Szopki show

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Dziadek Łukaszka uważał, że atmosfera w domu jest wysoce nieedukacyjna. Siostrę Łukaszka spisał już na straty i cała swą uwagę skierował na Łukaszka.
Bardzo chciał przekazać mu jakoś ten klimat, tą atmosferę, te wartości czasów swojej młodości. Niewiele tego jednak zostawało w Łukaszku, głównie z tego powodu, że był nasiąknięty otaczającym go światem, internetem, piłką nożną i całą tą laicką nowoczesnością.
W związku z tym dziadek wpadł na genialny - w swoim mniemaniu - pomysł, aby zabrać Łukaszka na wystawę szopek. I sakralne to i tradycyjne i oderwie się trochę gówniarz od komputera i od tych koleżków - kombinował dziadek. Łukaszek na początku bardzo marudził, ale w końcu dał się przebłagać, wzięli aparat fotograficzny i pojechali.
Wystawa miała miejsce w budynku jednego z oddziałów miejscowego muzeum. Wstęp darmowy, mało ludzi. Było cicho, spokojnie i kulturalnie. W olbrzymim hallu powitała ich pani szatniarka oraz cztery gigantyczne szopki w postaci miejscowych zabytków. Ogromne, dostojne, pełne pietyzmu i godności. Wykonane przez koła seniorów.
- Taaak... - pomyślał sobie dziadek. - To jest to...
Cokolwiek jednak to było, szybko się skończyło. W następnej sali były już szopki wykonane przez dzieci. Róznorodne, kolorowe i przede wszystkim - nietypowe.
- Hmm... - Łukaszek ze zmarszczonym czołem czytał tabliczki umieszczone przy szopkach. - Ta jest z mojej szkoły.
- Robicie takie coś na lekcjach? - zapytał zniesmaczony dziadek. Szopka była z trzciny, a święta rodzina z patyczków. Nawet twarzy nie mieli.
- Nie - odparł z roztargnieniem Łukaszek. - Ale inni widocznie tak. Co to jest? O ja pier...!
- Wyrażaj się - szturchnął go dziadek.
- Szopka z makaronu!
Faktycznie, szopka była wykonana z makaronu. I sama szopka i zwierzątka i podłoże i - o zgrozo - święta rodzina też była zrobiona z kawałków makaronu.
- Profanacja - jęknął dziadek. Nie tak sobie wyobrażał wystawę szopek.
- Ale czad! - zawołał uradowany Łukaszek i pociągnął dziadka dalej.
A dalej było jeszcze gorzej. Szopki szmacianki. Z szyszek. Znowu z makaronu. Z zapałek. Z ciastek. Z mydła. Z drewna. Wydawać by się mogło, że jeśli chodzi o dobór materiałów to fantazja dzieci nie napotkała żadnych przeszkód.
- Ale czad! - krzyczał Łukaszek i biegał po sali muzealnej pstrykając zdjęcia. Dziadek z początku próbował go uspokajać, ale jego wysiłki były bezskuteczne. Co więcej, do sali zaczęłi napływać ludzie z dziećmi, które również biegały i krzyczały. Dziadek próbował więc skupić się na oglądaniu szopek.
Oprócz materiałów szopki były awangardowe również w dziedzinie wizualnej. Była szopka z tramwajem, ze szkołą, nawet szopka z miejskim mostem. Niektóre jednak dzieła biły konkurencję na głowę. Łukaszek, który nbrał szybkości elektronu, krążył wokół dziadka i wykrzykiwał:
- Ta jaka fajna! A ta jaka fajna! Ale czad!
Łukaszkowi najbardziej przypadły do gustu trzy szopki. pierwsza to - oczywiście - komputerowa, stajenka była urządzona we wnętrzu obudowy starego, czternastocalowego monitora. Numer dwa to szopka elektryczna. Kiedy dziadek zobaczył, że wewnątrz pudełka wyłożonego srebrną folią umieszczono świętą rodzinę w postaci trzech kłębków drutu ze złotymi kółeczkami nad nimi, to się załamał. Ale to było nic z numerem jeden - szopką piłkarską. Jóef, Maryja, a nawet leżący w żłóbku Jezusek mieli na sobie koszulki lokalnego klubu piłkarskiego.
- Ale czad! - wył uszczęsliwiony Łukaszek - Zrobię PPSa i wrzucę do sieci! Dzięki dziadek, że mnie zabrałeś!
- Proszę bardzo - wymamrotał dziadek i przesunął się do kąta. Stała tam pani pracująca w muzeum, która pilnowała sali.
- Te szopki... - zaczął dziadek chcąc nakrzyczeć, że to profanacja i tak dalej.
- Podobają się dzieciom, prawda? - wpadła mu w słowo. - Z początu też myśleliśmy, że ludzie będą się burzyć, ale tak się nie stało. Dzieciaki jak robiły te szopki, to aż było miło popatrzeć. Jak się starały! Jakie pomysły wymyślały! Ile wysiłku w to włożyły! A te dzieciaki co przychodzą to oglądać, no niech pan zobaczy jak się cieszą! Zwykłe szopki by ich znudziły, a tak... - pani przerwała i zręcznym manewrem usunęła się z drogi pędzącym przedszkolakom, które wołały:
- A widziałeś tą z samolotami?!
Dziadek nic nie powiedział, tylko poczekał aż Łukaszek skończy oglądać i wrócili do domu. Łukaszek mówił o szopkach przez całą drogę powrotną. Jak przyszli do domu to zadzwonił do Grubego Maćka i do okularnika z trzeciej ławki, którzy powiedzieli, że też pójdą obejrzeć szopki. potem Łukaszek zrzucił zdjęcia na komputer i robił PPSa. O szopkach mówił aż do wieczora.
- Coś ty mu za bajdy religijne do głowy nakładł? - babcia z wyrzutem zapytała dziadka. Dziadek nic nie odpowiedział tylko się uśmiechnął. Myślał o wizycie w muzeum przez cały dzień i im dłużej o tym myślał tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jednak wszystko poszło według jego planu.

Brak głosów