Epoka „komputera łupanego”

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Kraj

 

 

Kolejna książka ks. prof. Zygmunta Zielińskiego nosi tytuł: Irracjonalny racjonalizm (Toruń 2022). Gra słów zawarta w tytule nie jest jednak przypadkowa. Oddaje ona współczesny stan ludzkiego umysłu, który zamiast korzystać z nowoczesnych narzędzi i osiągać wyżyny humanizmu, coraz bardziej  poddaje się zniewalaniu współczesnej technologii. Dysproporcje pomiędzy możliwościami techniki a efektami humanistyki są tak duże i niepokojące, że człowiek zaczyna się gubić, zatracać, a jego życie staje się irracjonalne. Uderzenie cywilizacji jest tak duże, że zrywa wszelkie łańcuchy kulturowe i wyprowadza człowieka w przestrzeń, której nie jest w stanie określić, ani zracjonalizować. Wynalazki i zabawki współczesnej techniki zaczynają do takiego stopnia dominować nad człowiekiem, że bez zbytniej przesady epokę, w której żyjemy można określić jako czas „komputera łupanego”.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ośrodkiem władzy była Moskwa, potem stał się nim Berlin/Bruksela, ale od jakiegoś czasu prymat w świecie zniewalania umysłu wiedzie sieć komputerowa. Tam spotykają się i mieszczą wszyscy, a więc ci którzy chcą wolności oraz ci, którym marzy się zamordyzm i demoralizacja. Wszyscy ONI próbują zdalnie (czynnie lub biernie) stworzyć, wirtualny ludzki świat, który w dalszej kolejności ma przejąć władzę nad tym, który stworzył Bóg. I to właśnie stamtąd, z tamtej chmury, która stała się symbolem współczesnej wolności i bezgranicznej swobody płynie, jak się Autor wyraził: destabilizacja podstawowych pojęć […], stamtąd wprowadzane jest do obiegu coraz więcej subiektywizmu w pojmowaniu własnych i cudzych praw, to z kolei sprawia, że ludzie przestają się wzajemnie rozumieć, używając tego samego języka (s. 6). Należałoby dodać, że do współudziału w ogólnej destabilizacji zmuszana jest szkoła. Żyjemy – pisze dalej ks. Profesor – w czasie kiedy ideologia dyktuje cele i sposoby ich realizacji w każdej bez mała dziedzinie […]. W szczególny sposób wkracza w dziedzinę szeroko pojętej kultury. Ona też promuje odejście od zasad dotychczas normujących całokształt życia publicznego, w pewnej wymiarze także osobistego, co najlepiej widać na deklasacji rodziny, a ta z kolei jest rezultatem rozluźnienia moralnego polegającego przede wszystkim na wpojeniu młodemu pokoleniu przekonania, że ono samo obiera sobie normę moralna bez zobowiązani wobec zbiorowości (s. 7 i 9).

Powyższe słowa opisują świat, w którym żyjemy. Autorem książki jest ksiądz, ale nie ma ona, jak to się dziś powiada, przełożenia „kościelnego”, lecz życiowe. Ksiądz Profesor przeżył wojnę, objechał i poznał dobrze świat łaciński, biegle posługuje się czterema językami, nie ma doktrynerskiego podejścia do życia i mimo swojego wieku zachował jasny i sprawny umysł. Te przymioty sprawiają, że książkę warto przeczytać, tym bardziej, że wypływa ona z poczucia odpowiedzialności za przyszłość nas wszystkich – tę, która w II RP była rzeczą powszechną, a dziś stała się towarem deficytowym. Składa się z 17 rozdziałów o różnej objętości i 188 stron. Wszystkie one poruszają sprawy dla Polaków najważniejsze – nie z punktu widzenia garnka, lecz rozumu. Niemal wszystkie, w formie felietonów, publikowane były w „Kurierze Wnet”.

***

Książkę otwiera rozdział wspomnieniowy zatytułowany: „Prymas z Kongresówki”. Dla Polaków mieszkających na terenie byłych zaborów: rosyjskiego i austriackiego słowo „Kongresówki” nie ma żadnego podtekstu, natomiast dla mieszkańców byłego zaboru pruskiego posiada znaczący podtekst kulturowy. I tak rozdział ten należałoby czytać. Kolejne, to: „Antysemityzm. Co by było gdyby go nie było”, „Historia na usługach. Eksploatacja Holocaustu”, „Czy chrześcijaństwo jest w kryzysie?”. Ten ostatni, to niezwykle ważny i otwarty temat. Czytamy: uchodźcy wiedzą, że trafiają w próżnię, jeśli nie całkowitą, to niechybnie bliską. Europa i Europejczycy tracą swoją tożsamość i mimo przewagi cywilizacyjnej nad przybyszami, nie są w stanie przeciwstawić się ich witalności (s. 54). W innym miejscu: Człowiek bez wiary żyć nie może, problem tylko w co on wierzy. Np. w führera III Rzeszy, w postęp bez granic… Od wiary mogłaby człowieka uwolnić absolutna wiedza ogarniająca wszechświat. Rzecz nierealna. […] I dalej: Nawet odrzucając Dekalog, choć zawiera on wskazania dla każdego, człowiek nie dochodzi jeszcze do ściany, ale kiedy zakwestionuje naturę, zatem coś, co istnieje bez jego udziału, a odnosi się do każdej istoty żyjącej na ziemi, wchodzimy na grząski grunt względności  (s. 56). Ani człowiek, jako osoba, ani społeczność, w której żyje nie może istnieć bez idei stanowiącej jakiś consensus – coś trwałego, zobowiązującego. Europa od chwili swego powstania cementowana była chrześcijaństwem. […] Kiedyś zdawano sobie sprawę, że tam, gdzie zabłyśnie półksiężyc, zgaśnie światło Krzyża. Dziś ta świadomość zanika.

W rozdziale o kryzysie chrześcijaństwa jest też miejsce na dyskusję. Stwarza je opinia zamieszczona w przypisie 3 (s. 59), a mówiąca, że to nie Kościół odszedł od człowieka, ale człowiek od Kościoła. Zmieniłbym wydźwięk na nieco inny: to nie Kościół odszedł od człowieka, lecz człowiek od Boga. Z tak postawionego problemu trzeba wyciągnąć odważne wnioski, które mogą uratować człowieka i Kościół.

Kolejnymi rozdziałami są m.in.:

- „Globalny pakt wychowawczy i nowy humanizm. Czym jest i do czego zmierza?”. Problem pod taką właśnie nazwą został zainicjowany przez papieża Franciszka. Według komentatorów, przesłanie to ma odniesienie do Synodu Amazońskiego, na którym zaprogramowano „nowy Kościół”. Ks. Profesor pisze: problem polega na tym, że obecny zsekularyzowany świat wymaga katechizacji całkowicie zakotwiczonej w Ewangelii, nie obwarowanej żadnym kompromisem, nawet na rzecz <globalnego paktu wychowawczego>”. Autor zauważa również, że odwołanie się do braterstwa jest ze wszech miar słuszne, ale jednocześnie stawia pytanie: czy owo braterstwo ma być oparte na kompromisie bezwarunkowym? Czy ma tu zachodzić zmiana definicji prawdy? Zauważa również, że potrzebna jest też definicja „nowego humanizmu” i to w oparciu o pojęcie prawdy Tomasza z Akwinu (prawdą jest to, co istnieje).

- „Kiedy możliwe staje się konieczne?”. Tu poruszana jest kwestia polexitu, tradycji Eindeutschung i V kolumny. Czytamy: Nie ulega wątpliwości, że miarodajne czynniki Unii Europejskiej podjęły walkę z Polską posiłkując się elementami rozkładowymi, które w życiu politycznym Polski zyskały dla siebie miejsce poprzez poparcie uzyskane w wyborach przez pewien odłam społeczeństwa, którego rodowód wymagałby dalekiego sięgnięcia w przeszłość. Pretekstem służącym atakom na Polskę jest rzekome nieprzestrzeganie przez nią praworządności (s.101-102). I dalej: Do ostateczności doprowadzają oni nas, a nie my ich. O tym trzeba pamiętać nie ulegając szantażowi, który służył kiedyś do usprawiedliwienia agresji, a w takich sytuacjach możliwe staje się koniecznym (s. 103).

- „Szkoła na pierwszej linii walki o Polskę”. Tytuł felietonu jest tak adekwatny, że nie powinien wymagać żadnego komentarza. A jednak, warto pamiętać, że: Niewiele narodów ma takie doświadczenie z edukacją jak Polska. Wszyscy trzej zaborcy, jedni wcześniej inni później używali szkoły jako narzędzia zniewolenia podbitego narodu. Obrona przed nim była poważnym fragmentem walki o niepodległość. Jeszcze gorsze niż wynarodowienie – cel zaborców – jest deprawowanie młodego pokolenia, gdyż człowiek w pewnym wieku wykolejony tylko rzadko odnajduje właściwą drogę w życiu. Wielu obecnie wyciągających ręce po szkołę, to groźniejsi wrogowie Polski, niż zaborcy i okupanci (s. 104). Tak, to ważne słowa, ale nie można nie zauważyć, że kolejne pokolenia rodziców też podlegają takiej samej demoralizacji. Wszyscy zaczynamy wchodzić w kwadraturę koła i wszystko staje się naczyniem połączonym. Zahamowanie tego procesu wymaga dużego wysiłku z wszystkich stron i reakcji światłych umysłów w skali całej epoki.

- „Gdańsk – problem redivivus”. Artykuł został opublikowany również na portalu Niepoprawni. pl i osiągnął tam ponad 300.000 wejść. Temat, podobnie jak Ziemie Odzyskane, należy w polskiej publicystyce i nauce do tematu niemal tabu. Wiąże się on z umowami jałtańskimi i Układem Poczdamskim oraz zapisem o „tymczasowości polskiej administracji na ziemiach Zachodnich i Północnych oraz w Wolnym Mieście Gdańsku”. Ks. prof. Zieliński pochodzi z Pomorza i sprawy, które opisuje przeżywał osobiście. W tym krótkim streszczeniu ograniczymy się jednak tylko do przypomnienia czym byli eingedeutschte, czyli osoby wpisane na III lub IV grupę niemieckiego obywatelstwa w III Rzeszy. Obywateli Wolnego Miasta, bez względu na narodowość, traktowano jako obywateli Rzeszy. Inaczej było w przypadku obywateli tzw. Reichsgau Danzig-Westpreussen. Tutaj od 1942 r., na mocy dekretu geuleitera Forstera zaprowadzono tzw. volkslistę. […] Każdy składający podanie musiał stawić się przed landratem i poddać egzaminowi, gdzie musiał wyprzeć się polskości i prosić o dobrodziejstwo przynależności do narodu niemieckiego. […] Dużą część wniosków odrzucono, a przyjmowano te rodziny, w których byli dorośli mężczyźni wcielani następnie do wojska. Cała reszta Polaków na tym terenie nie miała żadnego obywatelstwa i byli przeznaczeni do wywózki. […] Jeżeli ktoś nie chce wierzyć, jak bardzo zależało wielu Polakom na zdobyciu obywatelstwa, niech poczyta ich odwołania przechowane w archiwum wojewódzkim w Bydgoszczy. […] Nie znam żadnego przypadku, aby z tego terenu kogoś przymusowo zabrano do niemieckiej armii (s. 132 – 133).

 W powyższym kontekście należałoby przypomnieć wciąż aktualny art. 116 konstytucji niemieckiej. Na jego podstawie potomkowie tych którzy mieszkali na ziemiach niemieckich z 31.12.1937 r. a po 1990 r. ubiegali się o obywatelstwo niemieckie – również musieli  zrzec się obywatelstwa polskiego. Problem w tym, że dziś na terenie byłego Wolnego Miasta już prawie nie ma rdzennie ludności niemieckiej, ale problem Eindeutschung wraca. Ksiądz Profesor cytuje też informację, którą przekazał Kacper Płażyński: Przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku, Roland Hau zapytał internautów. Czy w obliczu sytuacji w Polsce cały czas chcą zwierzchności Warszawy <nad naszym wspólnym Gdańskiem?>” (s. 138).  I komentarz: Jeżeli więc Polacy dziś kokietujący Niemców myślą, że wespół z nimi stworzą sobie z Gdańska wspólny z Niemcami folwark, a do tego to wszystko zmierza, to dają tylko popis niebotycznej głupoty i haniebnej zdrady Polski. Sami Niemcy śmieją się z tych bornierte Polen, a więc głupich i naiwnych Polaków, którzy sami na siebie donoszą i przeciw sobie działają.

- „Do Moskwy czy Brukseli, byle tylko przeciw Polsce”. Krótki to felieton. I tu dwa cytaty: Człowiek który nie do końca wie kim jest, łatwo daje posłuch tym, którzy mu wbijają do głowy nową tożsamość (s. 147). W XVIII wieku grupa warchołów do Katarzyny, w 1944 r. Związek Patriotów do Stalina, w PRL do bratniego narodu radzieckiego; w sumie przez cały czas do Moskwy. Teraz zaś do Brukseli (149).

W dalszej kolejności widzimy następujące rozdziały: „Problem postawiony na głowie” o homoseksualizmie, „Przywilej, czy należność?” – dotyczący znaczenia rewolucji francuskiej, „Czy mamy jeszcze twardy grunt pod nogami?” – o roli stereotypu w kulturze. Tu zatrzymajmy się na chwilę, aby zacytować rzecz ważną: Praworządność w rezultacie ma polegać na rezygnacji z suwerenności, zwłaszcza tej która broni tożsamości narodowej. Tak powstawał kiedyś człowiek sowiecki, tak dokonała się w III Rzeszy „Gleichschaltung”, czyli coś w rodzaju obywatela sklonowanego na modłę szaleńczej antropologii Himlera, Rosenberga, uznana za naukę, podobnie jak dziś gender i obłąkańcze teorie z niego wyrastające. Czy rzeczywiście narody gotowe są dobrowolnie włożyć głowę w pętlę, z której o własnej sile już się nie wydobędą? (178). Książkę kończy się rozdziałem o znamiennym tytule: „Kto sieje wiatr zbiera burzę” o książce Jana Grabowskiego i Barbary Engelking.

***

Powyższa prezentacja ostatniej książki ks. prof. Zygmunta Zielińskiego noszącej tytuł: Irracjonalny racjonalizm wpisuje się w nurt publicystyki przestrzegającej, niestety coraz słabszej, która nie poddaje się ani lansowanym modom, ani wszelakim sponsoringom. Wszystko wskazuje na to, że Polacy naprawdę nie do końca zdają sobie sprawą, iż mamy tego rodzaju zbiorowe reakcje, które nie mają pokrycia w faktach obiektywnych, a czerpią energię z haseł bez pokrycia”.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (9 głosów)

Komentarze

Napisałem w komentarzu do felietonu szanownego jazgdyni o bardzo ważnym fakcie, niestety powszechnie nie dostrzeganym, a nawet celowo ignorowanym, a polegającym na masowym i zamierzonym kształtowaniu lewicowych postaw intelektualnych wymuszających "nie wiązanie w całość zdarzeń, dziejących się na różnych płaszczyznach".

Więcej, wdrażane przez światowe intelektualne elity programy systemów edukacji, nauki i wychowania eliminują "kształtowanie umiejętności samodzielnego posługiwania się rozumem". Mówiąc w skrócie, lewica i lewactwo robią wszystko aby zlikwidować naukowy intelektualny sposób rozumowania i zastąpić upowszechnieniem dogmatycznego, ideologicznego i zarazem jednowymiarowego interpretowania rzeczywistości. 

Samodzielne rozumowanie ma być zamienione jedynie słuszną, antynaukową interpretacją ideologiczną, która "wszystko widzi osobno" [link].

___________________________________________________________

Jednym słowem zjawisko, o którym dyskutujemy nie jest tylko naturalnym skutkiem współczesnych przemian cywilizacyjnych lecz także jest rezultatem celowego działania wymuszanego przez bardzo wpływowe elity.

Vote up!
1
Vote down!
0

michael

#1646596

@ michael-abakus

Przyznam, trochę dziwi mnie to przypomnienie. Ani ja, ani jazgdyni o tym fakcie nie zapominamy. Nie piszemy o tym za każdym rezem, bo nie sposób tego robić. Natomiast zgadzam się z Panem, że z powszechnej świadomości fakt ten umyka. Nasza kultura jest tak ukształtowana, że owszem wiemy o podłości tego świata, ale nie dopuszczamy jej do swiadomości. Ponadto ta beznadziejna propaganda i dyktat antyspiskowej teorii dziejów dopełniają kształt naszej naiwności.

Pozdrawiam   

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1646635