Ludzie z Porlock

Obrazek użytkownika Mohair Charamassa
Idee

W historii literatury istnieje anegdota o człowieku z Porlock, intruzie, który niespodziewaną wizytą zniweczył powstający w przypływie natchnienia poemat angielskiego poety S.T. Coleridge'a. Sam poeta dowodził, że - gdyby nie ów człowiek z gminu - wizjonerski poemat rzuciłby świat na kolana i nie skończyłby się na kilkudziesięciu wersach.

Kilkunastu już takich poetów przeżyłem snujących fantasmagorie o świetlanej przyszłości. Kiedyś przecież byłem ludem pracującym, dziś jestem moherem z ciemnogrodu. Co ciekawe, niezależnie jak mnie nazywano, to ja byłem z Porlock, a oni mieli wizje – zawsze niedokończone, butwiejące utopie, mrzonki o zielonych wyspach. Gdzie jest komunizm, socjalizm z ludzką twarzą, druga Japonia, irlandzki cud? Uleciały w nicość, przyobleczone w śmieszność nierealnych bzdur...

My, ludzie z Porlock, stawaliśmy na drodze rodzimym wizjonerom, którym opium władzy pozwalało mamić nas setkami kłamstw i kłamstewek wypowiadanych przez kolejnych wieszczów. Zamiast uczciwej umowy społecznej, zezwalającej im chwilowo gospodarować naszymi marzeniami o wolnym kraju równych szans dla wszystkich, podtyka nam się zadrukowane ich nazwiskami świstki z drobnym drukiem na dole: nic z tego, porzućcie wszelką nadzieję, koniec marzeń! Z tupetem godnym zadufanego w sobie wieszcza każe się nam te świstki podpisywać in blanco. Czyż nie było tak z powszechną prywatyzacją, z systemem emerytalnym, z ustawą 67?

Istnieje teoria, że Coleridge sam wymyślił anegdotę o człowieku z Porlock by usprawiedliwić nagły atak indolencji twórczej. Inna znowu głosi, że intruzem był miejscowy listonosz. Ciekawe jaki list mu przyniósł? Może to było zwykłe wezwanie do zapłaty ...?

Może już pora by pisać wezwania do zapłaty za niespełnione obietnice?

A może … może to oni – nie my – są intruzami z Porlock?

Brak głosów

Komentarze

Nie zgadzam się! - aczkolwiek parabolę doceniam :)
czytałem za lat młodzieńczych śmieszne opowiadanko s-f. Pewnego literaturoznawcę z XXII wieku tak dręczyła zagadka człowieka z Porlock, że pokonując wszelkie biurokratyczne trudności zdołał uzyskać zgodę instytucji grantodawczej na podróż w czasie. Zaczaił się przed domem Coleridge'a i czekał. Przez wiele godzin nikt nie przyszedł, więc literaturoznawca z przyszłości nie wytrzymał, podszedł do drzwi i zadzwonił. Opowiadanie kończy sie słowami "dzrwi otworzyły się i X wiedział, że do końca życia nie zapomni wyrazu wściekłości na twarzy poety".
Więc może wezwania do zapłaty będziemy musieli wystawiać sami sobie?
Pozdrawiam
P.S. Nie chce mi się guglać w poszukiwaniu autora owego opowiadania, a przykro mi, nie pamiętam.
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#323959

No nie ... do Coleridge'a nic nie mam. On miał prawo wyśnić sobie olśniewające Xanadu - był przecież poetą. Bardziej mi chodziło o tych, którym człowiek z Porlock wyraźnie przeszkadza np. śledzenie dorsza nazwać wiekopomną misją ... :)))

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

charamassa

#323965

i nikt nie pomoże, nagle widzisz że jesteś sam 

Vote up!
0
Vote down!
0
#323978