Długie świnie
Chłopcy byli w transie. Podekscytowani, urządzoną przez młodych przywódców, inscenizacją polowania na dziką świnię nie tworzyli już zwartego kręgu. Stali formując nieregularną podkowę. Drżąc częściowo ze strachu, a w części z podniecenia patrzyli jak od strony lasu biegnie do nich jakaś mała postać. Kiedy stanęła pośród nich coś krzycząc i wskazując na wzgórze, oni nie widzieli w niej wcale swego kompana. Dla nich, w tym momencie, była to tylko miotająca się w półkolu, osaczona przez nich dzika bestia. Zaczęli skandować: „Nożem zwierza. Ciach po gardle. Tryska krew.” Rzucili się do przodu niemal równocześnie – gryząc, szarpiąc i zadając kijami ciosy, dopóty drobne ciałko całkiem nie znieruchomiało.
Ta scena z „Władcy much” Williama Goldinga nieprzypadkowo przypomina podniecony przez liderów tłum krzyczący do Piłata „Na krzyż z Nim.” Kogo musiała widzieć w Jezusie skandująca w amoku ciżba, zgromadzona na placu, że zdecydowała się uwolnić mordercę i rabusia, a skazać na śmierć Nauczyciela i Lekarza? Jako kto musiał On im zostać przedstawiony?
Można by sprowadzić te dwa obrazy do trywialnego porzekadła „słowa mogą zabijać”. Albo zastanawiać się nad mechanizmem manipulacji.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na coś innego. Na to, że można tak opisać człowieka, by przestał być dla innych człowiekiem. By stał się istotą, którą można bezkarnie i bez większych wyrzutów sumienia zamordować. Na polinezyjskich Markizach kanibale nazywali swe ofiary „long pig” (długimi świniami).
Przychodzą do mnie takie myśli, kiedy patrzę jak kobiety uczestniczące w czarnych marszach, które na pytanie dlaczego chcą mieć prawo do bezkarnego zabicia dziecka pytają jakby wyrwane ze snu: „- Jakiego dziecka? Chodzi nam tylko o usunięcie płodu”.
Jest tu zastosowany podwójny trick słowny. Marginalizuje się zarówno rzeczywistą czynność (zastępując „zabicie” słowem „usunięcie”) jak i obiekt tej czynności („człowieka” zastępuje „płód”). Czy przypadkiem nie z tego samego powodu zdradę małżeńską nazywa się „skokiem w bok”, kradzież - „gwizdnięciem”, a zabójstwo - „sprzątnięciem”? Dla zbanalizowania przewinienia. Bo czy nie tu właśnie jest pies pogrzebany? W słowie „przewinienie.” Czy ktoś, kto naprawdę czułby się bez winy szukałby zastępczych słów dla opisania tego co chce zrobić (zalegalizować)?
Dla każdego trzeźwo myślącego człowieka jest chyba oczywiste, że zarówno zarodek jak i płód są fazami rozwoju życia ludzkiego, których dalszym przedłużeniem jest noworodek, czyli dziecko. Również dla aborcjonisty. Skoro ktoś widzi ciągłość pomiędzy Jankiem sześcio- , dwunasto- i osiemnastoletnim (dziecko „przemienia się” w dorosłego) to dlaczego miałby nie widzieć ciągłości pomiędzy istotą sześcio-, dwunastotygodniową, i Jasiem-noworodkiem? Mówię tu o związku przyczynowym. O kolejnych etapach życia.
Oczywiście widzą, ale poprzez grę słowną nadają istocie we wczesnych fazach rozwoju cechy „nieludzkie”, po to by nie stała się (w ich oczach) człowiekiem. Płód i zarodek przestają w tym momencie oznaczać stworzenie, a stają się synonimem jakiegoś rozrastającego się guza, czy pasożyta. Naukowe określenia faz rozwojowych człowieka zostaje przez aborcjonistów (nie wnikam tu czy świadomie czy nie) wykorzystane do stwierdzenia, że mamy do czynienia nie z człowiekiem, ale… jakimś „wrogim” obiektem. „Obcym pasażerem. Nostromo.” Naukowa (i „nowoczesna”) jest w ich ustach bowiem tylko terminologia.
Bo przecież w obu przywołanych przeze mnie okresach istnienia (czy to prenatalnym, czy poprenatalnym, ale także w „momencie przejścia” czyli porodu) stworzenia nazwanego później Jasiem, mamy przecież wciąż tę samą istotę żywą, która się rozwija. Płód nie jest nawet przecież larwą, która po wyjściu z kokonu zamienia się w motyla, żeby mieć co do jej tożsamości jakiekolwiek wątpliwości. Jest wciąż tą samą ludzką istotą – czy to jest minuta przed, czy minuta po porodzie.
Dla aborcjonisty „istota żywa” w ciele kobiety niewytłumaczalnie staje się czymś w rodzaju tasiemca uzbrojonego, który żeruje na jej ciele, aż do momentu, kiedy to w równie magiczny sposób, poprzez poród przemienia w dziecko. Takie czary. Ja nie widzę logiki w takim myśleniu. To na pewno nie jest myślenie logiczne, tylko magiczne. Dziecko za pomocą zaklęcia zamienia się w „płód” (ni to złośliwy guz, ni to pasożyt). Jest to o tyle niezwykłe, że z grupowym myśleniem magicznym mamy do czynienia w cywilizacjach prymitywnych. Czyżbyśmy przeżywali właśnie powrót do dalekiej przeszłości?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4733 odsłony
Komentarze
Zero tolerancji dla prowokatorów..
18 Października, 2016 - 04:32
Tłumu nikt nie zatrzyma. Zaczyna się od "czarnych marszów" poto, aby zamienić je w konsekwencji na "czerwone".. "Demokracja" nie pozwala zatrzymywać takich "marszów"? Dlaczego nikt nie próbuje organizatorów, inspiratorów, prowokatorów i ich media "wyhamować", powstrzymać? Kłamstwa publiczne nawołujące do zabijania kogoś, likwidowania przeciwników są przestępstwem. Kłamstwa, nieprawdziwe informacje, nawoływanie do nieuzasadnionych protestów powinny być konsekwentnie ścigane i osądzane zgodnie z obowiązującym prawem w Polsce. Jeżeli radykalnie nie powstrzyma się teraz prowokatorów, to jutro będzie "za późno".. Demokracja bez odpowiedzialności "za słowo" może zakończyć się katastrofą dla Polski. Wszelkie reformy, dobre zmiany, naprawy, zostaną przekreslone w sytuacji, gdy dojdzie do rozruchów.
RAK
Tyle tylko, że ja zupełnie
18 Października, 2016 - 10:39
o czymś innym piszę. Zupełnie.
o 10 IV inaczej
Za lekce sobie ważenie
19 Października, 2016 - 17:37
nieszczesliwcow :-)))
Alegoria :
PiS vs totalna opozycja.