Okropny billboard

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

W mieszkaniu Hiobowskich panowała cisza i spokój. Było pusto, w lokalu przebywała jedynie mama Łukaszka. Krzątała się nerwowo po pokojach, jakby czegoś nasłuchiwała, jakby na coś czekała. Wreszcie - jest!
Zabrzmiał dzwonek u drzwi. W charakterystyczny sposób. Siedemnaście razy długo i czterdzieści dwa razy krótko. Mama Łukaszka na palcach podeszła do drzwi i rzuciła krótko:
- Hasło!
- Żeby było! - dobiegło zza drzwi. - Odzew!
- Jak było! - i mama otworzyła wejście. Do mieszkania wmaszerował dziarsko oddział pań stukając obcasami.
- Bardzo dobrze, że zachowuje pani środki ostrożności  - pochwaliła mamę Łukaszka jedna z nich. - Przecież musimy się ukrywać!
Zadzwonił telefon mamy Łukaszka.
- Halo! - odebrała mama. W aparacie rozległ się wesoły głos sąsiadki z dołu.
- Co tam się u pani dzieje, sąsiadko? Wojsko maszeruje? Żyrandol mi się kiwa!
- Nie, to nic takiego! - zapewniła śpiesznie mama Łukaszka. - Nie, nikogo u mnie nie ma!
I rozłączyła się.
- Musimy być cicho - poinformowała swoich gości. - Sąsiedzi są podejrzliwi. Niestety, takie czasy, że najbardziej musimy się bać właśnie Polaków!
- A mieszkanie? - spytała inna pani.
- Jest puste. Jestem sama.
- To dobrze.
Mama Łukaszka zrobiła kawę, a panie zaczęły wyjmować różne pisma i gazety. Przy tym gremialnie utyskiwały na ten kraj.
- Mam już wszystko przygotowane na wypadek aresztowania - wyznała jedna z pań. - Wszyłam ładowarkę do smartfona w biustonosz!
- Ja do mojej walizki dorzuciłam ostatnio bolerko - przyznała druga. - W tych katowniach pewno chłodno.
- A ja już od wielu lat wstaję przed szóstą, żebym zdążyła chociaż zrobić rzęsy - wyznała trzecia. - A tu nikt nie przychodzi mnie aresztować.
- Mnie też nie...
- I mnie...
Na szczęście weszła mama Łukaszka i przyniosła kawę. Dodała także coś ekstra: własnoręcznie zrobione sushi z tuszek śledziowych, na które była akurat promocja w jednym z niemieckich dyskontów.
- Witam na cotygodniowym posiedzeniu osiedlowego koła Komitetu Obrony Dawnych czasów! - powiedziała pani siedząca na fotelu pod oknem. - Zaczynamy od przeglądu prasy. "Wiodący Tytuł Prasowy" zreferuje nam koleżanka Hiobowska. Proszę zaczynać.
Mama Łukaszka zaczęła opowiadać jak to potworna grupa potwornych działaczy antyaborcyjnych wykupuje billboardy w mieście i publikuje na nich potworności. Czyli zdjęcia z aborcji. Należy ich wytropić, wskazać i napiętnować. Nie można epatować społeczeństwa podobnymi ekscesami. Po trzech minutach zachrobotał klucz w zamku drzwi wejściowych.
Wśród pań zapanował nastrój lekkiej paniki.
- A jednak - odezwała się grobowym głosem pani w fotelu. - Nakryli nas. Czyżby...
Wszyscy spojrzeli podejrzliwie na mamę Łukaszka.
- Nie! - zakrzyknęła mama. - Nigdy nie zdradziłam naszej sprawy!
- Każdy tak mówił!
- Ale ja naprawdę! - mama Łukaszka powstała, skierowała się w stronę drzwi i rozłożyła ręce. - Jestem gotowa zginąć za demokrację!
Nie było to konieczne, bo drzwi otworzyły się i do mieszkania weszła siostra Łukaszka.
- Mama?
- To ty? Co ty tu robisz? - mama Łukaszka zwróciła się w stronę zebranych . - To moja córka. Edukuję ją i staram się przekonać by dołączyła do nas, ale...
- Znalazłam! - przerwała jej siostra Łukaszka.
- Co?
- No jak to co! Ten billboard! Nawet niedaleko! Na sąsiednim osiedlu!
Wszystkie panie zerwały się jak jeden mąż. Opuściły mieszkanie i budynek, o mało nie tratując w holu ogromnie zdziwionej sąsiadki z dołu. Po forsownym marszu stanęły po tablicą reklamową.
- To tu - oznajmiła z dumą siostra Łukaszka.
Straszliwy zawód odbił się na twarzy pań. Wołały:
- Ależ.... Co to jest?! To reklama salonu kosmetycznego! Na zdjęciu są obcinane paznokcie!
- Przecież ci mówiłam! - syknęła mama Łukaszka. - Mają być billboardy z dzieckiem poddanym aborcji!
- A paznokcie nie mogą być? - spytała autentycznie zdumiona siostra.
Mama Łukaszka policzyła do dziesięciu i odparła stanowczo:
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo paznokcie to tylko zlepek komórek! Rozumiesz!
Siostra Łukaszka zrobiła okrągłe oczy. Wyjęła z torebki podarowaną jej przez mamę książkę "Poradnik aborcyjny Wiodącego Tytułu Prasowego" i odczytała:
- Dziecko nienarodzone to wcale nie dziecko, a zlepek komórek...

--------------
Jest trzeci tom! ]]>http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html]]>

]]>https://twitter.com/MarcinBrixen]]>
]]>https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen]]>
]]>http://kaktus-i-kamien.blogspot.com]]>

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (8 głosów)

Komentarze

Siedemnaście dzwonków powinno być tak długich jak mgnienie wiosny, ale czterdzieści dwa ?! Chyba dla zmylenia takich jak ja.

Vote up!
1
Vote down!
0

#1519115

Vote up!
3
Vote down!
0

LechG

#1519130