„V” z Tyna, część 2
Tata Łukaszka wracając z pracy znów jechał wąską uliczką pod kościołem. Wypatrzył wolne miejsce i zaczął się zastanawiać czy jego auto się tam zmieści. Sytuację wykorzystało małe autko jadące z naprzeciwka, które gwałtownie wcisnęło się w lukę. Tata Łukaszka zamknął oczy i cały się spiął oczekując na huk gniecionej blachy. Ale nic takiego nie nastąpiło. Kiedy otworzył oczy ujrzał, że owe autko zmieściło się w lukę na centymetry. Tata stanął po skosie na chodniku i wysiadł.
- Pewno jakiś młodziak – pomyślał tata Łukaszka. – Tacy są najgorsi!
Z auta wyskoczyła dziarsko jakaś młoda niewiasta.
- I jeszcze baba za kierownicą! – jęknął w duchu tata Łukaszka.
- Przepraszam bardzo!! – huknęła na pół ulicy. – Ale i tak by się pan nie zmieścił!!
- To pani? - zdumiał się tata Łukaszka. - Pani co tak często krzyczy...
- O!! - wykrzyknęła pani. - Widzieliśmy się wczoraj!!
- Nowy samochód?
- Tak, firmowy - potwierdziła pani.
- To "V" to nazwa firmy?
- Tak, tak!
- Trochę krótka ta nazwa.
- Ale bardzo dobra!! Jak dwa słupy światła wychodzące z jednego miejsca!! Jak "V" jak victoria!! Zwycięstwo!!
- Przecież pani mówiła, że będzie pani sekretarką w brygadzie remontowej - przypomniał jej tata Łukaszka. - A tu ani adresu firmy, ani telefonu kontaktowego.
- Myśli pan? - pani spojrzała krytycznie na swoje auto, przyozdobione li i jedynie kilkoma wielkimi literami "V". - Tylko, że to jest moja firma. Założyłam jednoosobową firmę!!
- U nas w kraju? - tata Łukaszka porwał jej ręce i serdecznie jej pogratulował. - To pani jest męczennicą!
- Bez przesady!! - pani uśmiechnęła się skromnie. - Gdzie mi tam do świętości...
- Myślałem, że jak sekretarka, to na etat.
- Wie pan, ja w sumie nie będę taką typową sekretarką. Brak mi wykształcenia. Ja do tej pory, to trochę w handlu, trochę w ogrodnictwie...
- Ale w takiej branży trzeba chyba trochę się znać...
- Przepraszam bardzo!! - huknęła pani i wskazała brygadę remontową kręcącą się pod kościołem. - A myśli pan, że oni to co? Połowa z nich to rybaki, a w budowlance robią! Powołanie się liczy!!
- Hm - pozwolił sobie na sprzeciw tata Łukaszka. - I da pani sobie radę z papierami?
- O, mają już jednego, który im ogarnia papiery i faktury. Robił kiedyś w cłach i podatkach. A ja będę bardziej menedżerką od szukania podwykonawców. Tutaj robimy oświetlenie kościoła i otoczenie!
Powoli podeszli do nich robotnik Andrzej i szef ekipy, czyli młody długowłosy.
- Jak się cieszę, że dostałam tą pracę! Od dziecka chciałam pracować u pana!! - wykrzyknęła z zapałem pani do młodego długowłosego. Tata Łukaszka spojrzał dziwnie na nich, bo na oko oboje byli rówieśnikami.
- M... Tego... A co z projektem oświetlenia? - zmienił temat młody długowłosy.
- Dwa strumienie światła!! - krzyczała pani i mchała kończynami górnymi imitując owe strumienie. - Wychodzące z jednego miejsca!! Jeden biały, a jeden czerwony!! Inspirowałam się... - urwała i spojrzała na młodego długowłosego, po czym zmieszała się pod jego spojrzeniem.
- Pani długo autostradą jechała - wyjaśnił pospiesznie robotnik Andrzej i odprowadził panią menedżerkę nieco na bok. Tata Łukaszka bąknął coś, że musi odjechać zanim wlepią mu mandat i poszedł do auta.
- Nie wszedł do środka - zmartwiony robotnik Andrzej popatrzył na kościół.
- Przyjdzie jutro - odparł z pewnością w głosie młody długowłosy.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1111 odsłon
Komentarze
Re: „V” z Tyna, część 2
22 Grudnia, 2011 - 22:23
Kontynuacja wielkanocnej historii?
@Johnny_B_Goode
23 Grudnia, 2011 - 18:11
Luźne nawiązanie :)