Początki radiowywiadu
Jak porozmawiać na odległość? Jak porozmawiać na odległość tak, aby inni nie słyszeli? Jak podsłuchać tych co rozmawiają . Pytania te nurtowały ludzi od niepamiętnych czasów. Sposoby szybkiego i bezpiecznego przekazywanie informacji na duże odległości spędzały sen z powiek władcom, wodzom, kupcom i spiskowcom. Przechwytywanie i odczytywanie tych informacji nurtowało strażników pieczęci, dyplomatów i mędrców.
Zanim w 1876 roku Graham Bell nie wynalazł telefonu rozmawianie na odległość z innym człowiekiem w czasie realnym ograniczone było zasięgiem głosu rozmówców. Był przy tym problem. Głośną rozmowę, nie mówiąc już o pokrzykiwaniu, łatwiej było podsłuchać. Poza tym zasięg był stosunkowo niewielki. Na większe odległości trzeba było albo samemu udać się w podróż, albo informację powierzyć stronie trzeciej. Zaufanemu gońcowi, który zapamiętał i powtórzył adresatowi powierzoną wiadomość.
Alternatywnie można było korzystać komunikatów zdehumanizowanych. Sygnały alarmowe dymne, ogniowe, świetlne stosowano znacznie wcześniej niż wymyślono graficzny zapis dźwięków, czyli alfabet i zaczęto zapisywać wiadomości i powierzać je posłańcom własnym lub kurierom poczty organizowanej przez władców. Poźniej jedni szyfrowali pisane wiadomości, inni zajmowali się dekryptażem i gra jak sekretnie przekazać informację, a jak tajemnicę jej przeniknąć toczyła się nadal.
Za początek przekazywania informacji przy pomocy pola elektromagnetycznego można przyjąć rok 1753 kiedy to w lutowym numerze wydawanej w Edynburgu gazety Scot’s Magazine ukazał się podpisany inicjałami C.M.list do redakcji proponujący „prowadzenie rozmowy z odległym przyjacielem przy pomocy elektryczności”. Pomysł polegał na połączeniu dwóch miejsc 26 przewodami, każdy dla jednej litery. Nadawca miał elektryzować swój koniec drucika, a odbiorca sprawdzać, który drucik zakończony naelektryzowaną kuleczką przyciąga pasek papieru z wypisaną literą.[1] Nie ma pewności, kto krył się pod inicjałami C.M. Najprawdopodobniej autorem pomysłu był szkocki lekarz Charles Morrison znany ze swoich eksperymentów fizycznych[2] i na pomyśle „elektrostatycznego telegrafu” się skończyło. Komunikacyjny „rynek” przejęły telegrafy mechaniczne lub jak kto woli wizualne, przy czym najbardziej znany jest semafor, konstrukcji francuskiego wynalazcy Claude’a Chappe, który na początku lat 1790-tych pasjonował się sposobami usprawnienia łączności wojskowej. On również eksperymentował z elektrycznością, ale miał kłopoty z poprawną izolacją i skoncentrował się na telegrafie mechanicznym. Wykorzystał w nim osadzone na słupie ramiona na osiach tworzące coś w rodzaju litery H. Słup umieszczano na specjalnie budowanych wieżach, podobnych nieco do latarni morskich. Każde ramię H mogło zająć 7 pozycji, a pozioma konstrukcja pozwalała na 4 układy, co w sumie dawało 196 kombinacji. Ruchome elementy semafora przypominały drabinki, co zmniejszało ich wagę i zwiększało odporność na wiatr. Telegrafista, a w zasadzie semaforzysta, sterował dobrze wyważonymi ramionami na słupie przy pomocy systemu dźwigni z pomieszczenia na szczycie wieży, gdzie stał teleskop do obserwowania ustawień ramion semafora na sąsiedniej wieży. Zadaniem operatora było dokładne powtórzenie tych ustawień, przy czym nie znał tekstu przekazywanej wiadomości. Czarne ramiona telegrafu były dobrze widoczne na 15 do 25 kilometrów. Spośród 196 możliwych kombinacji ustawień semafora 96 najłatwiejszych do odróżnienia wykorzystywano do przekazywania liter, cyfr i znaków przestankowych natomiast pozostałe 96 służyło informacjom technicznym i utajnionym wedle 92 stronnicowej książki kodów opracowanej przez Claude’a Chappe’a. .
Czasy były burzliwe, Francja prowadziła wojnę z koalicją Wielkiej Brytanii, Austrii, Prus, Holandii i Hiszpanii zorganizowanej po zgilotynowaniu Ludwika XVI, brat Claude Chappe, Ignace, był deputowanym do rewolucyjnego parlamentu, Paryż potrzebował wiadomości z pola walk i w 1793 roku rząd zamówił 15 stacji semaforowych na około 200 kilometrowej trasie Paryż – Lille. Pilna inwestycja była gotowa w lipcu 1794 roku i jedną z pierwszych depesz przekazanych rządowi w Paryżu była wiadomość o zwycięstwie wojsk francuskich i odbiciu miasteczka Quesnoy na pograniczu z Belgią. Sukces telegrafu był zapewniony. Claude Chappe otrzymał tytuł Dyrektora Telegraficznego oraz zamówienie na budowę kolejnych łańcuchów stacji semaforowych. Wraz z braćmi połączył wkrótce 50 stacjami Paryż ze Sztrasburgiem , a potem Paryż z Brestem i Lille. Ten ostatni łańcuch przedłużono w 1810 roku aż do Amsterdamu. System rozrastał się i kiedy w 1852 roku zestarzał się techologicznie i postanowiono go zamknąć, liczył 556 stacji semaforowych i ponad 4000 kilometrów.[3] System był jak na owe czasy szybki. W sierpniu 1838 roku depeszę o narodzinach księcia Orleanu przekazano z Paryża do Tuluzy w 2,5 godziny.
O zaletach telegrafu Chappe w innych krajach dowiedziano się krótko po uruchomieniu pierwszego łańcucha stacji z Paryża do Lille. W Wielkiej Brytanii już jesienią 1794 roku Admiralicja zaczęła myśleć o podobnym systemie, ale oczywiście miał to być odrębny system angielski, a nie kopia francuskiego. W 1796 roku rząd nabył od lorda George’a Murraya prawo użytkowania telegrafu żaluzjowego jego pomysłu. Urządzenie działało na podobnej zasadzie obserwacji i repetowania ustawienia, tyle że nie ramion, ale 6 ośmiokątnych tablic ustawionych w dwóch pionowych rzędach, co dawało 64 kombinacje ustawień.[4] Dwa lata później, wybudowano kosztem 3750 funtów szterlingów, łańcuch 15 stacji, który połączył Londyn z portem w Dover. Zaraz potem uruchomiono stacje łączące Admiralicję w Londynie z portem w Portsmouth, a ponieważ na kontynencie toczyły się wojny napoleńskie, to niebawem, zbudowano połączenia Londynu z portami w Plymouth i Yarmouth. Telegraf żaluzjowy używany był jednak dość krótko, bowiem począwszy od 1811 roku bez rozgłosu zaczęto wymieniać stacje lorda Murraya na stacje Claude Chappe’a gdyż francuski telegraf okazał się szybszy niż angielski.[5]
Po bitwie pod Waterloo i zażegnaniu napoleońskiego niebezpieczeństwa dominacji Francji nad Europą, rządowy Londyn stracił zapał do telegrafii. Kiedy w 1816 roku sir Francis Ronalds zaproponował odkrywczy, elektrostatyczny telegraf drutowy, kładziony w ziemi w rurkach szklanych dla izolacji, Admiralicja zapytała przede wszystkim, co zrobić jeśli sabotażyści uszkodzą przewód? Odpowiedź wynalazcy była dobitna: „powiesić, jeśli się złapie, potępić jeśli się nie złapie, w obu przypadkach natychmiast naprawić przewód.” Admiralicja nie była przekonana i w oficjalnymu uzasadnienie odmowy wykorzystania wynalazku zapisano: ”wszelkie nowe telegrafy są zupełnie niepotrzebne i nie będzie się ich wprowadzać w miejsce obecnie stosowanych”.[6]
Jednak nawet przeciwna wszelkim nowinkom konserwatywna Admiralicja brytyjska musiała w połowie XIX wieku zrezygnować z telegrafów semaforowych i wymienić je na znacznie szybsze telegrafy elektryczne, nad którymi intensywnie pracowano w niemal wszystkich krajach kontynentalnej Europy. W Bawarii Sörrimerring zaprezentował w Monachium elektrochemiczny telegraf zasilany przez galwaniczne ogniwo, które wynalazł niedawno włoski fizyk Alessandro Volta. Baron Schilling z rosyjskiej ambasady przy bawarskim dworze usiłował zainteresować swój rząd eksperymentami Johanna Schweiggera, który wynalazł galwanometr i pracował nad telegrafem. Wyniki jego prób były na tyle zachęcające, a może wpływy barona Schillinga sięgały tak wysoko, że w 1837 roku Schweigger otrzymał zamówienie na zbudowanie linii łączącej Sankt Petersburg z Kronsztadem. Niestety Schilling zmarł i projekt upadł.
Na uniwersytecie w Getyndze tandem fizyków Carl Gauss i Wilhelm Weber przeprowadził szereg interesujących eksperymentów i przez ich telegraf, w którym strzałka galwanometru wychylała się w prawo albo w lewo, można było transmitować nawet do 7 liter na minutę. Wyniki ich eksperymentów zainteresowały dyrektorów kolei Drezno-Lipsk, którzy jako jedni z pierwszych w Europie zaczęli myśleć o sposobach szybkiego zawiadamiania stacji docelowej, że pociąg właśnie odjechał.Teoretyk Gauss zaprosił do współpracy zdolnego konstruktora Carla von Steinheila, tak jak on członka Monachijskiej Akademii Nauk. Steinheil wprowadził wiele praktycznych rozwiązań i 1838 roku zainstalowano ich telegraf do obsługi liczącej niespełna 10 kilometrów linii kolejowej Norymberga – Fürth.
W Wielkiej Brytanii rozwój łączności był w tym czasie dziełem pary wynalazców Williama Cooke i Charlesa Wheatstone’a. Założyli oni formalną spółkę dla eksploatacji swoich telegraficznych pomysłów, które zaoferowali dyrektorom licznie powstających spółek kolejowych. Pierwszy zainteresował się nowinką zarząd słynnej linii Great Western i w lipcu 1839 roku telegraf systemu Cooke-Wheatstone połączył londyński dworzec Paddington ze stacją West Drayton. Cztery lata później linię przedłużono do miasta Slough. Cooke i Wheatston łączyli kolejne miasta i o telegrafie oraz korzyściach z niego płynących było coraz głośniej. Zwłaszcza, że zaczynała korzystać niego policja, o czym donosili skwapliwie reporterzy kryminalni popularnych gazet. W 1845 roku cała prasa szeroko relacjonowała proces Johna Tawella oskarżonego o zabójstwie mieszkanki Slough Sarah Hart. Podejrzanego zauważono jak wsiadał do jadącego do Londynu pociągu linii Great Western. Lokalny konstabl skorzystał z kolejowego telegrafu, przesłał na dworzec Paddington wiadomość i rysopis domniemanego zabójcy. Aresztowano go jak wysiadł na londyńskim dworcu. Tawell został skazany na karę śmierci i powieszony. Brukowa prasa skwitowała wyrok: „powieszony na drutach elektrycznego telegrafu”. Ukoronowaniem zastosowań systemu Cooke-Wheatstone było zainstalowanie, w 1846 roku, stacji telegrafu w budynku Parlamentu, gdzie służył wymianie pilnych depesz Izby Gmin.
Prawdziwa rewolucja telegraficzna rozpoczęła się wraz z kodowaniem liter „alfabetem Morse’a”, czyli kombinacją krótkich i dłuższych sygnałów zwanych popularnie kropkami i kreskami. Malarz i artysta, Samuel Morse oglądał różne modele telegrafów podczas podróży po Europie w 1832 roku. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych próbował skonstruować własny telegraf, ale rezultaty były mizerne, aż w 1837 roku zaprosił do współpracy młodego konstruktora i świetnego mechanika Alfreda Vaila. Morse miał dobre pomysły, ale wychodziły mu jakieś zygzaki, Vail gruntownie przebudował stację odbiorczą i po roku, 5 kilometrów od nadajnika, zaczęły pojawiać się kropki i kreski. Potem poszedł do drukarni, gdzie od zecera dowiedział się jakie litery są najpopularniejsze w języku angielskim i obdzielił je najkrótszymi symbolami. Litera „E” dostała kropkę, a litera „T” – kreskę. Reszta liter otrzymała od Vaila kombinacje w zależności od częstotliwości pojawiania się ich w anglojęzycznych tekstach.[7] Tytuł Alfreda Morse’a do alfabetu kropek i kresek jest więc dość wątpliwy i powinno się raczej mówić „alfabet Vaila”, ale Morse miał koneksje oraz kontakty, dzięki którym promował w waszyngtońskich wyższych sferach „swój” telegraf i kod kropek i kresek. I tak już zostało.[8]
Uporczywe dreptanie Samuela Morse’a po waszyngtońskich korytarzach władzy, gdzie uważano go za plecami za nieszkodliwego maniaka, dało wreszcie wyniki. W marcu 1843 roku Kongres wyłożył olbrzymią sumę 30 tysięcy dolarów na budowę linii telegraficznej z Waszyngtonu do Baltimore. Pierwszą depeszę przesłano 24 maja 1844 roku z oszałamiającą szybkość transmisji sześciu słów na minutę.[9] Sukces kropek i kresek był druzgocący.
Od samego początku telegraficznej rewolucji nikt się nie łudził, że zabraknie chętnych do przechwytywania przekazywanych wiadomości. Kiedy w trakcie Wojny Krymskiej w Londynie zapadła decyzja zbudowania, wspólnie z Francją linii telegraficznej rozpiętej na słupach i prowadzonej podmorskimi kablami przez Bałkany w rejon Dardaneli, w Admiralicji powiało grozą. Francja była wprawdzie w tej wojnie sojusznikiem, ale była też jedynym krajem europejskim posiadającym flotę, która mogła zagrozić panowaniu Royal Navy nad falami i szlakami żeglugowymi do posiadłości kolonialnych Imperium Brytyjskiego. Nikt na Whitehall nie miał złudzeń, że Francuzi nie założą podsłuchu, a tymczasem nie było szyfru uważanego za absolutnie bezpieczny. Przecież właśnie złamany został niezrównany ponoć szyfr, sprzed 250 lat, który opracował francuski dyplomata i alchemik Blaise de Vigenère. Dokonał tego angielski matematyk Charles Babbage, który założył się, że odczyta szyfr Francuza i zakład wygrał, co władze wojskowe natychmiast utajniły.[10]
Trudności z podsłuchem linii telegraficznych ujawnił przebieg Wojny Secesyjnej w Stanach Zjednoczonych. Była to wojna manewrowa, w której logistyka koncentrowała się wzdłuż linii kolejowych i rzek. Zdobycie wiarygodnych wiadomości było w niej niezwykle ważne, ale chociaż rozkazy przekazywano głównie drogą telegraficzną, to ich przejęcie nie było wcale łatwe. Wymagało bowiem wspięcia się na słup telegraficzny linii biegnącej zazwyczaj wzdłuż często patrolowanych torów kolejowych. Trzeba było wiedzieć kiedy wiadomości są przekazywane. Podsłuchujący musiał mieć odpowiednie urządzenie i być wcale sprawnym telegrafistą, żeby siedząc na słupie poprawnie zanotować nadawane kropki i kreski. Potem trzeba było zarejestrowaną korespondencję przekazać do sztabu i jeśli udało się odszyfrować depeszę, to dopiero wówczas uzyskane informacje mogły być wykorzystane we własnych planach i rozkazach. Element czasu był decydujący. Wojna Secesyjna nauczyła również dwóch praw obowiązujących do dzisiaj: w każdym konflikcie potrzebny jest zespół wprawnych kryptoanalityków, aby sprawnie prowadzić dekryptaż korespondencji przeciwnika oraz przed ważną operacją dobrze jest utrzymać ruch łącznościowy na zwykłym poziomie albo zarządzić ciszę.
O tym, że podsłuch linii telegraficznych nie jest łatwy przekonali się Prusacy w czasie oblężenia Paryża w 1871 roku. Po kapitulacji armii francuskiej pod Sedanem, gdzie butni Prusacy dla poniżenia cesarza Francji Napoleona III odmówili mu prawa do pomaszerowania do niewoli ze szpadą u boku, droga do Paryża stanęła otworem dla maszerujących szparko 3 armii pruskiej i 4 armii saksońskiej. Tymczasem w stolicy władze świeżo ogłoszonej Republiki zaczęły szykować się do oblężenia miasta. W Wielkiej Brytanii zakupiono potajemnie wodoodporny kabel telegraficzny, który ułożono na dnie Sekwany. Prowadził on ze stolicy do Traye niedaleko Rouen, gdzie łączył się z linią telegraficzną do Le Havre. Istnienie kabla otoczone było tajemnicą a cała korespondencja nim przekazywana była szyfrowana. Połączenie uruchomiono 15 września 1870 roku. Cztery dni później Paryż został otoczony. Łączność telegraficzna między władzami miasta a delegatami rządu republikańskiego w Tours, na zewnątrz pruskiego pierścienia, działała jednak bez zarzutu aż do dnia kiedy dwóch wieśniaków mieszkających nad Sekwaną nie zdradziło, że na dnie rzeki leży kabel. Prusacy storturowali operatora śluzy w Boguival, ale nie wydał tajemnicy. Przedragowali więc rzekę i znaleźli kabel. Wyciągnęli go na brzeg i usiłowali założyć podsłuch, ale bez rezultatu, a więc 27 września przecięli kabel i wyrzucili do Sekwany.[11] Do komunikacji ze światem zewnętrznym Paryżanom zostały balony i gołębie pocztowe jako kanał informacji zwrotnej.
W drugiej połowie XIX wieku elektryczny telegraf jawił się szczytem techniki. W 1861 roku Western Union Telegraph Company uruchomiła liczącą ponad 3000 kilometrów linię z St. Joseph w stanie Missouri do Sacramento w Kalifornii. W 1866 roku podmorski kabel połączył Amerykę z Europą. Nawet taki futurolog jak Jules Verne pisząc w 1863 roku powieść „Paryż w XX wieku” (odrzuconą przez wydawców jako totalnie nierealną) rysując obraz francuskiej stolicy, sto lat później, czyli w 1963 roku, w sferze łączności nie wyszedł poza wizję globalnej sieci elektrycznego telegrafu, ale miał to być telegraf absolutnie bezpieczny.[12]
Tymczasem nadciągała kolejna rewolucja. Mimo wszelkich zalet, telegraf miał też istotną wadę. Nadawcę i odbiorcę musiał łączyć przewód. Owszem nie było go łatwo skutecznie podsłuchać, ale było łatwo przeciąć i trwale przerwać łączność, nawet jeśli przewód został zamaskowany, zakopany lub położony na dnie rzeki lub morza. Ponadto telegrafem nie można się było porozumieć z okrętem przebywającym w morzu. Nie dziwi więc, że pionierskie eksperymenty z telegrafem bez drutu prowadził oficer Royal Navy komandor Henry Jackson, któremu w 1896 roku udało się wykorzystując detektor fal elektromagnetycznych zwany kohererem uruchomić z rufy swego okrętu HMS Defiance dzwon umieszczony na dziobie. Kilka dni później Jackson powtórzył eksperyment i uruchomił dzwon na pokładzie odległego o 3 mile morskie HMS Source. Można było przesyłać sygnał bez drutu!
Kilka miesięcy później Jackson spotkał się na konferencji zwołanej przez Ministerstwo Wojny z włoskim wynalazcą Gugliemo Marconim, który promował swoje pomysły bezdrutowej łączności na lądzie i morzu. Jackson i Marconi połączyli wysiłki. Począwszy od 1899 roku przeprowadzili, wspólnie z podobnymi im entuzjastami z wojsk lądowych i poczty, serię eksperymentów na poligonach Równiny Salisbury, na Wyspie Wight oraz na holowniku przebywającym w morzu. Wyniki były zachęcające a dystans dzielący nadajnik od odbiornika był coraz większy, az dwa lata później, w 1901 roku nawiązano łączność przez Atlantyk. Ten epokowy eksperyment nie tylko zagwarantował przyszłość łączności radiowej, ale również doświadczalnie udowodnił, że fale radiowe nie rozchodzą się po linii prostej ale sięgają poza horyzont , chociaż wówczas nikt jeszcze nie wiedział dlaczego.[13]
Transatlantyckie eksperymenty na wybrzeżu Kornwalii, w miejscu zwanym do dzisiaj Wireless Point, obserwowali i podsłuchiwali bacznie agenci brytyjskiej Eastern Telegraph Company widząc w Gugliemo Marconim bardzo niebezpiecznego konkurenta do kontraktów rządowych. Wiedzieli gdzie zaatakować. Urządzenia kablowe łączyły tylko nadawcę i odbiorcę. Urządzenia radiowe nadawały w eter i sygnał mógł odebrać, kto chciał, byle tylko miał odbiornik. O zachowaniu tajemnicy łączności radiowej nie mogło być mowy.
Marconi postanowił udowodnić, że nadawanie na precyzyjnie dobranej częstotliwości uniemożliwia podsłuch. Zapowiedział, że podczas eksperymentu w czerwcu 1903 roku w prestiżowym stowarzyszeniu naukowym Royal Institution jego technicy odbiorą „bezpieczną” transmisję z Wireless Point. Tymczasem zebrani tłumnie na sali usłyszeli serię sygnałów alfabetu Morse’a ułożonych w limeryk o młodym człowieku z Włoch, który potrafi sprytnie oszukiwac publiczność. Agenci Eastern Telegraph Company mogli sobie pogratulować włamania się do radiowego sygnału konkurencji.[14]
Zgrabna dywersja odsłoniła całość problemów łączności radiowej na polu bitwy. Telegraf był szybszy i skuteczniejszy w dowodzeniu od gońca, ale zwiększał możliwość przechwycenia korespondencji, chociaż z kłopotami i nieregularnie, a po zaszyfrowaniu z dużymi trudnościami. Łączność radiowa umożliwiała dowodzenie jednostkami w czasie realnym bez ograniczeń w postaci odległości, ukształtowania terenu, konieczności położenia kilometrów kabla, oczekiwaniu na nadanie i odbiór wiadomości przez telegrafistów, itp. Była szybsza niż telegraf i zwiększała mobilność wojsk, ale była zarazem łatwa do podsłuchu i należało zakładać, że przeciwnik otrzymuje rozkaz w tym samym czasie, co podkomendny.
Era telegrafu była więc czasem utajniania korespondencji, erą kryptologów. Era łączności bezdrutowej okresem łamania szyfrowanej korespondencji, erą kryptoanalityków i dekryptażu.
O 1.52 w dniu 5 sierpnia 1914 roku, zanim jeszcze rozpoczęły się zmagania, które przeszły do historii jako I Wojna Światowa, z portu Dover wyszedł Alert, szary niepozorny statek i podpłynął do wybrzeża Morza Północnego nieopodal Emden, gdzie stykały się terytoria Holandii i cesarskich Niemiec. Cicho obrócił się wysięgnik dźwigu i dziwnego kształtu chwytak pogrążył się w wodzie. Po kilkunastu minutach z morza wynurzył się gruby przewód pokryty mułem i obrośnięty wodorostami. Na pokładzie brytyjskiego kablowca zapanowała radość. Kilka uderzeń siekierami i gruby kabel transatlantycki łączący Niemcy z resztą świata, został przecięty. Do 6.00 rano przecięto jeszcze cztery podobne kable i od tej chwili cesarskie Niemcy mogły komunikować się ze światem zewnętrznym, a przede wszystkim ze swymi ambasadami i terytoriami zamorskimi, tylko drogą radiową lub za pośrednictwem kabli telekomunikacyjnych znajdujących się pod bardziej lub mniej jawną kontrolą państw Ententy.
Alert jeszcze nie powrócił do Dover, kiedy szef wywiadu morskiego Admiralicji, admirał Henry Oliver, umówił się na roboczy lunch z szefem szkolnictwa morskiego sir Alfredem Ewingiem, jedynym człowiekiem w Admiralicji, który miał jakie takie pojęcie o kryptologii. W rezultacie tego spotkania powstał nieformalny klub oficerów Royal Navy, kryptologów-amatorów, który w ciągu kilku tygodni przekształcił się w kryptologiczną 25 sekcję Wydziału Wywiadowczego Admiralicji. Za plecami mówiono o nich „najbardziej rozpijaczona banda facetów jaką można zobaczyć”.[15] Nie każdy początkowo wiedział, że ich błędny wzrok to skutek koncentracji i zmęczenia. Dopiero później, gdy otrzymali lokal nr 40 w Starym Budynku Admiralicji i rozeszły się pogłoski o ich dokonaniach zyskali sławę "Pokoju nr 40" – genialnego zespołu kryptoanalityków, który swą inteligencją i pracowitością zmienił bieg I Wojny Światowej.
Premiera: "Kurier Wnet"
[1] Nahin, Paul, The Science of Radio, wyd. 2, Nowy Jork, Springer-Verlag, 2001, str. 4
[2] Towers, Walter, Masters of Space, Nowy Jork, Harper & Brothers, 1917, str. 41
[3] Garratt, G.R.M., The early history of telegraphy, Phillips Technical Review, t. 26, 1965, str. 269-271
[4] Nahin, Paul, The Science of Radio, wyd. 2, Nowy Jork, Springer-Verlag, 2001, str. 4
[5] Garratt, G.R.M., The early history of telegraphy, Phillips Technical Review, t. 26, 1965, str. 270
[6] Cyt. za: Garratt, G.R.M., The early history of telegraphy, Phillips Technical Review, t. 26, 1965, str. 272
[7] Garratt, G.R.M., The early history of telegraphy, Phillips Technical Review, t. 26, 1965, str. 281
[8] Nahin, Paul, The Science of Radio, wyd. 2, Nowy Jork, Springer-Verlag, 2001, str. 5
[9] Garratt, G.R.M., The early history of telegraphy, Phillips Technical Review, t. 26, 1965, str. 282
[10] Macksey, Kenneth, The Searchers: Radio Intercept in Two World Wars, Londyn, Cassell, 2004, str. 11
[11] Fisher, John, Airlift 1870, Londyn, Max Parrish, 1965, str. 22
[12] Nahin, Paul, The Science of Radio, wyd. 2, Nowy Jork, Springer-Verlag, 2001, str. 5
[13] Macksey, Kenneth, The Searchers: Radio Intercept in Two World Wars, Londyn, Cassell, 2004, str. 23
[14] Corera, Gordon, Intercept: The Secret History of Computers and Spies, Londyn, Weidenfend & Nicolson, 2016, str. 5
[15] Cyt. za: Corera, Gordon, Intercept: The Secret History of Computers and Spies, Londyn, Weidenfend & Nicolson, 2016, str. 4
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1660 odsłon
Komentarze
potrzeba matką wynalazców.
28 Maja, 2018 - 06:51
potrzeba matką wynalazców.
były tez heliografy i lampy Aldisa
„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin