List otwarty do reżysera Smarzowskiego
Szanowny reżyserze Smarzowski,
Jestem kinomanem. Obejrzałem mnóstwo filmów. Nie wszystkie były dobre. A tak się składa, że jestem wybredny. Niestety nie można odgadnąć, czy film jest dobry, jeśli się go nie obejrzy... no, czasem człowiek się domyśla, a nawet jest prawie pewien. Ale złe filmy też nie są całkiem niepotrzebne. Gdyby nie one, nie bylibyśmy w stanie docenić odpowiednio tych najlepszych. A tak, na tle tych marnych produkcji widać wyraźnie dojrzały owoc czyjegoś wysiłku lub nawet geniuszu.
Obserwuję pańską karierę. Mimochodem. Obaj jesteśmy Polakami. To znaczy ja na pewno jestem i czuję się Polakiem, a pan... nie wiem... domyślam się, ale nie jestem pewien. Pan kręci, a ja oglądam pańskie filmy. Widziałem prawie wszystkie. To chyba jakiś przypadek, mimo że nie wierzę w przypadki. Mówiąc szczerze (ale naprawdę szczerze, nie tak jak niektórzy deklarują w książkach) polskie filmy oglądam niezbyt chętnie. Wie pan, zbyt wiele rodzimych produkcji odstręczyło mnie skutecznie od polskiego kina. Owszem, od czasu do czasu zdarza się wyjątek. Zaliczam je w poczet potwierdzających regułę.
Kręcić, także filmy, trzeba umieć. Do tego potrzebna jest wyobraźnia. Nie wszyscy, którzy stają za kamerą, posiedli umiejętność opowiadania obrazem, nastrojem, muzyką. Niektórzy nie potrafią operować słowem tak, żeby nie przegadać. Dokładnie tak jak w muzyce – trzeba umieć komponować i aranżować, uważać, aby nut nie było więcej niż potrzeba (wtedy tworzy się hałas i nic nie widać, ani nie słychać)... nut winno być znacznie mniej niż nam się wydaje. Niedopowiedzenie jest ciekawsze. Uważnego słuchacza lub widza to wciąga, rodzą się pytania...
Jeszcze jeden przykład. Widział pan kiedyś paletę malarza? Wiele na niej barw, a po zmieszaniu otrzymujemy przeróżne odcienie. Jednak na obrazie występuje również biel i czerń. Jeśli do bieli doda pan nieco innego koloru, nie będzie to już biel, a jeśli do czerni doda pan biel, będzie to już tylko jakiś odcień szarości. Biel i czerń są potrzebne – w fotografii też (może to panu wytłumaczyć znawca tej dziedziny, Janusz Gajos – to „artysta” z pańskiej parafii, więc się łatwo dogadacie). Gdy nie ma bieli i czerni, czegoś brakuje – jak w muzyce, gdy usunie się dźwięki „a” i „d”.
„Multi-kulti” jest fascynujące. Pod warunkiem, że elementy z różnych kultur zostaną w zmyślny sposób połączone i zaczną stanowić jedną całość[1]. Jednak nadal muszą być elementami różnych kultur. Gdy te kultury przestaną istnieć, „multi-kulti” będzie jedynie chaosem, w którym występują dziwne elementy, jednak nikt nie będzie wiedział skąd są i dlaczego ktoś je połączył. Taki „kogiel-mogiel” stanie się szybko niestrawny, bo siłą „multi-kulti” jest właśnie inteligentne łączenie odmienności, inności. Ujednolicenie prowadzi do „multi-kulki”, czyli do wielu kulek – po jednej w potylicę dla każdego, kto ma inne zdanie, to droga do jednakowych mundurków a’la przewodniczący Mao. Podobnie jest w muzyce, ale tego nie wytłumaczy panu „muzyk” i pański ulubiony aktor Jakubik Arkadiusz, bo on sam za Mao z tego rozumie.
Przepraszam za tę przydługą malarsko-muzyczną dygresję. Pan umie tworzyć kino. Ma pan tę umiejętność opowiadania obrazem, nastrojem, ciszą. Nie od początku było to widoczne, ale z biegiem czasu robił pan to coraz lepiej. Kiedy zakończył się pokaz „Wołynia”,. siedziałem w kinie do samego końca. Myślałem sobie: mamy w końcu reżysera, który potrafi opowiadać o trudnych sprawach, może wreszcie doczekam się wartościowego filmu o rotmistrzu Pileckim lub współczesnego obrazu o Powstaniu Warszawskim. Te ostatnie sceny z „Wołynia”... prawie jak u Kusturicy. Choć Kusturica ma to szczególne poczucie humoru (za co go lubię), i nakręciłby to nieco inaczej. To trudny temat. Może i dobrze, że nie jest pan Kusturicą.
Wcześniej była „Drogówka”. Rewelacyjny. Szybkie tempo, genialny montaż, fenomenalne zdjęcia. I zaskakujące zakończenie. Zaskakujące i nie, bo musiało takie być, aby nie zniszczyć tego, co przez cały film widz odkrywał razem z panem, a właściwie dzięki panu, czyli nieprzyjemną prawdę, zamaskowaną gdzieś pod mundurem. Nie atakował pan w tym filmie nikogo konkretnego, ale wskazywał zło, które czai się tam, gdzie być go nie powinno. Dla mnie to film na miarę „Serpico”. Główną rolę – zagraną świetnie przez Bartosza Topę – można chyba porównać do kreacji Ala Pacino, choć... tempo akcji lub montaż nieco zabiły tę kreację. Może się mylę.
„Drogówka” kojarzy się z filmami Clinta Eastwooda, tyle że Clint jest patriotą i kocha swój kraj, a pan... nie jestem do końca pewien. Clint jest też konserwatystą, a więc człowiekiem, który potrafi odróżnić dobro od zła. Może dlatego w jego filmach zło zwykle przegrywa. Nie jest to regułą. „Serpico” nie kończy się dobrze. Ale to film Sidneya Lumeta, nie Eastwooda, prawda? Niegdyś Henryk Sienkiewicz pisał ku pokrzepieniu serc, ale to było dawno i wielu uważa, że nieprawda, że to rasistowskie i w ogóle złe. Scorsese też robił filmy, które można nazwać rasistowskimi (aż dziw, że jeszcze nikt ich takimi nie nazwał). Może broni się tym, że to wierny obraz tamtych czasów, a może tylko tym, że w wielu jego filmach grał znany aktor – progresywista[2], popierający tzw. Demokratów Robert de Niro[3]. Swoją drogą dziwne uczucie musi towarzyszyć każdemu podczas oglądania dziś sceny z „Taksówkarza”, w której Scorsese-aktor informuje kierowcę taksówki (de Niro), co robi jego żona (i z kim) w mieszkaniu, w którego okno wpatruj się siedząc na tylnym siedzeniu jego wozu.
„Dom zły” też nie był zły. Mocno naładowany złymi emocjami i specyficznie zmontowany (choć jeszcze nie tak dobrze jak „Drogówka”). Zastosowane środki miały potęgować grozę i to się udało, ale sprawiło, że dla wielu było to trudne w odbiorze lub wręcz odstręczające, i może dlatego uważają, że jest to film „słaby”. To nieprawda. Jednak trudno polemizować z gustami, z którymi przecież się nie dyskutuje. A nie jest pan Davidem Lynchem, więc film ten zapewne nie stanie się kultowy.
Z kolei „Róża” była za trudna z innego powodu – przynajmniej dla mnie. Za bardzo utożsamił się pan z jedną, portretowaną w filmie stroną i przez to na odlew przyłożył pan innym. Co panu zawinili wysiedleni zza Buga? Ludzie okrutnie wyrwani – z korzeniami i bez – ze swojej ziemi, gdzie zostawili dobytek oraz... linię horyzontu, wyrytą w ich wspomnieniach i sercach – sercach, których część umarła lub została bezpowrotnie ogarnięta przez „nieutulony żal”. Czym zawinili? Dobrze chociaż, że główny bohater okazał się postacią pozytywną. A więc byli tacy Polacy? Wspomniał pan nawet o tych, którzy stali się główną przyczyną naszych powojennych nieszczęść. Czy to ostatni ślad o nich w pana filmach? Obawiam się, że tak. Ten pański obraz przypomina mi w konstrukcji „Wołyń”...
Po nakręceniu „Wołynia” coś się z panem stało. Może to nieprawda, ale mam wrażenie (graniczące z pewnością), jakby ktoś pana ostrzegł, że ten film albo w ogóle wszystkie pana produkcje są za mało antypolskie i to się musi zmienić. I zmieniło się. Sądziłem, że „Kler” to wypadek przy pracy. Myliłem się. Widziałem prawie wszystkie pana filmy. Prawie wszystkie, bo pierwszego „Wesela” nie dałem rady obejrzeć w całości. Może nie byłem w nastroju, może nie dorosłem, a może po prostu lubię się kąpać w źródlanej wodzie, nie w pomyjach i rzygowinach. To dość zastanawiające, że ostatni film nazwał pan tak samo. Uczucia, jakie we mnie wzbudza są podobne jak w tamtym przypadku. Nie wiem, co pan „przepracowuje” tym filmem, z jaką traumą się pan zmaga, ale ten stan ma chyba tendencję rozwojową. Może powinien pan skorzystać z pomocy dobrego psychoanalityka. Koledzy po fachu: Romek (Polański) lub Woodek (Allen) mogliby polecić panu Wojtkowi kogoś na poziomie.
Polska jest garem, w którym kipi Obrzydliwość: tu świnie tuczone na rzeź, tam Żydzi zaganiani do stodoły; w oparach wódki budzą się demony, historia przybywa w karnawałowym orszaku, teraźniejszą zabawę przerywa lament upiorów, a chleb, zamiast smalcem, smaruje się prochami zamordowanych.[4]
Trudno nam zgodzić się ze słowami reżysera zawartymi w eksplikacji, że nie potrafimy zmierzyć się z ciężarem win i odpowiedzialności i z tym że »Wesele 2« ma w tym pomóc (...) Przedstawienie przedwojennej społeczności żydowskiej w Polsce jako forpoczty bolszewickich oprawców, piewców totalitaryzmu komunistycznego, to przedstawienie prymitywnego schematu, nakreślającego, fałszywą tezę, że każdy Żyd w tamtych czasach w Polsce to komunista, jest formą dyskursu historycznego na poziomie publikacji antysemity Leszka Bubla. (Radosław Śmigulski, dyrektor PISF)
Ma pan warsztat, pewnie teraz będzie pan miał także pieniądze – w końcu nie każdy w takim stylu doszlusowuje do Centrum Badania Zagłady im. Jana Tomasza i Barbary (będzie pan „członkiem honorowym?”). Powstaną pewnie kolejne filmy. Żal mi aktorów, którzy będą w nich występować, bo gaża i rola u znanego reżysera to nie lada pokusa. Wątpię, aby to było motywacją urodzonego na Wileńszczyźnie Ryszarda Ronczewskiego. To przykre, że w jego artystycznym życiorysie ostatnim filmem będzie to żałosne „Wesele”, ale każdy podejmuje decyzje na własne ryzyko i musi ponieść potem tego konsekwencje. Kto wie, może pańskim ostatnim filmem będzie dramat, w którym we wszystkie role (damskie i męskie) wcieli się pana ulubiony aktor – Jakubik (Arek, spoko, dasz radę). Gdyby tak się stało, mogłoby to oznaczać, że nie „wszyscy artyści to prostytutki” – jak śpiewał niegdyś Kazik. Znając naszych aktorów, raczej wątpię, żeby miał pan problem z obsadą. Coś takiego się nie wydarzy.
Nie wydarzy się też nic z tych rzeczy, o których myślałem w kinie po projekcji pańskiego „Wołynia”. Dziś wiem, że pan nie nakręci filmów, na które czekam. Może to i dobrze. Nie dlatego, że mógłby pan napluć na czyjś grób. Dla martwego to żadna obraza. Dla mnie też nie jest to powód, żeby rzucać się na pana z pięściami. Myślę raczej o tym, do czego jeszcze pan się posunie. Łatwo zabrnąć za daleko, a stamtąd nie ma czasem drogi powrotnej. Może pan jeszcze dorośnie, Wojtku. Dopóki trwa dziś... jest szansa, że pan się nawróci. I tego szczerze panu życzę, bo myśląc o panu i pańskich współpracownikach przypominają mi się te słowa Jezusa z Nazaretu:
Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. (Ewangelia Łukasza 23:34 )
Kinoman ofiarny
Krispin
*****
[1] Przykładem wykorzystywania różnych stylistyk muzycznych jest grupa Volapük [czyt. wolapik], która łączy w swojej twórczości muzykę klasyczną, jazz, awangardę, rock i elementy folkloru z różnych zakątków świata – w tym muzyki żydowskiej. Co ciekawe, nazwa „Volapük” wywodzi się od międzynarodowego, sztucznego języka (pierwszego języka uniwersalnego – przed Esperanto), opracowanego w 1879 roku na bazie łaciny oraz języków niemieckiego, francuskiego i angielskiego przez księdza Johanna Martina Schleyera. Muzyka to uniwersalny język, który zazwyczaj nie potrzebuje tłumacza.
[2] Podział na poglądy "postępowe" i "wsteczne" to przykład dialektyki marksistowskiej. „Wstecznictwo” to pogardliwe określenie poglądów sprzecznych z "postępowymi". Dziś widać już wyraźnie, że „progres” proponowany przez współczesnych „progresywistów” prowadzi w istocie do „regresu”, więc to oni tak naprawdę wyznają i kierują się w swoich działaniach poglądami „wstecznymi” w dosłownym tego słowa znaczeniu. To zabawne, że „progresywizmem” nazywamy dziś jawne wstecznictwo. Nie dla wszystkich „progresywizm” jest zaskoczeniem. Niektórzy dobrze pamiętają te słowa:
Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz! Biada tym, którzy się uważają za mądrych i są sprytnymi we własnym mniemaniu! (...) Tym, którzy za podarek uniewinniają winnego, a sprawiedliwego odsądzają od prawa. (Księga Izajasza 5:20,21,23 )
...oraz te: "Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię będącą czczym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie". (List do Kolosan 2:8 )
Apostoł Paweł ostrzegał też: „Zabiegają o was nie z czystych pobudek, lecz chcą was odłączyć, abyście o nich zabiegali”. (List do Galatów 4:17 )
[3] Robert de Niro to znany zwolennik Partii Demokratycznej wśród hollywoodzkiej „śmietanki”. Wspierał Ala Gore’a w wyborach prezydenckich w 2000 roku, potem Johna Kerry’ego (2004), Obamę (2008) i Bidna w ostatnich wyborach. Jeśli kogoś szokują hasła typu „***** ***”, to chyba nie wie, jaka jest temperatura wypowiedzi i politycznych deklaracji celebrytów w USA. W 2018 roku de Niro na powitanie widowni podczas rozdania nagród twórcom teatralnym („Tony Award” – jedna z czterech najważniejszych nagród amerykańskiego przemysłu rozrywkowego) powiedział: „I’m gonna say one thing: F*ck Trump ”. Chyba nie muszę tłumaczyć? Publiczność nagrodziła to owacją na stojąco. Wcześniej „popularność” w mediach przyniosły aktorowi inne wypowiedzi: „Trump to katastrofa narodowa i wstyd dla kraju”, czy też prostoduszne: „chętnie strzeliłbym go w pysk". Patrząc na takie wzorce śmiało powiedzmy, że polscy aktorzy (m.in. Żebrowski, Barciś, Gajos, Seweryn, Janda, Chyra...) są na dobrej drodze.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 8984 odsłony
Komentarze
Krispin
18 Października, 2021 - 22:24
Nie jestem pewien, czy warto dla niego tylu słów i tak poważnie. To tak jak kiedyś polemizować z Jerzym Urbanem. A rola Wojciecha Smarzowskiego jest dziś właśnie taka, być Jerzym Urbanem polskiego filmu. Uświnić i obrzygać to co polskie lub chrześcijańskie, tylko że po "filmowemu". Zrobić z Polaków i polskości czy też chrześcijaństwa, karykaturę. Myślę, że uzasadnione jest pytanie, czy nie pod konkretne, niepisane zamówienie. Przecież jeden gość, chyba zza oceanu, a ta nacja od początku kinematografi rządzi światowym ale i , od 44r. polskim kinem, zapowiedział kiedyś, że jak Polska nie zapłaci wymaganego haraczu, to oni będą nas nurzać w błocie. Czegóż to "artyści" nie zrobią dla mamony. A aktor czy aktorka nie zagra dla kromki "chleba z masłem". Lub większego apartamentu.
Chociaż.... U Smarzowskiego chodzi też może o pewne mroczne aspekty/defekty? jego umysłu. Odpowiedni człowiek do tej roli ? On się w tym lubuje. To jak chora namiętność. Jak u Urbana. Jeśli przyjmiemy, że "z obfitości serca ( i umysłu jk) usta mówią", to "artysta" poprzez takie "dzieła", wyraża b. często stan swego albo plugawego, a może chorego /?/ umysłu. Może ma np. jesczcze niewykryty guz mózgu, kto to może wiedzieć? I on uciska. Takie rzeczy, pewne zachowania wyrażające stan chorobowy się zdarzały. To jest opisane. A u reżysera to się wyraża akurat tak. Może trzeba mu i trochę współczuć.
Bogdan Jan Lipowicz
współczuć
18 Października, 2021 - 15:24
...można komuś, kto nie działa z premedytacją. Chyba się tu zgodzimy?
Krispin z Lamanczy
Krispin
18 Października, 2021 - 22:28
Absolutnie się tu zgodzimy. Lecz jeżeli kogoś trapi jakaś choroba duszy lub ciała, a on NIE JEST TEGO ŚWIADOMY , a może tak być, i obdarza świat swoją w tych wypadkach antypolską i antychrześcijańską "twórczością", myśląc że jast "artystą", a wszyscy widzimy kim aktualnie jest, na równi z Jerzym Urbanem AGRESYWNYM miłosnikiem kłamstwa, nienawidzącym polskości propagandystą, to sytuacja wymaga i takiej analizy. Że taka choroba duszy lub ciała znosi, umniejsza znamiona zimnej premedytacji. I wtedy objawy tej choroby, ta agresja, wymaga pewnej troski. On prowokuje i dąży do starcia, oplucia, to silniejsze od niego, a my przypuszczając skąd te "artystyczne" zachowania , nie musimy traktować go tak do końca poważnie. Lecz jako bliźni wobec chorego, z troską tak, jak najbardziej.
Wyższy stopniem troski, to by były egzorcyzmy, by go uwolnić od ZŁEGO, który w nim siedzi, ale obawiam się, że mu się to nie spodoba. Zaś odpowiednie medykamenty, zadziałały by tylko objawowo. Subiektywnie wydaje mu się przecież, że jest zdrowy i na ciele i na duszy. Ja zaś np. mam poważne watpliwości. Ludzie, człowiek w pełni zdrowy takiego filmu przecież nie nakręci, ma jakiś poziom krytycyzmu. Co trzeba mieć w głowie? ZŁE się w nim z jakiegoś powodu silnie zagnieździło.
Oczywiście to inny punk widzenia niż Twój, Ty zakładasz że aktualnie Smarzowski na pewno jest zdrowy na duszy i ciele, działa tylko racjonalnie i w sposób wykalkulowany, biznesowy /zamówienie / . Wtedy oczywiście, co zrozumiałe, podejmujesz z nim uzasadnioną polemikę. / ".... ale mam wrażenie (graniczące z pewnością), jakby ktoś pana ostrzegł, że ten film albo w ogóle wszystkie pana produkcje są za mało antypolskie i to się musi zmienić"... /.
Zresztą jedno nie wyklucza drugiego.
Bogdan Jan Lipowicz
jesteś bardzo wyrozumiały
19 Października, 2021 - 06:30
Za bardzo. Wybacz, ale nam nadzieję, że nie usiłujesz w miłosierdziu prześcignąć samego Pana Boga. Zanim zaproponujesz wyniesienie na ołtarze Judasza, pozwolę sobie zwrócić Twoją uwagę na dwa fakty.
Po pierwsze, czy wiesz, co wg pana reżysera było momentem przełomowym, kiedy "przejrzał na oczy"? Książka Tomasza Grossa "Sąsiedzi". Po tej lekturze "nagle okazało się, że nie jesteśmy tacy święci, że nie jesteśmy tacy wspaniali". Tak oto kłamstwo Grossa przyniosło swój owoc.
Po drugie, ten zgniły owoc, zaraża innych. Czy słyszałeś, co mówią aktorzy, grający w filmach pana Smarzowskiego? Pan Więckiewicz, który wydawał się całkiem rozsądnym facetem, opowiada o scenie, w której na weselu w jednej z zabaw kobiety mają zdobyć męską koszulę i okazuje się, że jeden z gości ma na plecach wytatuowaną swastykę. "Tak było naprawdę" - z dumą powiada aktor pani redaktor, która jakiś czas temu wyleciała z TVP Kultura.
Oczywiście pani dziennikarka nie zareagowała. Ona przecież wie, że Wojtek "zrobił film na wkurwie, bo dalej tak być nie może". Ja zapytałbym od razu: "Mówi pan poważnie? To nie był żart? Naprawdę uważa pan, że to wystarczy, żeby Polaków nazwać antysemitami? To naprawdę żenujące, panie Robercie, że można tak nisko upaść".
Jeśli nawet był taki przypadek, to - korzystając z wzorca wyrozumiałości - należałoby zapytać: czy ten chłopak nie żałuje dziś tego, że za młodu, być może chcąc zaszpanować, dał sobie wytatuować coś takiego? Może teraz wstydzi się tego głupiego pomysłu, ale nie bardzo wie, co z tym począć. To tak samo prawdopodobne jak to, że jest okropny, naziolem. W obu wypadkach nie można na podstawie faktu istnienia takiego tatuażu (nawet gdyby posiadali takowe wszyscy uczestnicy wesela) oskarżyć całego narodu o zbrodnie wojenne czy o nazizm. To obłęd.
Ja nie usiłuję bronić nazioli. Jak zwykle bronię logiki i prawdy. Mówią, że prawda obroni się sama, ale jeśli prawi ludzie milczą, to zło triumfuje. Kiedy wymra już wszyscy świadkowie, kiedy zabraknie takiej "babci Filomeny"... przez chwilę szukałem nazwiska i okazało się, że już zabrakło:
"8 października br., w wieku 81 lat, zmarła pani Filomena Leszczyńska, niezmordowanie walcząca z oskarżeniami o udział członka jej rodziny w wydawaniu Żydów podczas Holokaustu". Fałszywymi oskarżeniami w książce "Dalej jest noc" Jana Grabowskiego i Barbary Engelking - tak zwanych Badaczy Zagłady.
Kto się będzie upominać, kiedy wszystkich się zastraszy, a zło zradzać będzie kolejnych Janów, Barbary, Wojtków, Robertów i innych POpaprańców? Szatan może człowieka opętać tylko za jego zgodą. Dobrze o tym pamiętać. Nie przypisujmy złu większej mocy niż w istocie posiada.
Krispin z Lamanczy
Krispin
19 Października, 2021 - 16:57
Trudno było by mi nie zgodzić się z każdą kwestią którą teraz poruszyłeś. I zgadzamy się także z tym, wszedł w rolę Judasza, bo za mamonę oraz poklepywanie po ramieniu przez potomków żydokomuny, opluwa swoich rodaków. Ale nazywa się Smarzowski / jak kiedyś ojciec czy dziadek nie wiem, to inny temat, wiemy że bywało różnie, zakładam tutaj że też Smarzowski/ i dla tych nienawidzących polskości środowisk , będzie tylko "człowiekiem do wynajęcia", został "wytypowany" do kręcenia świństw, .." na tego postawimy, będziemy go jawnie i niejawnie wspierać, bo ma odpowiednią psychikę" . I ta psychika. Bynajmniej nie jestem tak wyrozumiały. Ale on kręci takie chore rzeczy, bo ma potrzebę wzbudzenia gniewnych emocji, to jego paliwo / jak u Nergala, Urbana i podobnych /. Ja mu tego nie dam, bo to by go cieszyło. Ale mogę się litować nad jego upadłą osobowością kryjąca się za "sztuką", bo zdrowy emocjonalnie człowiek, takich filmów jak ten nie nakręci. Trzeba go traktować jak człowieka z problemami, który oczywiście czyni wiele zła, a przecież może to choroba. Nie mogę człowieka być może chorego na nienawiść do polskości traktować poważnie. On chce by taktować go jak "artystę" :) Ja mu tego nie dam. Niech sie lepiej leczy. Ale prawda, zło jest zaraźliwe, indukuje, ale zwlaszcza podatne psychiki, jak Gross swoją książką zainfekował Smarzowskiego. Pozdrawiam.
Bogdan Jan Lipowicz
postaram się optymistycznie
19 Października, 2021 - 19:24
Mimo że wydaje się, że niewiele możemy, to jednak coś możemy. Trzeba się przeciwstawiać kłamstwom i pomówieniom, bez względu na to, kto je formułuje. Kategorycznie trzeba domagać się wznowienia i dokończenia ekshumacji w Jedwabnem.
A swoją droga, chciałbym kiedyś zobaczyć, jak rozmówca Trzaskowskiego, Tuska, czy np. Lisa, mówi mu w twarz: "Cała twoja rodzina to złodzieje i komuniści. I nie muszę tego udowadniać. Powiedzieli mi to sąsiedzi. Nie musisz udowadniać, że to nieprawda, bo to nic nie da. Ja wierzę sąsiadom". Ciekawe, czy zrozumiałby sens tych słów.
Szanując zasady demokracji (coraz bardziej rozumiemy - patrząc choćby na USA - jak bardzo niedoskonały jest to system) nie możemy karać za kłamstwa. To szokujące, że w Polsce nawet w sądzie można kłamać w swojej obronie. Wolę jednak zasadę "prawda, cała prawda i tylko prawda", która na razie nadal obowiązuje w Stanach.
Krispin z Lamanczy
Kryspin, nie doceniałam Cię
18 Października, 2021 - 13:33
Zaskoczyła mnie nie tylko twoja znajomość sztuki filmowej, jak i ujęcie różnych problemów w dość krótkiej, istotnej formie.
Nie oglądam żadnych filmów, bo to przekaz raczej emocjonalny niż racjonalny. Wolę słowa pisane.
Tym bardziej byłam mile zaskoczona, że wreszcie na NP było co przeczytać.
Podejrzewam, że Gawrion też dostał ostrzeżenie, że jego portal jest zbyt "niepoprawny"...ale dopóki trwa dziś...może jeszcze dorośnie.
Pozdrawiam
Verita
dzięki
18 Października, 2021 - 13:50
"Znamy się tylko z widzenia" na NP, a to mało. Mówimy tekstami, ale niełatwo powiedzieć wszystko. Polityka nie jest jedyną dziedziną, którą warto się interesować :)
Krispin z Lamanczy
Smarzowski, Holland i Urban to dobrana trójka szkalująca...
18 Października, 2021 - 18:43
Smarzowski, Holland i Urban to dobrana trójka, szkalująca Polskę i ją nienawidząca. Smarzowski po niezłym filmie Wołyń zajął się szkalowaniem Ojczyzny, przy okazji po promocji tendencyjnego filmu Kler, publicznie zdeklarował się ateistą. Mecenatem Instytutu Sztuki Filmowej promującym filmy, jest ministerstwo kultury i dziedzictwa narodowego prof. Glińskiego, które dofinansowuje filmy, także te szkalujące kościół katolicki i państwo polskie z sugestiami wszechobecnego pijaństwa, antysemityzmu i chamstwa. Czy jesteśmy tak bogatym krajem, żeby z budżetu dotować Instytut promujący kicze Smarzowskiego i Holland, fałszujące historię na zamówienie środowisk żydowskich i lewicowych, przyznające liderom statuetki "złotego lwa" na festiwalu filmów fabularnych w Gdyni, w tym "platynowe lwy" dla Agnieszki Holland za całokształt- promowanie nowych fałszerstw holokaustu oraz związków 1-płciowych, w tym lesbijskiego jej córki, nielegalizowanego w naszym kraju?
anty bolszewik