Niebo dla dobrych ateistów, czy piekło wątpliwości?
Ostatnio na YouTube natknąłem się na filmik, w którym padły takie słowa w odniesieniu do obecnego papieża: „Bergolio jest katastrofą. Pontyfikat pierwotnie oznaczał tego, który ma nieustannie przypominać ludziom, że istnieje stały związek z Boskością. Tymczasem on przecina most między niebem a ziemią”. Kto inny powiedział: „Jeśli nie wierzysz w działanie Boga, możliwe dzięki Jego stałej obecności i miłości, jesteś w stanie walczyć z tymi, którzy w to wierzą i nienawidzić duchowości oraz ciszy”. Z drugiej strony były Prefekt Kongregacji Nauki i Wiary kardynał Gerhard L. Müller twierdzi w udzielonym dwa tygodnie temu wywiadzie[1], że papież powinien głosić ludziom Ewangelię. Czy papież wie, co znaczy głosić Dobrą Nowinę i na pewno umie to robić?
Kościelna opozycja wprowadza podobno zamęt w doktrynie, szkodząc Kościołowi. To interesująca teza. Może należałoby najpierw wyjaśnić sam termin „kościelna opozycja”. Czy to były ksiądz Obirek? A może TVN-owy celebryta ks. Sowa? A może inny namaszczony przez elity „znawca” kościoła, taki jak red. Szostkiewicz lub poseł Nitras, wypowiadający się w imieniu i dla dobra Kościoła. A może „kościelna opozycja” to każdy, kto myśli logicznie i wyraża swoje wątpliwości, wskazując na ich biblijne umocowanie? Tego, kto zwraca uwagę na błędy lub próbuje wyjaśniać wątpliwości można nazwać odstępcą, wywrotowcem, obrzucić błotem, powołać się na nieomylność papieską, itd., itp... „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”[2]. Najwyraźniej nie w tym wypadku.
Przywołam taki obrazek sprzed ponad 3 lat. Maj 2018. Na audiencji generalnej (na pewno było to spotkanie publiczne) papież Franciszek odpowiada na pytanie kilkuletniego chłopca, którego ojciec niedawno zmarł[2]. Ojciec chłopca był ateistą, ale dobrym człowiekiem. Ochrzcił czwórkę swoich dzieci. „Czy jest w niebie?” – pytał chłopiec.
Zanim przypomnę odpowiedź, zastanówmy się... gdzie w tej historii jest matka dziecka? Nie istnieje. Zapewne to ona – wierząca katoliczka – doprowadziła do ochrzczenia dzieci. To nie pierwszy i nie ostatni taki przypadek, gdy matka jest wierząca, a ojciec... po prostu nie oponuje. Wiele jest takich małżeństw. Tymczasem w tej sytuacji matka wyparowała. Jest tylko dobry ateista, który „ochrzcił swoje dzieci”. Dzieci, które przyniósł mu bocian? Czy przypadkiem spadły z dachu? A może z... nieba?
Tako rzecze papież: „Czy Bóg byłby w stanie zostawić takiego człowieka z dala od siebie”? Głos tłumu (zachęcanego do odpowiedzi): „Nie”. Papież: „Czy Bóg porzuca swoje dzieci”? Głos tłumu: „Nie”. Papież: „Czy Bóg opuszcza swoje dzieci, gdy są dobre”? Głos tłumu: „Nie”. Papież: „Oto twoja odpowiedź. Bóg był z pewnością dumny z twojego taty. Łatwiej jest wierzącemu ochrzcić dzieci, niż ateiście. Bogu z pewnością się to podobało. Rozmawiaj ze swoim tatą. Módl się za niego...”.
Mógłbym wypisać tu litanię zamętów doktrynalnych. Włos się jeży na głowie. Papież miał niesamowitą okazję do głoszenia zebranym ludziom Ewangelii. Prawdziwej Ewangelii. Ewangelii Jezusa Chrystusa, którą znamy z Biblii. I co? Całkowicie zmarnował tę okazję. Za to posiał zamęt w umysłach tych, dla których powinien być autorytetem.
Pisałem o tym w czasie, kiedy ta sytuacja zaistniała. Zarzucano mi brak empatii. Na pewno sytuacja tego chłopca jest trudna i odpowiedź wymaga mądrości, taktu, ale też prawdziwej odpowiedzialności za słowa. Jak zwykle obrońcy papieża – w tym wypadku wrogowie prawdy – pokazują fałszywą alternatywę. Co miał powiedzieć chłopcu? – pytają – miał go dobić wykazując, że jego ojciec będzie się smażył w piekle? Oczywiście, że nie. Ale nie należało sugerować, że Bóg byłby dumny z ateisty i ten człowiek na pewno pójdzie do nieba, bo pozwolił żonie ochrzcić dzieci (tak zapewne wyglądało to w rzeczywistości) i był „dobry”.
Nie wiemy do końca, jakie będą Boże decyzje na sądzie ostatecznym, jednak możemy się tego domyślać... jeśli uważnie czytamy Pismo Święte, zwane też Słowem Bożym. Słowem Bożym, skierowanym do człowieka. Słowem Bożym, które jest „pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości - aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu”(2 List do Tymoteusza 3:16-17 ). Zastanówmy się więc, jak powinny wyglądać odpowiedzi człowieka znającego i rozumiejącego Słowo Boże.
Czy Bóg byłby w stanie zostawić takiego człowieka z dala od Siebie?
Odpowiedź powinna brzmieć: „To zależy od postawy, od wiary tego człowieka”, gdyż – jak pisze apostoł Paweł do Efezjan:
Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili. (List do Efezjan 2:8-10 )
Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że [Bóg] jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają. (List do Hebrajczyków 11:6 )
Jezus zaś powiedział jasno:
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. (Ewangelia Jana 14:6 )
Nie ma zbawienia bez Jezusa. Nie ma zbawienia bez nawrócenia. Nie ma zbawienia bez pokuty. Ale dobra nowina jest taka, że Jezus zapłacił już za zbawienie każdego człowieka i można się nawrócić w każdej chwili. Również ateista może się nawrócić... Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony (List do Rzymian 10:13 ). Nie ma też zbawienia bez wiary, bez której Bóg z pewnością nie będzie „dumny z twojego taty”.
Czy Bóg porzuca swoje dzieci?
Odpowiedź powinna brzmieć: „Nie. Ale nie każdy jest dzieckiem Bożym”.
Ateista ma być „Bożym dzieckiem”? Czy nie jest nim raczej ten, kogo prowadzi Duch Święty: Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi (List do Rzymian 8:14 ). Tymczasem w myśleniu wielu ludzi pokutuje przekonanie, wynikające z mylnej interpretacji faktu, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, że jesteśmy z tego powodu dziećmi Bożymi. Otóż nie. Jesteśmy wprawdzie stworzeniami Bożymi, ale synami [dziećmi] Bożymi dopiero możemy się stać. Gdyby było inaczej apostoł Paweł nie sformułowałby wyższej zacytowanej myśli w Liście do Rzymian. A Jezus nie powiedziałby do wierzących – w ich mniemaniu gorliwie wierzących – bardzo mocnych słów:
Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. (...) Kto jest z Boga, słów Bożych słucha. Wy dlatego nie słuchacie, że z Boga nie jesteście. (Ewangelia Jana 8:44-47 )
Potwierdził to również dobitnie apostoł Jan, pisząc:
Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku. (1 List Jana 3:8 )
Papież stwierdził, że „łatwiej jest wierzącemu ochrzcić dzieci, niż ateiście”. Zapewne. Ale czy to jest cała prawda o tej rodzinie? Co to za ateista, który decyduje się wychowywać dzieci na chrześcijan i potwierdza to na ich chrzcie. Nieateistyczny ateista. Ciekawa historia. A może ciekawa, ale fałszywa historia prawdziwego ateisty, który nie wymaga od rodziny pójścia w swoje ślady? Jak już wyżej napisałem, z historii tej znikła matka dzieci, a żona owego człowieka. Jej zasługi zostały przypisane ojcu. Nawiązując do wcześniejszej kwestii „dzieci Bożych”, warto przypomnieć tu inne słowa Jezusa:
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (Ewangelia Jana 15:14-15 ).
Kto zatem jest przyjacielem Jezusa. Kto jest dzieckiem Bożym? Odpowiedź jest bardzo prosta. Nie jest to jednak odpowiedź tożsama z odpowiedzią udzieloną przez papieża. Wręcz przeciwnie – to odpowiedzi przeciwstawne.
Czy można porozmawiać ze zmarłym?
Papież radzi dziecku: „Rozmawiaj ze swoim tatą”. Kolejna kuriozalna wypowiedź papieża. Dziecko ma rozmawiać ze swoim zmarłym ojcem? To jakieś new age? A talerzyk jakiej ma być średnicy? Ręce opadają, gdy z ust takiej osoby, mającej autorytet z tytułu piastowanego urzędu, padają słowa, które muszą budzić sprzeciw każdego wierzącego.
Nie wszystko złoto, co się świeci z góry
(...)
Kto się złym czuje, tego zarzut wzruszy;
Cienia się swego boi hipokryta,
Gdy go wewnętrzne przeświadczenie głuszy;
Ubezpieczona w niewinności swojej,
(...)
Prawdziwa cnota krytyk się nie boi,
Niechaj występek jęczy i boleje.
Winien odwołać, kto zmyśla zuchwale:
Przeczytaj - osądź. Nie pochwalisz - spalę. [3]
Warto też pamiętać, że dwa lata temu podczas odbywającego się w Watykanie Synodu Biskupów do spraw Amazonii doszło do incydentu (niektórzy nazywają to nawet wielką aferą, a inni wprost bluźnierstwem) z figurkami inkaskiego bóstwa Pachamamy. Do końca nie wiadomo, kto właściwie je przywiózł, ale fakt pozostaje faktem, że papież uczestniczył w ceremonii w Ogrodach Watykańskich, gdzie te figurki umieszczono. Na zdjęciach widać klęczących wokół nich ludzi. Wśród wielu gestów, odczytywanych „jako wyraz okazywania szacunku dla odmienności kulturowej”, papież Franciszek włożył na głowę pióropusz. Nie wszyscy sięgają pamięcią tak daleko, żeby uzmysłowić sobie, że ten sam gest wykonany przez Jana Pawła II podczas jednej z pielgrzymek do Ameryki Południowej spotkał się z falą krytyki w Watykanie. Mówiło się wtedy nawet o szarganiu autorytetu papiestwa.
Prof. UKSW ojciec Tomasz Szyszka zbagatelizował sprawę Pachamamy dywagując, że może obnoszenie i eksponowanie „było zbytecznym albo niefortunnym wysiłkiem mającym na celu ubogacenie przebiegu synodu, czy też nieszczęśliwym pomysłem na promocję amazońskiej sztuki sakralnej”. Oczywiście nie należy doszukiwać się w tych figurach pogańskich bóstw. Nie oddawano im czci. To tylko nadinterpretacja. Ludzie klęczeli... dla sportu.
Dlaczego jednak drewniane figurki Pachamamy wystawiono na widok publiczny w rzymskim kościele Maria in Traspontina? Wprawdzie zostały stamtąd wykradzione i wrzucone do Tybru – również nie wiadomo przez kogo – ale ta „szybka akcja” nie przez wszystkich została doceniona. Pochwalili to m.in. kardynałowie Walter Brandmüller i Gerhard Mueller (członek „kościelnej opozycji”), ale ostro skrytykował kardynał Christopher Schönborn (austriacki duchowny, który w 2008 roku, w 40. rocznicę ukazania się encykliki "Humanae vitae", z rozbrajającą szczerością przyznał, że biskupi austriaccy i niemieccy nie mieli odwagi bronić tej encykliki „z obawy przed niezrozumieniem przez wiernych”, podczas gdy odwagą taką wykazał się Kościół w Polsce - w Krakowie, gdzie kardynałem był wówczas Karol Wojtyła).
Po zatopieniu pogańskich idoli papież Franciszek zapowiedział, że figurki zostały wydobyte z Tybru i... miały być ponownie wyeksponowane w bazylice św. Piotra podczas zamykającej Synod mszy. „Papież przypomniał, że figurki Pachamamy zostały wyniesione z kościoła in Traspontina, gdzie były bez żadnych bałwochwalczych intencji, i wrzucono je do Tybru. Przede wszystkim – kontynuował Franciszek – wydarzyło się to w Rzymie i jako biskup tej diecezji proszę o przebaczenie tych, którzy zostali obrażeni tym gestem”[4]. Ale którym gestem? Wniesienia tych figurek do kościoła? Oddawaniem im czci (do czego przecież oczywiście ponad wszelką wątpliwość nie doszło)? Czy wrzuceniem ich do Tybru? Niewątpliwie należy przeprosić za zatapianie drewnianych figurek w wodzie.
Żyjemy w XXI wieku, a mimo to nadal mamy sprytnie wmawiać Indianom, że rzeźba ta sama, ale modlą się teraz do nowego Boga? Jak widać w tej historii, oni modlą się raczej do starego. Czym się to różni od dawnych biblijnych obrazów, w których pojawiają się "wyżyny i ołtarze"? Czy tylko brakiem "przeprowadzania syna lub córki przez ogień"? Pamiętamy, że jedni królowie niszczyli te ołtarze, a inni odbudowywali. Historia kołem się toczy.
Postawienie świątyni w miejscu starej, gdzie "gdzie wcześniej oddawano cześć pogańskim bóstwom" można uznać za obraz zwycięstwa nad starym wierzeniem, ale... jest jedno ale, jeden warunek. Tym warunkiem jest modlenie się do Boga, nie do dawnego bóstwa. Inaczej zamiast Pięćdziesiątnicy, czyli dnia Zesłania Ducha Świętego, będziemy mieli Zielone Świątki - nazwane tak na "cześć" pogańskich obrzędów wiosennych "o charakterze płodnościowym (siła drzew, zielonych gałęzi i wszelkiej wegetacji) oraz zaduszkowym (kult przodków, dziady wiosenne)". Takie metody były usprawiedliwiane (bo nie odważyłbym się napisać, że dobre - choć może niektórzy tak uważają), gdy analfabetyzm nie pozostawiał (tak rozumowano) innego wyjścia. Teraz coraz trudniej to zrozumieć. Gdzie w tym wszystkim jest Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie?
Dobrze, że do zamierzonego wystawienia figurek na zakończenie Synodu nie doszło. Ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy (bo miał blisko). Gesty i symbole mają jednak znaczenie. Czy zdejmowanie butów przez chrześcijan przed wejściem do meczetu – nawet podczas zwiedzania (piękne słowo) na wycieczce – nie jest oddawaniem czci? To też nadinterpretacja? Od dawna pojawiają się zarzuty, że modlenie się przed obrazami lub figurami świętych to krok w kierunku idolatrii. Ktoś rozsądnie zauważył, że: „przed takimi oskarżeniami można było bronić się, powołując na tradycję Kościoła, naukę o wcieleniu czy teologię ikony. W przypadku Pachamamy trudno będzie jednak odnaleźć przekonującą argumentację, a gdyby nawet próbowano stworzyć taką argumentację i rozpowszechnić ją wśród chrześcijan, to... pomyślmy, ile czasu i energii straci się na apologię Pachamamy, zamiast na głoszenie Chrystusa”.
Kościelna opozycja i wrogowie Kościoła Jezusa Chrystusa to nie zawsze ci sami ludzie. Podobnie jak człowiek w habicie i depozytariusz wiary to nie zawsze dziecko Boże.
„Demon nie mówi: „jestem zły”, ale udaje dobrego. Bycie dobrym chrześcijaninem i rozsądnym człowiekiem oznacza umiejętność rozróżniania pomiędzy dobrem a złem (...) pomiędzy fałszem i prawdą”. (Kardynał Gerhard L. Müller[1])
[1] Wywiad z byłym Prefektem Kongregacji Nauki i Wiary kardynałem Gerhardem L. Müllerem – porusza wiele ciekawych wątków, więc warto posłuchać całości
[2] Omawiana przeze mnie wypowiedź papieża Franciszka:
z napisami po angielsku oraz z napisami po polsku
[3] Ignacy Krasicki „Monachomachia czyli wojna mnichów”
[4] Papież zabrał głos w sprawie figurek Pachamamy
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 238 odsłon
Komentarze
Trzeba w cos uwierzyć.
6 Października, 2021 - 23:57
"Kościelna opozycja i wrogowie Kościoła Jezusa Chrystusa to nie zawsze ci sami ludzie. Podobnie jak człowiek w habicie i depozytariusz wiary to nie zawsze dziecko Boże."
Kłopot zwykłego człowieka polega na tym, że nie wiadomo jak poznać kto jest kim. Trzeba, oczywiście, uwierzyć. Ale :
" ... Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili. ..."
Ja przez kilka lat chodziłem na spotkania - takie quasiseminaria - nt. encyklik Jana Pawła II. Głównie jako pasożyt, tj czekałem, aż ktoś, kto znał treść encykliki coś sensownego zainicjował (na ogól robił to prowadzący spotkania), ale czasem zerkałem i do tekstu. I z tego co pamietam, to ten problem pojawiał sie permanentnie. Generalnie idzie, o to, co tak naprawdę ode mnie zależy. W szczególności moja wiara. Podobno jakąś odpowiedź daje tu egzystencjalizm katolicki, ale ja nie byłem w stanie tego zrozumieć. Nie rozumiem tego do dziś. Myślę jednak, że trochę rozjaśniło mi się zagadnienie relacji między wiarą, a religijnością. I raczej nie jest to miłe.
Nie jest łatwo
7 Października, 2021 - 04:57
Nie jest łatwo. Jak ze wszystkim. Ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Mamy jednak pewne wskazówki, co robić, żeby było łatwiej. Ale po kolei.
"Zwykły człowiek"
Dziecko Boże to nie "zwykły człowiek". Ktoś, kto ma w sobie Ducha Świętego nie jest już taki "zwykły".
"Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla [wspólnego] dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha..." (1 List do Koryntian 12:4-8 i dalej)
Wraz z Duchem Świętym otrzymujemy dar, który jest wielowymiarowy:
"Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie". (List do Galatów 5:22-23)
Źródłem wiary i mądrości jest Słowo Boże:
"...wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa". (List do Rzymian 10:17)
"Przeciwnie, stały pokarm jest właściwy dla dorosłych, którzy przez ćwiczenie mają władze umysłu udoskonalone do rozróżniania dobra i zła". (List do Hebrajczyków 5:14)
...i tak dalej. Wzrastanie w wierze to długi i niekończący się proces.
Krispin z Lamanczy
To rzeczywiście proces bez końca
7 Października, 2021 - 12:39
podobnie jak (np. wg Kanta) każde poznanie. I to własnie jest problemem. Bo przeciętny/"zwykły" człowiek (a nie każdy ma w sobie stosowną do tej sytuacji postać Ducha Świetego) przyzwyczajony jest do procesów o ustalonym (niekoniecznie zgodnym z zamierzeniem) zakończeniu. Wiara, to bardzo duże wyzwanie. I chyba bez łaski Bożej nic zrobić sie tu nie da. I tu pojawia sie pytanie o dystrybucję tej łaski wśród ludzi. Wracamy więc do początku dyskusji. Takich ograniczeń naszego "rozumu" jest znacznie więcej i myslę, że bez ich uświadomienia i zaakceptowania (np. w postaci wiary, że nasz obraz świata musi być niedoskonały), bo tylko ten boski, ale nie jako obraz lecz rzeczywistość jest dobry/"realny". A ludzie nie lubia być ograniczani. Więc często bywaja religijni, a rzadziej wierzący.
niestety
7 Października, 2021 - 14:55
Muszę się zgodzić z konkluzją zawartą w ostatnim zdaniu. Co do reszty - nie do końca. Kto szuka ten znajdzie, a zatem piłeczka jest po stronie człowieka. Bóg zawsze daje się znaleźć. Łaska jest dana w postaci wiary - małego, jak ziarno gorczycy. I tyle wystarczy. Działanie wiary niweczy niewiara i towarzyszące jej wątpliwości, a tych jest w koło cała masa. Najwięcej dostarczają ich media. Tym jesteś czym się żywisz. Zawsze mamy wybór. A co do rozumu... :)
Krispin z Lamanczy
To tylko mała modyfikacja pytania
7 Października, 2021 - 21:09
o dystrybucję (może lepiej rozkład?) łaski wiary. Zamiast "wiary" wstawiamy po prostu "mądrość", "głupotę", "uczciwość", uprzejmość" czy jakąkolwiek inną cechę. którą można sensownie przypisać człowiekowi. Problemu to nie rozwiązuje; sugeruje tylko jego zamknięcie na jednej z nich (tych cech). Chyba wolę ten egzystencjalizm. Też niczego nie rozwiązuje, ale jakiś taki mniej wymagający.
Wymagający
7 Października, 2021 - 21:12
To słowo najbardziej mi się spodobało w ostatnim komentarzu.
Krispin z Lamanczy
Solo?
7 Października, 2021 - 21:25
Czy razem z "mniej"?
Han Solo
8 Października, 2021 - 18:36
Oczywiście sam. Ale w odniesieniu do wiary, nie do tego, co mniej wymagające.
Krispin z Lamanczy
Nie wiedziałem, ale poszukałem.
8 Października, 2021 - 21:53
I znalazłem bohatera "Gwiezdnych wojen". Może to i dobre skojarzenie? A egzystencjalizm zostawmy na później.
Pozdrawiam