Tusk z krainy Liliputów

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Wielokrotnie punktowałem posunięcie premiera Tuska, za które już dawno powinien być usunięty z urzędu, jako że posunięcia te odbywały się z naruszeniem prawa powodując delegitymizację premiera skutkującą automatyczną utratą prawomocności pełnienia funkcji urzędowych. Premier więc od dawna pełni urząd bezprawnie.

Przedstawione w TVRepublika analizy prawnych aspektów śledztwa smoleńskiego dostarczają kolejnych dowodów wskazujących na podejmowanie przez premiera działań sprzecznych z prawem polskim. Oto lot do Smoleńska zaczął się w jednym trybie prawnym, skończył w innym trybie, bo premier podjął, sobie a muzom, decyzję, która nie miała umocowania w polskim systemie prawnym. To był kolejny akt autodelegitymizacji Tuska. Żeby zdelegitymizować się dalej, Tusk doprowadził do zmiany prawa lotniczego, by dopasować je do podejmowanych bezprawnie działań, czyli po prostu by je wstecz usankcjonować i by uniemożliwić ich odkręcenie w przyszłości. Wiadomo zaś, że wszystkie działania podejmowane w trybie bezprawnym są nieważne (podobnie jak zbieranie dowodów z naruszeniem prawa).

Cała komisja Millera wisi w próżni prawnej, zespół Laska też się buja w przestrzeni bezprawnej ocierającej się o kabaret. A pan Tusk stał się w tej sytuacj, z mocy Konstytucji, człowiekiem, który sam postawił się poza prawem, co najlepiej obrazuje angielski termin, oznaczaący człowieka poza prawem - "outlaw" i każdy obywatel może zrobić z takim człowiekiem to, co uzna za stosowne, bez odwoływania się do sądu, jako że działania wobec outlaw'a nie mogą być rozpatrywane w trybie prawnym. Można je, co najwyżej, oceniać w kategoriach moralnych. Taka jest logika sytuacji, w jakiej postawił się pan Tusk ze swojej osobistej woli, a dodać należy, że chcącemu nie dzieje się krzywda.

Król jest nagi. Nadzy prawnie są Tusk i cała czereda jego dworaków, bo proces legitymizacji/delegitymizacji jest procesem obiektywnym rozgrywającym się w trójkącie - naród-suweren, Konstytucja, polityk - i to od narodu legitymację Tusk otrzymał, albo ją wyłudził. W chwili obecnej, Tusk wielokrotnie tę legitymację podarł i stał się automatycznie uzurpatorem, więc prawna piłeczka jest z powrotem po stronie narodu i obywatela. Próżne i bezsensowne są więc powszechne w mediach rozważania na temat szat królewskich. Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko. Co stanie się z Tuskiem jest kwestią już prywatnej decyzji każdego obywatela z tym zastrzeżeniem, że jakakolwiek pomoc outlaw'owi staje się czynem karygodnym.

I śmieszne jest w tej sytuacji rozpaczliwe podnoszenie faktu,że prof.Rońda blefował. Prof.Rońda blefował w rozmowie z funkcjonariuszem medialnym, sam funkcji żadnej nie pełniąc. Tymczasem Tusk blefuje w kwestiach programowych jako urzędnik państwowy od r.2007 i po drodze dopuścił sę mnóstwa naruszeń prawa i należy go zapudłować albo wyciągąć konsekwencje w indywidualnym trybie obywatelskim. Casus prof.Rońdy to zjawsko marginalne z poziomu jednostkowego, podczas gdy mamy do czynienia ze zjawiskiem nieporównanie groźniejszym - z procesem inicjowanym na poziomie strukturalno-ustrojowym.

W życiu społeczno-politycznym zagnieździł się nam pasożyt niszczący prawo, a tym samym próbujący wyprzeć nosiciela-suwerena z jego dominium. Jest rzeczą typową, że pasożyt stara się dostosować swoje otoczenie do swoich potrzeb, wykorzystując do tego celu zasoby nosiciela-suwerena. Stąd ta próba odwrócenia ról i zdominowania narodu-suwerena przez pasożytnicze grupy interesu, które przymierzają się ni mniej ni więcej do zdelegitymizowania władzy suwerena i uzyskania nad nim niepodzielnego panowania. Obecnie głównym środkiem do tego są działania tej ekipy wymierzone przeciwko instytucji referendum, będącej głównym narzędziem wyrażania woli suwerena. Mamy oto próbę spętania i obezwładnienia suwerena, a że to nie jest sprawa nowa wskazują opisane przez Jonathana Swifta w "Podróżach Guliwera" przygody tego ostatniego w krainie Liliputów.

Brak głosów