Pokaż rzeczniku, co masz w piórniku
W czasach, gdy jeszcze oglądałem TVN, leciał tam sympatyczny serial kryminalny pt. "Odwróceni", w nim zaś pojawiał się między innymi mafioso "Mnich", który udał się z żoną na wycieczkę do Ziemi Świętej, gdy opłaceni przez niego ludzie mieli wykonać najgorszą w skutkach mokrą robotę. Jak się okazuje, nie tylko upodobanie do tanich win łączy mnie z premierem Tuskiem, kryminały też chyba oglądaliśmy te same. Premier pojechał zwiedzać Amerykę Południową (nie mogę się doczekać, az Pitera zacznie wyliczać mu każdą dobę hotelową po powrocie), a prokuratura wraz z ABW przystąpiło do kolejnego etapu dożynania watah, przy okazji biorąc się za dziennikarza, co to trochę za dużo wie o sprawie Popiełuszki. A tą sprawą nie należy się zajmować, o czym wcześniej przekonał się prokurator Witkowski z Lublina, i tu cała scena polityczna, wliczając Kościół, wydaje się być zgodna. Tak więc można połączyć kilka przyjemnych rzeczy w jedno i w jednym miejscu: zamknąć współpracownika macierewicza (ciekawie wygląda spis zarekwirowanych dokumentów, brak tam choćby jednego z klauzulą "tajne"); utrzeć nosa dziennikarzom telewizji, którą za chwile i tak się zlikwiduje, przekształcając twórczo wzorce Chaveza, Putina i Łukaszenki; przy okazji zaś jeszcze sprawdzić, co niewygodny dziennikarz zebrał w niewygodnej sprawie, a może nawet - co kilku niewygodnych dziennikarzy zebrało w kilku niewygodnych sprawach, bo dziennikarzowi "Misji specjalnej" też zabrano kilka przedmiotów. Od razu podniosły się z jednej strony głosy protestu, z drugiej - jak zwykle - chór domorosłych prawników, którzy zapewne potrafiliby nawet wspomnianego już Popiełuszkę oskarżyć pośmiertnie o zniszczenie bagażnika Piotriowskiemu, razem z uczynnymi bezstronnymi komentatorami, mającymi pretensje tylko o to, że Bączek się nie zastrzelił, czym potwierdziłby są niewinność jak Barbara Blida. Dziennikarze milczą, protest podpisali jedynie ci, co zawsze, wyjątkiem jak na razie jest Monika Olejnik. To zgryz zarówno dla przeciwników, jak i zwolenników akcji ABW. Dla zwolenników mniejszy, bo od razu wiedzieli co robić - nagle Olejnik stała im się niemiła, tak jak wcześniej "be" okazał się być Gadzinowski (który jest "be", ale jakoś dla niektórych dopiero od niedawna) i już - dysonans poznawczy znika. Przeciwnicy "polityki miłości" mogą przecierać oczy ze zdumienia i zgadywać, co to się znienawidzonej Monisi stało. Może uznała, że czasem trzeba coś zrobić dla ratowania twarzy, może boi się, ze rewolucja miłości zje kiedyś również swoje dzieci, a może akurat poczuła solidarność zawodową, która bywa czasem bardzo silna i może nie zawsze w złej sprawie - nie mi to osądzać w tej chwili, ja natomiast się z tego popdpisu cieszę, tak jak cieszę się, że np Gniewko zauważył, ze jednak coś jest nie tak. A że coś jest nie tak, to widać gołym okiem, jeżeli się chce zobaczyć. Symbolem upadku może być pękająca autostrada A-2. Już nawet najbardziej prorządowi dziennikarze widzą, ze coś jest nie tak. Dziennikarzy tych można podzielić na takich, którzy chcieli tylko, by rozliczać PiS i tych, którzy PiS-u nie lubili, ale liczyli, że poza rozliczeniami coś jeszcze Platforma zdziała. Ci drudzy mogą być zawiedzeni, zwłaszcza, ze władza intensywniej wzięła się za dopieszczanie pierwszych. Na swoim blogu toyah pisze, ze mamy do czynienia z rozpaczliwym miotaniem się ekipy, która nie potrafi niczego zdziałać,a wszystko rozłazi jej się w rękach. Skupia się więc na igrzyskach, które jednak ludziom znudząśę szybko, mogą też przynieść skutek odwrotny. Już Urban po 1989 roku cynicznie zauważył, ze ludzie najbardziej lubią ofiary i to właśnie pozwoli komunistom wrócić znów do władzy. Oczywiście pozwoliło im do tej władzy wrócić jeszcze wiele innych czynników, coś jednak w tej myśli naczelnego "Nie" jest na rzeczy. Tymczasem przy obecnej polityce rządu i zawisłej prokuratury wkrótce PiS stanie się ofiarą. A że pewnie się na nich nic nie znajdzie - w co wierzę - lud może jeszcze pokochać żywą Kotecką bardziej niż podejrzaną i martwą Blidę. Ziobro też szybciej odzyska zaufanie (którego az tak wiele nie stracił), niż doktor G., kreowany na męczennika w momencie, gdy wciąż ciążą na nim dość powazne zarzuty, w tym o molestowanie seksualne czy mobbing. Gazecie Wyborczej wystarcza fakt, że nie molestował Anety Krawczyk, ale dla zwykłych ludzi to może być jednak za mało. Cierpliwości może nie starczyć, skoro nawet w mediach pojawia się pewien deficyt miłości do rządu i trzeba pohukiwać o "straszących pismakach". Miłości i zrozumienia zabrakło choćby redakcji "Super Expresu", która nie wykazała wystarczaj ącej wyrozumiałości po wyznaniach premiera Tuska i poświęciła mu okładkę godną najlepszych wzorców walki z kaczyzmem. Mi zaś, gdy patrzyłem na nią w tramwaju, przypomniał się stary skecz Salonu Niezależnych o ustawie psychiatrycznej. Kleyff rozmawia tam z kolegami o ustawie, która nie weszła w życie, a która bardzo ograniczała prawa pacjenta. Satyryk najbardziej aabsurdalne przepisy po czym uspokaja, że przepis jednak nie przeszedł. Puentuje zaś słowami: "gorsza sprawa, co on na przykład teraz pisze". I mamy tak samo... Palił? Palił, wiele osób paliło, robić z niego narkomana na podstawie tekstu "Newsweeka"jak SE to manipulacja. Ale... "Gorsza sprawa, co on na przykład teraz bierze".Ps. Trzy sprawy różnej natury. Po pierwsze - osoby związane z Gazetą Polską i blog.media.pl organizują demonstrację pod kancelarią premiera, o godz. 19. Mnie tam niestety nie będzie, ale jeżeli ktoś może i widzi potrzebę działania - zapraszam w imieniu organizatorów.Po drugie - jutro w warszawskim klubie Pretekst o godz. 20 gram koncert ze swoim zespołem Spirit of 84 i z zespołem peru. Jeżeli ktoś miałby ochotę - zapraszam, więcej szczegółów o imprezie tutajPo trzecie - trwa akcja upamiętniania rocznicy śmierci Grzegorza Przemyka. O pierwszym spotkaniu można przeczytać tutaj, zaś tumożna obejrzeć zdjęcia. Zapraszam w sobotę, o godzinie 12 na Powązki, by złożyć kwiaty na grobie Przemyka. Spotykamy się przed 12 pod V bramą.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 978 odsłon