"Kocha się raz, potem..."
To, że Donald Tusk doprowadził do sytuacji, że klub parlamentarny PO wyszedł na głupków, którzy raz mówią jedno, by po godzinie twierdzić coś zupełnie innego świadczy o wkradającej się nerwowości i chaosie w partii rządzącej.
Dzieje się źle, a będzie jeszcze gorzej.
Tusk nigdy by się nie odważył na dymisję Ćwiąkalskiego, gdyby to całe zamieszanie ze śmiercią Pyzika wydarzyło się kilka tygodni wcześniej. Tak naprawdę to nie Donald Tusk przecież obsadzał niektóre resorty i kierownictwo służb specjalnych.
Czy pamiętacie to zaskoczenie, kiedy w powołanym rządzie pojawiły się zaskakujące osoby niebędące nawet rezerwowymi w słynnym gabinecie cieni platformy? Do takich należał właśnie Zbigniew Ćwiąkalski., protegowany swego czasu przez Andrzeja Olechowskiego do Rady Programowej Platformy Obywatelskiej.
Tusk i Pawlak, jako „politycy spokoju i rozsądku” są niezbędni w sytuacjach nagłych i awaryjnych zagrażających establishmentowi ukształtowanemu po 89 roku. Podobnie posłużono się nimi w 1992 roku podczas pamiętnej „nocnej zmiany”. To samo uczyniono obecnie, aby jak najszybciej pozbyć się „pisowskiego reżimu”.
Podczas budowania obecnej koalicji PO-PSL nie nagłaśniano celowo tego, że uaktywniło się wówczas dwóch akuszerów tego małżeństwa z rozsądku.
Między gabinetami Tuska i Pawlaka uwijali się jak w ukropie Andrzej Olechowski ps. „Must” i chyba do dzisiaj jego oficer prowadzący generał Gromosław Czempiński.
Premier już wie, że wsparcie, jakie otrzymał od rzeczywistych właścicieli III RP nie było jednak, jak zapewniano dozgonne. Posłużono się nim i Pawlakiem jedynie z uwagi na „mądrość tamtego etapu”.
Dziś Olechowski i jego prowadzący generał przeczuwając przewidywany krach niekompetentnych ludzi, których jednak wobec zagrożenia zmuszeni byli wynieść do władzy, krzątają się przy kolejnych tenorach, takich jak Rosati ps. „Bueer”, „Kajtek”, Onyszkiewicz, Piskorski, którzy mają stworzyć „nowe” ugrupowanie centro-lewicowe.
Zwijanie bardzo powoli parasola nad Donkiem zostało przez niego zauważone i „nasze Słońce” odważyło się spuścić ze stanowiska tak „świetnego” do niedawna ministra i protegowanego przez szarą eminencję „Musta”.
Tusk jak każdy próżny człowiek uwierzył w swoją wielkość jak choćby jego guru Lech Wałęsa, choć do władzy obu wyniosła z konieczności „rozwiedka”.
Szansą na naprawę Polski byłaby, co wielu dzisiaj rozśmieszy, wielka koalicja PO-PiS. Tylko, że patrząc na takich ludzi jak Tusk, Niesiołowski, Karpiniuk, Pitera, Palikot czy uwikłany w niejasne konszachty z dawnym WSI Komorowski można liczyć na patriotyczny zryw? Szczerze mówiąc wątpię.
Cała nadzieja w Polakach. Jeśli się nie przebudzimy i zachowamy po raz kolejny jak głupi plebs to w myśl słów piosenki „Kocha się raz, potem drugi i trzeci i znów…”, TVN-y, Polsaty, Zetki i Gazety Wyborcze rozkochają nas tym razem w jakimś Darku, Pawełku, czy może znowu w Olku?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2176 odsłon