Pierwsza wojna nowego świata

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Idee

 

Interpretacji wojny na Ukrainie jest wiele. Gdy jednak głębiej spojrzymy na problem to trudno pominąć wrażenie, że mamy do czynienia ze starciem dwóch pustostanów – na ziemi, która chce być niepodległa. Z jednej strony mamy agresję państwa, które jest największym cmentarzyskiem świata, a z drugiej w cieniu stoi bogata, ale jednocześnie upadająca cywilizacja, która chce pożywić się tanią siłą roboczą. I wcale nie zdziwiłbym się, gdyby po latach historycy odkryli, że wojna na Ukrainie była realizacją jakiejś transakcji pomiędzy Niemcami a Rosją, w której Rosjanie mieli napędzać Niemcom tanią siłę roboczą w zamian za np. szybsze uruchomienie Nord Stream 2. W transakcje jednak włączyli się Amerykanie i wszystko nieoczekiwanie wzięło zupełnie inny obrót. Tak czy owak, wojna otwiera nową erę, która nie posiada jeszcze ani myśli, ani nawet zarysu swojej konstrukcji. Wszystko ma się wykuć w boju – wersja najgorsza z możliwych.

W takim układzie Ukraina i cywilizacja zachodnia walczą o życie – każda z innego powodu, Rosja o przetrwanie. Ukraina i Rosja znają swoje uwarunkowania, Zachód takiej świadomości jeszcze nie ma. Zwycięstwo Ukrainy oznacza katastrofę Rosji, deszcz amerykańskich pieniędzy, otwarcie rynku na Europę Zachodnią i Amerykę, oczywiście na takim samym poziomie, jak w Polsce po 2004 r. Oznacza także uaktywnienie się Chin na odcinku syberyjskim i uspokojenie w stosunkach amerykańsko-chińskich. Natomiast klęska Ukrainy oznacza koniec marzeń, jej skolonizowanie i kolejną głęboką ukraińską traumę, uratowanie świata przed katastrofą atomową, rokowania pod przewodnictwem amerykańskim i podział na strefy wpływów. Stawka jest więc ogromna, metody, ze strony rosyjskiej – tradycyjne: podbić, podporządkować, upokorzyć i korzystać do woli; ze strony zachodniej wziąć to samo, lecz w bardziej inteligentny i zakamuflowany sposób. Ukraińcy walczyć muszą, pozostali jeszcze nie.

Jakie środki

Rosja atakując Ukrainę ma do obrony wiele innych, bardziej wymagających interesów, które w swoim interesie musi ochraniać. Grupują się one wokół: Chin, Japonii, Kazachstanu, Bliskiego Wschodu, Arktyki. Ale skoro zdecydowała się na wojnę, posiadanie Ukrainy lub jej części musi mieć dla niej fundamentalne znaczenie. Skoro została do niej zmuszona przez uwarunkowania geopolityczne, to można wysnuć logiczny wniosek, że Rosja jest osaczona i na Ukrainę wysłała takie wojska, jakie miała w rezerwie.

Jeżeli wniosek o rosyjskich uwarunkowaniach geopolitycznych jest prawidłowy, to mamy do czynienie z obszarem niestabilnym politycznie, którego jedność można utrzymać tylko za pomocą siły, a wojna na Ukrainie ma tę siłę wzmocnić. Tak więc nie możemy mówić o jakimś szaleństwie Putina, czy o strachliwym odizolowaniu się jego od otoczenia. To mrzonki dla skołowanego ludu. Uderzenie na Ukrainę jest częścią szerszego planu, który został opracowany w rosyjskich sztabach i popiera go wielu ludzi, jeżeli nie cały system.

Niewątpliwym zaskoczeniem dla Rosjan jest determinacja braci Ukraińców, którzy wolą swoje PKB podnosić w oparciu o zachodnie standardy, niż wschodnie. Ta pomyłka to dotkliwa klęska Rosji, gorzej rokująca niż załamanie się ich gospodarki w latach 90. ubiegłego wieku. Ta pomyłka zdemaskowała słabość dyplomacji i służb specjalnych Rosji, które dotąd uchodziły za najbardziej skuteczne. Rozpętanie wojny u swojego podbrzusza może uruchomić dodatkowe siły związane z Turcją i kilkoma krajami aż do Kazachstanu, łącznie. Wzburzenia takiego obszaru skrywanej krzywdy i obcych interesów Rosja już nie będzie w stanie przetrzymać. Nie będzie można liczyć też na poparcie Białorusi. Może więc spełnić się przepowiednia George’a Friedmana o końcu Rosji w 2022 r.

Sponsorowany opór Ukraińców i tak powszechne poparcie świata oraz jego sankcje przeciwko Rosji, a także embargo państw zachodnich dla oligarchów rosyjskich, nie jest niczym innym, jak nakłanianiem ich do zmiany władzy na Kremlu. To forma zimnej wojny. Im walka na Ukrainie trwa dłużej i im bardziej oligarchowie czują się dyskryminowani, tym bardziej zagrożony jest władca Rosji i sama Rosja. Wyeliminowanie Putina rozwiązuje wszystko, ale jednocześnie oznacza wycofanie się Rosji z Ukrainy i wejście tam Amerykanów. Nie oznacza to oczywiście definitywne członkostwa Ukrainy w UE ani w NATO. Rękami Ukraińców chce się załatwić wiele problemów, ale najmniej ukraińskich.

Zabiegi o uruchomienie Nord Stream 2 na Ukrainie przerodziły się w walką o istnienie Rosji – w takim samym stopniu, jak kiedyś walka w Polsce była bitwą o odzyskanie naszej państwowości. Niezależnie od wyników wojny na Ukrainie, z dużym prawdopodobieństwem, jedno jest już pewne, Rosja straciła tam swoje jedynowładztwo. Ale na arenie międzynarodowej pojawił się nowy fakt – groźba wojny jądrowej.

Wobec takiego dyktatu, uratowanie pokoju na świecie może ziścić się na dwa sposoby: zmianę władzy na Kremlu (choć następca może okazać się jeszcze bardziej radykalny), albo poprzez rozszerzenie jedności euro-amerykańskiej na Azję (gł. Chiny i Japonię), porozumienie się USA z Chinami i pokonanie Rosji jej własną bronią, czyli rozebranie w taki sposób, jak sama robiła to z sąsiednimi narodami. Siłą jedności można zdławić nawet bombę atomową. Nie należy jednak zapominać, że walka będzie trwała dotąd, dopóki będzie istniała szansa pokonania Rosji. Jeżeli taka możliwości zniknie, te same państwa zachodnie podpiszą tajną umowę z Kremlem, która, jak zwykle, przekreśli wszelkie aspiracje państw niewtajemniczonych, a więc tych najbardziej zaangażowanych. I po raz kolejny duch świętego przymierza zatryumfuje.  

Ludzie ludziom

 Ukraina nie jest w żadnych europejskich strukturach. Jest w pełni niepodległa, ale jednocześnie bezbronna. Nikt nie ma wobec niej zobowiązań i każdy, w obliczu wojny, chętnie taki stan zaakceptuje – nie dlatego, że jest zły, lecz dlatego, że nie musi się wysilać i narażać świat na wojnę ostateczną. Takie jest życie. Ukraina została więc sama, jak wielokrotnie w swoich dziejach sama zostawała Polska. Jedynym moralnym zobowiązaniem Zachodu są gwarancje udzielone w zamian za rezygnację Ukraińców z broni jądrowej. Ale trzeba podkreślić, że pomoc, jakiej udziela Zachód (oprócz Niemiec) lub sygnatariuszy ukraińskich gwarancji, nie wynikają z pobudek moralnych, lecz czysto ekonomicznych i politycznych. Gdy Ukraina wojnę wygra, wszystko zostanie jej dane, gdy przegra, dostanie tylko część. Ale nie można jednak powiedzieć, że Ukraina pozostanie bez korzyści. W razie wygranej ma gwarancje oderwania się od rosyjskiego systemu i wejścia w zupełnie inny świat – nie od razu, lecz stopniowo. I o to właśnie Ukraińcom chodzi. Tak więc układ jest jasny: pokonacie Rosję, będziecie mieli „Zachód”, ale bez wolności i samodzielności, przegracie, nie będziecie mieli nawet głosu, a więc wszystko odbędzie się „o Was bez Was”. Władze ukraińskie nie mają więc wyboru, muszą działać totalnie, nawet na granicy szaleństwa, muszą wchodzić w każdy układ, który wzmocni jej siły.

A Ludzie? Ludzie, jak zwykle poza systemem, okazali się wrażliwymi na niedole drugiego człowieka. Wszyscy chcą pokoju, bronią własnych dzieci, udzielają sobie pomocy i uciekają od zła w kierunku dobra. Uciekają Ukraińcy, ale w Polsce zjawisko życzliwości i współczucia okazało się szczególnie żywe – do tego stopnia, że zaskoczyliśmy samych siebie. Na własne oczy zobaczyliśmy erupcję dobra, które od dłuższego czasu było tłumione, tłamszone przez otaczające go zło, kłamstwo i fałsz. Okazało się ono tak powszechne, jak w dniu śmierci Jana Pawła II. Wówczas ta nieuchwytna fala dobra, wzajemnej życzliwości i żalu przebiegła niemal przez cały świat, i gdzieś tam została. Ponownie pojawiła się w 2022 r. najpierw na granicy polsko-ukraińskiej, a potem w całym kraju i rozkwitła, tym razem już w sposób zupełnie jawny, wręcz demonstracyjny. I zobaczyliśmy się takimi, jakimi jesteśmy naprawdę, wbrew kalumniom, wszelakim oszczerstwom i kłamstwu, jakie wiesza się na nas od kilkunastu lat. Owszem, można mówić, że to efekt manipulacji propagandowej, efekt tresury, jaką przeszliśmy w okresie pandemii, zniewolenia lub nawet jako forma wyzwolenia się spod jego mocy. Ale gdyby te wielkie pokłady dobra w nas nie istniały, nic podobnego nie mogłoby zaistnieć. Jest to więc wielkie nasze doświadczenie, którego nie możemy zmarnować. Nie możemy pozwolić go zakrzyczeć ponownie lub zamordować we własnych oczach.

Głos czasu

Niestety, nie możemy zapominać, że wszyscy zostaliśmy ulokowani w jakimś systemie, który ma nad nami władzę i który, chcemy czy nie, wyznacza nam ramy naszej swobody i naszych możliwości. Ukraińskie matki i dzieci uciekają od bomb, od śmierci jaką niesie za sobą wojna kulturowa, mężczyźni walczą o swoje państwo, swoje domy, swoją przyszłość. I tak powinno być, bo tego wymaga chwila. Jednocześnie dotychczasowy świat zobaczył, że okres zabawowy skończył się, że wirtualna rzeczywistość, którą stworzyliśmy, jest ułudą dla naiwniaków, że nowy czas, jak zwykle, poprzez śmierć i cierpienia, zaczyna torować sobie właściwe drogi i przebijać się do ludzkiej świadomości. Wyłonił się „czas prawdy”, który zweryfikuje wszystko. Również władze poszczególnych państw.

Nie wolno nam zapominać, że w UE wciąż istnieje „sprawa Polski”, która nie jest ani zakończona, ani rozwiązana. Sytuacja nasza jest wprawdzie inna, niż Ukrainy, nikt nas jeszcze nie zabija, ale ostatnie posunięcia KE idą w podobnym kierunku – pogwałcenia naszych praw i naszej wolności. Mimo, że jesteśmy zakotwiczeni w strukturach unijnych i NATO nie odczuwamy ani satysfakcji, ani bezpieczeństwa, przeciwnie poczucie naszego zagrożenia narasta. Narasta z dwóch stron. Budząca w nas przerażenie współpraca Niemiec i Rosji stała się oczywista. Jej efektem jest napaść Rosji na Ukrainę – odwrotnie, jak w 1939 r. Wszystko wskazuje na to, że wojna Putina stała się aktem nacisku na Bidena w sprawie podjęcia rokowań dotyczących podziału strefy wpływów. W Polsce nie przypuszczamy, że w tego typu targach granica wpływów Rosji może ponownie zatrzymać się na Odrze, ale, znając historię, pewności nie możemy mieć żadnej. Utarte dyplomatyczne ścieżki czasami bywają trwalsze, niż działanie rozumu. Od Świętego Przymierza w 1815 r. sygnatariusze się zmieniają, ale myśl pozostaje ta sama – jej kotwicą zawsze jest albo Rosja, albo Związek Radziecki.

I teraz może najważniejsze: mając na uwadze udzielaną pomoc Ukraińcom zebraliśmy wielki kapitał, którego nie możemy zmarnować. Ludzie powinni pomagać sobie zawsze i wszędzie z możliwie największą życzliwością, ale od pewnego szczebla zebrany kapitał dodatni zatrzymać może tylko wyobraźnia rządzących i państwo. Życzliwość ma swoje granice i określony czas trwania. Ludzie niesieni falą pomocy, z dobrego serca, zabrali ludzi do swoich domów nie myśląc o konfliktach, które nastąpić muszą. Jeżeli mieszkają osobno, problemu być nie powinno, gdy jednak przebywają w jednym mieszkaniu, życia nie sposób podzielić na dwa światy: a to łazienka, a to kwestia wyżywienia, sposobu spania, brak przestrzeni itd. Kolejnym problemem jest 500 plus którym rząd ma objąć dzieci ukraińskie, jako formę motywacyjnego ich zatrzymania w Polsce – od początku budził on kontrowersje wśród Polaków, teraz będzie budził jeszcze większe. Nie z zawiści, lecz z powodów systemowych. Można pomagać w inny sposób. Kolejnym problemem jest praca i dodatki dla pracodawców za zatrudnianie Ukraińców. Efekt będzie taki, że pracodawcy będą pójdą po najmniejszej linii oporu: będą zwalniać Polaków, a przyjmować Ukraińców. Taka jest mechanika systemu ekonomicznego. Ponadto kolejki do lekarzy, dentystów. Z czasem powstanie problem językowy w szkołach, religii, kościołów, stosunków do siebie młodzieży. Coraz głośniej już mówi się postawie roszczeniowej. Tak więc regulację tych problemów musi przyjąć na siebie państwo – nie w sposób wyborczo-polityczny, lecz odpowiedzialny, bo zyskany kapitał moralny można bardzo łatwo roztrwonić głupimi zarządzeniami, albo puszczeniem sprawy na żywioł. Państwo musi mieć swoje priorytety, interesy i spójną swoją politykę.

Polska nie jest państwem ustabilizowanym, z dobrze poukładanymi służbami państwowymi, lecz krajem targanym sprzecznościami wewnętrznymi i destrukcyjnymi naciskami z zewnątrz. Nie posiada też polityków na poziomie odpowiadającym potrzebom czasu. Współpraca rosyjsko-niemiecka nie została jeszcze zneutralizowana i w równym stopniu zagraża nam, jak Ukrainie. Świat ulega coraz większej destabilizacji, a polityka amerykańska nie została do końca zdefiniowana ani ustabilizowana. Nasze elity nie spełniają swojej roli, Polska nie ma ani koncepcji obronnej, ani kulturowej, ani ekonomicznej – nie mamy swojej myśli. Nasza pozycja polityczna jest równie słaba, jak Ukrainy, świadomość rozchwiana i bez punktu odniesienia, a społeczny rozstrój nerwowy na granicy wytrzymałości. Obywatele nie czują obecności państwa. Wszystko idzie na żywioł, jak uchodźcy z Ukrainy. I do tego jeszcze beznadziejne media ze swoim sensacyjnym modelem. Nie mają one nic do powiedzenia, każdą sensację, jak tlen chwytają i „trzepią z niej pianę”. Wczoraj (05.03.22) wydukały z siebie coś nieprawdopodobnie i beznadziejnie głupiego: a może z Ukrainą zbudujemy wspólne państwo?

Wspólne państwo… Nie jesteśmy Szwajcarią, lecz narodami z 38 i 44 milionami ludzi. Każdy ma swoją przeszłość. Każdy z naszych narodów ma swoje cele i potrzebę własnej niepodległości, która należy do podstawowych potrzeb obywatelskich, z których nikt nie zrezygnuje. Pomysły tego typu, to najkrótsza droga do zmarnowania tej sympatii, która tak niespodziewanie wybuchła i rozbudzenie najbardziej toksycznych diabłów antypolskich, z których „chitryj Lach” jest najbardziej łagodny. Takie pomysły, to rosyjska podpowiedź i kompletna klęska polskiej edukacji, a także brak szacunku dla maltretowanego narodu ukraińskiego.

Zakończenie

Tak więc to, co się dzieje na Ukrainie i w Polsce jest pierwszą wojną nowego świata, która zaczęła się od dzisiejszej Ukrainy, geopolitycznie ujmując od dawnych polskich Kresów. Dziś położenie naszego państwa ma charakter optymalny. Jeżeli chcemy przetrwać, jako naród, potrzebujemy wspólnej myśli, która zjednoczy nasze sposoby myślenia i działania. To warunek przetrwania. Wojna się zaczęła i od tej pory obowiązuje nas raczej wojskowy, niż cywilny sposób myślenia.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

Tak jest, wojna się zaczęła i obowiązuje nas wojskowy sposób myślenia.

Mądra i uczciwa analiza. Dobry początek poważnej dyskusji. Obyśmy mieli na nią czas.

Vote up!
4
Vote down!
0

ppłk

#1641972

"Tak jest, wojna się zaczęła i obowiązuje nas wojskowy sposób myślenia."

..... i działania.

Teraz @podpułkownik - "szabla w dłoń i na koń" na Ukrainę zasilać Legion Polski, który wyjechał wczoraj z Krakowa.

Vote up!
0
Vote down!
-3
#1641980

@ 35 stan

I po co ta złośliwość?

I pytanie: czy wie Pan, jak był liczny?

 

Vote up!
1
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1641994