Po "nocnej zmianie" nadeszła dobra. Daty graniczne dla kleszczy ograniczających nasz rozwój od 1587 roku to lata 2010 i 2015
Około 1994 roku, profesora humanistyki Kazimierza Ożoga, zafascynowała teoria fal Elliotta, za pomocą której można analizować trendy rynkowe. Zadał sobie pytanie - czy nie dałoby się jej zastosować do czegoś innego niż spółki? Na przykład do państw? Przecież każdy kraj przeżywa okresy wzlotów i upadków, ma swoje dni zwycięstw i klęsk. Choćby w Polsce, gdzie po okresach rozkwitu, rozwoju gospodarczego, kulturalnego i społecznego, jakie miały miejsca w w latach 966-1138, czy 1320-1587, przychodziły dni katastrof, rozbicia, konfliktów (1138-1320, 1587-1764).
Co z tej jego fascynacji wynikło? Badając trendy jakie miały miejsce w dziejach Polski, profesor w kwietniu 2004 roku doszedł do wniosku, że potencjalnie możliwe są dwie ścieżki (obydwie korzystne dla naszego państwa), i sformułował następujący wniosek: "Z całą pewnością Polska zakończyła cykl spadkowy i rozpoczyna cykl wzrostowy. Jednakże ze względu na wysoki stopnień fali spadkowej w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat należy oczekiwać raczej pewnej niestabilności i niepewności."
Profesor w czerwcu 2010 skorygował jednak swój wykres o dwa ważne wydarzenia, które nastąpiły już po 2004 roku. Były nimi śmierć Jana Pawła II, oraz wydarzenie z 10 kwietnia 2010 roku. Naukowiec uznał wówczas tę drugą datę za "punkt zwrotny" trendu spadkowego, trwającego według niego, z niewielkimi korektami, aż od 1587 roku. Sformułował też prognozę, że 2015 rok (a było to jeszcze przed wyborami 2010 i 2011, i tuż po 10 kwietnia!) będzie rokiem "kończącym cykl kryzysów i katastrof". Prognozował też, że w 2015 roku Polska nareszcie wyrwie się z ponad czterystuletnich "kleszczy ograniczających jej prawdziwy rozwój".
Nawet gdyby bardzo sceptycznie podejść do tej "teorii trendów", to czy nie wysnuje się podobnych wniosków za pomocą samej dedukcji? Wcale nie uważam bowiem, że to trendy dyktują historię świata i nasz los, a jestem przekonany, że istnieją prawa społeczne i stałe kierunki ludzkich dążeń. I dopiero historia tych drugich, po rozrysowaniu i zamieszczeniu na wykresie, pozwala - moim zdaniem - dostrzec nie to, że rządzą naszymi dziejami algorytmy, ale to że istnieją pewne prawa. I dopiero za ich pomocą możne określić bardzo prawdopodobne ścieżki dalszego przebiegu zdarzeń.
Jakie to prawa?
Jesienią 1989 roku mój ojciec, widząc jak bardzo mnie - wówczas dwudziestoczterolatka - ekscytują zmiany, które następują w kraju po wyborach 4 czerwca, studził moje emocje, mówiąc, abym wziął pod uwagę, że ustrój który do Polski wszedł na bagnetach w roku 1944 zmienić się może także tylko poprzez przelaną krew. Dodawał, abym nie wierzył ani w to co mówi Joanna Szczepkowska, że w Polsce skończył się komunizm, ani też w żadną "aksamitną rewolucję". Jego słowa – gdy się teraz nad nimi zastanawiam – podyktowane były doświadczeniem i wiedzą, nie wszystkim wówczas dostępną. Były też logiczne. Jaka formacja dobrowolnie oddaje władzę czy zrzeka się przywilejów jeśli nie zmusza jej do tego brutalna siła? A przecież na tzw. komunistów nikt nie wywierał presji by oddali władzę. Może tylko pragmatyzm. Mieli dziewięć lat, aby zaplanować jak bez uszczerbku dla swego bezpieczeństwa fizycznego i finansowego wycofać się na "z góry upatrzone pozycje". Patrząc dziś z 30 letniej perspektywy można by zapytać - czy nie udało im się to?
Słowa ojca mimo, że nie od razu trafiły mi do przekonania, tłukły się jednak w mojej głowie bardzo długo. Szczególnie gdy widziałem niepohamowaną grabież Polski, przewrót konfidentów w 1992, potem dalszy niepowstrzymany niczym rabunek "państwa teoretycznego", i w końcu wydarzenia 2010 - tego.
Ta data stała się - moim zdaniem - przełomowa. Po kwietniu – zauważyłem – ludzie zaczęli się budzić. Bardzo wiele osób zaczęło myśleć jak stworzyć niezależne media, wznosili "archipelagi polskości", zastanawiali - jak przeciwstawić szabrownikom rozkradającym kraj.
I znów - jest to logiczne. Kto myśli trzeźwo, zbiera i analizuje dane – nawet jeśli nie dojdzie do wniosku, że „samoloty prezydenckie nie spadają”, to nie może zaprzeczyć, że 10 kwietnia 2010 roku zginęły osoby, które mocno pracowały nad upodmiotowieniem Polski, czyli za tym aby przestała być dojną krową dla obcego kapitału i źródłem taniej siły roboczej dla innych krajów.
To wydarzenie kwietniowe sprawiło też, że wiele osób przestało dostrzegać świat, jako bezkresne pastwiska bez zapór i granic, wolne od wilków, oraz rzeźni. Mówiąc trywialnie – uznali, że przedkładanie swoich pragnień, dążeń i aspiracji nad interes grupy jest perspektywicznym błędem.
Dla całego, świadomego znaczenia tego co się zdarzyło społeczeństwa, pięć kolejnych lat był to czas wzmożonej aktywności obywatelskiej. Powstał drugi, pozaoficjalny obieg informacji; ludzie mobilizowali się, organizowali, zbierali, aby dyskutować nad przyszłością Polski, zapraszali na spotkania znanych społeczników, pisali rozprawy, tworzyli filmy, i wiersze o tym jak wygląda ta, na nowo dostrzeżona przez nich rzeczywistość.
Pierwszą moją książką o Smoleńsku, jeszcze z 2011 roku, był emocjonalny tomik wierszy, noszący tytuł: "dobre-nowiny.pl”. Za pomocą tytułowego zbitka słów zamierzałem powiedzieć, że mimo niewyobrażalnej tragedii jest to „dobra nowina” dla nas, Polaków. Jest nią nasze przebudzenie. Początek odrodzenia dawnej, silnej Polski. Dla Niej zginęła elita dążąca do pełnej niepodległości ekonomicznej i politycznej naszego kraju. Ich krew zmyła tę wcześniejszą, zakrzepłą na ruskich bagnetach, tę z kul które przeszywały polskie czaszki, tę z podłóg i ścian esbeckich izb tortur; rdzawe ślady z egzekucyjnych sznurów, czy z rękawiczek „seryjnego samobójcy” – całemu morzu krwi przelanemu po 1945.
A mówiąc niepatetycznie - 10 kwietnia 2010 stał się dniem, w którym w wielu z nas obudziło się poczucie odpowiedzialności za Ojczyznę.
Obrazy, które zapamiętałem z Krakowskiego Przedmieścia, z krakowskich Błoń i Rynku, z Wawelu to znak, że Polska po 10 kwietnia zaczęła się gruntownie zmieniać.
Poczuliśmy się za nią bardziej odpowiedzialni. Nic bardziej nie jednoczy niż wspólnie przeżywanie. Tak samo radości jak i smutku. W tych miejscach, o których wspomniałem, zjednoczył nas wspólny ból i wspólna świadomość, że możemy wiele zmienić. Nie tylko swój los, nie tylko samych siebie, ale również nasz świat.
Te zmiany, które zaszły w naszej świadomości to sprawiają.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1726 odsłon
Komentarze
@Romek M
16 Września, 2019 - 13:26
Witam.
Powstał bardzo wartościowy tekst, z tych zapowiedzianych po moim komentarzu, Pańskich przemyśleń i odniesień do prac profesora Kazimierza Ożoga.
Byłoby bardzo pożytecznym pociągnięciem, gdyby ten tekst(a może też dalsza kontynuacja tych przemyśleń) mógł trafić na łamy portali zbliżonych do mainstreamu, np. wPolityce.pl, czy niezalezna.pl a może też do polonijnych portali i by szersze grono Polaków mogło wziąć udział w debacie nad tym tematem.
Co Pan na to?
Pozdrawiam.
@stan35
16 Września, 2019 - 16:35
Dzień dobry,
Dziękuję. Artykuł już się ukazał w dziale publicystyka wpolityce i ma się ukazać też wsieci, ale sądząc po komentarzach tam zamieszczonych - raczej nie ma co liczyć na merytoryczną dyskusję :) Jedne hejt
Pozdrawiam serdecznie
o 10 IV inaczej
Witam.
16 Września, 2019 - 17:29
"... raczej nie ma co liczyć na merytoryczną dyskusję ..."
Też tak sądzę, ale warto tam zamieścić, bo jest jakaś szansa, że przeczyta to ktoś, kto załapie sens tego tekstu i choć nie podejmie otwartej dyskusji to przeniesie ten sens do jakiegoś kręgu osób, które zainteresują się tematem.
W pracy profesora Ożoga na temat historii Polski i USA postawiona jest teza, że koniunktura Polski i USA ostatnich
stuleci jest przeciwna w fazie, tzn, gdy I Rzeczpospolita upadała, wtedy rodziły się Stany Zjednoczone a teraz po 1989 roku gdy Polska się odradza, USA zmierzają do kresu swej potęgi, co predstawił Pan profesor na wykresie, prognozując ten kres potęgi USA na połowę czwartej dekady XXI wieku:
@stan35
16 Września, 2019 - 16:36
zdublowana odpowiedź - usunięta
o 10 IV inaczej
@stan35
16 Września, 2019 - 16:36
jw
o 10 IV inaczej