...A śnieg w tamtych grudniach był jak ojczysta biało-czerwona i pachniał krwią...

Obrazek użytkownika contessa
Kraj

Dziś przypada 50.rocznica krwawego grudnia 1970 i 39.rocznica morderstwa Jaruzelskiego i Kiszczaka na górnikach w kopalni "Wujek"...

 

...W 1981 roku nie było mnie już w Polsce od kilku lat i wiele o tym grudniu 1981 nie mogę powiedzieć bo docierały do mnie tylko skrawki informacji, listy do Polski wracały z nalepką lokalnej poczty "niedoręczone", połączenie telefoniczne z Polską nie funkcjonowało... Dopiero w 1982 r. gdy zezwolono mi na wjazd do Polski z powodu zawału Mamy (na podstawie telegramu od ordynatora szpitala i i pomocy Ambasadora PRL) zaczęłam powoli poznawać wydarzenia, od których byłam zupełnie odcięta kurtyną PRL-u.

Pozwólcie, Państwo że dziś przypomnę moje wspomnienia o grudniu 1970 sprzed 50 lat ale napisane dopiero 10 lat temu. Przez 40 lat nie dzieliłam się nimi z nikim. Dlaczego? Sama nie wiem do dziś. Tak samo jak nie wiem dlaczego 10 lat temu pękła jakaś tama we mnie i wspomnienia same wylały się na papier. Nie zmieniłam w nich nic, poza małą korektą w tytule. Niech pozostaną w swej pierwotnej formie. Dodać do nich mogę jedynie, że do dziś serie z automatów pod Urzędem Wojewódzkim Gdańska i krwawe jatki kilka kroków od mojego domu zrywają mnie ze snu... Tego nie da się zapomnieć!

....

"A śnieg tamtej zimy był jak ojczysta biało-czerwona i pachniał krwią...

Wspomnienia licealistki.

Z rana poszłam do szkoły jak zwykle. Jak zwykle wszyscy byli obecni ale dzień był jakiś inny niż zwykle, coś wisiało w powietrzu. Z okien klasy widzieliśmy przechodzących Gnilną stoczniowców z łopatami, kilofami, metalowymi prętami... Szli na skos do Rajskiej i dalej w stronę Starówki. Dyrektor zawiesił lekcje, zamknął szkołę na klucz, uczniów mieli odbierać rodzice...
Grudniowy dzień jest krótki więc było już ciemno gdy późnym popołudniem wraz z koleżanką udało się wyślizgnąć przez okno toalety na parterze i zamiast uciekać prosto do domów, poszłyśmy za tłumami w stronę dworca PKP. Tam tłum gęstniał, przeciskałyśmy się w mrowiu ludzkim i „zaparkowałyśmy” na wzgórku vis a vis domu partii. Tam gęstniał dym – robotnicy opróżniali baki zatrzymanych i przewróconych samochodów, lali benzynę do palących się już pomieszczeń na parterze, z boku palił się milicyjny łazik. Chyba biły kościelne dzwony... Nad dachem gmachu krążył helikopter do ewakuacji partyjnych notabli...
Ktoś złapał nas za ręce, spytał gdzie mieszkamy i siłą wyciągnął z ciżby. Mieszkałam bliżej więc powędrowaliśmy do mnie. Pamiętam tylko, że przez całą drogę szłam jak zahipnotyzowana i tylko ciche skrzypienie śniegu wplatało się w opowieść przypadkowego opiekuna... Pamiętam też przerażoną minę mojej Mamy, otwierającej nam drzwi i widzącej dwie smarkule z nieznajomym. „Mamo, wojna! – tyle wydukałam... Mama zaprosiła nieznajomego na herbatę i jakieś kanapki ale odmówił, tłumacząc się, że wraca bo TAM jest potrzebny. Jakoś wcisnęła te kanapki do kieszeni waciaka nieznajomego. Żegnając się, przytulił na chwilę czoło do Jej dłoni, Mama nakreśliła na nim znak krzyża i nieznajomy zniknął w ciemnościach... Nigdy, ani ja, ani Mama, nie spotkałyśmy tego człowieka.
Za chwilę wrócił Tata i szybko popędził na Łąkową do rodziców koleżanki powiadomić ich, że ich córka jest u nas i że nazajutrz zaprowadzi nas do szkoły.

Noc była koszmarna – rodzice coś szeptali w kuchni przy świecy (wyłączyli prąd), a po Jedności Robotniczej dudniły transportety...

A następnego ranka... Tata odprowadza nas do szkoły, transport nie działa. Wędrujemy wiaduktem i widzimy w dole, przed UW maszerującą grupę robotników. Nagle skądś wysypują się żołnierze i.... lekko zamglony ranek rozdzierają długie serie. Robotnicy cofają się... Na śniegu leży kilka nieruchomych ciał... Ojciec osłania nas i biegiem zawracamy do domu.
.............................
Minęło kilkanaście lat, Mama zmarła i podczas porządków ze schowka w szafce Jej maszyny do szycia wysypały się z torby... oporniki i bibuła....
.............................
Mimo ubiegu lat obrazy ciągle wracają. Powracają nawet we śnie, przerywając go seriami pocisków...

Dziś obecny prezydent RP otacza się wątpliwej sławy doradcami z najczarniejszymi PRL-owskimi rodowodami i chełpi się komitywą z katem, obdarzając go zaufaniem i szacunkiem....

To chyba jakiś zły sen..._"



Orginał: https://niepoprawni.pl/blog/1830/a-snieg-tamtej-zimy-byl-jak-ojczysta-bi...

Brak głosów