INWAZJA PRZECIĘTNIAKÓW

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Blog

Wbrew pozorom, nie każda mózgownica służy do wbijania gwoździ; w obecnych latach, gdy byle głupek może za odpowiednią cenę nabyć tytuł dr Eksperta, mgr Fachowca, prof. Rehabilitowanego czy Partyjnego Pantoflarza, wyroiły się chmary ludzi posiadających otwartą głowę tylko podczas trepanacji czaszki.

Do nich zaliczyłbym dzisiejszych kombinatorów i manipulatorów pedagogicznych. Obecni koneserzy literackich prądów, osobnicy poinformowani o tym, co autor napisał i co chciał w swoim utworze powiedzieć, są żarłocznie chętni do wystawiania filologicznych cenzurek; przepadają za porządkowaniem literackich szuflad i układaniem lekturowych list książek. Wedle klucza: to nam się widzi, a z tamtym wynocha.

Wychowani w radosnych czasach naskórkowej wiedzy, umysłowej konkurencji i rywalizacji w kulturze, preferujący kult niewidocznej pracy dla widocznych kołaczy, szerzący -z prędkością zgaszonego światła - zgrubne poglądy, szybkie plany i jeszcze szybsze ich poniechania, przebojem, z tupetem i na chama wdzierają się na stworzone przez siebie salony. Salony zmodyfikowane, gdyż ekskluzywne po nowamu, gdyż obficie inkrustowane słomą; pełne pomrocznych idei i koślawych priorytetów.

Ale co tu gadać! Cmentarny duch obstrukcyjnych czasów znany był dużo wcześniej, gdyż o podobnej inwazji przeciętniaków pisał już Marcel Proust: rozkręcone albo połamane sprężyny mechanizmu odpychającego przestały funkcjonować, przedostawały się tu tysiące ciał obcych, odbierając temu środowisku wszelką homogeniczność, charakter, barwę. Faubourg Saint - Germain, niby stara zramolała matrona, odpowiadało już tylko lękliwymi uśmiechami bezczelnym lokajom, którzy pchali się na salony, pili oranżadę i przedstawiali swoje metresy (Czas Odnaleziony PIW 1979 str.).

Życiorys oświatowego wstecznika

Wierzył w bociany, kapustę i Królestwo Boże. Był religijny, żarliwy, praktykujący,  a mimo to mówiono do niego „ślepiec”. Czasami  „fanatyk”. Niekiedy „głuszec”, bo bez ustanku tokował, non stop nadawał różne takie duperele owinięte w celofan

*****************************************************************************************

Niefart: został nauczycielem, a pragnął zrobić karierę w medycynie. Nic z tego nie wyszło: lepsi od niego zaczęli wypływać na powierzchnię, błyszczeć i udzielać się w pracach dyplomowych, pisanych na spółę z rektorem.

W poprzednim  okresie istnienia nie rozumiał, kim jest i jakie cechy w nim przeważają: dobre, czy złe. Lecz razem z nadejściem zwycięstwa PiS-u od razu pojął, w czym rzecz. Skapował, że nie chodzi o nauczenie gówniarzy posługiwania się własną mózgoczaszką i samodzielnego główkowania, tylko o pokazanie im, jak dojść do plebanii.  I którędy należy zasuwać na manowce.

Dotarło do niego, że choć nadal jest zakutym łbem, to teraz nie jest sam. Że w ogólnym rozrachunku liczy się towarzystwo, zwarta masa, tłum: zbiorowisko jednakich kołków, które poprzez ilość robią wrażenie monolitu. I z tego powodu odczuwał niebywałą dumę. Pychę sankcjonującą bezprawie. Pogardę umożliwiającą anarchię; od tej pory opowiadał się za produkcją obywateli złożonych z wyborczych besserwisserów.

Kiedy się zorientował i poznał na własnej skórze, co to frustracja, kiedy w domu, początkowo po cichu, a później pełnym głosem, mówiono mu, że ani chybi skończy na zasiłku i powinien poszukać jakiegoś giga płatnego zajęcia, począł rozglądać się za pracą, Po wielu poszukiwaniach napatoczyła mu się fucha w szkolnictwie. Robota polegała na uczeniu najmłodszych roczników. Dzieci w wieku zbliżonym do przedszkola.

Na wstępie powiedziano mu, że nie może pozwolić na skandaliczne szerzenie nadmiernej wiedzy. Na to szkodliwe doprowadzanie do otwierania mózgów młodzieży. Na pobudzenie jej samodzielnej ciekawości. Chęci poznania wielobarwnych odmian świata. Świata  bez strachu i przesądów.

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.4 (3 głosy)