Czarna skrzynka w czwartej a

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Podczas lekcji w czwartej a doszło podobno do strasznej sceny. Plotka rozeszła się po szkole i doszła w końcu do uszu rodziców.
Łukaszek sobie jakby nigdy nic chodził po mieszkaniu i jadł chipsy, gdy nagle tata porwał go za rękę i zaciągnął go do pokoju przed oblicze całej rodziny.
- No i???!!! - naskoczyła na Łukaszka rodzina.
- To nie ja! - na wszelki wypadek Łukaszek spróbował Wariantu Obronnego Numer Jeden.
- Jak to nie ty?! - zdenerwował się tata. - Przecież to ty chodzisz do szkoły!
- Ona też! - Łukaszek spróbował Wariantu Obronnego Numer Dwa i wskazał na swoją siostrę.
- I tu cię mam! - siostra Łukaszka zaśmiała się przebiegle. - W tym tygodniu wcale nie byłam w szkole!
Zapadła cisza.
- O tym pogadamy kiedy indziej - powiedziała lodowatym tonem mama Łukaszka. - A teraz wracając do ciebie Łukaszu. Doszły nas jakieś wieści, że na jednej lekcji w twojej klasie w piątek stało się coś strasznego.
- Co?
- To my pytamy co!!
- Acha - poskrobał się po głowie Łukaszek. - A na której lekcji?
- Skąd mamy wiedzieć? Jakie masz lekcje?
- E.. Niemiecki... I... E... Niemiecki...
- Podobno was torturowali - powiedział przejętym tonem dziadek.
- Nie! To znaczy... Nas zawsze torturują. Sprawdzianami... I do odpowiedzi wołają...
- Bili was! - wtrąciła się babcia.
- No może nie do końca tak, ale jest bombing - powiedział Łukaszek i dopiero po dziesięciu minutach histerycznej kłótni Hiobowskim udało się z niego wyciągnąć, że chodziło o mobbing.
- Nic się nie stało - oznajmił w końcu Łukaszek. - To był dzień jak każdy inny, nic specjalnego się nie stało.
- Nie wierzymy ci - odparła z czułością jego mama i zaczęła wertować poradniki zakupione wraz z "Wiodącym Tytułem Prasowym".
- Tego już za wiele - powiedział tata Łukaszka i zadzwonił do rodziców Grubego Maćka.
- Co pan mówi? Pana syn też kręci? I nie chce nic powiedzieć? Hm... Podejrzana sprawa... Kto do pana dzwonił? Matka tego okularnika z trzeciej ławki? I co? A! Faktycznie! Zupełnie zapomniałem!! Ma pan rację, tak, tak, tak!! Jeszcze raz dziękuję i do widzenia.
Odłożył słuchawkę z triumfującą miną.
- Gru... Maciej powiedział swoim rodzicom, ze podczas lekcja wleciała do klasy Wielka Wiewiórka Z Kosmosu i was zaatakowała.
- Nie rozeznamy się w zalewie tych fałszywych wersji - jęknął dziadek Łukaszka.
- Spokojnie - powiedział tata Łukaszka. - Zupełnie zapomnieliśmy o jednej rzeczy. Że przecież niedawno policja założyła w waszych klasach czarne skrzynki w ramach przeciwdziałania przestępczości!
- Rzeczywiście! - przypomnieli sobie Hiobowscy.
- Teraz wszystko będziemy wiedzieć! - ucieszyła się babcia Łukaszka.
Na drugi dzień rodzice zawiadomili policję, a dyrektor szkoły zwołał wielkie zebranie w auli. Przyszli uczniowie czwartej a, ich rodzice, parę osób z policji i dyrekcja szkoły.
- Czy badacie czarne skrzynki? - padało zewsząd pytanie.
- Nie - pisnął szef policji smarując palcem po blacie stołu niewidzialne esy floresy.
- Jak to: nie?!
- No bo szkoła się nie zgodziła.
- Przecież te skrzynki są własnością policji!
- Ale są w szkole.
- To co, to policja nie poprowadzi dochodzenia?!
Szef policji wyglądał jak uczeń wyrwany do odpowiedzi. To znaczy: albo się rozpłacze albo ucieknie.
- Szkoła poprowadzi dochodzenie - przemówił dobitnie pan dyrektor.
- We własnej sprawie? - oburzali się rodzice.
- Udostępnimy wnioski policji.
- Wnioski?! Policja powinna prowadzić własne śledztwo! - grzmieli rodzice.
- Przecież możecie prowadzić własne śledztwo, prawda? - zapytała mama Łukaszka.
- Tak, ale... - zawahał się szef policji. - To nie byłoby dobrze widziane. Policja prowadząca śledztwo. Nie... Nie takie... Nie bardzo...
Rodzie zaczęli krzyczeć i przepytywać swoje pociechy. Wszyscy zaczęli powtarzać wersję Grubego Maćka. Tę o Wielkiej Wiewiórce Z Kosmosu, która wleciała oknem.
- Bzdura! Bzdura! - krzyczeli rodzice.
- Udostępnimy zawartość czarnych skrzynek jak tylko skończymy dochodzenie - obiecał pan dyrektor.
Trwało to kilka dnia. Uczniowie nadal trzymali się swojej wersji, a rodzice wymyślali coraz to nowe kombinacje. Wreszcie szkoła udostępniła na film z zajścia wraz z informacją, że jest to jedyny zapis jaki udało się odzyskać.
- Odzyskać? - zmarszczył nos tata Łukaszka wkładając płytę do odtwarzacza. - Co to ma znaczyć? I dlaczego tan film ma tylko kilkanaście sekund?
Obraz strasznie śnieżył. Widać było klasę i uczniów w niej siedzących. Z głośników docierał jakiś potworny szum. Nagle w oknie pojawił się ogromny cień.
- Uuuuuu... Guuuu.... Buuuu..... - zaryczało coś w głośnikach i film się skończył.
Hiobowscy siedzieli porażeni.
- Mówiłem wam, że to była Wielka Wiewiórka Z Kosmosu - odparł ze spokojem Łukaszek. - A wy te wasze teorie spiskowe...
- Wszystko na to wskazuje, że była Wielka Wiewiórka Z Kosmosu - powiedział pobladły tata Łukaszka. - Dowody... Zeznania...
- Zobaczymy co powie "Wiodący Tytuł Prasowy" - zacięła usta mama.
- Znak od Boga - wyszeptał dziadek.
- Przypadkowy zbieg okoliczności - upierała się babcia.
- O, to film już się skończył? - zauważyła po jakiejś minucie siostra Łukaszka, która jadła budyń. - Fajny. Prawie jak horror. To była wasza klasa, nie? A czemu Grubego Maćka nie było w ławce? To on stał w tym oknie, nie?

Brak głosów