 podchodzącego właśnie do lądowania wystarczyłoby niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można „ustawić” z precyzją do 0,3 m, a do zaburzenia prawidłowego działania może dojść ze źródła oddalonego nawet o kilkadziesiąt kilometrów od samolotu. Technicznie możliwe jest również zmylenie wysokościomierza radiowego. Gdyby dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego (Rosjanie nie poinformowali dotychczas, jakie ciśnienie podali dowódcy tupolewa), załoga samolotu była – nawet przy dużo lepszej widoczności niż ta, która panowała w Smoleńsku – bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj – rozległa niecka – stanowiło dodatkową gwarancję powodzenia ataku. Wskazania wysokości przez GPS i innych urządzeń nie były prawidłowe, ale mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów o odległości samolotu od gruntu). Jego sygnał ostrzegawczy włącza się, gdy samolot schodzi poniżej 666 m (2000 stóp) nad ziemią. Piloci zignorowali ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się ląduje) i lecieli dalej, oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy (zgodnie z procedurami pilot miał prawo podchodzić do wysokości decyzyjnej i dopiero wtedy podjąć decyzję o kontynuacji lub zaniechaniu manewru). Problem w tym, że EGWPS także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się, więc nie 100, lecz 5 m nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa startowego...Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji. Samolot zaczął "nurkować", zanim piloci przeszli na ręczne sterowanie, co oznacza, że albo doszło do awarii autopilota, albo celowego zakłócania. Komisja nie stwierdziła awarii, poza tym urządzenie będące tyle lat w eksploatacji raczej nie powinno mieć takich niespodziewanych awarii. I nie może tu być mowy – jak sugerowali niektórzy dziennikarze – o jakimś innym wytłumaczeniu, jak np. pomyłce przy wprowadzaniu danych o ciśnieniu, spowodowanej stosowaniem innych jednostek w Rosji. Zarówno qnh, qfe, pascale czy mmHg są wartościami standardowymi stosowanymi na całym świecie. Oprogramowanie używane w komputerach pokładowych jest przystosowane do analizy poprawności wprowadzanych danych właśnie ze względu na ryzyko pomyłki. Jak dojść do prawdy - Wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie uzyskać dowody wyjaśniające, kto i jak doprowadził do katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Zastanawiające, że dane, które mogłyby zaprzeczyć zarówno prezentowanej na łamach "GP" hipotezie o możliwości eksplozji w Tu-154 (przy czym teza o wybuchu nie wyklucza wcześniejszego zmylenia załogi poprzez meaconing!), jak i naszym ustaleniom – znajdują się, w rękach Rosjan, którzy nie chcą lub przez długi czas nie chcieli udostępnić ich stronie polskiej. Gruntownej analizie poddano jedynie same przyrządy nawigacyjne, a także urządzenia TAWS, które nie zawierają informacji o sygnale GPS, w związku z czym są bezużyteczne przy weryfikacji hipotezy o zakłóceniu sygnału satelitarnego.
Atak na przyrządy nawigacyjne można bowiem stwierdzić wyłącznie przez analizę czarnych skrzynek, a dokładniej: jednego z parametrów zapisanych w jednym z rejestratorów. Niestety, czarne skrzynki to tylko lepiej lub gorzej zabezpieczone nośniki i usunięcie śladów meaconingu – zwłaszcza dla służb znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów – nie jest trudnym zadaniem. Wystarczy, żeby ingerującym w zawartość rejestratorów nikt przez kilka godzin, a tym bardziej przez kilka tygodni nie przeszkadzał. Marek Strassenburg Kleciak, Hans Dodel -
Marek Strassenburg Kleciak – pracujący w Niemczech polski specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji; wygłaszał prelekcje m.in. na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium i w Instytucie Faunhoferea w Darmstadt; doradca niemieckich organów administracji państwowej.
Hans Dodel – niemiecki ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki "Satellitennavigation". Historia lubi się, powtarzać?
19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się, 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed upadkiem. Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu. Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu. Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy – to, co wydarzyło się, 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem. Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.
Re: ŁŁazarzu! jeśli już poczuliby linkę ! to co by wybrali? Pros
26 Maja, 2010 - 14:04
To był zamach – mówią eksperci polski i niemiecki - Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, potwierdza niemal ze stuprocentową pewnością tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu. Oznaczałoby to, że Lech Kaczyński z małżonką i pozostałe 94 osoby na pokładzie zostały zamordowane. Raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), zaprezentowany w Moskwie przed kamerami telewizyjnymi, za katastrofę pod Smoleńskiem obarcza winą polskich pilotów, pozostawiając przy tym miejsce dla domysłów, że załoga uległa naciskom któregoś z pasażerów"Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła – w czasie lotu nie doszło do aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie, niesprawności urządzeń technicznych samolotu. Silniki pracowały do samego zderzenia z ziemią. (...) Ustalono, ze w kabinie znajdowały się osoby niebędące członkami załogi. Głos jednej z nich dokładnie zidentyfikowano, głos innej (lub innych) poddawany jest dodatkowej identyfikacji przez stronę polską. Jest to ważne dla śledztwa" – czytamy w dokumencie. Ale mimo ogólnikowego charakteru i rażącej jednostronności w raporcie znalazły się istotne informacje, które podważają wersję Rosjan, wskazując przy tym, że tragiczna śmierć 96 Polaków – w tym prezydenta RP – wcale nie była konsekwencją nieszczęśliwego wypadku.
Kto zmylił autopilota?
Z raportu rosyjskiego MAK wynika przede wszystkim, że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Co ciekawe, informacji tej nie podano podczas konferencji prasowej; znajdowała się ona tylko w pisemnej wersji dokumentu. "Wyłączenie pilota automatycznego w płaszczyźnie wzdłużnej i automatycznego regulatora ciągu nastąpiło przy próbie odejścia na drugi krąg odpowiednio na 5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą (drzewem), które zapoczątkowało niszczenie konstrukcji samolotu" – informują autorzy raportu. To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych (na GPS opiera się zresztą cały nowoczesny "flight management system", w którym zintegrowane są urządzenia nawigacyjne, podłączone do komputera pokładowego). Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, leżące obok siebie tzw. waypoints: 10 km przed pasem – wysokość 500 m, 8 km – 400 m, 6 km – 300 m, 4 km – 200 m, 2 km – 100 m – ten ostatni punkt to tzw. punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasa startowego, to musi zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że można to zrobić w sekundę, jednym ruchem ręki. Należy zaznaczyć, że waypoints przy lądowaniu są określone inaczej dla każdego typu maszyny i nie mają nic wspólnego z tym, gdzie lądujemy. Dziennik "Fakt", powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią piloci – dotąd spokojni – zaczęli wołać: "Daj drugi... W drugą!". Musiał być to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w złym miejscu i na złej wysokości – prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą się tam antenę NDB lub – jak czytamy w raporcie – uderzyli w drzewo. Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Czy byli samobójcami? Dlaczego nie reagowali na wskazania urządzeń pokładowych, które – jeśli działały bez zarzutu, jak twierdzą Rosjanie – musiały informować ich, że są na wysokości 100, a potem 70 czy 20 m? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych z komputera pokładowego, a piloci myśleli, że są znacznie wyżej. Strąceni fałszywym sygnałem - To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem sygnał GPS w Tu-154 był zakłócony – co doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej (160 m w lewo od osi pasa startowego oraz szacunkowo 80 m w pionie) – jest oczywiste. Inteligentną metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi samolotu. Od razu podkreślmy, że nie jest to żadna fantastyczna technika z filmów o Jamesie Bondzie: od czasu zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku na World Trade Center meaconingu używa się w prawie wszystkich krajach świata m.in. do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np. elektrownie atomowe czy obiekty rządowe (np. w razie ataku rakietowego). W przypadku Tu-154 podchodzącego właśnie do lądowania wystarczyłoby niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można „ustawić” z precyzją do 0,3 m, a do zaburzenia prawidłowego działania może dojść ze źródła oddalonego nawet o kilkadziesiąt kilometrów od samolotu. Technicznie możliwe jest również zmylenie wysokościomierza radiowego. Gdyby dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego (Rosjanie nie poinformowali dotychczas, jakie ciśnienie podali dowódcy tupolewa), załoga samolotu była – nawet przy dużo lepszej widoczności niż ta, która panowała w Smoleńsku – bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj – rozległa niecka – stanowiło dodatkową gwarancję powodzenia ataku. Wskazania wysokości przez GPS i innych urządzeń nie były prawidłowe, ale mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów o odległości samolotu od gruntu). Jego sygnał ostrzegawczy włącza się, gdy samolot schodzi poniżej 666 m (2000 stóp) nad ziemią. Piloci zignorowali ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się ląduje) i lecieli dalej, oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy (zgodnie z procedurami pilot miał prawo podchodzić do wysokości decyzyjnej i dopiero wtedy podjąć decyzję o kontynuacji lub zaniechaniu manewru). Problem w tym, że EGWPS także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się, więc nie 100, lecz 5 m nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa startowego...Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji. Samolot zaczął "nurkować", zanim piloci przeszli na ręczne sterowanie, co oznacza, że albo doszło do awarii autopilota, albo celowego zakłócania. Komisja nie stwierdziła awarii, poza tym urządzenie będące tyle lat w eksploatacji raczej nie powinno mieć takich niespodziewanych awarii. I nie może tu być mowy – jak sugerowali niektórzy dziennikarze – o jakimś innym wytłumaczeniu, jak np. pomyłce przy wprowadzaniu danych o ciśnieniu, spowodowanej stosowaniem innych jednostek w Rosji. Zarówno qnh, qfe, pascale czy mmHg są wartościami standardowymi stosowanymi na całym świecie. Oprogramowanie używane w komputerach pokładowych jest przystosowane do analizy poprawności wprowadzanych danych właśnie ze względu na ryzyko pomyłki. Jak dojść do prawdy - Wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie uzyskać dowody wyjaśniające, kto i jak doprowadził do katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Zastanawiające, że dane, które mogłyby zaprzeczyć zarówno prezentowanej na łamach "GP" hipotezie o możliwości eksplozji w Tu-154 (przy czym teza o wybuchu nie wyklucza wcześniejszego zmylenia załogi poprzez meaconing!), jak i naszym ustaleniom – znajdują się, w rękach Rosjan, którzy nie chcą lub przez długi czas nie chcieli udostępnić ich stronie polskiej. Gruntownej analizie poddano jedynie same przyrządy nawigacyjne, a także urządzenia TAWS, które nie zawierają informacji o sygnale GPS, w związku z czym są bezużyteczne przy weryfikacji hipotezy o zakłóceniu sygnału satelitarnego.
Atak na przyrządy nawigacyjne można bowiem stwierdzić wyłącznie przez analizę czarnych skrzynek, a dokładniej: jednego z parametrów zapisanych w jednym z rejestratorów. Niestety, czarne skrzynki to tylko lepiej lub gorzej zabezpieczone nośniki i usunięcie śladów meaconingu – zwłaszcza dla służb znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów – nie jest trudnym zadaniem. Wystarczy, żeby ingerującym w zawartość rejestratorów nikt przez kilka godzin, a tym bardziej przez kilka tygodni nie przeszkadzał. Marek Strassenburg Kleciak, Hans Dodel -
Marek Strassenburg Kleciak – pracujący w Niemczech polski specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji; wygłaszał prelekcje m.in. na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium i w Instytucie Faunhoferea w Darmstadt; doradca niemieckich organów administracji państwowej.
Hans Dodel – niemiecki ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki "Satellitennavigation". Historia lubi się, powtarzać?
19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się, 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed upadkiem. Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu. Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu. Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy – to, co wydarzyło się, 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem. Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.
Znam ten artykuł z GaPola
26 Maja, 2010 - 15:46
Zastanawiam sie jednak nad motywami tych wszystkich co ukrywaja prawdę i nami manipulują. Myślę, że u większości to juz nie jakaś gra ale pierwotny strach.
Dlatego starałem się zobrazować czego oni wszyscy tak sie boją.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Re: Wyobraźmy sobie, że ujawniono udział Rosji w zamachu
26 Maja, 2010 - 00:05
To jest bez wątpienia jeden z najlepszych tekstów, jakie czytałem na Niepoprawnych.
Ja, jako urodzony w 1989 roku, młody jestem, ale co myślę, to napiszę.
Nie życzę sobie w tym kraju samosądów - uważam, że wszystkim zdrajcom należy się sprawiedliwy sąd, ale, wybaczcie, samo wypłynięcie CAŁEJ prawdy na wierzch i święte oburzenie przebudzonego Narodu prawdziwie poprawiło mi nastrój.
Co do dokumentów, to stosowne na pewno wciąż gdzieś na świecie (w Rosji) istnieją. Cechą biurokracji komunistycznej jest, że im bardziej skandaliczny czyn, tym skrupulatniej jest archiwizowany. Da Bóg, módlmy się o to, by znalazł się sprawiedliwy generał KGB/FSB którego będzie gryzło sumienie, a który wszystkie te materiały (ale na prawdę wszystkie) udostępni całemu światu za jednym razem. Jak bardzo bym chciał, by CAŁA prawda ujawniona została jeszcze w tym roku, by stało się to już teraz, by ofiara Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie poszła na marne!
"Z pokoleń trudu, z ofiarnej krwi
Zwycięskiej chwały nadejdą dni.
Dopomóż Boże
I wytrwać daj!
Tu nasze miejsce,
To nasz kraj!"
Fulgor - "jeden z najlepszych tekstów"? Dzięki za pochwałę
26 Maja, 2010 - 11:59
Przyznam, że nie tyle miałem na myśli jakiegoś prominenta KGB którego gryzło sumienie ile jakiegoś agenta KGB uprowadzonego/zaszantażowanego/zwerbowanego przez innego agenta niewiadomo skąd.
Próbowałem tym teksem rozpocząć dyskusję na temat jak powinni/ zachować się Polacy,n jak p[owinna zachować się Polska, Jej sojusznicy, Świat oraz sami Rosjanie w przypadku gdy bezdyskusyjnie zostałby ujawniony fak przygotowywania zamachu smoleńskiego Przez Rosję.
Myślę, że nie doszłoby do aktu militarnego ze strony NATO ale nacisk dyplomatyczny, ekonomiczny i etyczny byłby taki ze wszystkich stron, że doprowadziłoby to do burzliwego przewrotu w Rosji a może nawet do rozpadu WNP. Bo kto chce być kojarzony z jawnymi bandytami?
Polacy natomiast pewnie by zareagowali tak jak opisałem. Tez jestem zazwyczaj przeciwnikiem samosądów ale może tez jest tak, jak twierdzi Rymkiewicz w "Wieszaniu" i w swoich wywiadach, że żeby faktycznie wyjść z komunizmu (przy skali tegoż komunizmu zbrodni i perfidii) powinno się jednak odbyć wieszanie zdrajców i zbrodniarzy. Choćby (a może najlepiej) spontaniczne.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Dobre!
26 Maja, 2010 - 12:13
Szkoda tylko, że FSB jest za cwane na taki sposób postępowania.
Bez kropki - nie popełnia błędów kto nie robi nic
26 Maja, 2010 - 12:19
A że FSB wiele robi i nigdy nie wiadomo co jest w jej interesie to fakt. Poza tym w świecie szpiegów zdarzaja się uprowadzenia, przewerbunki i zwykłe wtopy.
Pamietasz Kuklińskiego? Przerobił na szaro całe KGB i GRU wzięte razem z ich satelitami. Można było? Kwestia własciwego człowieka na własciwym miejscu
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Eeee tam, zawsze wiadomo, co
26 Maja, 2010 - 12:32
było, jest i będzie celem KGB/FSB/następcy:) - Interes Rosji i ich własny:) Patrz np. kierownictwo Norylskniklu, "ruły" północnej i Gazpromu:) Albo i sama neoimperialna polityka Rosji:).
Wg mnie tu nie ma wielkiej filozofii:).
Pozdrawiam
bez kropki - nie oto mi chodziło
26 Maja, 2010 - 15:43
Ale co iskrzy pomiędzy GRU a FSB. Jaką świnię są gotowi sobie podłożyć.
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Pozdrawiam
ŁŁ
Ps. Czujcie się zaproszeni do serwisu społecznościowego dla fachowców: hey-ho.pl
Re: bez kropki - nie oto mi chodziło
26 Maja, 2010 - 19:29
Nawet jeśli, to IMHO są to tylko osobiste gierki/animozje (które i tak przekraczają nasze możliwości, że tak powiem informacyjne). Bo jeżeli chodzi o imponderabilia;), to akurat obie w/w organizacje grają do jednej bramki.