Po linii najmniejszego oporu

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Kultura

Pod tekstami omawiającymi twórczość Szymborskiej, poetki rozpoznawalnej na świecie, cenionej za głębię i zaskakującą precyzję sformułowań, wydawanej w milionach egzemplarzy, znajdowałem koszmarne wybroczyny internetowej myśli w rodzaju: „ale płytka nędza! Ja takie bzdety piszę w kiblu”

Z ciekawości zaglądałem na tak zwany profil komentatorskiej łajzy, bo chciałem się przekonać, jak sama pisze, bo zakładałem, że skoro tak surowo ocenia poetkę, to z pewnością ma ku temu jakieś powody, no i że robi to o niebo lepiej. Lecz choć pilnie czytałem wszelkie jej teksty i ciągle miałem nadzieję, że potwierdzi swoją maestrię, nic takiego się nie stało; każdy opublikowany przez nią wyrób grzeszył truizmami.

Albo obezwładniał czytelnika pornograficznymi pomyjami po Gretkowskiej, np. o frapujących przygodach męskich odnóży w pochwie. Ale, o dziwo, pod tymi głupkowatymi produktami czytałem huraganowe zachwyty i histeryczne uwielbienia, niemal modlitewne prośby o dalsze pisanie w tak doskonałym stylu.

W akantowym tekście z ubiegłego roku Ariana Nagórska** broniła dobrego imienia Jakuba Wojciechowskiego, pisarza-samouka odkrytego przez Boya Żeleńskiego, bezczelnie, zawistnie i bezpodstawnie zaatakowanego przez jakiegoś durnia z nuworyszowskim tytułem magistra. I co? I jajco: do tej pory nic się nie dzieje.

Cóż, powiedzieć można: de gustibus… Można też powiedzieć WON!

Sztuka nigdy nie była udziałem mas, tylko wąskiego grona pasjonatów piękna. Natomiast sztuka naśladowcy artysty, hulała i nadal hula po świadomości ludzi niezdolnych do krytycznego spojrzenia na własny dorobek, wierzących, że być Chopinem, Wyspiańskim, Norwidem lub Szymborską, to nic wielkiego i byle patałach może rżnąć geniusza.
*
Od pierwszego zdania zaczyna się niszczenie zwolenników obecnego stylu życia. A im dalej, tym gorzej, jestem więc w stanie wyobrazić sobie ich oburzenie z powodu dalszego ciągu mniam-mniam-tekstu Tadeusza Sobieraja*, artykułu przeciwstawiającego geniusza – pozostałym vice-wybitnym stanowiącym awangardę ariergardy: małostkowy tłum statystów z niegramotnymi halabardami.

Geniusz, to według Autora - introwertyk, osobnik bardzo pojedynczy, zawzięty w dążeniu do celu, zazwyczaj samotny kiej pies. Samotny jednak z własnego wyboru. Nie ustanawia grup czy szkół, nie wlecze za sobą wniebowziętej ciżby akolitów i koncelebrantów, nie podlizuje się komukolwiek, krótko mówiąc, nie wznosi bałwochwalczych ambon z teoriami, kierunkami, tendencjami, chwilowymi paradygmatami.

No i osobny jest z przyczyny zażartej niechęci współczesnych: wolny od uczestnictwa w silnej, a zawistnej grupie patałachów pióra, pędzla czy dłuta. Że zaś bez ustanku para się myśleniem w kategoriach wykwintnych i ekskluzywnych, nie uczestniczy w salonowych mszach obfitujących w twórczą niemoc.

Obce mu są papuzie mody, zasiadanie i błyszczenie wśród salonowych puf, z ochotą stroni od zadawania szyku i brylowania w glorii, zalatują mu wstrętem groteskowe galerie i minoderyjne piwnice o jazgoczących poglądach na sztukę bez sztuki. Kroczy własną, niebełkotliwą drogą przecierając szlak. W ciszy i skupieniu odwala żmudną robotę nieznanego artysty; być może, gdy już dokona żywota i wyprzedzi żółwią epokę, jego truchło znajdzie się jakimś cudem na pegazowym świeczniku dla nieśmiertelnych. Na razie sam sobie jest sterem, żeglarzem i marnym księgowym z marnymi rokowaniami.

Niekiedy sądzę, że byłoby mu lepiej, gdyby nie narodził się teraz, tylko przeczekał gdzieś w rodzicielskich gonadach i objawił dopiero wtedy, gdy ucichnie nawałnica tandet, gdy świat zetrze łuski z oczu i dopadnie go opamiętanie i nastąpi rezygnacja z biegu donikąd. Bo teraz i tak nie zostanie zauważony, i tak zginie w gąszczu ciężarów ze szmiry.

To jeden biegun. Natomiast na drugim rozpiera się dychawiczna, nonszalancka, agresywna zgraja pretendentów do tytułu bezdyskusyjnego mistrza. Uzurpatorów pióra, pędzla, fabularnej kielni. To dla niej, z myślą o niej, z jej powodu narodziły się rankingi sztucznej popularności, bestsellerowe listy Autorów Tysiąclecia i Tomików Galaktyki, góry, zwały i niewypały prezentacji, wernisaży, galerii lub instalacyjnych czy fotograficznych Wystaw Jednego Sezonu lub Festiwali Ogórkowych Wydarzeń.

To za ich sprawą rosną niemiłosiernie prymitywne, lecz przekonane o swoich umiejętnościach szeregi artystycznych jętek-jednodniówek. Literackich, rzeźbiarskich, muzycznych. To przez nią topnieje językowe bogactwo, iskrzenie opisów, nikczemnieją pisarskie zasady czy elementarna znajomość podstaw i genez.

A w miejscu na zdrowy rozsądek pojawia się podwójna moralność i różnorodność względnych, koniunkturalnych form. I to tej zgrai zawdzięczamy powrót do pisma gruzełkowatego, brak uczciwości merytorycznych ocen i kociokwik w kryteriach.

Nie warto tracić na nią czasu, bo złożona jest z figur zauważalnych przejściowo: prędzej czy później przeminie jak Putrament i jego dworzanie. Warto natomiast zastanowić się, dlaczego lansowane przez nią poglądy zwyciężają. Odnoszą tryumfy i zawłaszczają profity od zawsze po wciąż. Co takiego drzemie w społeczeństwach, że nie umiemy wyjść z zaklętego kręgu inercji i łatwizny.

Dla mnie odpowiedzią jest nasze dążenie do wygody, stadny pęd do osiągania bezwysiłkowego szczęścia po wszelkich możebnych trupach. Dla mnie winny temu zjawisku jest obecny, oszalały, nie ludzki, ale komercyjny POSTĘP-NA- SKRÓTY.
*
Na czym polega POSTĘP? Na dzięciolim wykuwaniu obywatelskiej pomyślności, na nieegoistycznym pragnieniu powszechnego dobra, na dalekowzrocznym rozumieniu, czym jest. Tak po sprawiedliwości, bez utopijnego bredzenia i nawiedzonej pląsawicy sprzecznych argumentów. Dlaczego? A choćby po to, by nam dobrobyty i samopoczucia obrastały w pewność, że istniejemy nie po to, by się nażreć byle czego, stworzyć byle co i zejść byle jak.

Tymczasem możemy zaobserwować proces odwrotny, postępowanie opierające się na świadomym odrzucaniu tych zdobyczy, które jeszcze nie tak dawno temu stanowiły powód do dumy. Jesteśmy świadkami regresu, nieprzerwanej cofki kompromitowanych ideałów. Lecz wbrew sabotażowym wysiłkom nieudaczników świat wciąż trzyma się krzepko i nie ginie. Mądre książki są pisane nadal, odkrywcze malunki powstają, ludzie chodzą do teatrów. Lecz jest ich za mało i nikną w buszu kiczowatych osiągnięć. Trudno do nich dotrzeć, wyłuskać rodzynki z zakalca obfitości.

Niestety, z masami nie da rady wygrać bo i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa, jak mawiają na salonach. Mało komu zależy na kulturze, a jeszcze większej mniejszości chce się użerać z lawiną bezguścia. Stado płynie z prądem i nie odczuwa takiej potrzeby, wcale nie pragnie żyć lepiej i mądrzej, tylko wygodniej i bezrefleksyjniej. Lecz jest to oportunistyczny sposób argumentowania, że TAK BYĆ MUSI. WCALE NIE MUSI, bo wiadomo, czym się skończyła urawniłowka i dyktatura proletariatu i gdzie wylądowała grupowa jednomyślność, owo szydercze echo indywidualizmu.

KTO NIE Z NAMI, TEN PRZECIWKO NAM, głosiły propagandowe slogany i oczadziałe masy dla świętego spokoju pokornie, gorliwie czy posłusznie obierały kurs na świetlaną przepaść, skwapliwie zadowalając się zwieszaniem głowy.

Racja: ”postępu nie można zatrzymać”. Ale czy rezygnacja z dążenia do jakościowo lepszego życia jest na serio POSTĘPEM? Czy nie jest to aby rejterada, powrót do przytulnych jaskiń? Czy postęp w tym rozumieniu nie oznacza kapitulanctwa? Czy ten, co protestuje, musi nazywać się pieniaczem?

Mimo że formy wyrażania myśli przechodzą odsysającą dietę, styl wkracza na wojenną ścieżkę z logiką, a kpem jest ten, komu nie zwisa i nie chlubi się tym, że ma intelektualną pryszczycę, wkurza mnie zatrważający wzrost pogłowia cymbałów, ich upiorny dyktat wobec reszty ludzi pogodzonych z klęską.

Pogodzonych? Nie dajmy się zwariować! Byliśmy przyzwyczajeni do pojmowania Faulknerowskich tasiemcowych wypowiedzi i nie męczyły nas wszelkie Prousty, Balzaki czy Joyce ze swoim jednozdaniowym, bezinterpunkcyjnym, stustronicowym monologiem Molly. Dziś wspomniani autorzy byliby nie do przyjęcia, niezgodni z przepisami na prozę lub poezję, nudni i marudni jak dziadek na przyzbie, a ich utwory byłyby pogonione w krzaki przez wydawcę nastawionego na złodziejski zysk.

Jednak bądźmy spokojni: zmieniają się tylko preferencje; taka jest kolej rzeczy i obecne pokolenia również będą mieć SWOJE SCHYŁKOWE PRIORYTETY: dwumilimetrowe teksty o nieortograficznej treści wołacza na puszczy.

• http://www.pisarze.pl/publicystyka/5315-tomasz-sobieraj-samotnosc-geniusza.html
** http://akant.org/archiwum/26-akant-stycze-2012/886-ariana-nagorska-nisza-kozioroca

Brak głosów

Komentarze

pana trafne uwagi na temat kondycji i recepcji kultury wysokiej deprecjonuje prezentowana przez pana literacka amnezja. Podobnie jak pan cenię i lubię poezję W. Szymborskiej, nie mniej jednak mam zastrzeżenia co do jej postawy ideowej i światopoglądowej. Przyszła noblistka została wylansowana przez swego politycznie zaangażowanego, po właściwej stronie, męża, pisała wiernopoddańcze wierszyki ku czci Stalina, była ulubienicą salonu, który to salon desygnował ją do literackiego Nobla. Kiedy rozgorzała dyskusja, dlaczego to Szymborska a nie Herbert nominowana do nagrody, padł absurdalny argument, iż łatwiej się ją tłumaczy na język angielski! Myślę, iż powinien pan o tym pamiętać, bądź wiedzieć. Nawet przy ogromnym talencie nikt i nic nie zwalnia artysty z tożsamości twórczej i światopoglądowej czy ideowej, z wierności własnym poglądom i postawom, zwłaszcza wtedy, kiedy występuje się w roli moralnego autorytetu! A przyzna pan, iż W. Szymborska w takim charakterze chętnie występowała. Pozdrawiam, życząc miłego dnia.

Vote up!
0
Vote down!
0

mika54

#370985

"Nawet przy ogromnym talencie nikt i nic nie zwalnia artysty z tożsamości twórczej i światopoglądowej czy ideowej, z wierności własnym poglądom i postawom, zwłaszcza wtedy, kiedy występuje się w roli moralnego autorytetu!"

Zgoda, lecz nie Szymborska była przedmiotem artykułu, tylko masowość niedouczonych elit i dominacja kulturalnego platfusa.

Jedyna wolność, którą teraz mamy, nazywa się wolnością od rozumu.

Vote up!
0
Vote down!
0

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

#371008

ooone:

Pojawia sie interesujace zagadnienie: jak traktowac dno moralne ktore ma talent?

Poza wymieniona poetka, przypomnialbym tu rowniez Cz. Milosza.

A Wajda? A tylu innych? Usunac ich tworczosc na smietnik? Czy pielegnowac, ale z koniecznym komentarzem?

Oto jest pytanie!

Vote up!
0
Vote down!
0

ooone

#370990

czy to sugestia, że wymienione osoby ponoszą winę ca stan kultury?

Jedyna wolność, którą teraz mamy, nazywa się wolnością od rozumu.

Vote up!
0
Vote down!
0

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

#371009

Pańskie ostatnie zdanie dotyczy również Pańskiej wypowiedzi. Stawia Pan Szymborską w jednym szeregu z Norwidem, Wyspiańskim i Chopinem??? Znaj proporcją mocium Panie. O Herbercie jakoś się panu zapomniało? Nobel się dziś zeszmacił, szczególnie pokojowy i literacki i zaczyna być tytułem niczym szambelan za króla Sasa. Stawia Pan tu pomniki stalinistce i marnej poetce ubierając to w szlochy nad stanem kultury. Cóż jakie "Noble" taka kultura. A Gretkowskiej nie lubię. Nie za to że jej główny przedmiotem adoracji są vaginy i okolice. To mam gdzieś, każdy artysta ma prawo mieć dowolne adoracje i sam ponosi tego konsekwencje. Nie lubię jej za to chlała z Kiszczakiem (koniak z piwem) i jeszcze się tym chwaliła w jakimś wywiadzie. 

-------------------------------------------------------------------"Wojna trwa zawsze - nie zawsze strzelają."

Vote up!
0
Vote down!
0

rumjal

#371384