O aferałach, przewodniej sile narodu i gehennie Wałęsy

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Blog

Mówią, że historia kołem się toczy. Jest w tym powiedzeniu dużo prawdy, kto tylko pamięta rządy Jana Krzysztofa Bieleckiego, znane wówczas, jako rządy aferałów. Aferałów Bieleckiego nie mogą bowiem pamiętać najmłodsi wyborcy Donalda Tuska, gdyż rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego powołany został przez Sejm 12 stycznia 1991 a złożył dymisję 5 grudnia 1991r. Dzisiejsi dwudziestolatkowie mieli wtedy około 10 lat i co innego ich wtedy interesowało, niż afery prywatyzacyjne, polegające na doprowadzeniu przedsiębiorstw państwowych do bankructwa, a następnie - do ich wyprzedaży za bezcen nomenklaturze PZPR - która te przedsiębiorstwa do bankructw doprowadziła.

Dzisiejsze afery, już nie tylko prywatyzacyjne, jak słynna „sprzedaż” stoczni inwestorowi z Kataru, którego nikt na oczy nie widział – to echo tamtych afer z udziałem Kongresu Liberalno-Demokratycznego (KLD). Gdyby jednak dzisiejszy - najmłodszy wyborca zechciał zapoznać się z początkiem toczącego się koła najnowszej historii – ze zdumieniem stwierdził by, że jednym z założycieli KLD był….Donald Tusk, który właśnie w czasie rządu J.K. Bieleckiego był przewodniczącym KLD, zaś Janusz Lewandowski z ramienia KLD nadzorował przebieg uwłaszczania się nomenklatury na majątku państwowym. Tusk w tym samym 1991 roku został jednym z posłów I kadencji Sejmu, z wysuniętego przez siebie ramienia KLD, a już w noc 4 czerwca 1992 roku, uczestniczył wraz z Waldemarem Pawlakiem w słynnym puczu Wałęsy, który obalił prawicowy rząd premiera Olszewskiego.

Tak więc dzisiejsza historia zatoczyła olbrzymi krąg, powracając do rządów aferałów, czyli do korzeni Donalda Tuska. To koło naszej najnowszej historii zatoczyło jednak krąg znacznie większy, gdyż rządy Tuska nie tylko przywróciły władzę aferałów i pana Waldka, ale zaczynają przypominać czasy komuny, gdy zwalczano opozycję. Tusk z Komorowskim i zdominowanym przez PO sejmem - ograniczając przed Świętem Niepodległości prawo do zgromadzeń, odważnie poszli w kierunku Rosji Putina i Białorusi Łukaszenki. Ten marsz na wschód przybiera już tragikomiczne formy, czego przykładem  był spektakl wrześniowy, z udziałem naszego bohatera narodowego, co komunę obalił, J.K. Bieleckiego, Banku PKO BP i z Donaldem Tuskiem w tle. Był to spektakl na miarę październikowych „przeprosin” rodzin ofiar katastrofy pod Smoleńskiem przez premiera i marszałczynę Kopaczową. Ale przejdźmy do meritum spektaklu, który można scharakteryzować jednym zdaniem: „troszku straszno – troszku smiszno”…

Otóż w 2011 roku, polscy śledczy przekazali białoruskiej prokuraturze informacje dotyczące konta dewizowego Alesia Bielackiego, szefa „Wiasny” - białoruskiej organizacji zajmującej się obroną praw człowieka. Ot, normalka jakich wiele w naszym bardaku, kierowanym żelazną ręką Tuska, który nie boi się odpowiedzialności, ale jeszcze za nic nie odpowiedział. Po tej decyzji, w całym cywilizowanym świecie podniosło się oburzenie, gdyż kraj chlubiący się dotąd „Solidarnością”, w jeden dzień doszlusował do Białorusi. Wystarczyło jedno zapytanie prokuratury białoruskiej ! Informacja jednak na Białoruś poszła, za którą baćka Łukaszenka zapewne gorąco podziękował naszemu szefowi dyplomacji, któremu baćka zawdzięczał wcześniejsze „ocieplenie” stosunków. 

A jaki był rezultat tej przekazanej przez Polskę na Białoruś informacji dla białoruskiego opozycjonisty ? Bielacki, który został zatrzymany przez białoruskie KGB - w wyniku informacji polskiej prokuratury - został skazany na cztery i pół roku kolonii karnej o zaostrzonym rygorze i przepadek mienia za niezapłacenie podatku od pieniędzy, jakie zgromadzone były na koncie w Polsce i na Litwie…

To nie jest koniec dramatycznej dla Alesia Bielackiego historii, bowiem nasz baćka postanowił pokazać cywilizowanemu światu, że mimo wydania informacji o Bielackim - obrona demokracji jest u Tuska na pierwszym miejscu . I tu dochodzimy do najbardziej komicznej części spektaklu: Wobec oburzenia cywilizowanego zachodu na wydanie białoruskiego opozycjonisty w łapska Łukaszenki - w III RP wymyślono, że najlepiej będzie wypłacić Bielackiemu odszkodowanie, ale tak, żeby gnijący w białoruskim łagrze opozycjonista, Polsce za wszystko jeszcze podziękował. A konkretnie – naszemu bohaterowi narodowemu, który wie co to łagier, gdyż siedział przecież w Arłamowie i zawsze pochylał się nad losem pokrzywdzonych.

Zamiast więc odszkodowania, za wydanie Alesia Bielackiego białoruskiemu KGB - wymyślono więc Nagrodę im. Lecha Wałęsy dla Alesia Bielackiego, co skierowało światła całego postępowego świata na naszego bohatera narodowego, który nie szczędzi grosza pokrzywdzonym… I tak 29 września tego roku urządzono spektakl, z udziałem wybranych gości, obserwujących przekazanie Nagrody im. Lecha Wałęsy w kwocie 100 tys. dolarów Alesiowi Bielackiemu. Jednak z uwagi na to, że Aleś jest nadal w białoruskim łagrze – nagroda nie mogła być mu wypłacona, więc żonie opozycjonisty przekazano jedynie karton z napisem 100 000 $...

Żeby jednak było jasne - Nagrody imienia Lecha Wałęsy nie sponsorował sam bohater narodowy ! On tylko dał twarz na ten spektakl – kasę zaś przekazał sponsor, czyli państwowy Bank PKO SA (kontrolowany przez Platformę Obywatelską). Sam zaś karton z napisem 100 000 $, wręczył żonie opozycjonisty nie kto inny, jak były premier J.K. Bielecki - członek kapituły nagrody im. Lecha Wałęsy…

Ta – może skomplikowana procedura przekazania i nieprzekazania odszkodowania Bielackiemu, za jego cierpnienia w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze – ujawniła sens pradawnego powiedzenia: „I wilk syty i owca cała” – choć nikt nie wie, co Łukaszenka jeszcze wymyśli wiedząc, że na jakimś koncie może na Alesia czekać 100 000 dolarów ? Jednak akt umycia rąk Donaldowi - który za wszystko odpowiada, ale nie ponosi żadnej kary – udał się w 100 procentach ! Ponadto - każdy uczestnik tego spektaklu, rozgrywanego w gdańskim Dworze Artusa dobrze wiedział, że główny aktor, czyli nasz bohater narodowy – wprawdzie potrafi pochylić się nad losem pokrzywdzonego, ale to bynajmniej nie oznacza, że będzie od razu sięgać do portfela ! Wszyscy wiemy, że Lech Wałęsa musi mieć przecież jakiś grosz na garnitury i skarpetki, by móc godnie przedstawić się na galach, na których opowiada, jak przeskakiwał płot w stoczni gdańskiej.

Dziwnym jednak trafem, Lech Wałęsa nigdy nie opowiada o swojej gehennie w łagrze w Arłamowie….: - Trauma, panie trauma – podsumował by niejeden świadek barwnych opowieści naszego bohatera, co własnoręcznie komunę obalił…

Brak głosów

Komentarze

Groteska. I 10.

Vote up!
0
Vote down!
0
#297317

bo nie mówcie mi, że nic nie wziął, bo by nie dał pyska za darmo, o! co to, to nie... szczególnie, że tyle dorosłych zdemoralizowanych bachorów z rodzinami ma na utrzymaniu...

Vote up!
0
Vote down!
0
#297342

Dwie uwagi na marginesie b. dobrego tekstu:

1. Donald był nikim w gdańskim środowisku opozycyjnym z lat `70 i początku `80. Swoją początkową pozycję zawdzięczał śp. Bądkowskiemu. Z racji wspólnej pracy.

2. Donald pozostawał nikim jeszcze w latach AWS. Jako figurant (wicemarszałek senatu) był "przybranym synem" marszałek Alicji Grześkowiak. Na zasadzie: "Donek, czy założyłeś szalik?"

Kto i dlaczego stworzył Donka "tenorem"?

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#297318

Na ten temat dużo powiedzieć by mogli Płażyński i Olechowski. Tylko, ze jeden już tego nie zrobi z przyczyn oczywistych, a drugi też tego nie zrobi - również z przyczyn oczywistych.

Swoją drogą - przedziwny był ten dobór "trzech tenorów". Zestaw. To znaczy dla mnie, czy dla nas, dziwny - znając ówczesne realia uwarunkowania (wiedza zakazana) okazałby się, zapewne, logiczny i oczywisty...

Vote up!
0
Vote down!
0
#297321

Istnieje powszechne przekonanie, że Donald był "istotny" od lewego czerwcowego.
Nie podzielam tego przekonania. To stało się później...

Vote up!
0
Vote down!
0
#297322