Czy wierzycie w TINA'ę ?

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Od lat natykam się na publicystykę Jana Filipa Staniłko, który pojawia się to tu, to tam, po czym znika, by jak meteor pojawić się gdzie indziej, nigdzie nie mogąc zagrzać miejsca, co zaczęło w końcu wzbudzać moje podejrzenia.

Ostatnio ujrzałem jego fotografię w Gościu Niedzielnym, gdzie pojawił się z nim wywiad na temat innowacyjności w Polsce i tak jakoś automatycznie, nie wiem dlaczego, skojarzył się mi z Tomaszem Lisem, a to nie jest skojarzenia pozytywne.

A w tekscie wywiadu znalazłem wypowiedź o treści nie nowej, zwykle akceptowanej jako oczywistość, która jednak w tym wypadku mnie przystopowała i kazała się zastanowić - chyba zadziałał tu podświadomy marker somatyczny , ten z hipotezy Antonio Damasio.

Otóż ja nie wierzę w TINA'ę (There Is No Alternative).

A wypowiedzi wielu ekonomistów, w tym pana Staniłko wiarę we wszechmoc TINA'y sugerują. Bo jaki inny jest sens treści tego cytatu:

“ Można się oczywiście zżymać, że innowacje powodują zamieszanie na rynku, czy mówiąc brutalnie, bankructwa firm mniej innowacyjnych, /.../ że przez to pracę stracą ludzie.”

No przecież to jest TINA w czystej postaci. Nie chodzi mi tu przede wszystkim o same innowacje, bo innowacje są tylko wyrazem zewnętrznym głębszych uwarunkowań.

Tymczasem zarówno stan jak i obraz rzeczywistości gospodarczej bardzo się zmienił na przestrzeni II poł. XX i początku XXI w.. Dzięki publikacjom paru amerykańskich socjologów i psychologów wiemy, jakie skutki w skali makro i w skali mikro przyniosła przemiana kapitalizmu w konsumpcjonizm i jakie są tego koszty społeczne i mentalnościowe widoczne choćby w USA.

W związku z tym odrzucam paradygmat ekonomicznego determinizmu oraz prymatu ekonomii nad życiem społecznym, w myśl których naszym celem życiowym miałaby być praca polegająca na produkowaniu coraz to nowszych i zupełnie niepotrzebnych gadżetów po to tylko żeby banksterzy mogli udzielać coraz więcej kredytów konsumpcyjnych. Można raz czy drugi przymknąć oko na bankructwo jakiejś firmy, ale gdy bankrutują całe gałęzie przemysłu, nie można udawać, że wszystko gra, bo skala zjawiska zaczyna niepokoić, jako że wywiera ogromne skutki społeczne i pojawia się pytanie, czy jednostkowe, prywatne zyski są w stanie zrównoważyć społeczne szkody.

Ja jestem człowiekiem, a nie jakąś siłą roboczą, którą można angażować, zwalniać, relokalizować i poddawać ciągłym szkoleniom w celu zamiany profilu zawodowego. Najwyższy czas na zmianę paradygmatu, bo odpowiedź na pytanie czy nos jest dla tabakiery czy tabakiera dla nosa wydaje się nie ulegać wątpliwości.

W związkui z powyższymi refleksjami musiałem zadać sobie obowiązkowe pytanie – czyżbym z prawicowca i konserwatysty przedzierżgnął się, ni z tego ni z owego w komunistę, wroga wolnego rynku ?

Otóż drodzy Państwo, ja się specjalnie nie zmieniłem, za to dysponuję obecnie znacznie dłuższą perspektywą i dystansem, a w związku z tym znacznie większą ilością informacji o wydarzeniach , procesach i zmianach jakie w międzyczasie zaszły. Mój konserwatyzm polega na znajomości ludziej natury, do której powinny być dostosowywane rozwiązania społeczne i struktury instytucjonalne. Tu się zmienił system, pozmieniały się jego elementy, pozmieniały się struktury i trzeba do opisu nowego stanu rzeczy dostosować język i postrzeganie problemów i , co najważniejsze, zmienić charakter uprawianej polityki. W związku z tym pozwolę sobie na oczywisty wniosek, że konsumpcjonizm jest obecnie równie szkodliwy jak kiedyś był komunizm. A jeżeli zakwestionujemy konsumpcjonizm to automatycznie musimy zanegować jego ideologiczne uzasadnienie w postaci teorii liberalnych.

A wnioski pozytywne? Już pisałem o tym wiele razy, że nowym paradygmatem spolecznym musi stać się prymat edukacji. Bo to jest jedyna sfera życia, która była, jest i pozostanie niezmienna, jako że jest uwarunkowana biologicznie i ewolucyjnie.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Pamietam - prowadzone na poważnie dyskusje (w okeresie socjalizmu), co bedzie robić człowiek, gdy zastapi go maszyna. Zastanawiano sie nad tym jak zagospodarować wolny czas. To co obserwuje teraz, to jakaś paranoja. Ludzie, którzy maja pracę tyrają od świtu do nocy, w piatek świątek czy niedzielę, choć wielu ludzi nie może jej znaleźć. A znajomi (jasnogrodzianie) powiedzieli mi, że jeśli mogą zatrudnić  pracownika za 2,- zł, to nie dadzą mu 4,- zł; co ich obchodzi jak on ma utrzymać rodzinę. Mam wrażenie, że zapanował u nas prymitywny darwinizm społeczny; wszyscy którzy nie nadażają powinni zginąć.

Może oprócz nauki warto postawić na kulturę i więzi spoleczne? Jeszcze w czasach mojej babci ludzie na wsi, gdy już nie było prac polowych zbierali się, żeby wspólnie śpiewać.Dzisiaj pewnie ta forma nie zdałaby egzaminu, choc niedawno modne było karaoke.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1506807

Myślę, że w jakiś dziwny sposób znaleźliśmy się w sytuacji z wczesnego kapitalizmu - w krwiożerczej postaci: zysk ponad wszystko, człowiek - to tylko koszt...

Vote up!
3
Vote down!
0

Stasiek

#1506823

Ciekawy problem od tej strony - indywidualne postawy w biznesie są rzeczywiście wczesnokapitalistyczne, bo dla ludzi to początek własnej dzialalności, ale mechanizmy gospodarcze nie są już kapitalistyczne, są z zupełnie innej epoki. I to pogarsza sytuację..

Vote up!
0
Vote down!
0
#1506834