Nadmorski wypoczynek z małżeńskim dialogiem w Wisełce na wyspie Wolin
Piątek 7 lipca ropoczynał się wspaniale. Byliśmy spakowani, a lot mieliśmy z London Stansted Airport o 14.15pm, mogliśmy zatem spokojnie zjeść śniadanie. Ze stacji metra Watford Metropolitan Station blisko Cassiobury Park odjeżdżaliśmy kilka minut po 10am. Niedługo później wystawaliśmy już na Finchley Road nie mogąc się doczekać coacha na lotnisko. W końcu przyjechał pół godziny spóźniony, ale nie mógł nas zabrać, gdyż był już zapchany. Tego się nie spodziewaliśmy! Następny również spóźniał się i zmordowani musieliśmy zmienić plany, udając się na pociąg z Tottenham Hale Station. Na szczęście mieliśmy duży zapas czasu i teraz już bez problemów, spokojnie dojechliśmy na lotnisko.
Lot i lądowanie w Szczecinie przebiegło spokojnie. Taksówką dotarliśmy na stację kolejową w Goleniowie i tam złapaliśmy pociąg relacji z Katowic do Świnoujścia przez Międzyzdroje. Tu druga taksówka. W końcu utrudzeni długą podróżą, połączeniami, samolotem, pociągiem, dotarliśmy na miejsce około godziny Apelu Jasnogórskiego. Uczestnicy naszych wymarzonych wakacji właśnie mieli meeting powitalny i organizacyjny pod letnim, dużym, zielonym namiotem. Przywitały nas miłe uśmiechy Andrzeja i Gosi Kędzierskich, animatorów z grupy Spotkania Małżeńskie Jaworzno, ks. Włodka i diakona Łukasza, czekali już na nas i zastanawiali się, jak dotrzemy do Wisełki. Następnie pomogli nam, byśmy się sprawnie zakwaterowali i zaprosili na późną kolację. Były pyszne placki ziemniaczane, choć już zimne, smakowały wybornie.
Nie lada podekscytowani pierwszymi wrażeniami, w pierwaszą noc nie bardzo mogliśmy spać, do tego plaga komarów, która ostro dała nam się we znaki. Na szczęście już drugiego dnia nasi przemili współlokatorzy, czyli Tomek i Monika Banaszkiewicz polecili nam specjalny, niedrogi spray, przeciw tym dokuczliwym owadom. Okazało się to dla nas zbawienne, skutecznie ratowało nas bowiem przed nieustannym skrobaniem się tu i ówdzie oraz niekończącą się, uciążliwą walką z komarami.
Morskie kąpiele, leśne spacery, ognisko i wiele innych
Wczesnym rankiem wyskoczyłem nad morze! Droga przez las była niedługa i rześka. Wreszcie wyszedłem na szeroką plażę. Co za widok?! Jest czym oko nasycić! Wisełka to mała miejscowość leżąca w Gminie Wolin, dziesięć kilometrów na wschód od Międzyzdrojów. Nie jest to typowy kurort, lecz mała miejscowość położona wśród sosnowych lasów na obrzeżu Wolińskiego Parku Narodowego, dlatego też jest to dobre miejsce dla osób, które nie lubią tłoku Świnoujścia, czy Międzyzdrojów i preferują ciszę i spokój. To to kilka szczegułów z ogólnodostępnych informacji. I rzeczywiście, uderzała od pierwszych chwil owa wspaniała cisza, rozdzierana jedynie rytmicznym uderzaniem fal o piaszczysty brzeg. Już byłem zadowolony!
Te osobliwie urokliwe miejsca zostały nam wcześniej polecone przez Tomka i Ewę, znajomych z grupy Spotkań Małżeńskich (SM) z parafii św. Andrzeja Boboli na Hammersmith w Londynie. Nadto sam ośrodek wypoczynkowy „Staś” jest zlokalizowany na obrzeżach samej Wisełki i przylega bezpośrednio do ściany Wolińskiego Parku Narodowego. Jest tam duży, wielofunkcyjny, wygodny dom oraz wiele małych, murowanych domków, a cały plac dość obszerny. Mają świetną kuchnię! Śniadania, obiady i kolacje wliczone w koszt turnusu, całkowicie spełniły nasze oczekiwania kulinarne. Na terenie ośrodka można korzystać z b. wielu udogodnień dla wczasowiczów, jest bowiem dwie obszerne sale, bilard, piłkarzyki, boisko do siatkówki, miejsce na grilla i bezpieczne palenisko.
Dobrze przemyślany plan dnia, pozwalał nam na praktykowanie Dialogu ze współmałżonkiem, dzielenie się przeżyciami w grupie oraz naturalnie szeroki czas wolny po obiedzie, w którym mogliśmy udać się nad upragnione morze.
Szczęście nam dopisało i przez dwa pierwsze dni (sobota i niedziela) pogoda była słoneczna i wprost zapraszała na gorącą plażę. Podobnie było we wtorek. Taki czas nad Bałtykiem i w takim miejscu jest tradycyjnie niezapomniany! Pływanie na fali i pod falę, wygrzewanie boczków na gorącym piachu, wspaniałe gofry z bitą śmietaną i owocami. Czego chcieć więcej?!
Wspólne wieczory zaś wypełnione były spotkaniami, czasem było to ognisko z biesiadowaniem, jak w niedzielę i wtorek, czasem coś innego. Ogień to żywioł i siła, szybko sprasza wokół siebie wielu chętnych, nasze ognisko sięgające nawet czterech metrów również znalazło wielu adoratorów. Nieoczekiwanie zapach płonącej sośniny i dymu sprowadził nawet dwa duże odyńce, dwa prawdziwe dziki, które w pewnym momencie wytoczyły się wolno z lasu. Bez obaw bowiem cały ośrodek otoczony jest szczelnym ogrodzeniem. Dziki tymczasem nic sobie nie robiły z chmary ciekawskich, rozkrzyczanych dzieci, które patrzyły z niedowierzaniem, my również.
Inni mieli w tym czasie ochotę na lody lub na spacer. My z żoną Marysią dla przykładu w poniedziałek po zrobieniu koniecznych zakupów, udaliśmy się zobaczyć jedną z głównych atrakcji, tych okolic jaką jest jęzioro o nazwie również „Wisełka”, w którym woda jest cieplejsza, niż w morzu. Jęzioro robi dobre wrażenie, duże, gęsto obrośnięte szuwarami, otoczone pagórkami i lasami, stwarza przyjemną aurę dla wycieczkowiczów. Największą atrakcją jest tam przystań, pełna łódek, małych jachtów i olbrzymich łabędzi i kaczorów dla dwóch osób. Wyprawa po jęziorze takim łabędziem, to badajże 25 zł za godzinę.
Następnego dnia duża część naszych wczasowiczów, wybrała się prywatnym transportem nad jęzioro turkusowe. Dwie godziny specjalną trasą robi podobno pioronjące wrażenie, tym bardziej że na mecie marszu są wspaniałe lody. Tymczasem my z żoną dobrowolnie zamieniliśmy ten punkt programu na gorącą plażę i kąpiel w spienionym morzu i nie żałowaliśmy tego wcale. W takiej atmosferze trudno było się nudzić, a czas biegnie b. szybko.
Dialog i szkoła dla rodziców oraz inne czyli dla każdego coś miłego
Nie mogło zabraknąć i modlitwy wspólnotowej. Dla chętnych dzień zaczynał się jutrznią z brewiarza, którą prowadził diakon Łukasz. Tuż przed obiadem była msza św. odprawiana przez ks. Włodzimierza Machurę, proboszcza z parafii św. Wojciecha Bp i Męczennika w Czeladź na Górnym Śląsku, a uświetniona grą diakonii muzycznej. Tuż obok ośrodka wypoczynkowego „Staś”, tylko 200 m znajduje się piękny, nowy kościół pw. św. Józefa, tam można się było modlić do woli i tam były nasze nabożeństwa. Dodatkowo przewidziany był czas na wspólnotową drogę krzyżową (niedziela), na adorację Najświętszego Sakramentu w niedalekim Domu Świętej Rodziny (poniedziałek), nabożeństwo pokutne oraz spowiedź (środa), czy rozmowy indywidualne z kapłanem, których w realu nie brakowało.
Uczestnicy naszego turnusu wakacyjnego podzieleni byli na dwie grupy tematyczne, pierwsza szkoła dla rodziców, a druga to właśnie Dialog małżeński. Zatem dla każdego coś miłego, ja z żoną Marią wybraliśmy ten drugi. Ponieważ uczestnikami naszego turnusu, były również rodziny wielodzietne, organizatorzy zadbali o sprawną opiękę nad dziećmi w czasie, gdy każdego dnia do południa trwały nasze warsztaty.
Dzieci i młodzież, każda grupa wiekowa miała swój własny, oryginalny program, który był potem krótko prezentowany, a było przy tym zawsze trochę śmiechu. Dorośli zaś mieli owe warsztaty Dialogu małżeńskiego, gdzie każdy mógł podzielić się radościami i smutkami. Tych nie mogło zabraknąć, gdyż odważnie poruszaliśmy trudne tematy, jak relecje rodzinne i małżeńskie, choćby zezwalanie tym, których kochamy na uczenie się na błędach i ponoszenie konsekwencji owych decyzji, czyli granicami owej wolności, zgodę na to, iż być może ta druga osoba nie zmieni się nigdy. I tym samym głębiej rozumieć, jak zaufać Bożej łasce.
Podczas warsztatów poszerzaliśmy również swoją wiedzę na temat temperamentów, czyli tych naszych cech wrodzonych i niezmiennych, mających ogromny wpływ na naszą komunikację w małżeństwie i w kontaktach w życiu codziennym, a pomagały nam w tym specjalne testy, które przygotowali Wojciech i Elżbieta Małeccy. Wieczorami dla chętnych nie zabrakło również praktyczynch porad małżeńskich. Dla zaineresowanych i najwytrwalszych Iwona i Krzyś Łukasik prezentowali b. skuteczną, naturalną metodę planowania rodziny wg. objawowo - termicznej metody Prof. dra. med. J. Rotzera.
Skoro już jesteśmy przy dzieciach i powałaniu do miłości rodzicielskiej, pragniemy podzielić się przeżyciami z nietuzinkowego spotkania. Otóż podczas niedzielnego ogniska poznaliśmy Tomka i Malwinę Radosz oraz ich dzieci. Niezwykle wzurszyla nas historia ich najmłodszego syna. Mały Wojtuś urodził się jako wcześniak w dramatycznych okolicznościach i w konsekwencji z zaburzeniami neurorozwojowymi. O tym co już przeszli i z czym zmagają sie obecnie jego b. dzielni rodzice warto przeczytać na stronie: https://www.siepomaga.pl/wojciech-radosz
Na naszym turnusie, jak to w życiu z czasem pojawiły się przygody i nietypowe wyzwania. Młodzież nasza, czyli cztery dziewuchy, czając się w godzinach wieczornych, podkradały się do obozujących niedaleko skautów, prubójąc zaskoczyć jednego z wartowników i odebrać harcerski proporzec, czy coś takiego. Zrobiło się duże zamiesznie, gdyż skaut okazał się czujnym i nie dał się zaskoczyć, ale nasze dziewuchy i tak miały z tego wielką radochę, a my wszyscy wg ich relacji spory ubaw. Cała akcja skończyła się, już na dziennym, spokojnym dzieleniu sią z Zawiszakami czekoladą. Ale nie tylko bowiem gdy w czwartek 14 lipca, specjalną intencją naszej wspólnotowej mszy świętej, była modlitwa za wszystkich pomorodowanych na Wołyniu i Kresach z okazji I Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa, obchodzonego w ojczyźnie w poniedziałek 11 lipca. Skauci Europy stawili się jak jeden na nabożeństwie, by się z nami solidarnie pomodlić.
Czwartek był zarazem właściwie naszym ostatnim, wakacyjnym dniem w Wisełce. Po mieszanej środzie, pogoda znów dopisała, dlatego po obiedzie zaplanowaliśmy wyprawę na najprawdziwsze Żubry. Na tą ciekawą wycieczkę mogliśmy się wybrać dzięki uprzejmości naszych sąsiadów Tomka i Moniki Banaszkiewicz, którzy sami jadąc z trójką swoich dzieci, zabrali nas swoim wielkim samochodem. Z parkingu trzeba było przejść szeroką aleją 1.6 km w Wolińskim Parku Narodowym, dzieci po drodze zbierały czernice. W końcu dotarliśmy do wielkiej, pokazowej bramy. Tam poza niedrogimi biletami, nabyłem pamiątkową plakietkę.
Na początku skupiliśmy się na dorodnym okazie jelenia z wielkim, wyjątkowym porożem. Naturalnie największe „łoł” zrobiło na nas zwiedzanie Zagrody Pokazowej Żubrów, zwierząt b. zbliżonych wyglądem do północno - amerykańskich bizonów. Potem oglądaliśmy jeszcze dziki i sarny oraz podziwialiśmy orła bielika, zwanego „Jurandem”, który wylągł się ślepy i z tego powodu musi już pozostać w zagrodzie. Potem jeszcze zaliczyliśmy plażę w Miedzyzdrojach, ale z kąpaniem nam nie wyszło, bo choć słońce prażyło, fale były zbyt wysokie i był odgórny zakaz wchodzenia do wody. My z żoną odbiliśmy to sobie po kolacji, wybierając się na niestrzeżoną plażę w Wisełce. Tam mogliśmy hasać z falami do woli na własną odpowiedzialność.
W drodze przygotowywałem się do referatu o Rzezi Wołyńskiej, który jeszcze tego wieczoru obiecałem powiedzieć dla chętnych. Nie spodziewałem się tak dużego zainteresowania. Półtora godzinny wykład minął, jak kilka chwil ale większość słuchaczy wyszła z niego b. zadowolona.
Warto wspomnieć, że podczas całego turnusu i zarazem rekolekcji, korzystaliśmy z gościnnosci ks. Tomasza Kuryłowicza, probszcza tamtejszej parafii. Dla wszystkich turystów i pielgrzymów, którzy znajdą się w najbliższych dniach w tych okolicach i w samej Wisełce, ciekawostką niech będzie, iż ta parafia położona jest na pomorskim szlaku św Jakuba, Via Baltica, który wiedzie z Kretingi na Litwie, aż do Katedry św. Jakuba w Santiago de Compostela w północno – zachodniej Hiszpanii. Z tego tytułu na zielonym placu przed kościołem w dniu 21 lipca organizowany jest tradycyjny Jarmark św. Jakuba. Główną atrakcją jarmarku będą trzy pieczone dziki w kaszy, wyborny grill, super krem z ciastami i miodami z pasieki, dobra muzyka oraz wiele innych.
W tym miejscu warto dodać, że Wisełka posiada wiele dogodnych połączeń autobusowych. Poza Międzyzdrojami i Świnoujściem, m.in. z Dziwnowem, Niechorzem, Pobierowem, Rewalem, Trzebiatowem, Kamieniem Pomorskim i Wolinem. Przystanek znajduje się przy głównej drodze, naprzeciwko sklepu wielobranżowego.
Tak oto tygodniowy turnus minął nam b. szybko. My pełni wspaniałych, niezapomnianych wrażeń, musieliśmy niestety dzień wcześniej wrócić do Watford, gdy inni szczęściarze w piątkowy wieczór, odnawiali swoje przyrzeczenia małżeńskie i radowali się wspólnie uroczystą Agapą. Mogliśmy się tylko domyślać, że była to impreza wyjątkowa i odjazdowa, jak zawsze. Niestety tym razem mogliśmy sią tylko potem zazdrośnie oblizać.
Z Wisełki odjeżdżaliśmy umocnieni, zadowoleni i z nadzieją, że spotkamy się kiedyś znowu. Na stację kolejową w Międzyzdrojach podrzucił nas Grześ. Mając nieco czasu zwiedziliśmy i modliliśmy się w miejscowym kościele św. Piotra i Pawła, a potem udaliśmy się jeszcze nad morze i na główne molo. Na sam koniec zamówiliśmy w smażalni ryb pysznego morszczuka i sandacza. Była wyżerka! Jeszcze ostatnie fotki i już siedzieliśmy na peronie, oczekując na nasz pociąg. Powiedziałem do Marysi nie bez odrobinki świętego żalu: „Fajnie było ale się skończyło!” Czuła to samo i nic mi nie odpowiedziała. W oddali usłyszeliśmy słaby pogwizd nadjeżdżającego pociągu ze Świnoujścia.
Sławek i Marysia Roch
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3201 odsłon
Komentarze
Super dzieki za opis ;
23 Lipca, 2017 - 16:59
Super dzieki za opis ;)spotkamy sie to pogadamy !!!!!!!
Rybak
Super dzieki za opis ;
23 Lipca, 2017 - 16:59
Super dzieki za opis ;)spotkamy sie to pogadamy !!!!!!!
Rybak