NIE dla parytetów
Przyznanie jakiegokolwiek parytetu jest otwarciem puszki Pandory, szczególnie w realiach polskich . Przecież oprócz Sejmu i Senatu są jeszcze nie tylko lokalne samorządy ale też zarządy spółek ,armia, policja , urzędy centralne.
Znając niepraktyczność rodaków jestem przekonany że przyjęta zostanie zasada idealnego parytetu wszędzie gdzie to tylko można sobie wyobrazić.. Czyli jeśli minister mężczyzna to wice kobieta a w kolejnym urzędzie centralnym odwrotnie. W Wyższej Szkole Policji połowa miejsc będzie dla kobiet a Szefem Sztabu Generalnego zostanie kobieta bo szefem MON mężczyzna itd.
I to nie koniec - skoro konstytucja gwarantuje brak dyskryminacji ze względu na płeć, orientację seksualną czy wyznanie religijne to zaraz po uchwaleniu parytetów dla kobiet Trybunał Konstytucyjny zostanie zalany pozwami innych grup , które takich parytetów nie mają. Bowiem gwarantując jednej grupie reprezentację proporcjonalną do statycznej w populacji dyskryminuje się pozostałe, które takich gwarancji nie mają.
Mogłoby to być nawet zabawne-pełzająca rewolucja parytetowa. Chciałbym zobaczyć miny posłów socjaldemoliberolewicy gdy się okaże, że 85% posłów to muszą być katolicy a 10% geje. Zapewne trzeba by się nieźle natrudzić nad granicami obwodów wyborczych (alternatywą byłoby losowanie kombinacji parytetów - w jednym JOW mieszkańcy mogliby wybrać hetero mężczyznę katolika w drugim sąsiednim ich reprezentantem musiałaby być tęczowa kobieta wyznania mojżeszowego) i znacznie powiększyć liczbę posłów aby każda mniejszość miała swój parytet.
A co do kandydata na urząd prezydenta... przychodzi mi do głowy pewien dowcip .. no tak w Ameryce swego czasu był wystarczająco parytetowy kandydat.
A teraz poważniej:
Istotną cechą demokratycznej władzy jest reprezentatywność. Ale reprezentant nie musi posiadać żadnych widocznych cech fizycznych czy społecznych grupy którą reprezentuje. Jeśli ktoś jest łysy to przecież nie znaczy że przez to łączy go jakaś mityczna wieź z innym łysym i jego interesami. Przynależność do grupy interesów nie jest z reguły możliwa do zidentyfikowania w oparciu o tak proste kryteria . (choć są wyjątki - gdybym zamiast łysy napisał obrzezany..)
Wyobraźcie sobie że w sądzie sugerują wam aby waszym adwokatem był ktokolwiek w podobnym wieku , podobnej postury, płci .Kto by się zgodził? A jak trzeba podpisać petycję w sprawie parytetów to ludzie podpisują. Dziwne .
Paradoksem jest,że osoby podnoszące tzw kwestię kobiecą - inicjatorzy akcji parytetowej są elementem mechanizmu , który odsuwa od innych uniwersalnie ludzkich problemów (często indywidualnie ważniejszych) . Współczesny ruch feministyczny często bowiem dąży nie do wyzwolenia kobiet ( bo niby z czego?) ale do zamknięcia w sekcie tegoż ruchu ,to z kolei usilnie wspierają propagatorzy redukcji i przyporządkowania ,dla których tak jak miejsce religii ma być na cmentarzu czy w świątyni ,tak kobieta może się realizować w życiu publicznym w ramach , w kręgach zawężonych tematycznie. (Osobliwy sojusz zwyrodniałego feminizmu z kulturą gdzie do dziś kobiety równych praw nie mają.)
Jeśli z kolei popatrzymy na mechanizmy wykluczenia , czy prześladowań w szerszym aspekcie to znów nie jest tak jakoby cechy fizyczne, osobowościowe czy społeczne osób na szczycie władzy wpływały łagodząco na mechanizm. Zgoła przeciwnie- historia dostarcza niezliczonych przykładów tego jak to władcy pochodzący z kręgów dotkniętych represją zaczynali swoje rządy od jeszcze gorliwszego tępienia byłych towarzyszy niedoli.
Oczywiście istnieje psychologiczno-socjologiczne wyjaśnienie podobnych zjawisk. Ale nie miejsce tu na nie.
Zaznaczę tylko :ani caryca Katarzyna nie ulżyła losowi rosyjskich kobiet ,ani Luter nie okazał się pobłażliwy dla heretyków ,ani Żydzi we władzach nazistowskich Niemiec nie poprawili losu swych ziomków. Nasz rodzimy Bolek (parytetowy elektryk stoczniowiec)– jedno można o nim powiedzieć bezspornie - nie reprezentował interesów środowiska w którym spędził większość życia gdy tylko zasmakował władzy. Żywy ohydny symbol całkowitego braku jakiejkolwiek solidarności.i zrozumienia) .
Parytet dla kobiet w parlamencie = równość płci w życiu publicznym . Otóż to przesąd, mit .Przykład magiczno-życzeniowego myślenia. W rzeczywistości efekt będzie raczej odwrotny. Dlaczego? Ot choćby dlatego, że tak ważna dla większości kobiet rodzina była często dla kobiet aktywnych politycznie odrzuconą alternatywą szybkiej kariery. Co gorsza to często wybór wymuszony. Bo poziom życia w Polsce jest jeszcze zbyt niski i trwa wyścig szczurów. Takie są realia na dziś że pogodzić trudno różne sfery aktywności.
Podobnych zwrotnic jest więcej , nie mówi się o tym, bo to niepoprawne politycznie.
Dla przykładu: ile kobiet chce aby to mężczyzna był jej szefem ? i dlaczego?
Ale jeszcze ciekawsze jest pytanie ile znacie kobiet sukcesu których mąż czy partner jest powiedzmy sprzedawcą w sklepie? Znacie w ogóle jakąś taką? Otóż to. Skoro trudno jest przepchnąć w wyborach kolejnego reprezentanta establishmentu to może uda się jego parytetową córkę lub partnerkę lub koleżankę. I zwiększając sztucznie liczbę kobiet w parlamencie możemy zmniejszyć reprezentatywność tej grupy obywateli dla której tzw kariera nie jest najwyższą wartością w życiu. A dodać kolejną nadreprezentatywność do tych które już są – zawodowych polityków, prawników, ekonomistów, nauczycieli.
Ile są warte proste życzeniowe mity? To już wiemy : więcej prawników w sejmie – lepsze ustawy. Ha, ha . Casus nauczycieli też jest pouczający – wydawało by się że tak liczna reprezentacja (najliczniejsza zawodowa w Sejmie) tych ,którzy wychowują młode pokolenia powinna dać jakiś efekt w postaci szacunku dla tradycji , symboli narodowych czy postawy godnej posła. A dała Kazia.
Jednego jestem pewien . 50% parytetowych kobiet w Sejmie = zero polityki prorodzinnej.
Napewno.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3873 odsłony
Komentarze
ciekawy tekst
24 Września, 2010 - 11:33
Dodałabym jeszcze jeden argument przemawiający za bezsensownością wprowadzania parytetów:
Na siłę wpajana, wszechobecna polityczna poprawność i jej fatalne skutki. Przykładem może być chociażby wprowadzenie w Stanach tzw. "akcji afirmacyjnej" zapoczątkowanej w latach 60-tych ubiegłego wieku. Miała na celu wyrównanie szans w zatrudnieniu i szkolnictwie grupom mniejszościowym. Głównie chodziło o problem murzyński. Skutkiem tych działań było przyjmowanie na uczenie i zatrudnianie Murzynów, których wyniki w nauce, jak i w pracy były dużo niższe od białych. Skończyło się to wieloma procesami, które wygrywali biali, dla których brakowało miejsc na uczelniach mimo osiągania lepszych wyników od ich Czarnych konkurentów.
Na ale co by było gdyby ktoś publicznie wysunął tezę, że kobiety z racji ich naturalnych cech osobowościowych i psychicznych, nie nadają się na polityków?
Bzdura? Nie koniecznie. Tabu? Tak.
parytety to juz nawet nie poprawianie demokracji...
24 Września, 2010 - 15:14
.... (która jak wiadomo sama w sobie ma liczne wady, ale nie wymyślono... itd), ale jej zaprzeczenie. Wszyscy mają takie same prawa wyborcze, więc wybierają, kogo chcą. I tyle. Każda próba "poprawiania" tego mechanizmy to należy do kategorii myślenia w stylu "przypadkowe społeczeństwo".
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
Parytety
24 Września, 2010 - 17:03
Same uwarunkowania i różnice płci, nie pozwalają na parytety.Wyobrażmy sobie że połowa biedroni chciałaby rodzić dzieci.Dwa w jednym. Od razu równouprawnienie i parytet.pzdr.
staryk