Hydrant morderca
Tak się jakoś utarło, że pewne tematy nie są dla dzieci. Na przykład śmierć. Nie ma jednak możliwości aby dzieci całkowicie odizolować i stykają się z nią prędzej czy później.
Łukaszek zetknął się z nią w ten weekend. Nie osobiście, lecz jak gdyby minął się z nią o kilka godzin.
W nocy na osiedlu zdarzył się wypadek samochodowy. Grupa młodych ludzi wracała z dyskoteki. Zapakowali się do jednego samochodu.
W siedmioro.
Nikt nie zapiął pasów.
Jak się później okazało, kierował nim piętnastolatek, który nie miał prawa jazdy. Jechał przez miasto z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę.
Na plus należy powiedzieć, że był najbardziej trzeźwy z całej grupy, miał zaledwie półtora promila alkoholu we krwi.
Kiedy przejeżdżali przez osiedle, na którym mieszkali Hiobowscy, nastąpiła katastrofa. Dwudziestotrzyletni samochód sprowadzony z Niemiec po prostu rozpadł się na dwie części - okazało się, że auto było naprawiane po zderzeniu z pociągiem i po prostu spaw puścił.
Jadący sto dwadzieścia na godzinę samochód wypadł z zakrętu ulicy, na której obowiązywało czterdzieści na godzinę. Obrócił się wokół własnej osi, uderzył z impetem w słup latarni, przeciął jezdnię i uderzył w drugą latarnię. Nikomu nic się nie stało, jedynie chłopak, który siedział na miejscu pasażera wypadł z impetem przez przednią szybę i uderzył głową w hydrant.
Jakoś się po tym pozbierał, wstał i podszedł do grupy młodzieży, która ryczała na ławkach pod blokiem pijąc piwo. Poprosił ich, żeby zadzwonili po policję i po karetkę.
Młodzież odpowiedziała, że nie zadzwoni i żeby on też nie dzwonił, bo kto dzwoni po policję jest pieprzonym konfidentem, a konfidentów to oni...
Chłopak, który wypadł przez okno wrócił do samochodu, ale do niego nie doszedł. padł na trawnik i zemdlał. Na szczęście ktoś przejeżdżał ulicą i widząc rozbite auto wezwał odpowiednie służby.
Zaczęło świtać, na miejscu zgromadzili się gapie. Wszyscy rozszerzonymi nozdrzami wdychali atmosferę grozy. Łukaszek oczywiście też poszedł. Obejrzał rozbite auto, szkło, krew.
- No i co? - zapytał tata Łukaszka. - Jakieś refleksje, młody człowieku?
- Wygląda to zupełnie inaczej niż w filmie czy grach... - powiedział Łukaszek. Wyjął z kieszeni telefon i przymierzył się do robienia zdjęć.
- Co ty robisz? - ofuknął go tata.
- Zdjęcia!
- No ale po co ty chcesz robić zdjęcia?
- Żeby pokazać Grubemu Maćkowi. Bo go tu nie ma, a chcę, żeby też to zobaczył.
- A czemu chcesz żeby to obaczył? - drążył tata. - Czy ten wypadek to coś fajnego?
Łukaszek nic nie powiedział, zachmurzył się i schował telefon. Nie wytrzymał jednak i zauważył, że wszyscy robią zdjęcia.
- Nie należy robić tego co wszyscy - odparł tata. Wokół ludzie tłoczyli się coraz bardziej, pstrykali foty i jęczeli w zachwycie. Z samochodu zginęła gaśnica i medalik ze świętym Krzysztofem.
Wieczorem podano informację, że chłopak, który wypadł przez szybę zmarł. Przyczyną śmierci było rozbicie głowy o hydrant. Pozostała szóstka przeżyła.
- No tak - skomentował tata Łukaszka. - Nie zdziwię, jeśli ten wypadek będzie na pierwszej stronie gazety "To, Co Jest"...
Tata Łukaszka miał rację - ale nie do końca. Otóż na pierwszej stronie wymienionego wydawnictwa (przyniesione przez Grubego Maćka) owszem, było o wypadku, ale zdjęcie przedstawiało hydrant. Nad nim krzyczał wielki tytuł: "W całym kraju jest pełno hydrantów-morderców! Zyliony ludzi mogą zginąć!! Wszyscy umrą!!!".
A na następnej stronie był wywiad z matką chłopaka, który zginął. Długi, aż na cztery linijki. Brzmiał mniej więcej tak: syn wracał nocą z dyskoteki i rozbił sobie głowę o hydrant. I umarł. Całość kończył wstrząsający apel: "Gdyby nie ten hydrant, mój syn by żył! Zlikwidujmy hydranty!!"
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1110 odsłon
Komentarze
Re: Hydrant morderca
22 Sierpnia, 2009 - 19:57
Makabryczny odcinek dzisiaj...
hydranty
22 Sierpnia, 2009 - 22:27
To chyba odnosnie akcji "zlikwidujmy piekne, malownicze alejki drzew"...
Taaak...
22 Sierpnia, 2009 - 22:58
... ale już wcześniej spotykałem się z opinią, że w starciu kierowca-drzewo winne jest... drzewo. I należy je usunąć.
Tak a propos usuwania drzew i makabryczności tego odcinka - widziałem taką drogę, na której bywały wcześniej kraksy na drzewach i teraz drzewa wycięto. Oczywiście pieńki zostały. Wysokie na jakieś 10 cm. Co się stanie z samochodem, który wyleci z szosy i trafi na taki pieniek - to nietrudno się domyślić. Piruet i lądowanie. Jak się uda to na kołach, a jak się nie uda - to na dachu. Co się stanie z pasażerami auta - też się chyba można domyślić.
Być może nawet ruszy wtedy akcja sadzenia drzew wzdłuż szos, aby zapobiec nowym wypadkom.
Marcinie
22 Sierpnia, 2009 - 23:11
Widocznie panowie, którzy wycięli drzewa obawiają się... wampirów jeżdzących po polskich drogach.
Innego wyjścia nie widzę.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".