Historia tablicy z nazwiskami lokatorów

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

W bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, wisiała kiedyś w holu tablica z nazwiskami lokatorów.
- We wszystkich blokach tak było i był porządek - wspominała babcia Łukaszka.
- Ale dane osobowe - upierała się mama Łukaszka.
- Co dane osobowe, czego się ludzie wstydzą, nazwiska? - obruszała się babcia.
Spółdzielnia zdjęła tablicę motywując to tym, że dane mogą wykorzystywać akwizytorzy.
Części osób się to nie spodobało.
- Goła ściana została - narzekali. - Coś by tam teraz trzeba powiesić.
- Gołą babę! - zażartował ktoś niefortunnie, bo na drugi dzień faktycznie ktoś umieścił tam wielką podobiznę roznegliżowanej pani.
- Jest wolność! - skomentowała spółdzielnia.
Części osób się to nie spodobało. Zarzuty były dwa. Że goła i że baba. Spółdzielnia obiecała, że coś z tym zrobi.
Po jakimś czasie zawisł w tym miejscu obraz z roznegliżowanym panem.
Części osób się to nie spodobało. Obraz z panem został zastąpiony skomplikowanym schematem o nazwie "Grafik sprzątania schodów przez lokatorów" i od tej pory nikt już nie patrzył w to miejsce.
Kiedy wydawało się, że sprawa nazwisk lokatorów bloku została załatwiona raz na zawsze ktoś sobie przypomniał o nazwiskach lokatorów na tablicy domofonu przy drzwiach wejściowych.
Części osób się to nie spodobało.
- Jątrzą, judzą, dzielą! - wykrzykiwano.
Ale spółdzielnia wyszła lokatorom naprzeciw i wyczyściła nazwiska zostawiając przy numerach lokali puste miejsca, żeby danych nie mogli wykorzystać akwizytorzy.
- Niech każdy sobie sam wpisze co chce. Jest wolność! - oznajmiono w spółdzielni.
Części osób się to nie spodobało. Niektórzy coś powpisywali, po czym kiedy zobaczyli, że sąsiedzi wpisali się ładniej, dowcipniej, lepiej, żądali możliwości korekty swojego wpisu. Częśc osób nie wpisała nic, bo im się nie chciało. A część nie wpisała nic bo nie wiedziała co wpisać. Część osób natomiast stwierdziła, że ona płaci i wymaga, aby wpisała spółdzielnia, bo to jej obowiązek. Nie mówiąc o tym, że część wpisów obrażało uczucia religijne, patriotyczne i moralne.
Wreszcie część osób ze spółdzielni, która cały czas krytykowała zmiany w tej dziedzinie doszła do głosu i oznajmiła, że teraz zrobi porządek. bo jest bałagan - i to gdzie - na wizytówce bloku. Jeszcze ktoś pomyśli, że cały blok tak wygląda!
Usunięto wszystkie wpisy po czym na polach przy numerach pojawiły się numery pesel wszystkich mieszkańców.
Części osób się to nie spodobało.
- Ale dlaczego? - pytali ze spółdzielni. - Jest ładnie (jedna czcionka), równo (wszyscy tak samo), porządnie (wiadomo gdzie, kto i ile osób mieszka). I nie naruszamy danych osobowych! I nie wykorzystają tego akwizytorzy!
Mieszkańcy odpowiedzieli, że owszem, tak jest, ale poza tym przeprowadzono kontrolę we wszystkich mieszkaniach i spisywano gdzie, kto i ile osób mieszka. Przy okazji wydało się, że w pewnej części lokali mieszkało więcej osób niż było zadeklarowane do ustawy śmieciowej i spółdzielnia zapowiedziała karne opłaty wyrównawcze. A tak nie może być, bo to jest państwo policyjne i faszyzm.
- Ale jest ładnie na tablicy domofonowej - tłumaczyli zrozpaczeni spółdzielcy. - To nie jest ważne?
- Jest ważne, ale nie można żyć w wiecznym strachu przed kontrolami! - odparli mieszkańcy i wybrali kolejny wariant. Wariant miał być prosty, fajny i popularny. Czyli login i hasło do konta na fejsie.
Części osób się to nie spodobało. Ale większość z chęcią się wpisała, bo podobno wszyscy tak robili, a w osiedlowej telewizji pokazali jak pan w średnim wieku będący bożyszczem osiedlowych nastolatek osobiście wpisywał coś na tablicy w swoim apartamentowcu. Fajnie było do momentu, kiedy okazało się, że coraz więcej osób loguje się na cudze konta biorąc loginy i hasła z tablic domofonowych. No i akwizytorzy przysyłają masę ofert.
Części osób się to nie spodobało.
- Co wyście zrobili - rzekli z pretensją do spółdzielni.
- My? - zdziwiła się spółdzielnia. - My wpisaliśmy loginy i hasła? My się logujemy nielegalnie? My rozsyłamy spam? Ludzie nie dorośli do swobód demokratycznych!
Ktoś rzucił pomysł, aby spytać bożyszcze, ale okazało się, że bożyszcze nie mieszka tam, gdzie pokazano w telewizji. Bożyszcze oświadczył, ze nie ma zamiaru dyskutować z debilami, bo jeśli ktoś wypisuje publicznie swój login i hasło to jest debilem.
- Ale pan pokazał... - rzekł ktoś z tych, co wypisali publicznie.
Bożyszcze wyjaśnił, że owszem, wpisał na tablicę domofonową, ale nie swoje dane, tylko wymyślone. I wziął za to pieniądze, bo to była reklama. I dodał, ze jeśli ktoś wierzy reklamom to jest debilem.
Części osób się to nie spodobało.
- Zróbcie coś! - nalegali lokatorzy.
Spółdzielnia zaproponowała, że ona będzie walczyć z kradnącymi loginy i hasła. I oczywiście też z akwizytorami. W związku z czym musi zebrać od lokatorów wszystkie loginy i hasła, numery pin do telefonów i kart, oraz klucze do piwnic.
Części osób się to nie spodobało. Bardzo.
- Mowy nie ma! - zawrzeli gniewem lokatorzy.
Zaniepokojona spółdzielnia aby uspokoić nastroje szybko urządziła festyn archeologiczny z balonikami "Na tropie Homo Homopitekantropa". Kiedy lokatorzy nieco się rozweselili wprowadzono kolejną zmianę na tablicy domofonowej. Ponownie pojawiły się nazwiska głównych lokatorów. Co więcej, obok nich pojawiły się puste miejsca na komentarze.
Części osób się to nie spodobało.
- Ale to dobry pomysł! - upierała się spółdzielnia. - Te puste miejsca wynajęliśmy różnym firmom! Odpłatnie! Zarabiamy na tym! Wszyscy na tym zarabiamy! Wy też!
- Na co tym firmom te miejsca? - zapytał ktoś ale nie uzyskał odpowiedzi. Wkrótce się to wyjaśniło. Przy nazwiskach zaczęły pojawiać się tajemnicze znaczki.
Części osób się to nie spodobało. Tym bardziej, że nikt wiedział co one oznaczają. Jednak powoli coraz to nowe informacje dochodziły do mieszkańców bloku. Firmy dostarczające media znaczyły kto płaci w terminie, a kto zalega. Firmy dostarczające jedzenie robiły znaczki kto daje napiwki.
- No a akwizytorzy... - wzdychali ludzie.
Spółdzielnia zatem zrobiła wariant radykalny i skasowała wszystko pozostawiając tylko numery lokali. Żeby nie wykorzystywali akwizytorzy. Części osób się to nie spodobało. Ale tak już zostało. Lokatorzy machnęi ręką, chcieli już odpocząć po tej wyczerpującej, pełnej pasji walce o swoją prywatność.
I taki był stan, kiedy tata Łukaszka wszedł do holu bloku i zobaczył akwizytora, który wrzucał do skrzynek na listy jakieś koperty. Tata Łukaszka otworzył swoją skrzynkę i wyjął to, co wrzucił akwizytor. Na kopercie było jego imię, nazwisko, adres pocztowy oraz adres email.
- Niech mi pan powie - poprosił zmęczonym głosem tata Łukaszka. - Niech mi pan powie, skąd pan ma te wszystkie dane? Przecież my usunęliśmy wszystko i z tablicy w holu i z tablicy przy domofonie...
- Co pan, nikt nie chodzi i nie spisuje z tablic - roześmiał się akwizytor nie przerywając wrzucania. - Kupujemy co pewien czas elektroniczną bazę danych całego osiedla i już...
- Kupujecie? A od kogo?
- Od spółdzielni. Od dawna zresztą...

Brak głosów

Komentarze

polega demokracja, że gangster czy geszefciarz kupi sobie twoje dane osobowe, ale ty nie dowiesz się, że mieszkasz koło szumowiny czy złodzieja.

Pozdrawiam

cui bono

Vote up!
0
Vote down!
0

cui bono

#380999