W rozciapanych czasach towarzysza Wiesława, naszego partyjnego intelektualisty, urlopy należały do nieprzyjemności zbiorowych i zorganizowanych tak sobie.
Wypoczynek, jak i pozostałe formy współistnienia, podporządkowany był kontrolom zbiurokratyzowanego państwa: zgodnie z hasłem pracujących mas, odstawiano szopkę ze stadnym wypoczynkiem w OŚRODKACH KOLEKTYWNEGO RELAKSU (tak zwanych FWP).
A jak wypoczywamy TERAZ?
Jakbyśmy nigdzie nie wyjeżdżali, jakby zaczopował nas weekendowy marazm, jakbyśmy nadal byli w mieście, z którego zwiewamy.
Jedziemy po słońce, po ozon i jod. Nareszcie mamy urlop, bo szef się rozchorował. Zanim wróci i połapie się, że nie ma kim pomiatać - "jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach"...
Przez pola i rzeki, przez morze i las, na oślep, po cichu i za ostatni grosz, jak u Tuwima, toczymy się w smrodliwą dal. Kto mieszka nad morzem, bierze kijki do nart i ocieplane stirngi, a wyekwipowany tak właśnie, kłusuje w stronę gór wysokich na metr.
Kto zaś mieszka w Zakopanem, wsiada do bylejakiego pociągu truchtającego na Hel i w miejscowości uchodzącej za uzdrowisko, wynajmuje sobie pokój z widokiem na szosę. Na szosę, na korek i spaliny, na dziką radość, że to nie my w nich stoimy, że to nie nam buksują wszystkie zmysły.
Tłoczymy się, kitwasimy się, jak w mrowisku, na kupie, czółko w czółko, patelnia w patelnię i przytulamy się do siebie kibel w kibel, namiot w namiot, kocyk w kocyk, a im więcej ludzi przypada na metr kwadratowy powierzchni odpoczynkowej, tym tubylcowi fajniej jest...
Jedno rozregulowane radio, czy jedna wrzaskliwa, stereofonicznie chrypiąca wieża przypadająca na trywialny kilometr obłożony plażowiczami, to istny miód lejący się po sercu statystycznego tubylca: tyle FORSY w jednym miejscu! (dla mocno niewtajemniczonych zapodaję, że TUBYLEC, TO TAKA FINANSOWA PIRANIA, KTÓRA BY ZEŻARŁA WŁASNY ODWŁOK, GDYBY DAŁO JEJ TO... PINIĄDZ)
Tubylec, osobnik, który teoretycznie powinien tarzać się z entuzjazmu, że turyści chcą u niego być, nie jest to jednak człowiek myślący po ludzku, czyli w sensie normalnym: jest to człowiek myślący w sensie konsumpcyjnym.
Tubylec, to specyficzny rodzaj człowieka. Najdotkliwiej występuje w sezonie letnim, zimowym i szpanerskim. Przy czym, zaznaczyć wypada, że o ile zimowy i letni trwają tylko i wyłącznie wtedy, to sezon SZPANERSKI trwa bez względu na porę roku.
Lecz szpanerzy, ludzie LUBIEJĄCY zadawać szyku, rozkoszujący się zwracaniem na siebie uwagi, są (w odróżnieniu od środowiska SNOBÓW) grupą społeczną - NIEZAMOŻNĄ.
Grupa ta chce tylko pozować na NADZIANYCH i ZORIENTOWANYCH, co gdzie w modzie piszczy, co się NOSI. Nie stać jej na markowe komforty, stać ją natomiast na podróby, na luksusy z przeceny. Więc sezon szpanerski jest dla tubylca - dochodowy ujemnie.
Snobi natomiast są dochodowi dodatnio. Przyjeżdżają samochodami formuły bajeranckiej. W krzycząco modnych makijażach, w szpilkach od Armaniego z Korei i w dresach od Diora z Chin...
Zatrzymują się w najdroższych hotelach, wędrują po najlepszych butikach i spelunach z igrzyskami na rurze. A przede wszystkim, co jest ich niezaprzeczalną zaletą - WYDAJĄ! Wydają całymi garściami, bez opamiętania, szemrania i zastanowienia, bowiem wśród nowobogackich przyjęło się, że w złym tonie jest krzywić się na wygórowane ceny, lub dyskutować z kelnerem o kosztach piwa z mikrofalówki... I jak efekciarze samodzielnie i dobrowolnie puszczają się w skarpetkach, tak miejscowi ochoczo korzystają z tej ich maniery; łupią ich bezlitośnie.
Szpaner zaś ciężko pracuje przez okrągły rok. Mało zarabia, nie dojada, zaciska pasa, bez przerwy marudzi na wredny los i podatkowe muldy, kutwi na wszystkim po to, by w czasie urlopu mieć gest i pokazać się na molo, np. w Juracie, i, gdy już odbębnił swoją zblazowaną rolę, wrócić z czapką pod kościół z frajerami, by znowu wrócić do pracy ponad siły i by znowu dać się tarmosić...
S e z o n , jest dla tubylca okresem polegającym na wzmożonej aktywności żerowniczej. Im krótszy sezon, tym ceny bubli oferowanych przez niego, są większe.
Ilustracja? Będąc niedaleko morza, zachciało mi się nabyć gacie nadające się do chodzenia na plażę i, jak to naiwniak, udałem się do namiotu z tekstylnym chłamem.
Uprzejmy sprzedawca wydobył się z zaplecza i z uśmiechem wliczonym w koszt zakupu wyszczebiotał, że ma dla mnie majtadasy za WSTRZĄCAJĄCO NISKĄ cenę 180 złotych. Po odzyskaniu przytomności powiedziałem mu, że dziękuję za takie reformy, bo za identyczną cenę, np. w Podorywkach Dolnych, kupiłbym owej tandety całą bagażówkę.
...a przecież chcieliśmy się schować przed codziennością, przed sparciałymi przyzwyczajeniami...Przecież chcieliśmy oderwać się od stada, spojrzeć na bezludne morze, góry i las, zanurzyć wzrok w zachwycie, by starczyło go do następnego urlopu, by coś zobaczyć, poznać, zrozumieć z tego świata więcej, niż historię swojego pępka; pragnęliśmy wyostrzyć kontemplację, zrezygnować z kieratu, tymczasem jesteśmy w turystycznej trąbie powietrznej i robimy za drugą.
Komentarze
co z tym formatem? że spytam
27 Sierpnia, 2008 - 19:31
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Optymizm jest tchórzostwem. (Oswald Spengler)
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
triarius
28 Sierpnia, 2008 - 00:14
mam wpływ tylko na format w SALOONIE. Na dziwne PRZEDRUKI już nie.
pozdawiam
"Im bardziej chore państwo, tym więcej w nim praw."
Tacyt
nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.
@Marka
28 Sierpnia, 2008 - 00:22
Czy wklejasz swojego bloga tutaj na niepoprawnych?
Pozdr.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Poprawiłem ręcznie..
28 Sierpnia, 2008 - 00:25
Z salonu notki musimy przerzucać ręcznie - coś najwidoczniej nie poszło przy przepisywaniu - już poprawiłem. Przepraszamy.
pozdrawiam
Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.