HISTORIA TEORETYCZNIE MOŻEBNA
Stara to prawda, że wszędzie dobrze jest, gdzie nas nie ma. A kiedy do prawdy tej dodamy powiedzenie, że na układy nie ma rady i lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu, będziemy mieli do czynienia z jegomościem nasiąkniętym zgorzkniałą substancją.
Załóżmy, że jestem tego rodzaju osobnikiem i mam usposobienie strapionej mendy; kiedy otwieram oczy, nie patrzę na wyraźne i piękne kolory świata, nie czuję żadnego zapachu słodyczy, ale mam upojne drgawki z obrzydzenia; jest mi błogo, gdyż mam dreszcze z rozkoszy, że oto za chwilę komuś dam kopa.
Ale to tylko ja, pojedynczy frustrat. Dlaczego FRUSTRAT? Chętnie powiem Wam, dlaczego: bo TU żyłem. Bo przez 40 lat uczyłem się, miałem przyjaciół, tu chodziłem za potrzebą i za dziewczyną, i tu, każąc mi cieszyć się odzyskaną niepodległością, sprawiają, że boję się, np, wyjść na ulicę.
Uogólnijmy: sprawy MALKONTENCTWA, SCEPTYCYZMU i naszych innych narodowych cech - NIE MA. Wyobraźmy sobie, że nasz kraj przeniesiono w rejon geograficznie odległy od obecnego. W rejon mentalnościowo zbliżony do Szwajcarii. Żyjemy więc w idealnej nieświadomości tego, co było. Tego, co straciliśmy. Nie było zaborów, żadnej okupacji, komuszych sporów o wolną Polskę.
A skoro nie pamiętamy tego, co było, skoro nie tęsknimy za swoją przeszłością, łatwiej nam zaakceptować to, co jest. I łatwiej zrobić tak, by było jeszcze lepiej.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 363 odsłony