Dzień dziecka
Dzień zaczął się gwałtownie i brutalnie.
- No do jasnej cholery ile można spać! - do pokoju Łukaszka wtargnęła mama. - Rusz się wreszcie, siedzisz po nocach grając w te gry, a ja śniadania nie będę ci robić dwa razy! No i spóźnisz się do szkoły!
- Ale ja idę na późniejszą godzinę - zaprotestował niewyraźnie rozespany Łukaszek.
- Nie zmieniaj tematu! Jazda z łóżka!
Łukaszek zrezygnowany powlókł się do łazienki. Umył się i wytarł w ręcznik z pięknie wyhaftowanym napisem "Wybaczaj bliźniemu".
- Mój ręcznik! - oburzył się dziadek i sprzedał Łukaszkowi tak zwane karczycho. Łukaszek uderzył się czołem o kran i nabił sobie solidnego guza.
W kuchni zamierzał podejść do stołu i zjeść przyszykowane przez mamę śniadanie, gdy nagle staranował go biegnący do drzwi tata.
- Łukasz! No cholera jasna, musisz się pętać teraz po kuchni?! - darł się tata. - Przecież ja już jestem spóźniony!
Stratowany Łukaszek podniósł się z podłogi i spojrzał na swoje stratowane śniadanie, po czym stwierdził, że kupi sobie coś w szkolnym sklepiku.
- Gdzie jest moja tygodniówka? - zapytał znękanym głosem.
- Ja ją wzięłam! - zaszczebiotała radośnie siostra z korytarza. - Potrzebuję na balejaż! Oddam ci jak będę mieć! Cześć! - trzasnęły drzwi.
Łukaszek zaklął.
- Jak ty się zachowujesz! - skarciła go babcia i przyłożyła mu solidnie ścierką.
- Idę do szkoły - rzekł z ulgą Łukaszek, który nigdy siebie nie podejrzewał o to, że te słowa powie z ulgą.
Ale w szkole było jeszcze gorzej.
- Co wy sobie myślicie, że dzieci mają tylko prawa? Obowiązki też są. Przede wszystkim obowiązek nauki - warczeli nauczyciele. - Do odpowiedzi! Kartkówka! Sprawdzian!
- Ja pierdolę, co się dzisiaj dzieje? - narzekał Łukaszek gdy razem ze swym wiernym druhem, Grubym Maćkiem, wracał ze szkoły do domu.
A w domu czekała na niego niespodzianka. Został porwany w objęcia, pogłaskany po głowie, cmoknięty w policzek, posadzony na kanapie i obdarowany paczką.
W paczce była gra komputerowa o której marzył.
- To z okazji dnia dziecka! - zakrzyknęli radośnie Hiobowscy. - Wszystkie najlepszego, nasz drogi i ukochany Łukaszu! Cieszysz się prawda?
Ale drogi i ukochany Łukasz wcale się nie ucieszył. Co więcej, wyrwał się brutalnie, zerwał z kanapy i rzucił grę w kąt. A potem wrzeszcząc, że ich wszystkich nienawidzi oraz życzy im gwałtownej i bolesnej śmierci trzasnął drzwiami od mieszkania i uciekł.
Zapadła cisza.
- Co w niego wstąpiło? - zapytał zdumiony dziadek. A tata Łukaszka machnął ręką i westchnął:
- Ech... Znowu tak być dzieckiem... Łatwe życie, zero problemów...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 825 odsłon