BIDEN albo ŚMIERĆ
Kilka tygodni temu na moją skrzynkę mailową trafił dziwny mail. Prawdopodobnie został wysłany przez pomyłkę, bo... znajdował się w nim załącznik ze szkicem przemówienia prezydenta Joe Bi-denka. Nie, nie z tekstem, ale nagraniem dokonanym przez samego prezydenta. Dziś okazało się, że nie wszystko do końca przesłuchałem. Nagranie nie kończy się tam, gdzie mi się wydawało. Jest dalszy ciąg.
Łoł! Długo biłem się z myślami, co z tym zrobić – i wtedy, a teraz tym bardziej. Odesłać? To przecież nie zmieni faktu, że go otrzymałem i znam zawartość. Zapomnieć? Ale czy to możliwe? Szczególnie po tym, co tam usłyszałem. Bijąc się z myślami, jednak się poddałem. Z bijącym sercem i potarganym (niczym sad deszczem) sumieniem, zdecydowałem się ujawnić treść tego załącznika.
WSTĘPNY SZKIC PRZEMÓWIENIA PREZYDENTA JOE BI-DEN(co.)
Droga wiceprezydent... żaden przywódca USA przede mną nie wypowiedział takich słów... zaraz, o czym to ja... droga wiceprezydent, Dżihado Kamalis;
Droga First Lady... Jestem jej mężem, więc też jestem pierwszy, choć Bronek mówił przy baraku, że trzeba to sprawdzać... zaraz, co to ja... już wiem...
Drodzy rodacy, Amerykanie!
A więc stało się. W szyku zwartym opuściliśmy Afganistan po wypełnieniu naszej misji. Ostatni sprzątają tam jeszcze w ambasadach i gaszą światła. To ważne. W dobie globalnego ocieplenia, tego największego zagrożenia świata – o czym informowali mnie generałowie, kiedy stacjonowałem jako wiceprezydent przy baraku. Nie można marnować energii, ani kropelki. Byliśmy krajem samowystarczalnym energetycznie, a nawet sprzedawaliśmy naszą ropę, ale udało się zakręcić ten groźny, zagrażający naszemu bezpieczeństwu narodowemu kurek i... zaraz, to chyba nie ta kartka... tak, tak, już mam... W Afganistanie nie było przecież ropy...
Amerykanie! Dziękuję wam za słowa uznania, kwiaty i jaja. Moja żona, Kamill, księżna Walii... nie, to Kamalla Parker, co wyszła za tego króla długopisów z Kornwalii, a ja jestem w zjednoczonym królestwie z Bonnie... nie, Jill.... tak, Jill... Zresztą, co za różnica. Ona dziś zrobiła jajecznicę z tych jaj od was. Było w niej sporo skorupek. Lepiej przysyłajcie je w opakowaniach, zabezpieczone, nie podrzucajcie pojedynczo na trasie naszego przejazdu. I tak wam dziękuję. Ale... Na czym to skończyłem?... Afganistan. No tak...
Dziękuję wszystkim, którzy nam pomagali, za ich trud i znój – toi-toi, jak mawiamy w Ameryce... chwila, nie... toil and toil – tak mawiamy, prawda? Czy ktoś może to sprawdzić? Hej, ty. Możesz to wyguglować? A, to ty Jill. Witaj, skarbie... W szczególności dziękuję rodzinom poległych na posterunku. Który to był posterunek, Jill? Chyba trzynasty? Doceniam wkład wszystkich posterunków w szerzenie idei pangenderyzmu. Tak, tak, o to przecież szło. To jest nasz „target” – prócz walki z globalnym ociepleniem.
Naszą misją w Afganistanie nie było krzewienie demokracji. Naszą misją tam nie było zagwarantowanie wolności słowa, ani troska o przestrzeganie prawa człowieka... A propos, znacie ten dowcip? Pyta człowiek człowieka: „skąd pochodzisz?”. Ten drugi odpowiada: „moi przodkowie zeszli z drzewa”. „Możesz to udowodnić?” – dopytuje pierwszy. „Nie, bo to drzewo już dawno ścieli i spalili”. To pewnie byli niewolnicy białej supremacji z KKK. Nie, niekoniecznie z Ku Klux Klanu, mogli to być też księża Kościoła Katolickiego. Co mówisz, Jill? Że białe habity noszą Trynitarze? Skąd oni są, z Trynidadu? Aaa... z Francji. Myślałem, że tak ubierają się tylko ci pokojowo nastawieni wahhabici. A wracając do tematu... Widzicie, jak ważny jest ruch Black Lives Matter i ochrona klimatu naszej kochanej matki, lub teściowej, ziemi. Jill, przypomnij mi, jak ma na imię twoja matka... Jak?... Mniejsza z tym. Bonnie i Clyde dawno już gryzą ziemię, co jest niedobre... ale, o czym to ja?... Wiem...
Afgańczycy nie wiedzą, co dobre. Trudno ich przekonać do tego, że 56 płci naprawdę istnieje. Każdy, kto to wie, pojmuje także, że to samo dobro. Przecież multi-kulti i genderyzm nas ubogacają. Wyobraźmy sobie, jak miło byłoby zasiąść przy jednym stole w święto Bożego... pardon... w Season Greetings zasiąść przy jednym stole z tyloma przedstawicielami różnych płci i ras. I raz na zawsze skończyć z tą całą dysfu... dysku... dyskre... dys Krymu... dyskryminacją. „Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek” – tak mi mówili ci w... no... zaraz... mniejsza z tym.
Wprawdzie są jeszcze na świecie dziwolągi, które twierdzą, że wśród ptactwa drożdż... pardon, nie dróżdż, tylko drozd... Drożdże jeszcze nie latają... Choć kiedyś pewien murzyński piekarz opowiadał mi, że... Tak, Jill?... Dobrze, nie będę już opowiadać sprośnych dykteryjek. A zatem, są jeszcze ludzie, którzy twierdzą, że wśród ptaków tylko drozd z drozdem, szpak ze szpakiem, kruk z krukiem (pewnie dlatego, że kruk krukowi wilkiem – czy jakoś tak), bocian tylko z bocianem, a słowik ze słowikiem... choć ponoć w dalekiej Polsce pewien Słowik kręcił z Parasolem i razem wylądowali w areszcie. Także wśród ssaków, tych na wolności, żaden ryś nie podrywa lwa, a żyrafa nie chce się wiązać z delfinem, ani innym waleniem. To chore. Wśród ptaków każdy rozgląda się za partnerem z tej samej rodziny, a dzikie koty polują przecież na sarny czy antylopy. Takie są zwierzęce nawyki. My, ludzie rozumiemy lepiej, co jest dobre.
A propos... Jill wyszła na taras, więc opowiem wam.... Kiedy byłem wiceprezydentem, dużo rozmawiałem z ówczesnym wice Ping-Pongiem... nie, przepraszam, wice Xiaopingiem... chwila, był wiceprzewodniczącym tej ich chińskiej Republiki... Xi Jinping... o, to to, dzieki Jill, w sama porę wróciłaś. Wiecie, nie wypadało wysyłać go do baraka. Co by świat na to powiedział? Co by o nas, Amerykanach, sądzili wszyscy Levi-ludzie, gdybyśmy powiedzieli: „Idź do baraka”. Tak się nie traktuje wiceprzewodniczącego Chin. Nie wolno. Bo Chiny to duża subkultura, trzeba się umieć zachować. I ja, będąc wiceprezydentem dużo z nim, wiceprzewodniczącym Xi... to znaczy wiceprzewodniczącym Chin, rozmawiałem. Mówię mu raz: słuchaj, Havelange... nie, to też Joe, ale inny – pisze się „João”... Ten Havelange to były przewodniczący FIFA, a ja od dawna już nie palę... i nigdy nie używałem fifki.
Mówię więc temu Xi: „Have a lunch”. I on się zgodził. Poszliśmy na lunch. Nie pamiętam, co jedliśmy, chyba ruskie pierogi, ale pytam go: „Pomożecie nam genderyzm wprowadzać?”. A on na to: „Rozumiem”. On rozumie, o co chodzi. Wszystko chwyta w lot. Od razu się zorientowałem, że to nieprzeciętny umysł. Cisnę dalej: „Genderyzm jest lekiem na całe zło”, a on: „Rozumiem”. Byłem pod wrażeniem. Ten gość to ma łeb nie od parady. W końcu mówię: „Widzę, że świetnie się rozumiemy. To kiedy zaczniecie u siebie?”. Wtedy całkiem mnie zaskoczył. Zapytał: „Jeszcze herbaty?”. Pod względem sprytu i dyplomacji nikt tym skośnookim... konkretnie Chińczykom, nie dorówna. Kiedy taki pani w kimonie nalewał – zorientowałem się po muskułach i kałachu, który mu wystawał z pończoch – wreszcie się odkrył – ten Xi, nie ten z kałachem – i odpowiedział konkretnie: „Ty pierwszy, a ja za Tobą”. Tak mi się zdaje, bo powiedział... „You first. I will see your end”, czy coś takiego. Czyli już się szykują. Dlatego właśnie, kiedy zostałem prezydentem, zaczęliśmy rozkręcać to na całego.
Tak, Jill?... Zrobiłaś herbatę? Pewnie, że mogę sobie zrobić małą przerwę... Wiesz, Jill, dobrze że ci talibowie wspomnieli na konferencji o FejsBoogu i Cukerbergu. Widać doceniają nie tylko moje starania...
Dalej już nic nie było. Tak przynajmniej myślałem. Cisza. Długo, długo nic. Ale nie wyłączyłem komputera i sam poszedłem zrobić sobie herbatę. Nagle usłyszałem głos Bidena, który mówił tak:
Odnoszę same sukcesy: najpierw wybory, teraz Afganistan, no i rozwalenie muru na południu. Śpiewał o tym jakiś zagraniczny zespół: „Turn down the wall!” chyba... dobre... ach, i pamiętam, jak Brzeziński puszczał mi nagranie takiego barda z Czech, Wysocki się nazywał czy jakoś tak, śpiewał „A mury runą, runą...”... no to mają, czego chcieli. Czuję, że z tą krytyczną teorią rasową tez nam się uda. Co mówisz, Jill? No właśnie, skoro ludzie uwierzyli w teorię Darwina, i w to musza uwierzyć... Co mówisz? Jakie schody?...
Potem były trzaski i nagranie się skończyło. Dziwne to wszystko. Tym bardziej, że wygłoszone potem przemówienie było całkiem inne. Może to, wysłane przypadkowo do mnie, zaraz skasowali. To by znaczyło, że jestem posiadaczem jedynej kopii. Mam nadzieję, że decyzja o ujawnieniu tego przemówienia nie ściągnie na mnie gromów i nie skończę jak Snowden czy Assange...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 415 odsłon
Komentarze
Bidiota
14 Września, 2021 - 21:56
Biden jest bardzo cwany i nie jest naiwnym idiota. Podobnie jak Tusk. Biden jest cwany dla siebie i wlasnej rodziny i zapewne gotowy do poswiecenia dla tego celu nawet przyszlosc USA i swiata. Byc moze rowniez jest wyalienowany i nie zdaje sobie sprawy ze jego decyzje znacza tragedie dla normalnych ludzi. Najwazniejsze, ze on sie na tym dorobi miliardow.
oni wszyscy są "cwani"
15 Września, 2021 - 14:06
...na krótką metę. Wydaje im się, że w swoim domu - za ogrodzeniem, z firmą ochroniarską - będą wiecznie bezpieczni. Obrazki, które z namy z Wietnamu, Afganistanu, czy chocby te z ulic USA z zeszłego roku - pokazują, jak w jednej chwili mogą zostać wdeptani w zimię. Biden nie jest cwany, ludziee, którzy nim sterują są cwani, ale groźni, bo ryzykują i dla zysku igrają ludzkim życiem. Porównanie z szatanem jest jak najbardziej na miejscu.
Krispin z Lamanczy