Kresy w trzech odsłonach
Część 2
Obecne czasy roszad i nadchodzących zmian są bardzo wymagające. Aby właściwie ocenić najpierw swoją pozycje i miejsce w świecie, a potem dostosować do nich perspektywiczny plan działania, trzeba wykazać się szeroką znajomością nie tylko historii (rzeczy powtarzalnych), ale również politologii (rzeczy możliwych) i socjologii lub psychologii (rzeczy nieuchronnych). Demokracja bowiem, to nie chciejstwo, bylejakość lub niski poziom świadomości, lecz określone minimum jednolitego wykształcenia, wzajemnej odpowiedzialności i racjonalnych punktów odniesienia, które pozwalają na zrozumienie potrzeby dobrej pracy, dobrej władzy i współdziałania społecznego. Dziś druga odsłona Kresów, których już nie ma, ale były, i wywarły duży wpływ na naszą psychikę narodową i poziom kultury. To „coś”, mniej czy bardziej, rozlało się po duszach wszystkich Polaków i jest w nas, ale od 80 lat ulega nieustannemu zacieraniu i likwidacji. Warto odnotować, że takich martwych i niemych obszarów jest dużo więcej.
Odsłona druga
Wschodnie Kresy polskie, bez względu na ich granice, były najpierw przedmurzem chrześcijaństwa, potem zaporą przeciw bolszewizmowi. W obydwu przypadkach terytorium to należało do Rzeczypospolitej lub II RP.
Rzeczpospolita była państwem dużym (w swoim największym wymiarze była trzykrotnie większą od PRL). Ale w jednym państwie nie mógł istnieć gorący obszar buforowy i obojętny rdzeniowy. Król i obywatele, w takim samym stopniu, musieli być odpowiedzialni za Wielkopolskę, jak i za całe Kresy Wschodnie. Niestety, jak na swoje możliwości cywilizacyjno-administracyjne Rzeczpospolita nie była w stanie utrzymać swojej dominacji w całym kraju. Zaczęła się ona chwiać już za Zygmunta Augusta, kiedy to ośrodki władzy zaczęły się rozprzestrzeniać po całej Rzeczypospolitej. Na początku zjawisko było korzystne, rozpowszechniała się bowiem demokracja, później gdy Rzeczpospolita osłabła, a potęga magnatów kresowych wzrosła i pojawiło Państwo Moskiewskie, Kresy można było utrzymać jedynie za pomocą ekspansję – taką, jaką pokazał Batory, a potem hetman Jan Zamoyski. Rzeczpospolita chcąc zachować swój ustrój, z którego była dumna, musiała zadbać o to, aby nie wyrósł jej na boku konkurent i ośrodek destrukcji zorganizowanej.
Rosnące w siłę Państwo Moskiewskie miało co dezorganizować. Oddolne parcie na Kresach okazało się z czasem silniejsze niż oferta kulturowa Korony i państwa polsko-litewskiego. Panowie kresowi z reguły byli katolikami i pod tym względem podporządkowani Rzymowi, lud natomiast słuchał patriarchatu moskiewskiego. Szlachcic gospodarujący na ziemi ruskiej, dla świętego spokoju, poddanym wolał budować cerkiew, niż kościół. Także porozumiewano się w dwóch odrębnych językach: dwór lub dworek mówił po polsku, lud odpowiadał w swoim języku. Istniało również zjawisko pogardy prawosławnych wobec katolików. Część zdeklasowanej szlachty przyjmowała tamtejszą kulturę chłopską i zmieniała patrona religijnego.
Tak urządzony świat, na tym wyższym poziomie, mimo wszystko, predestynował do rzeczy wielkich. Wieloaspektowość przenikała się w życiu codziennym. Kresy stały się terenem, gdzie więcej rozumiano i dalej widziano. Żyliśmy własną cywilizacją, która nie była ani Zachodem, ani Wschodem, była rodzimą propozycją kulturową, która związała mieszkające tu narody i ludy na ok. 400 lat. Owszem, choć małość, prywata i prowincjonalizm dawały znać o sobie, to ogólnie Rzeczpospolita była wielka. A dowodem na to jest ostatni jej akt: Konstytucja 3 Maja. Uległa zjednoczonej sile napory ze wschodu i zachodu. Gdyby dłużej żył Batory lub Jan Zamoyski założył nową dynastię, zapewne byłoby inaczej i lepiej dla wszystkich. Również Europy Zachodniej.
Po utracie państwowości okres wielkości I RP kończył się. Zmieniło się prawo, przyszła podległość, neutralizowano elity. Dla szlachty i magnaterii najważniejszym zadaniem było utrzymanie stanu posiadania, który dawał jeszcze poczucie wolności i szansę na odzyskanie Niepodległej. Ale ogólnie polskie centrum kulturowe podzielone zostało na trzy części i zastąpione innymi uwarunkowaniami, do których musieliśmy się dostosować. Dostosowanie pożerało nasz czas, a forowało czas zaborcy; musiały się też zmienić obyczaje i podatki, które szły do kasy rosyjskiej, austriackiej i niemieckiej.
Czas zaborów był też okresem ratowania siebie za wszelką cenę i opowiedzenia się po którejś ze stron. Dotyczyło to nie tylko majątków, ale również przynależności narodowej i lojalności. Panowie musieli się opowiedzieć, stąd z jednej strony: powstania narodowe, nieustający opór stawiany zaborcom, a z drugiej ratowanie się przed ruiną. Również dotychczasowy lud zaczął odczuwać zmiany z tytułu rozluźnienia więzi z dworem, podlegał poborowi, zmianie prawa i obyczajów. W ten sposób zaczął poznawać drugiego pana i z czasem jego część doszła do wniosku, że nie pasuje mu żaden. I była to ta większa część. Początkowo nie potrafiono tego wyrazić, ale gdy drugi pan zaczął, za pomocą chłopów, antagonizować pierwszego, argumenty pojawiały się same – również częściowo przeciw obojgu. W taki sposób zaczęło się odradzać lub budować poczucie tożsamościowe narodów, które w przyszłości miały uzyskać swoją państwowość. Ten proces pozwolił na policzenie się nie tylko Polakom, ale również Litwinom, Rusinom (Ukraińcom), Białorusinom i kilku innym.
Tak ukształtowany konglomerat samoistnie zaczynał się porządkować według własnej duchowości i własnych potrzeb. Zatrzymywanie siłą starego systemu lub wprowadzanie innego, który dotychczasowych chłopów, bez względu na narodowość, miał utrzymywać na tym samy poziomie społecznym, groziło rewolucją. A każda oddolna rewolucja ma do pokonania wiele niezrozumiałych dla siebie barier, z tego tytułu musi być krwawa. Rebelii z reguły dysponując siłą, nie liczy się z jakością. „Próbki” jej dostarczyły koliszczyzna i rabacja galicyjska. Szczególnie ta ostatnia wykopała nieprzebytą przepaść pomiędzy chłopami a szlachtą. Te dwa stany nie mogły porozumieć się wzajemnie, z dwóch powodów: 1. specyfiki systemu; uwłaszczenie w tamtym czasie groziło ruiną w równej mierze chłopu, jak i panu, 2. polityczna propaganda zaborców, którzy chcieli przejąć rząd dusz. Ilustracją jest uwłaszczenie chłopów. Na tym dziele dokonanym przez zaborców żadna z warstw nie wyszła dobrze. Za postępującą ruiną majątków szlacheckich coraz bardziej wyłaniała się chłopska bieda i nieumiejętność radzenia sobie w nowej sytuacji. Szlachtę trzymał strach przed kolejną rebelią chłopską, a chłopów wciąż niewyjaśniona krzywda pańska. Dotychczasowa spójność kulturowa polskiego społeczeństwa została rozbita i nasycona wzajemną nienawiścią. Rok 1920 był wielkim narodowym katharsis. Ale mimo to, jedni i drudzy z tym bagażem weszli w wolną Polskę. Proces ów miał zakończyć zapis w Konstytucji marcowej znoszący tytuły rodowe. Odtąd funkcję pana miało przejąć państwo.
Terytorium Polski przedwojennej, jak się okazało, miało charakter przejściowy. Narody LBU już w okresie zaborczym budziły się do własnego życia, a Polska nie mogła stanąć na drodze ich odrodzenia. Dowodem na to jest chociażby koncepcja Piłsudskiego, która w nowych warunkach okazała się nierealna. Problem łączył się z kwestią chłopską, a więc z bardzo liczną warstwą społeczną, która, bez względu na narodowość, wciąż szukała swojego miejsca w społeczności i państwie. Międzywojenna Polska problemu chłopskiego jednak nie rozwiązała – po prostu był zbyt nabrzmiały, jak na możliwości 20 lat jego istnienia. Był on lokomotywą bolszewizmu.
Zwycięstwem II RP, kolejnym po bitwie warszawskiej i nadniemieńskiej, było niedopuszczenie bolszewizmu do polskiej wsi. W Polsce problem miał jednak podwójne oblicze: chłop musiał opowiedzieć się już nie za panem, lecz pod względem narodowym, do czego nie był jeszcze przygotowany. Jak Witos pisał w swoich pamiętnikach: Polakami w mojej wsi byłem ja, mój szwagier i ktoś jeszcze.
Rozwiązanie tej łamigłówki należało do państwa i wymagało jeszcze większego geniuszu niż niegdyś zsynchronizowania dwóch odmiennych formacji politycznych: Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego w jedną Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Polska jagiellońska formowała się na poziomie elit, Polska pozaborowa miała do czynienia z ich upadkiem i walką o byt chłopa, a także nowym zjawiskiem – chłopo-robotnika. W II RP potencjał do rozwiązanie tej sprawy – istniał, lecz odradzające się państwo, ze zrozumiałych względów, nie mogło wykazywać nazbyt dużej wrażliwości w tym kierunku. Był to więc problem do załatwienia w dłuższym czasie.
Zupełnie innym zagadnieniem był rosnący potencjał gospodarczy i intelektualny przedwojennej Polski. Zbudowana w krótkim czasie spoistość społeczna i motywacje w utrzymaniu niepodległości dawały jej dodatkową kulturową siłę, która w połączeniu ze sprawną gospodarką, budowała szanse na odzyskanie swojego miejsce pośród rządzących ówczesnym światem. Zabrakło czasu. Wybuch II wojny i obojętność Zachodu przekreśliły wszystko. Ważniejsze okazały się rosyjskie surowce, niż jakaś tam niepodległość kłopotliwego kraju. No, ale niewiele brakowało, dlatego dobijanie II RP okazało się aż tak brutalne. Tej świadomości w społeczeństwie polskim niestety nie ma. Jak łatwo daliśmy skomunizować sobie umysły.
Druga wojna na Kresach wyzwoliła wszystkie nabrzmiałe złem siły. Krzywda klasowa połączyła się z narodową i ujawniła w najgorszym charakterze. Rzeź wołyńska i podolska była wyrazem potrzeby posiadania samodzielnego państwa, bez Polaków, którzy byli tam panami. Problem jednak w tym, że uczyniono to na sposób hajdamacki.
Stary świat ginie i wiele wskazuje na to, że bezpowrotnie. Na początku XX w. bolszewia zaczęła układać tory do Polski, w II wojnie zajechała nad Łabę, po jej zakończeniu, za pomocą idei, trafiła do spokojnego dotąd świata zachodniego. I teraz wraca do nas z Zachodu korzystając z tych samych prawd, które już w Polsce dawno uznaliśmy za nieludzkie. A więc, po II wojnie komunistyczna myśl zawędrowała dużo dalej, niż sowiecka ropa, gaz i węgiel. Usadowiła się w zachodnich uczelniach i dziś jak bumerang wraca do nas mieniąc się nowoczesną. Najpierw były więc Kresy, potem reszta. Polska szła od wschodu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 55 odsłon
Komentarze
Ryszard Surmacz
18 Października, 2021 - 15:38
Wydaje się, ja tak myślę, że i druga część jest bardzo dobrą i wnikliwą analizą historii polskich Kresów. Odczekam dzień i przeczytam jeszcze raz, tak dla utrwalenia pewnego zasobu z tej wiedzy. No i zawsze jakiś wątek nam ucieknie podczas pierwszego czytania istotnych tekstów. A byłe polskie Kresy mnie interesują. Niebywały wkład w polską kulturę. W listopadzie, jak Bóg da, będę tam na tydzień trzeci raz w tym roku. Na terenie byłych polskich Kresów, których już nie ma.
Tak, absolutnie się z tym zgadzam, że "bolszewia ... teraz wraca do nas z Zachodu korzystając z tych samych prawd, które już w Polsce dawno uznaliśmy za nieludzkie". Ten wątek za mało jest eksponowany. Nie dało się wejść w polskie umysły od wschodu, owinęli w kolorowy papierek i wchodzą od zachodu. To dla młodych szczególnie niebezpieczne. Ale to już nieco inny, dłuższy temat i przyczynek do Twojego tekstu. Pozdrawiam.
Bogdan Jan Lipowicz