Sukces Buzka, koniec Tuska?
Jakiś czas temu wpadłem na pomysł, by zamieścić u siebie informację z cyklu "prawda czy fałsz?", która mówiłaby o tym: Krzysztof Skiba twierdzi, że gdy w swoim czasie pokazał na koncercie tyłek, adresatem tego pokazu nie był wcale, jak wówczas pisano, Jerzy Buzek. Wygląda jednak na to, że Skiba nie będzie musiał przepraszać za tamten nietakt.
Oto bowiem, choć niby wciąż słyszymy o wielkim sukcesie, gdy dla Frondy wybór Buzka komentuje Wojciech Mazowiecki, czytam: "To pewien symbol i jest to dla nas na pewno bardzo przyjemne wydarzenie, jednak należy pamiętać, że jest to jedynie funkcja tytularna. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego to niewątpliwie prestiżowe stanowisko, ale nie jest to dla nas wielka wiktoria." Komponuje się to z artykułem Piotra Lisiewicza w jutrzejszej "Gazecie Polskiej", w którym autor zbiera w całość różne jaskółki zmiany sympatii mediów i ich mocodawców. O tym na blogach było już dużo, choć zawsze cenna jest synteza faktów już znanych. Pojawia się też, choć niejako przy okazji, rzecz nowa, a mianowicie obserwacja, że przecież grupa nowych przeciwników Tuska nie jest monolitem. Mamy bowiem z jednej strony środowisko TVN, lansujące Piskorskiego i, przede wszystkim, Olechowskiego, z drugiej zaś "Gazetę Wyborczą" pamiętającą Piskorskiemu zwycięstwo (chwilowe, lecz wiadomo, nietaktowne) nad Geremkiem we frakcyjnych walkach dawnej Unii Wolności. Tym Lisiewicz tłumaczy nagłe wyciąganie z lamusa pani Kwaśniewskiej.
Przeczyłaby temu jednak pierwsza reakcja na odejście Olechowskiego z PO, o której wspominałem w poprzedniej notce. Jednak kto wie - może GW chce równocześnie zdyscyplinować obu dawnych tenorów? Kwaśniewska raczej do polityki się nie pali, a jej mąż popiera dość wyraźnie Olechowskiego, więc chyba jednak stare urazy trzeba będzie puścić w niepamięć. Oczywiście dla sympatyka PiS od dwóch walczących ze sobą frakcji układu lepsze jeszcze są walczące ze sobą trzy frakcje, jednak i przy dwóch możemy być świadkami wielu ciekawych wypowiedzi i demaskacji. Jeśli zaś mediom faktycznie odwidziało się już popieranie Platformy na początek możemy spodziewać się realniejszego podejścia do dzisiejszego sukcesu Jerzego Buzka, takiego, jak w dzisiejszej wypowiedzi Mazowieckiego. Nie dałbym też się zabić, czy za niedawnym wpisem blogowym Leszka Millera, przypominającym rolę Buzka w prywatyzacji PZU (druzgocący również dla niego raport sejmowej komisji śledczej poparło m.in. dwóch posłów dzisiejszej koalicji rządzącej) stoi jedynie słuszny moralny sprzeciw. Może za jakiś czas ktoś poza Millerem o tym napisze? A może nawet ktoś skojarzy Buzka ze złodziejstwem jeszcze większym, czyli reformą emerytalną? Wszystko przed nami. Każdy z potencjalnych przeciwników ma tyle za uszami, że materiału starczy na kilka afer Rywina. Nie zdziwię się wcale, jeśli nagle dowiemy się o szkodliwości PRL-owskich szpicli czy o istnieniu układu, i to od osób, po których nigdy byśmy się takich rewelacji nie spodziewali. A może jednak przypomną sobie, czym skończyły się poprzednie waśnie w rodzinie i jednak wszystko skończy się tak niespodziewanie, jak się zaczęło?
Poza służbami, Wyborczą i TVN jest jeszcze jedna grupka. Grupka, która nie sprawuje rządu dusz, choć na pewno do niego aspiruje i która właśnie boleśnie przekonuje się o tym, że nie znaczy kompletnie nic. To twórcy, z Agnieszką Holland na czele, którym właśnie zagroziło odcięcie od państwowej kasy. Całe to nienawidzące PiS towarzystwo nagle ostatnią swą nadzieję odnalazło w prezydencie. Tak Tusk dziękuje za wierną służbę, za antykaczyzm, Białe Miasteczka i "Ekipę". Ciekawe, czy ktokolwiek wyciągnie z tego wnioski. Ciekawa jest niedawna wypowiedź Jacka Bromskiego: "Po rządach PiS, które były dość uciążliwe, przyszła PO. Odetchnęliśmy, ale nie wiedzieliśmy, że dostaliśmy się w szpony ludzi, dla których kultura nic nie znaczy i nie jest żadną wartością." Jak dzieci...
Niezależnie od tego jednak, kto pociąga w Polsce za sznurki, Tuska zdecydowanie opuściło szczęście. Kryzys, niemożliwy już do całkowitego przemilczenia (choć, siłą rozpędu, media wciąż mało piszą o różnych jego objawach, takich jak choćby dramatyczna sytuacja w służbie zdrowia); zdecydowane przeholowanie w sprawie mediów publicznych - w tym przypadku mieliśmy chyba najbardziej spektakularny przypadek uwierzenia we własną propagandę i padnięcie tego ofiarą, Tusk uwierzył bowiem w to, że może zrobić wszystko i wszystko zostanie przełknięte; teraz sondaże i pojawienie się konkurentów. Jednak jest wciąż grupa, która Tuska nie opuściła i wciąż wierzy we wszystko. Na Salonie 24 jeszcze w zeszłym tygodniu pewna blogerka napisała np. że nikt nie widział kryzysu, zaś Grasia niektórzy bronią z tak wielkim entuzjazmem, jak gdyby chodziło o poddanie Częstochowy Szwedom. Oni nawet po upadku Tuska spotkają się przy warszawskim metrze Centrum, by zapalić świeczki, tak, jak zrobili to fani Jacksona. Zawsze to jakieś pocieszenie dla premiera, który znów zdaje się nie przeskoczy etapu witania się z gąską.
Przeczyłaby temu jednak pierwsza reakcja na odejście Olechowskiego z PO, o której wspominałem w poprzedniej notce. Jednak kto wie - może GW chce równocześnie zdyscyplinować obu dawnych tenorów? Kwaśniewska raczej do polityki się nie pali, a jej mąż popiera dość wyraźnie Olechowskiego, więc chyba jednak stare urazy trzeba będzie puścić w niepamięć. Oczywiście dla sympatyka PiS od dwóch walczących ze sobą frakcji układu lepsze jeszcze są walczące ze sobą trzy frakcje, jednak i przy dwóch możemy być świadkami wielu ciekawych wypowiedzi i demaskacji. Jeśli zaś mediom faktycznie odwidziało się już popieranie Platformy na początek możemy spodziewać się realniejszego podejścia do dzisiejszego sukcesu Jerzego Buzka, takiego, jak w dzisiejszej wypowiedzi Mazowieckiego. Nie dałbym też się zabić, czy za niedawnym wpisem blogowym Leszka Millera, przypominającym rolę Buzka w prywatyzacji PZU (druzgocący również dla niego raport sejmowej komisji śledczej poparło m.in. dwóch posłów dzisiejszej koalicji rządzącej) stoi jedynie słuszny moralny sprzeciw. Może za jakiś czas ktoś poza Millerem o tym napisze? A może nawet ktoś skojarzy Buzka ze złodziejstwem jeszcze większym, czyli reformą emerytalną? Wszystko przed nami. Każdy z potencjalnych przeciwników ma tyle za uszami, że materiału starczy na kilka afer Rywina. Nie zdziwię się wcale, jeśli nagle dowiemy się o szkodliwości PRL-owskich szpicli czy o istnieniu układu, i to od osób, po których nigdy byśmy się takich rewelacji nie spodziewali. A może jednak przypomną sobie, czym skończyły się poprzednie waśnie w rodzinie i jednak wszystko skończy się tak niespodziewanie, jak się zaczęło?
Poza służbami, Wyborczą i TVN jest jeszcze jedna grupka. Grupka, która nie sprawuje rządu dusz, choć na pewno do niego aspiruje i która właśnie boleśnie przekonuje się o tym, że nie znaczy kompletnie nic. To twórcy, z Agnieszką Holland na czele, którym właśnie zagroziło odcięcie od państwowej kasy. Całe to nienawidzące PiS towarzystwo nagle ostatnią swą nadzieję odnalazło w prezydencie. Tak Tusk dziękuje za wierną służbę, za antykaczyzm, Białe Miasteczka i "Ekipę". Ciekawe, czy ktokolwiek wyciągnie z tego wnioski. Ciekawa jest niedawna wypowiedź Jacka Bromskiego: "Po rządach PiS, które były dość uciążliwe, przyszła PO. Odetchnęliśmy, ale nie wiedzieliśmy, że dostaliśmy się w szpony ludzi, dla których kultura nic nie znaczy i nie jest żadną wartością." Jak dzieci...
Niezależnie od tego jednak, kto pociąga w Polsce za sznurki, Tuska zdecydowanie opuściło szczęście. Kryzys, niemożliwy już do całkowitego przemilczenia (choć, siłą rozpędu, media wciąż mało piszą o różnych jego objawach, takich jak choćby dramatyczna sytuacja w służbie zdrowia); zdecydowane przeholowanie w sprawie mediów publicznych - w tym przypadku mieliśmy chyba najbardziej spektakularny przypadek uwierzenia we własną propagandę i padnięcie tego ofiarą, Tusk uwierzył bowiem w to, że może zrobić wszystko i wszystko zostanie przełknięte; teraz sondaże i pojawienie się konkurentów. Jednak jest wciąż grupa, która Tuska nie opuściła i wciąż wierzy we wszystko. Na Salonie 24 jeszcze w zeszłym tygodniu pewna blogerka napisała np. że nikt nie widział kryzysu, zaś Grasia niektórzy bronią z tak wielkim entuzjazmem, jak gdyby chodziło o poddanie Częstochowy Szwedom. Oni nawet po upadku Tuska spotkają się przy warszawskim metrze Centrum, by zapalić świeczki, tak, jak zrobili to fani Jacksona. Zawsze to jakieś pocieszenie dla premiera, który znów zdaje się nie przeskoczy etapu witania się z gąską.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1947 odsłon
Komentarze
Re: Sukces Buzka, koniec Tuska?
15 Lipca, 2009 - 00:43
Liczebność tej grupy się zmiejsza i zmiejsza...
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
Bardzo
15 Lipca, 2009 - 00:45
trafny jest wątek o artystach. Powinni byli się zorientować najpóźniej w chwili, gdy Tusk wywalił z Kancelarii bibliotekę, by na jej miejsce zainstalować pijarowców.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Cuda to się dopiero zaczną
15 Lipca, 2009 - 04:51
gdy media zaczną gnoić "platformę". Nowak i Tusk się chyba popłaczą w ubikacji dla chłopców.
Pozdro.
P.S.
To kto teraz będzie kopał piłkę?
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".