Propaganda - cz. 1

Obrazek użytkownika Rafał Brzeski
Historia

Zdefiniowanie propagandy nie jest rzecza łatwą, ale większość teoretyków i praktyków zgadza się, że jest to proces intencjonalnego rozpowszechniania poglądów i przekonań; specyficzny proces komunikowania się, w którym nadawca stara się manipulować odbiorcami drogą rozbudzania emocji oraz zwodniczą lub pokrętną argumentacją. Sir Campbell Stuart praktyk antyniemieckich działań propagandowych z lat I i II wojny światowej pisał, że propaganda to „prezentacja sprawy w sposób, który może wywrzeć wpływ na innych”.[1]

Współczesna definicja amerykańska określa propagandę jako „podaną w sposób zamierzony mylną lub wprowadzającą w błąd informację wymierzoną w przeciwnika, albo w ewentualnego przeciwnika, w celu zakłócenia lub wywarcia wpływu w każdej z jego sfer potencjału narodowego: informacyjnej, politycznej, wojskowej lub gospodarczej”.[2]

Czołowy brytyjski znawca propagandy niemieckiej z lat II wojny światowej, Lindley Fraser, uważał, że propaganda to „sztuka, skłaniania innych do działań odmiennych od zachowań, które poczyniliby bez propagandy”.[3] Jest to trafna obserwacja, ponieważ w propagandzie cel osiąga się nie nie tylko poprzez twórcze zestawianie słów, ale również substytutów słów: fotografii, rysunków, obrazów i innych środków graficznych, a także pieśni, defilad, manifestacji, wiecy i innych środków oddziaływania na emocje.

Do propagandy sięga się najczęściej w sytuacjach konfrontacyjnych, ale jest również wykorzystywana w działaniach niekontrowersyjnych. Propagandę wykorzystuje się w celach destrukcyjnych, dla osłabienia przeciwnika, ale również w promocji spraw przyczyniających się do ogólnego dobra. Propaganda może być zamaskowana lub otwarta, grająca na emocjach lub odwołująca się do zdrowego rozsądku. Może również łączyć grę na uczuciach odbiorców z zimną logiką i prawdę z fałszem, bowiem ludzka skłonność do kłamania zadziwia w mniejszym stopniu niż zaskakująca wprost gotowość do wiary w nieprawdziwe informacje.[4]

Dziennikarze jak od diabła odżegnują się od słowa propaganda chociaż, czy tego chcą, czy nie chcą, są propagandystami. Dziennikarstwo staje się bowiem automatycznie propagandą, kiedy prezentuje czyjeś stanowisko lub stara się przekonać kogokolwiek do czegokolwiek. Sam wybór informacji do opublikowania, proces podejmowania decyzji, która informacja jest wiadomością, wartą przekazania odbiorcom, a która nie, już jest propagandą. Podobnie proces doboru argumentów w komentarzu. Oba bowiem zasadzają się na systemie wartości wyznawanych przez dziennikarza. Różnica między tym, co dziennikarze nazywają bezstronnym informowaniem odbiorców, a tym, co przyjęło się uważać za propagandę wynika ze stopnia zawartości informacji fałszywych oraz z intencji nadawcy. Im więcej w przekazie fałszu oraz im więcej dążenia do skłonienia odbiorcy do poglądów i zachowań bliskich nadawcy – tym mniej w nim bezstronności, a więcej propagandy. Niestety współczesne media coraz częściej przekształcają się w agencje towarzyskie zatrudniające dziennikarzy lekkich obyczajów.

Wprawdzie całe wieki temu przez mury obleganych miast przerzucano obwiązane wokół strzał kawałki pergaminu z apelami do kapitulacji, to jednak w historii konfliktów międzynarodowych propaganda jest stosunkowo nowym orężem. W jedenastym wydaniu słynnej Encyclopaedia Britannica, które ukazało się krótko przed wybuchem I wojny światowej nie ma hasła propaganda, ale w dwunastym, powojennym, wydaniu już jest. W ciągu kilku wojennych lat fałsz podsuwany umiejętnie na masową skalę przerodził się w skuteczny środek stosowany przez wszystkie strony „dla zmylenia własnego narodu, zwrócenia uwagi państw neutralnych oraz wprowadzenia w błąd przeciwnika”. W powojennych analizach podkreślano, że „oszukiwanie całych narodów to nie jest coś, co można lekceważyć”.[5] John Buchan uważany za mistrza propagandy brytyjskiej, w 1924 roku przewidywał, że „wielkie ofensywy przyszłości będą psychologiczne...a najbardziej śmiercionośną bronią na świecie będzie potęga masowego przekonywania”.[6]

Opinie te nie przeszkodziły jednak brytyjskiemu ministerstwu skarbu obcinać jeszcze w latach 1930-tych nakłady na propagandę preliminowane przez resort spraw zagranicznych. Uznano, że wydatki te są za wysokie, a przede wszystkim zbędne, albowiem propaganda zatruwa międzynarodową atmosferę polityczną.[7]

Zbliżony pogląd panował w Warszawie. W imię tworzenia atmosfery wzajemnego zaufania w stosunkach międzynarodowych, Polska proponowała kilkakrotnie w Lidze Narodów opracowanie konwencji o zakazie propagandy na falach eteru. Sugestie te uznawano jednak w Genewie za utopijne i odrzucano.[8] Konsekwentnie ponawiane próby świadczą o linii polskiego rządu, a to z kolei może tłumaczyć brak przygotowania do działań propagandowych w warunkach wojennych ze strony Sztabu Głównego. Zmobilizowany w końcu sierpnia 1939 roku szef propagandy Naczelnego Wodza ustalił z konsternacją, że jest „pozostawiony samemu sobie na stanowisku zupełnie niewyjaśnionym” i tylko wyspecjalizowany w walce informacyjnej Oddział II Sztabu Głównego sporządził wcześniej „drobny projekt aktu w sprawie propagandy”.[9] Według innego oficera „szefostwo propagandy miało się mobilizować dopiero w mobilizacji powszechnej”, a podczas wstępnej narady 28 sierpnia 1939 r. w Belwederze omawiano wprawdzie czym szefostwo propagandy ma się zajmować, ale „kilkugodzinna dyskusja nie dała jednak konkretnych wyników.”[10]

Tymczasem w latach trzydziestych minionego wieku propaganda rozwijała sie w szybkim tempie dzięki nowym technologiom społecznego komunikowania. Film udźwiękowiony oraz narodziny i rozwój mediów elektronicznych, głównie radia, stworzyły zupełnie nowy wymiar działalności propagandowej. Obraz połączony z dźwiękiem i oglądany przez masowego odbiorcę w kinach pozwalał oddziaływać na obywateli wewnątrz państwa, natomiast na falach eteru można było „zanieść” szybciej i więcej treści do obozu przeciwnika niż przy pomocy drukowanych ulotek rozrzucanych z samolotów i balonów lub wystrzeliwanych z dział specjalnymi pociskami. Zasięg radia pozwalał też oddziaływać (i to jednocześnie) na całość społeczeństwa przeciwnika, a nie tylko na żołnierzy walczących na froncie. Oddziaływanie to mogło mieć liczące się skutki zwłaszcza w przypadku emitowania prawdziwych wiadomości o sytuacji polityczno-militarnej do państw, w których obieg informacji był ściśle kontrolowany przez rządzące dyktatury, czego doświadczyły pokolenia Polaków słuchających Radia Wolna Europa oraz innych „wrażych rozgłośni”.

Propaganda stawała się także potężnym orężem w polityce wewnętrznej. Grupa ekstremistów, która w 1919 roku określała się jako Niemiecka Partia Pracy zmieniła rok później w celach propagandowych swą nazwę na Narodowo-Socjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei- NSDAP). Poszczególne człony nazwy były adresowane do różnych grup społecznych. Przymiotniki „narodowa” i „niemiecka” do ludzi o poglądach nacjonalistycznych, „robotnicza” i „socjalistyczna” do zradykalizowanej po I wojnie światowej klasy robotniczej, a kombinacja „narodowo-socjalistyczna” do młodej inteligencji i lewicującej klasy średniej skłaniających się ku modnemu wówczas socjalizmowi. Nazwa partii miała w sumie tworzyć polityczno-propagandową platformę, na którą każdy mógł wskoczyć.

Propagandowy wymiar publicznego demonstrowania zwartości szeregów oraz obecności NSDAP w niemieckim społeczeństwie miało partyjne pozdrowienie i towarzyszący mu okrzyk Heil Hitler. Głównym zadaniem propagandy partyjnej było „umacnianie i szerzenie nazistowskiej ideologii wojennej wewnątrz partii” oraz „edukowanie i informowanie obecnych oraz przyszłych kadr nazistowskich i członków partii o zadaniach stojących przed Rzeszą w trakcie wojny”.[11] Zadaniom tym podporządkowany był m.in. osobny departament w ministerstwie propagandy, który zajmował się wyłącznie doborem emblematów, odznak, flag, sztandarów, mundurów oraz planowaniem masowych wiecy i opracowywaniem partyjnej liturgii. W typowym norymberskim Parteitagu uczestniczyło około 450 000 członków NSDAP i różnych przybudówek partyjnych oraz ponad pół miliona widzów. Była to manifestacja siły, której choreografię przygotowywało ministerstwo propagandy. Nie bez logicznych racji jest jednak twierdzenie, że odpowiedzialny za nie Joseph Goebbels popełnił błąd już na samym początku – w nazwie resortu i w swym tytule minister propagandy. „Trudno wymyslić coś głupszego. Każda jego wypowiedź, każda akcja jego resortu – to propaganda.” Zupełnie inaczej niż w Związku Sowieckim. „Porównajmy: „Prawda”!, „Komsomolskaja Prawda”!, „Prawda Ukrainy”!, „Czerkaskaja Prawda”!, „Uriupinskaja Prawda”!. Prawda, prawda i tylko prawda, nic oprócz prawdy! U Goebelsa- naga propaganda, u nas naga prawda. A nawet gorzka prawda jest lepsza niż najwspanialsza propaganda. Czyż nie tak?”[12]

Mimo tego błędu NSDAP udało się zbudować kraj oparty na propagandzie i brutalnej likwidacji przemocą wszelkiej opozycji. Państwo stało się cieniem partii. Niebagatelną rolę w tym procesie odegrało nowe medium – radio. Pozwalało dotrzeć jednocześnie i regularnie, w dzień i w nocy, do milionów odbiorców. Nie tylko ze słowem, ale również z dźwiękiem - z głosem przywódców, a nade wszystko z głosem Fuehrera.

Joseph Goebbels kontrolował radio w znacznie większym stopniu niż prasę. Radio było dla niego „najważniejszym instrumentem propagandy”.[13] Uważał, że radio pomogło narodowym-socjalistom zdobyć i sprawować władzę, narzucając społeczeństwu ramy i wzorce kulturowe. W trosce o ich utrzymanie Goebbels i Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler zakazali nadawania muzyki jazzowej i swingowej, którą narodowi-socjaliści uważali za dekadencką i obcą duchowi niemieckiemu.[14] W programach rozgłośni III Rzeszy dominowała muzyka marszowa, która w społeczeństwie niemieckim ma specjalne miejsce, niespotykane w kulturze masowej innych krajów europejskich. Tą specyficzną pozycję eksploatował umiejętnie Goebbels w okresie zdobywania władzy przez NSDAP i polecił kontynuować ten model w trakcie wojny. Po zaatakowaniu Związku Sowieckiego wprowadzono przy tym foniczną modyfikację miksując nadawane marsze z efektami dźwiękowymi przygotowania artyleryjskiego lub charakterystycznego wycia samolotów nurkujących Ju-87 Stuka.[15] Jednakże z biegiem czasu muzyka marszowa zestarzała się. Tryumfalne marsze skomponowane w okresie walki o władzę, w latach 1930-tych, zdecydowanie nie odpowiadały sytuacji frontowej 1944 roku.

Zanim jednak padły pierwsze strzały II wojny światowej, propagandyści niemieccy przygotowywali grunt dla militarnego blitzu. Opracowany przez nich model jest praktycznie aktualny do dzisiaj. Sprowadza się on do kilku rozwiązań prowadzących do uzasadnienia własnej zaborczości i odebrania przeciwnikowi wszelkiej legitymacji i osłabienia jego woli oporu:

• przedstawienia stanowiska przeciwnika jako graniczącego z agresją i zagrażającego międzynarodowej stabilizacji,
• prezentacji własnych roszczeń jako kosmetyczne i minimalne,
• wyolbrzymienia niechęci przeciwnika do jakiegokolwiek polubownego rozwiązania sporu, co zmusza do rozwiązań innych jak dyplomatyczne,
• podważenia wiarygodności sojuszników przeciwnika,
• rozdmuchiwania wszelkich podziałów w społeczeństwie przeciwnika,
• generalnego siania zamętu w obozie przeciwnika.

Jeżeli zabiegi propagandowe i sprowokowane nimi naciski dyplomatyczne społeczności międzynarodowej, w tym sojuszników atakowanego, nie doprowadzą do zaspokojenia roszczeń i rozwiązanie militarne zostanie zadekretowane, to wówczas rolą propagandystów jest uzasadnienie odwołania się do przemocy. Strona, która decyduje się na konflikt musi usprawiedliwić swoją decyzję, a później uzasadniać swoje działania. Nie może sobie pozwolić na powstanie jakichkolwiek wątpliwości. Musi w czarno-białych kategoriach przedstawić przeciwnika jako kryminalistę bez czci i sumienia bezczelnie naruszającego odwieczne prawa oraz rozbudzić takie emocję we własnym obozie, by nie zabrakło ochotników do czynnego angażowania się w konflikt. Innymi słowy musi szczuć hałaśliwie i szybko, aby nie obudziły się głosy rozsądku. Niewygodne fakty są więc ukrywane lub przemilczane, neutralne naginane lub przeinaczane, a wygodne okoliczności podkolorowywane i rozdmuchiwane. Brak wygodnych faktów zastępuje się ordynarnymi kłamstwami, które podawane w szybkim tempie sprawiają, że ich odbiorcy nie mają czasu na zastanowienie i refleksję. Zwłaszcza odbiorcy, którzy nie są przyzwyczajeni do analizowania faktów, lub są zbyt leniwi, żeby wyrabiać sobie własne zdanie i polegają na ocenach tak zwanych autorytetów. Kiedy dotrze do nich, że podsunięty fałsz jest kompletnie niewiarygodny konstatacja ta jest spóźniona i nie ma już znaczenia.

Analiza komunikatów oficjalnych najwyższej rangi wskazuje jak dalece zakłamywane były uzasadnienia przyczyn rozpoczęcia działań wojennych i jak prawdziwe jest stwierdzenie brytyjskiego polityka i pisarza, Arthura Ponsonby: “kiedy wypowiada się wojnę, to pierwszym poległym jest prawda”.

Na kilka godzin przed rozpoczęciem II wojny światowej, o 22.30 w dniu 31 sierpnia 1939 roku, na falach wszystkich nadajników niemieckiej rozgłośni państwowej Deutschlandsender opublikowano obszerne oświadczenie o serii „polskich prowokacji” na pograniczu, a przede wszystkim o „opanowaniu” niemieckiej radiostacji w Gliwicach – Gleiwitzersender.

Budynek radiostacji, odległy od ówczesnej granicy Polski o około 10 kilometrów, rzeczywiście został opanowany 31 sierpnia, tyle że na rozkaz kanclerza III Rzeszy Adolfa Hitlera, w ramach akcji nadzorowanej przez szefa służby bezpieczeństwa Sicherheitsdienst Reinharda Heydricha, a dowodzonej przez oficera SD Sturmbannfuehrera SS Alfreda Helmuta Naujocksa. Kodowy sygnał do przeprowadzenia akcji - "Babcia umarła" – wydał 31 sierpnia po południu Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler. Około 18.00 do budynku radiostacji przyszli dwa policjanci. Jeden z nich wpuścił do środka „atakujących” upozorowanych na śląskich powstańców, a drugi pilnował pracowników radiostacji, żeby zachowywali się odpowiednio i nie sparaliżowali akcji jakimś spontanicznym aktem bohaterstwa i patriotyzmu. Plan przewidywał odczytanie przez lektora po polsku przygotowanego wcześniej komunikatu, ale okazało się, że nowa radiostacja gliwicka nie ma studia, a jedynie retransmituje sygnał rozłośni we Wrocławiu. Techniczna improwizacja pozwoliła nadać jedynie 9 początkowych słów proklamacji. Dla uwiarygodnienia akcji Sicherheitsdienst i jako dowód, że napastnikami byli Polacy, zastrzelono w budynku radiostacji aresztowanego dzień wcześniej weterana powstań śląskich Franciszka Honioka, mieszkańca wsi Łubie pod Gliwicami.

Równolegle z akcją w Gliwicach, Sicherheitsdiest przeprowadził sfingowane ataki na niemiecką komorę celną w Hochlinden (obecnie dzielnica Rybnika o nazwie Stodoły) oraz na niemiecką leśniczówkę w Pitschen (Byczyna koło Kluczborka). W obu tych przypadkach na miejscu akcji zastrzelono „wypożyczonych” z więzień niemieckich przestępców przebranych w polskie mundury wojskowe dostarczone Sicherheitsdienst przez wywiad wojskowy Abwehrę.

Politycznym celem akcji niemieckiej służby bezpieczeństwa było z jednej strony uzyskanie propagandowego uzasadnienia dla rozpoczętych kilka godzin później działań wojennych przeciwko Polsce, a z drugiej danie Francji i Wielkiej Brytanii pretekstu do bierności i zniechęcenie ich do zdecydowanego opowiedzenia się po stronie sojuszniczej Polski. O ile drugi cel nie został osiągnięty, o tyle pierwszy realizuje się po dziesięcioleciach. Sfingowany atak na Gleiwitzersender był objęty tak ścisłą tajemnicą, że nie zachowały się żadne pisemne dyspozycje. Nieznany jest nawet kryptonim akcji, o ile taki istniał. Nie ma więc dokumentalnej tamy dla twierdzeń, że to Polska ponosi odpowiedzialność za rozpoczęcie działań zbrojnych przez sprowokowane do wojny Niemcy. Na razie twierdzenia takie są rozpowszechniane w wąskich kręgach, ale pamiętajmy, że jeszcze przed trzydziestu laty za aberrację uważane było sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”, które powielane jest teraz nagminnie przez renomowane media światowe.

Niedawnym przykładem podbarwienia faktów dla propagandowego uzasadnienia wojny są brytyjskie raporty rządowe o – jak to określano – „irackim programie broni masowej zagłady”. Elementem, któremu premier Tony Blair oraz jego doradca prasowy Alastair Campbell poświęcili najwięcej uwagi była wzmianka jednego ze źródeł służby wywiadowczej MI6, że rozmieszczenie broni chemicznych lub biologicznych zajmie od 20 do maksimum 45 minut. Wywiad MI6 przeoczył, że dane te są tożsame z normami osiągania zdolności bojowej zapisanymi w instrukcji artylerii i wojsk rakietowych armii sowieckiej. Co więcej dotyczą uzupełniania amunicji z magazynów frontowych. Sowiecka bateria dział samobieżnych powinna pobrać z magazynu pociski chemiczne lub biologiczne i być gotowa do salwy w ciągu 20 minut, a bateria taktycznych pocisków rakietowych w ciągu maksimum 45 minut. Armia iracka posiadała wprawdzie sowiecki sprzęt, ale nie miała sowieckiego poziomu wyszkolenia, a ponadto jej jednostki nie znajdowały się w warunkach frontowych. Takich niuansów jednak nikt na Downing Street nie analizował, a co więcej nie chciał analizować. Po umiejętnym wypunktowaniu owych 45 minut w materiałach rządowych, propagandystów premiera interesowało tylko brzmienie tytułów w wielkonakładowych dziennikach. I nagłówki były takie jak trzeba: „45 MINUT OD ZAGŁADY” grzmiał bulwarowy Sun.

Propagandyści administracji waszyngtońskiej poszli na skróty. W orędziu do narodu w styczniu 2003 roku prezydent George Bush oświadczył, że wywiad brytyjski zdobył informacje o podejmowanych przez Saddama Hussajna próbach nabycia materiału uranowego w Afryce. Służba MI6 rzeczywiście uzyskała podobną informację ze źródła w Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, tyle że po sprawdzeniu okazało się, iż dokumenty świadczące rzekomo o próbie zakupu materiału uranowego w Nigrze to „amatorskie falsyfikaty” wyprodukowane przez CIA.

Mimo to w lutym 2003 roku amerykański sekretarz stanu Colin Powell w przemówieniu na forum rady Bezpieczeńtwa ONZ nadal zapewniał, że Saddam Hussajn stara się uzyskać materiał rozczepialny, dysponuje bronią biologiczną i możliwościami jej szybkiej produkcji oraz współpracuje z Al-Qaidą. Wywiad brytyjski wiedział, że to ostatnie twierdzenie to „kompletny nonsens” i ostrzegł premiera Blaira, żeby przypadkiem nie powtarzał tej bzdury.[16] A jeśli chodzi o broń biologiczną, to źródłem informacji był agent niemieckiego wywiadu BND Rafid Ahmed Alwan al-Janabi, który w lutym 2011 roku wyznał, że wymyślił całą historię z przewoźnymi laboratoriami broni biologicznej. Jego zdaniem BND domyślało się, że on kłamie, ale mimo to podrzuciło informację CIA.[17]

W CIA jak sie wydaje rewelacji o broni biologicznej nie sprawdzono (a może nie chciano sprawdzać) i w marcu 2003 roku, amerykański prezydent George Bush zapewniał, że celem interwencji w Iraku jest „znalezienie i zniszczenie broni masowej zagłady posiadanych przez Saddama Husajna”. Później już nie był taki pewny siebie. W czerwcu mówił już tylko o irackich „programach produkcji broni masowej zagłady”. W październiku 2003 roku Bush wspominał o „programach związanych z broniami masowej zagłady”, by w styczniu 2004 roku tłumaczyć, że chodzi o „działania w ramach programów związanych z broniami masowej zagłady”.[18]

Wycofywanie się rakiem jest metodą od dawna stosowaną przez polityków przyłapanych na kłamstwach, których nie potrafili uwiarygodnić. Arthur Ponsonby już w latach dwudziestych ubiegłego stulecia sporządził listę kreowanych z premedytacją fałszy propagandowych.

• kłamstwa czynników oficjalnych,
• ukrywanie niewygodnych faktów,
• selektywny dobór cytatów,
• brak dementi i zgoda na rozpowszechnianie informacji nieprawdziwych,
• nieistotne fakty rozdmuchane do nieproporcjonalnego znaczenia,
• popełniane z zamysłem (rzadziej z niewiedzy) błędy tłumaczeniowe, z których łatwo się wycofać w przypadku zdemaskowania,
• fałszywe dokumenty spreparowane jako autentyczne,
• fotomontaże i spreparowane filmy wykorzystujące przekonanie, że „kamera nie kłamie”,
• pomówienia i oszczerstwa prezentujące przeciwnika w możliwie najgorszym świetle.
• obliczone na masowego odbiorcę nieprawdziwe relacje rzekomych „naocznych świadków”,
• barwne i atrakcyjne kłamstwa rozpowszechniane w wąskim gronie z nadzieją, że się szybko rozejdą,

Stosowanie powyższych metod ma prowadzić do kreowania „obsesji wywołanej przez plotkę, rozdmuchanej przez powtarzanie, wzmocnionej przez histerię, aż w końcu uzyska akceptację mas”.[19]

cdn.

Dr Rafał Brzeski

[1] Campbell Stuart, Secrets of Crewe House: The story of the Famous Campaign, Londyn, Hodder and Stoughton, 1920, str. 1

[2] Field Manual 3-05.301: Psychological Operations Tactics, Techniques and Procedures, Waszyngton, Headquarters, Department of the Army, 31 grudnia 2003, str. 11/3

[3] Counterpoint: A Periodic Newsletter On Soviet Active Measures, t.1 nr 7, Canterbury, October 1985, str.7

[4] Arthur Ponsonby, Falsehood in War-Time: Propaganda Lies of the First World War, London, George Allen & Unwin, London, 1928, Introduction, http://www.vlib.us/wwi/resources/archives/texts/t050824i/ponsonby.html

[5] Arthur Ponsonby, Falsehood in War-Time: Propaganda Lies of the First World War, London, George Allen & Unwin, London, 1928, Introduction, http://www.vlib.us/wwi/resources/archives/texts/t050824i/ponsonby.html

[6] John Buchan, The Three Hostages, cyt. za: Nicholas Rankin, Churchill’s Wizzards: The British Genius for Deception 1914-1945, Londyn, Faber&Faber, 2008, str. 61

[7] Charles Cruickshank, The Fourth Arm, Oxford, Oxford University Press, 1981, str. 11

[8] Charles J. Rolo, Radio Goes to War, Londyn, Faber and Faber, 1943, str. 48

[9] ppłk. Roman Umiastowski, Relacja datowana w Paryżu 21 listopada 1939 r., Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, teczka BI.2.b/1

[10] mjr. Marek Różycki, Relacja dla Biura Historycznego datowana 22 maja 1950 r. Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, teczka BI.2.b/3

[11] Robert Edwin Herzstein, The War That Hitler Won: The Most Infamous Propaganda Campaign in History, Nowy Jork, G.P. Putnam’s Sons, 1978, str.155

[12] Wiktor Suworow, Samobójstwo, Poznań, Dom Wydawniczy Rebis, 2011, str. 131

[13] Akta Międzynarodowego Trybunału Wojskowego, tom XVII, str. 241

[14] Robert Edwin Herzstein, The War That Hitler Won: The Most Infamous Propaganda Campaign in History, Nowy Jork, G.P. Putnam’s Sons, 1978, str.181

[15] Robert Edwin Herzstein, The War That Hitler Won: The Most Infamous Propaganda Campaign in History, Nowy Jork, G.P. Putnam’s Sons, 1978, str.180

[16] Michael Smith, The Spying Game: The Secret History of British Espionage, Londyn, Politico’s, 2004, str.454-465

[17] Martin Chulov, Helen Pidd, Defector admits to WMD lies that triggered Iraq war, The Guardian, 2011-02-15.

[18] Brian King, The Lying Ape: An Honest Guide to a World of Deception, Cambridge, Icon Books, 2006, str. 123

[19] Arthur Ponsonby, Falsehood in War-Time: Propaganda Lies of the First World War, London, George Allen & Unwin, London, 1928, Introduction, http://www.vlib.us/wwi/resources/archives/texts/t050824i/ponsonby.html

Brak głosów

Komentarze

Witam Panie doktorze

...wspaniałe opracowanie, dziękuję... Uważam, że dla lepszego odbioru - powinno czasami być wzbogacone "pigułką" przykładu: lepiej do ciera takie "lekarstwo" od Pańskich wspaniałych opracowań...

Jakiś przykład? W roku 1974 mój wspaniały kolega, największy umysł techniczny (od tej strony Go poznałem w szkole) opwiadał mi o studentach, z którymi stykał się Politechnice Warszawskiej: byli to Rosjanie, a raczej - młodzi ludzie "radzieccy"... Śmialiśmy się razem: postanowił coś "zaimprowizować"...
Przedstawił mnie młodemu Rosjaninowi: szczeremu i przyjaznemu: chwilę trwała rozmowa o "wszystkim i niczym". W pewnym momencie zapytał (imienia nie pamiętam: przyjmijmy - Kolę) "Słuszaj Kola: kakaja samyja łutsza maszina mira?" "Kanieczno - Wołga" - odpowiedział Kola...
"No, a - o Porsze, Mercedesie Ty słyszał?" "Da" - odpowiedział z uśmiechem Kola... "No i szto Ty a nich dumajesz? Eto krasiwyje masziny: ciełyj mir ljubit eti masziny - nie łutsze?" "Niet, etich maszin niet w mirze: eta wsio propaganda :)"...

To był rok 1974 !!!!!

Śmiałem się z wielu podobnych wypowiedzi ludzi wypranych z myślenia przez system: to przydatne, aby przykładem propagandy uczulić na jej "wymowę"...

pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Kaznowski

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof Kaznowski

#307038

A ja pamietam rozmowe ze starym inzynierem polskim ktòry pracowal czesto w CCCP. Opowiadal, ze tam w fabrykach Rosjanie niczym nie rzadza, o wszytkim decyduja Ameryjanie... a ja mu nie wierzylem. Az do poczytania Suttona i polaczenia mozaiki dobnych detali, jak np, to, ze jeszcze w latach 70tych do Pobiedy-warszawy mechanicy mieli klucze w calach.
pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#317152