Cudak Donald - chory przykład

Obrazek użytkownika tonymld
Kraj

W tym wpisie zechce opisać postać naszego Pana Premiera – Donalda Tuska i jego braku zaradności w stosunku do służby zdrowia.

Nie jest on moim zdaniem idealną osobą do kierowania krajem, co najlepiej ukazuje przykład służby zdrowia. W tym wpisie zechcę udowodnić dlaczego tak jest. Jedną z ważniejszych kwestii jest fakt braku wcześniejszego doświadczenia, ale po pięciu latach powinien już umieć rządzić, jednak jeszcze tej sztuki nie opanował.

Pierwsza kwestia polega na braku odpowiednich ludzi jako szefów resortów. PO obiecywała w wyborach, że jest przygotowana do rządzenia, ma szafy pełne ustaw itp. Nie było to prawdą, dodatkowo nominacje ministerialne pokazały, że tworzone rządu było albo partyjną łapanką lub partyjną nagrodą. Aby ukazać to dosadniej, warto skupić się na rządzie obecnej kadencji, ponieważ do tej pory Tusk powinien już wiedzieć kogo należy powołać a kto powinien pozostać zwykłym partyjnym krzykaczem.

Weźmy np. Bartosza Arłukowicza – to że lekarz wcale nie oznacza, iż ogarnie „burdel” jakim obecnie jest służba zdrowia. Potrzeba kogoś z doświadczeniem w zarządzaniu placówką świadczącą usługi medyczne, sam tytuł lekarza to stanowczo za mało. Z resztą dziwne, że w PO nie znaleziono nikogo, kto się zna na zarządzaniu szpitalami i mógłby objąć to stanowisko. Jak można promować prywatyzację – zwaną pot. „komercjalizacją”, jeżli nie będzie tym kontrolował ktoś o jakimkolwiek pojęciu w tej dziedzinie. Już obecna Pani Marszałek pokazała, że zarówno fucha po partyjnemu lub uzyskana dzięki samemu tytułowi przed nazwiskiem nie gwarantuje w żaden sposób sukcesu w Ministerstwie Zdrowia.

Tusk jako ważna postać powinien znaleźć kogoś, kto ten temat ogarnie. A jeśli to niemożliwe, to sam powinien podjąć się tego tematu, gdyż jego autorytet i pozycja mogły by pomóc w unormowaniu tej sytuacji. Znajdując sobie taką Kopaczową czy Arłukowicza – sam zbiera laury (jako ten dobry), natomiast ministrowie stają się dziewczynkami i chłopcami do bicia – często z własnej winy.

Teraz zechcę odnieść się do jednej z wielkich obietnic PO w odniesieniu do służby zdrowia. Ciężko to znaleźć na stronie partii, więc posłużyłem się TuskWatch.pl, które zachowało dla potomności wszystkie obietnice. Główna obietnica: Zagwarantujemy bezpłatny dostęp do opieki medycznej i zlikwidujemy NFZ.

O ile bezpłatny (nie)dostęp jest zagwarantowany, o tyle coś nic nie słychać o likwidacji, czy poważnych zmianach w Narodowym Złodzieju Zdrowia. Słyszy się tylko o wysokich premiach osób tam zatrudnionych i o bezduszności osób tam pracujących. Niestety nie mogę tego podeprzeć żadnymi danymi, stąd pozostawmy to na poziomie spekulacji.

Przejdźmy do kolejnych, już bardziej dokładnych obietnic:
44. Poprawa jakości służby zdrowia.
45. Zwiększenie powszechnego dostępu do służby zdrowia.
46. Podwyższenie pensji pracownikom służby zdrowia.
47. Podział NFZ na kilka konkurencyjnych zakładów ubezpieczeniowych.
48. Reformacja polityki refundacji leków.
49. Ułatwienie zdobywania specjalizacji lekarzom.

Jeśli chodzi o poprawę jakości, to można to różnie interpretować. Niewątpliwie zmniejszenie czasu oczekiwania jak i usprawnienie funkcjonowania do tego należą. Jeśli chodzi o lepsze pensje, to muszą być na to dodatkowe pieniądze a także umocowanie w efektywności. Nie może być tak, że placówka byle jak obsługująca pacjentów, której nie zależy na dodatkowej pracy zarobi tyle, ile popularna i sprawnie działająca placówka. Tutaj kryterium rynkowe powinno wesprzeć efektywność. Sam podział NFZ nic nie zmieni.

Miały być kasy chorych. Co by to dawało – jeśli masz ubezpieczenie w jednej, to nie możesz iść do drugiego szpitala, bo tam nie uznają? To błędna droga. Raczej zreformowanie NFZ, aby działał sprawnie i bez zbędnej biurokracji. Nie powinien być też przyczółkiem dla kolesiostwa partyjnego.

Refundacja leków była wielkim tematem w styczniu. Oczywiście były pewne problemy, ale takich rzeczy w jeden rok się nie naprawi. Trzeba ciągle dążyć do perfekcji i przejrzystości. Stąd dziwi mnie także, dlaczego nie wprowadzono elektronicznych kart ubezpieczenia zdrowotnego – wtedy zarówno NFZ jak i ministerstwo, mogły by w łatwy sposób uzyskać dane potrzebne do oceny ilości potrzebnych usług medycznych w każdym z województw.

Co ważne, można by skontrolować recepty na osoby zwolnione z opłat na leki – znając naszą polską „zaradność” umożliwiłoby to lepszą kontrolę środków. Sprawa następna przejrzystość – każdy obywatel powinien dostać e-mailem lub zwykłą pocztą listę wykonanych usług medycznych i ich cenę, aby wiedział ile Państwo na niego wydało. Z kolei szpitale czy przychodnie szczególnie oblegane, powinny być nagradzane, ponieważ jeśli działają sprawnie, to mogą zamiast 10 obsłużyć 20 pacjentów w tym samym czasie co inna placówka. Zresztą wyleczony człowiek może pracować i płacić podatki – jak nie pracuje to państwo traci.

Zresztą długi szpitali są wynikiem złego systemowego rozwiązania. Przerzucono odpowiedzialność za wiele placówek na samorządy bez odpowiedniego wsparcia finansowego. W tym modelu dziwne jest, aby to mogło normalnie funkcjonować. Co ciekawe ZOZy jakoś sobie radzą, choć są niepubliczne. Tutaj chyba zasada wolnej konkurencji wymusiła lepszą jakość. Jednak w wypadku szpitali, nie może być tak, że w danym rejonie nie ma szpitalu w promieniu 50. kilometrów. Jeśli chodzi o zdrowie, nie da się wszystkiego wyliczyć tylko i wyłącznie zgodnie z kryterium ekonomicznym.

Co ciekawe wiele firm jest zainteresowanym wprowadzeniem dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego. Dziwne, że nagle zacznie się to wszystko im opłacać. Problem leży gdzie indziej. Otóż w normalnym kraju, ustalenie terminu do specjalisty nie powinno trwać nie wiadomo ile. Winni są także lekarze, którzy są łasi na łapówki. Przecież to samo przez siebie wydłuża czas oczekiwania. Słyszałem nawet o tym, że umieszczają oni „swoich” pacjentów na listach państwowych do badan, a potem biorą za prywatną wizytę. Tak być nie powinno. Ogólnie rzecz biorąć, źle jest zoorganizowana praca w Polsce.

Jeśli chodzi o firmy i dodatkowe ubezpieczenie -nie mam nic przeciwko, ale najpierw należy uporządkować sytuację. Dodatkowe ubezpieczenie powinno gwarantować np. lepszy pokój w szpitalu czy pokrywać recepty, za które trzeba płacić. W żaden sposób nie rozwiąże ono samego problemu.

Moje refleksje opieram na doświadczeniach w Austrii. Otóż dziwi mnie, czemu w prowincjonalnej przychodni w Polsce jest 3-4 panie, których najważniejszym zadaniem jest wymiana plotek. Czas oczekiwania jest stosunkowo długi, choć nic szczególnego się nie dzieje. Wszystko takie zaspanie, jakby na niczym nie zależało. A Pan Doktor, niejednokrotnie o przerośniętym ego, ma pacjenta za kolejnego natręta. Doktor powinien się przywitać i pomóc najlepiej jak potrafi.

Gdybym tego na własne oczy nie widział i nie doświadczył, to nie twierdziłbym, że tak się da. Wszystko jest możliwe, ale wszystko zależy od ludzi, zaczyna się od premiera poprzez ministra a kończy na „doktorzynie” z prowincji. I może w tym cały problem?

Brak głosów