Dlaczego nie pójdę na tak zwany marsz niepodległości

Obrazek użytkownika Anonymous
Idee

Nie dajmy się ustawić w roli „prawicowej ekstremy”. Narracja medialna ma swoje prawa. Nie wysyła się kawalerii na armaty.

Pod koniec zeszłego miesiąca otrzymałem informację pochodzącą z portalu nowyekran.pl, że marsz niepodległości nie tylko nie został przez władze miejskie zarejestrowany, lecz także będzie blokowany przez Niemców, komunistów i ogólnie lewicową hołotę. Ponieważ od pewnego czasu mam podejrzenia do wiarygodności informacji pochodzących z portalu nowy ekran rzecz sprawdziłem i okazało się, że marsz jednak został zarejestrowany. Dowiedziałem się też, że inicjatywę popiera między innymi Rafał Ziemkiewicz i Jan Pospieszalski.

Ziemkiewiczowi i Pospieszalskiemu „od zawsze” dorabiano medialną gębę, ale przy odrobinie dobrej woli każdy może zobaczyć, że są oni bardzo umiarkowanymi republikanami. Jakoś mi się nie chciało wierzyć, aby chcieli się angażować w tak niepewną imprezę jak ów „marsz niepodległości”. Spenetrowałem zasoby oficjalnej strony marszu. Oprócz tych dwóch, znalazłem na niej także kilkadziesiąt innych nazwisk, które coś mi mówią, jak Grzegorza Brauna, Sylwestra Chruszcza (działania na rzecz Łużyczan), Janusza Dobrosza, Macieja Giertycha, Artura Górskiego (przed każdymi wyborami dostaję od niego ulotki wyborcze), Dariusza Grabowskiego, Bogumiła Grotta, Janusza Korwina-Mikkego, Pawła Kukiza, Stanisława Michalkiewicza, Wojciecha Muszyńskiego, Jerzego Roberta Nowaka, Magdalenę Pietrzak-Mertę, Romualda Szeremietiewa, Artura Zawiszę i Jana Żaryna. Kilka osób z tej listy znam osobiście i choć często nie podzielam poglądów, cenię ich ze względu na jasność myśli i antykomunizm. W komitecie poparcia niestety znalazł się również dr Ryszard Z. Opara – założyciel „Nowego Ekranu” .

Stronę tak zwanego marszu niepodległości znałem już wcześniej dzięki doskonałemu klipowi propagandowemu (niestety niedostępnemu na skutek typowej dywersji). Jakie wrażenia mam po otwarciu strony marszu? Niezbyt przyjemne. Młodzi ludzie z flagami biało-czerwonymi na których ktoś ordynarnie nakleił rękę z mieczem (jak z bandery wojennej) stylizowaną na swastykę. Pojawia się też czarna flaga z krzyżem celtyckim. Potem demonstranci pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Pod spodem klip reklamowy. Już od pierwszej klatki pojawia się transparent ONR. Wśród organizacji i środowisk popierających, które mi się z czymś kojarzą mamy m. in. Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, Ligę Obrony Suwerenności, Łódzki Ruch Narodowy „Szczerbiec”, Obóz Wielkiej Polski, Niezależną Inicjatywę Polacy Na Rzecz Serbskiego Kosowa, Stowarzyszenie Obóz Narodowo-Radykalny Podhale, Stowarzyszenie na rzecz Tradycji i Kultury „Niklot”, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Lublinie, Niezależne Zrzeszenie Studentów Politechniki Radomskiej oraz Stowarzyszenie„Solidarni2010”.

Pierwsze pytanie: czy tych ludzi coś łączy? Organizatorzy marszu wzywają, aby „zamanifestować naszą narodową dumę i przywiązanie do suwerennego państwa polskiego”. Słusznie stwierdzają, że „Niepodległa Polska to wartość bezcenna. Naród silny i nowoczesny musi kształtować swój byt w niezależnym państwie, będącym podmiotem, a nie przedmiotem stosunków międzynarodowych”. A więc łączy ich Niepodległość. Tylko co to jest Niepodległość? I jak ją osiągnąć.

Szczerze mówiąc, postępujący rozkład państwowości polskiej jest dla każdego rozumnego patrioty wyzwaniem, skłaniającym do zredefiniowania pojęcia niepodległości stosowanego do tej pory. Dotychczasowe definicje niepodległości okazały się bowiem nieprzystające do sytuacji. Państwo polskie istnieje jako obszar na mapie i zbiór instytucji, które służą podtrzymywaniu fikcji. Stan ten przypomina nieco czasy saskie a to z kolei jest wskazówką, że zrozumienia idei naszej Niepodległości powinniśmy szukać w czasach Pierwszej Rzeczypospolitej. Co więcej, jeśli mamy nie dopuścić do kolejnego formalnego rozbioru i odrodzenia państwa po 100-200 latach w terytorium o 50% mniejszym niż obecne, musimy zrozumieć systemowe funkcjonowanie ustroju i stosownie do tego podjąć decyzję, czy w ogóle warto działać w jego ramach, czy też należy szukać „innej drogi”. Sądzę, że z powodu bardzo niekorzystnego otoczenia międzynarodowego szukanie „innej drogi” czyli mówiąc wprost - narodowego powstania - nie wchodzi w rachubę. Wobec tego pozostaje zrozumienie mechanizmów obecnego systemu i adekwatne działanie.

Zacznijmy więc od pojęcia Niepodległości. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że niektóre państwa Unii Europejskiej są w dalszym ciągu niepodległe, choć poddane licznym mniej lub bardziej uciążliwym unijnym regulacjom. Tylko od siły danego państwa zależy to, czy uda mu się wygrać z naciskiem integracyjnym i wykorzystać go dla swoich celów. Francja jest kolebką starej rewolucji, która wywarła swoje piętno na wielu krajach Europy, Anglia - siedzibą świata finansów, Niemcy - spadkobiercami starej idei Cesarstwa Rzymskiego i autorami idei Mitteleuropy, która co prawda poniosła klęskę, lecz również pozostawiła w regionie pewne sentymenty. Te trzy państwa tworzą - każde na swój sposób - uniwersalną kulturę Europy i przy pomocy swoich cech uniwersalistycznych stają się centrami, przyciągającymi inne, mniejsze państwa europejskie. To sprawia, że „Wielka Trójka” będzie miała niepodległość rozumianą jako swoboda manewru. Taką niepodległość nazwałbym „niepodległością otwartą”.

 

W Europie Środkowo-Wschodniej sytuacja przedstawia się inaczej. Ponad dwadzieścia lat temu ta część Europy pozostawała pod butem Moskwy. Moskwa jest specyficznym miastem-państwem, które wyznaje od stuleci ideę „niepodległości zamkniętej”. Nieco upraszczając, można powiedzieć, że w państwie moskiewskim (Moskowii) prawa obywatelskie przysługują tylko mieszkańcom miasta-państwa, Moskwiczom, natomiast pozostali mieszkańcy rozległego „interioru” są ich niewolnikami. Sami obywatele Moskwy nie są jednak wolni (jak obywatele Wielkiego Nowogrodu), lecz są z kolei niewolnikami władzy, niezależnie od tego, czy jest to władza jednoosobowa czy kolektywna. Władza jest absolutnym suwerenem i dąży do całkowitego podporządkowania państw sąsiednich. W takich warunkach wszystkie kraje naszego regionu próbowały lub próbują wyrwać się z pod wpływów Moskwy i dobrowolnie oddać pod wpływy Ameryki lub Wielkiej Trójki. Do roku 2004 Polska odgrywała dla niektórych krajów naszego regionu rolę pomostu do Zachodniej Europy i starannie unikała zatargów z Rosją. Ale w 2003 roku opowiedziała się za wojną z Irakiem.

Pamiętam to jak dziś: wkrótce po wejściu do UE w polskich massmediach nieoczekiwanie rozpoczęła się antyrosyjska nagonka. Tak jakby sojusz z Ameryką, wejście do Unii i formalna utrata niepodległości (nad czym ubolewałem bardzo mocno) obudziła niepodległość faktyczną. Wkrótce wybucha na Ukrainie pomarańczowa rewolucja. Kolejny rok - Lech Kaczyński zostaje prezydentem RP, a Jarosław Kaczyński tworzy rząd. Stały się rzeczy do tej pory niemożliwe.

Dostaliśmy (od Amerykanów?) szansę zbudowania niepodległości otwartej, to znaczy takiej, w której nie jesteśmy skazani na Wielką Trójkę, ale mamy pole manewru w Europie Środkowo-Wschodniej, możemy grać rolę „miękkiego lidera”, w oparciu o naszą własną ideę uniwersalistyczną, do której ożywienia przyczynił się bez wątpienia Jan Paweł II. Oczywiście reformy wewnętrzne były i są konieczne, ale również oczywiste jest, że nie można ich przeprowadzić bez poszukiwania sojuszników.

Mówiłem wtedy przyjaciołom, że przydałby się nam ktoś taki jak de Gaulle w 1958 roku. Stary generał był wielokrotnie wyśmiewany za swój upór w relacjach z silnymi partnerami i za różne rzekomo staroświeckie uprzedzenia i „lęki”. Patrząc jednak z perspektywy lat żaden z jego kroków i wystąpień nie był przypadkowy. Zarzucano mu brak realizmu, nieliczenie się ze słabością Francji, podskakiwanie Amerykanom, ale on konsekwentnie dbał o to, aby zapewnić Francji maksimum swobody manewru na arenie międzynarodowej. To była ta „otwarta niepodległość” w wykonaniu Francji. Jeden z przyjaciół mi powiedział: „przydałaby się choć połowa de Gaulle'a”. Nie mieliśmy de Gaulle'a, ale mieliśmy „Małego Rycerza”. Różnic między obu politykami jest tak wiele, że warto wspomnieć tylko o jednej: de Gaulle miał wiele szczęścia i przeżył dziesiątki zamachów. Ile zamachów przeżył „Mały Rycerz” tego nie wiem.

Narzekania na „Małego Rycerza” rozlegały się przez cały okres jego prezydentury z lewa i z prawa. Przede wszystkim oba „straszne bliźniaki” działały od 1990 roku w targecie inteligenckim, o który zajadle walczyła Gazeta Wyborcza i okolice. Odwoływały się do podobnego systemu wartości (wolność, demokracja), ale inaczej rozkładały akcenty i żądały rozliczenia komunistów. Demokracja była dla nich środkiem do celu a nie celem samym w sobie. Prezydent Kaczyński zyskał przynajmniej tyle, że po wizycie w Gruzji Adam Michnik go publicznie pochwalił (i w trosce o sumienie swoich czytelników natychmiast stwierdził, że prezydent nie rozumie Rosji). „Straszne bliźniaki” powoływały się na patriotyzm i odwoływały się do niektórych wartości socjaldemokratycznych, etatystycznych i chadeckich, co irytowało socrealistów i nacjonalistów, którym w 2007 roku „ukradziono” elektorat. Ale dyskurs oficjalny szedł trochę innym torem. Lewica zarzucała „Małemu Rycerzowi” to, co zarzucano de Gaulle'owi: że jest nacjonalistą, że nie rozumie idei zjednoczonej Europy. Oraz (czego de Gaulle'owi oczywiście nie zarzucano), że jest skrajnym rusofobem. Lewica, którą nazywam „lewicą monetarną” głosi do tej pory, że Kaczyński jest sługą amerykańskich Fenicjanów. Prawica z kolei uważała, że Lech Kaczyński jest politykiem „lewicowym”, sprzymierzonym z tak zwanym New World Order i postkomunistami. W najlepszym razie PiS był uważany na prawicy za „mniejsze zło”. Liberałowie i konserwatyści konsekwentnie krytykowali PiS za „socjalizm”. (A tak pół-żartem: polityka liberalizmu gospodarczego byłaby zapewne możliwa tylko pod rządami cara w XIX wieku. Tak mi to jakoś przyszło na myśl, gdy pewni ekonomiści zaczęli przebąkiwać o powrocie do standardu złota...). Te narzekania - bardziej niż widoczne osiągnięcia - świadczyły o tym, że prezydent jest naprawdę skuteczny. Niewiele bowiem wiemy co działo się za kulisami. Obecny ustrój nie kocha jawności i jest to trend ogólnoświatowy.

Prawdą jest, że władza „Małego Rycerza” była bardzo słaba. Ze względu na powszechny w Polsce brak aktywnego patriotyzmu obaj bracia toczyli grę nieustannie w oparach absurdu i na granicy możliwości. Po 2007 roku „Mały Rycerz” nie miał oparcia w rządzie, administracja urzędnicza była mu wroga lub obojętna, massmedia poddawały go nieustannemu grillowaniu. Jedyny atut który w oczach nas, zwykłych zjadaczy chleba, posiadał, to odwaga osobista, której użył do powstrzymania rosyjskiej agresji na Gruzję w 2008 roku. Miał też odwagę odwlekać ratyfikację traktatu lizbońskiego, próbując w ten sposób wytargować dla siebie silniejszą pozycję wewnętrzną, a na zewnątrz - silniejszą pozycję Polski na arenie międzynarodowej. 10 października 2009 roku ów nieszczęsny traktat został podpisany, z pewnymi zastrzeżeniami, które miały być dla Polski korzystne. Historia tego podpisu najprawdopodobniej przypieczętowała na „Małym Rycerzu” wyrok śmierci. Widać było, że zarówno Moskwie, jak i Wielkiej Trójce sprawia kłopoty. Jego ewentualne zwycięstwo w wyborach 2010 roku mogło oznaczać kontynuację i „eskalację” tych kłopotów w postaci kolejnego rządu PiS oraz wzrostu zaufania małych krajów regionu do roli Polski jako „miękkiego lidera” w Europie Środkowo-Wschodniej. Mogło to z kolei dać Polsce więcej swobody w sprawach wewnętrznych, w przeprowadzeniu ciągle oczekiwanych reform: zrzucenia rosyjskiego jarzma (derusyfikacja), wzmocnienia armii i odbudowy przemysłu zbrojeniowego, wykreowania polskiego systemu bankowego i dużych przedsiębiorstw wiodących, wokół których swój sukces mogło osiągnąć wiele polskich firm rodzinnych. Nie można bowiem przeprowadzać reform bez zapewnienia sobie poparcia zagranicy - w tym względzie idea „niepodległości otwartej” jest w gruncie rzeczy bardzo pragmatyczna. Tylko skrajni idealiści zakładają, że można zbudować niepodległość w oparciu o kraje Wielkiej Trójki lub też wyłącznie w oparciu o Amerykę. Tylko idealiści również przyjmują, że „najpierw należy się zreformować”, a dopiero „potem” działać na zewnątrz. Tych dwóch rzeczy nie da się rozdzielić. Poza tym rozmaite napięcia wewnętrzne można skutecznie wyprowadzić na zewnątrz. Wiem, że za to co powiem wielu czytelników uznałoby mnie za niespełna rozumu, ale sądzę, że przy odpowiedniej zręczności z naszej strony, nawet Gazeta Wyborcza i okolice mogłyby (nieświadomie) pracować dla dobra wspólnego, a nie wyłącznie dla swego wąskiego, „zamkniętego” interesu pseudo-mniejszości. Wydaje się, że w tę stronę podążał Lech Kaczyński, ale zabrakło drugiej kadencji, abyśmy mogli ujrzeć owoce. Nawet wrogimi massmediami można manipulować, narzucając im narrację, w której nie czują się dobrze lub podsuwając im tematy dobrze przygotowane. Wszyscy wiemy, że dziennikarze to śmierdzące lenie, które najchętniej publikują gotowce. Ich pracodawcy są na pewno sprytniejsi, ale każdego można wymanewrować. Trzeba jednak czasu, aby przeciwnik ostatecznie pogubił się i zmęczył w tej rozgrywce.

A więc niepodległość to jest konsekwentna gra o swobodę manewru na zewnątrz i możliwość reformowania i zarządzania krajem. Jeśli ktoś mnie zapyta jak ją osiągnąć, to mogę odpowiedzieć: tylko ciężką pracą. Stare wschodnie przysłowie powiada: „gdy uczeń jest gotów, pojawia się mistrz” i kilka razy w życiu tego doświadczyłem. Tak będzie i tym razem: mistrz (niepodległość) przyjdzie do nas wtedy, gdy będziemy gotowi. Nie chcę podawać recept, bo byłoby to dyletanckie. Niech każdy idzie swoją drogą, służąc tylko Polsce, kochając tylko Polskę. I unikajmy dróg na skróty. Tak zwany marsz niepodległości to może być taka droga na skróty. Rzeczywistość medialna ma swoje prawidła. Wszyscy je znają. Nie wysyła się kawalerii na armaty. Wiedziano o tym już na początku XVII wieku.

Często odnoszę wrażenie, że wielu ludzi zupełnie nie rozumie mechanizmu podejmowania decyzji w państwach nazywanych „demokratycznymi”. Nie chcę tu wnikać w talmudyczne dyskusje co jest demokracją, a co nią nie jest, chcę tu opisać „to co jest”. A „to co jest” nie różni się aż tak bardzo od sposobu podejmowania decyzji w czasach I RP. Zajmuję się tą epoką nie tylko z powodu prywatnej pasji, lecz także dlatego, że ludzie prawicy generalnie rozumują kategoriami świata mniej więcej sienkiewiczowskiego.

Zasadą „mojej” czyli prawdziwej demokracji jest zasada „zgody wszystkich”. Konsensus jest sacrum demokracji. Konsensus osiąga się w formie długotrwałej i szerokiej debaty. Czasami konsensus zawierany jest świadomie przez grupy interesów, a umowa jest dotrzymywana. Ale znacznie częściej konsensus osiąga się przez kondycyjne zmęczenie przeciwnika. Jeśli jakiś temat „grilluje” się wystarczająco długo, przeciwnik po pewnym czasie poddaje się i ulega zniechęceniu. Wówczas chodzi już tylko o milczącą akceptację mniejszości wobec decyzji większości - niezależnie od tego, czy większość ta jest zwarta czy też składa się z tymczasowej koalicji wielu mniejszości. Tak to funkcjonowało w młodzieńczych latach Pana Zagłoby (przed Potopem) - i tak funkcjonuje obecnie.  Debata zmierzająca do osiągnięcia konsensusu toczyła się kiedyś na forum sejmiku, izby poselskiej, w senacie, przed obliczem króla. Czasy się jednak zmieniły. Dzisiejszy parlament nie uchwala corocznie podatków, a zatem tak zwane debaty sejmowe są debatami dworaków, którzy kłócą się o złoto, na którym niczym smok bezproduktywnie wyleguje się administracja rządowa. Chodzi o dzielenie tortu. To zjawisko występowało w I RP, ale w znacznie mniejszej skali. Smokiem, który siedział na złocie (i to bardzo produktywnie!) byli wyborcy, natomiast rząd uprzejmie i pokornie aplikował o datki. To był naprawdę wolny kraj.

Są i różnice formalne: dzisiaj nie ma prawdziwych sejmików, wybory nadzoruje administracja, a Sejm I RP składał się z trzech elementów: izby poselskiej, izby senatorskiej i samego króla, podczas gdy dzisiejszy Sejm to tylko izba poselska; instytucja senatu niewiele przypomina swojego imiennika z czasów staropolskich. Gdybyśmy jakąkolwiek instytucję mieli porównywać do dawnego Sejmu, to chyba tylko I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” - instytucję w pełni reprezentatywną, z nieskrępowaną wolnością słowa, niezniewoloną systemem wielopartyjnym.

Skoro już ustaliliśmy, że „Sejm” to nie Sejm, to gdzie w takim razie jest dzisiaj ta instytucja? Formalnie rzecz biorąc nie istnieje. Nie ma jednego forum, na którym każdy średnio rozgarnięty obywatel mógłby debatować o sprawach państwa. Jest to stan rzeczy do którego usilnie dążyli Stefan Batory z Janem Zamoyskim - to znaczy, aby większość spraw ważnych przeprowadzać nie na jednym, wspólnym forum Sejmu Walnego (gdzie trudno było uciszyć opozycję), lecz na lokalnych sejmikach, które siłą rzeczy nie zawsze mają dostateczną wiedzę o działaniach centrali. Nie chciałbym tu obrażać pamięci wielkiego króla, ale w tym jednym względzie idee Batorego zostały zrealizowane przez administrację rządową III RP. Debaty o państwie toczą się w rozproszonych środowiskach. Przepływ idei między środowiskami sprowadza się do obszczekiwania i obszczywania płotów sąsiada. To umożliwia osiąganie konsensusu poprzez kondycyjne zmęczenie przeciwnika, który traci siły na nieustannym bieganiu wzdłuż płotu. A potem wszystko rozstrzyga się w kontrolowanych massmediach.

W czasach Pierwszej RP niesłychanie ważna była „narracja wiodąca”. Oparta ona była na wiodącej doktrynie państwa i całkowicie czytelna dla obywateli. Obecnie doktrynę państwa tworzy zbiorowy „król” naszych czasów, czyli administracja państwowa przy udziale ideologów i uczonych. Doktryna ta jest zlepkiem niedefiniowalnych i wewnętrznie sprzecznych pojęć i wartości. W konstytucji czytamy m. in. że Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, jest także demokratycznym państwem prawnym, które (o zgrozo) urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej. W tym zestawieniu skądinąd ważne wartości całkowicie tracą sens. Dobro wspólne, obywatele, demokracja, państwo, prawo, sprawiedliwość i do tego sprawiedliwość społeczna! Jest to w istocie chaotyczny stenogram sporu różnych grup mniejszościowych, z których każda próbuje wyrwać dla siebie kawałek sukna. Dla porównania zapis z konstytucji kwietniowej: „Państwo Polskie jest wspólnem dobrem wszystkich obywateli. Wskrzeszone walką i ofiarą najlepszych swoich synów ma być przekazywane w spadku dziejowym z pokolenia w pokolenie. Każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmóc siłę i powagę Państwa. Za spełnienie tego obowiązku odpowiada przed potomnością swoim honorem i swojem imieniem”. Podobne idee (choć nie tylko one) przyświecały Pierwszej RP w okresie jej świetności. Od roku 2005 w Polsce toczy się spór między tymi dwiema narracjami: narracją wielu równouprawnionych mniejszości i narracją zgromadzonej wokół idei państwa silnej (choć mniejszej niż większość bezwzględna) większości. Ta debata ma istotny wpływ na decyzje wyborców. Debaty i głosowania w Sejmie to zaledwie końcowy etap całego demokratycznego rytuału osiągania konsensusu czyli to, co w czasach staropolskich odbywało się podczas tzw. konkluzji sejmowej i na sesjach pieczętarskich. Bo właśnie podczas tych zwyczajowych procedur nadawano intuicjom uczestników debaty ostateczny kształt prawny.

Narracja wielu równouprawnionych mniejszości daje wielką przysługę administratorom naszego państwa. Do czasu umożliwiała skuteczne dzielenie obywateli na zamknięte środowiska, takie jak choćby Unia Wolności, Samoobrona RP, Liga Polskich Rodzin, Unia Polityki Realnej, Kongres Liberalno-Demokratyczny, Konfederacja Polski Niepodległej, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojusz Lewicy Demokratycznej oraz Porozumienie Centrum - by wymienić tylko najbardziej znane. A obok nich pojawiały się jajcarskie ugrupowania w rodzaju Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, które dodatkowo przyczyniały sie do obniżenia rangi Sejmu. Środowiska te utrzymywane były we wzajemnym strachu, nieufności, pogardzie i podejrzliwości. Dodatkowo prowadzono i prowadzi się usilne działania na rzecz zamykania korporacji zawodowych oraz na rzecz tworzenia mniejszości chwilowo użytecznych, takich jak publiczni homoseksualiści, transwestyci, płcie wyrozumowane, samotne matki, samotni ojcowie itp. Tej tęczowej demokracji (kolorowa niepodległa?) wiecznie zagraża kolejna mniejszość „stworzona” przez Lecha Wałęsę, tzn. mohery. Jest i inne zagrożenie dla tęczowej demokracji: muzułmanie, utożsamiani przez massmedia z terrorystami. Inne mniemane zagrożenie to uchodźcy, którzy jakoby zalewają nas szerokim strumieniem. Tematykę można by rozwijać dalej, ale zamknę ją stwierdzeniem, że bodaj największą zasługą Jarosława Kaczyńskiego było skupienie ludzi prawicy wokół idei państwa polskiego i wyrzucenie poza sferę decyzyjną (na prawicy) formacji mniejszościowych. Kaczyński stworzył przez to jedyne realne zagrożenie dla administratorów systemu i dlatego podjęte zostały nadzwyczajne działania w celu jego unieszkodliwienia. Podam jeden, charakterystyczny przykład: tuż przed wyborami Tomasz Lis zadawał Jarosławowi Kaczyńskiemu tylko i wyłącznie te pytania, które mogły kogoś przestraszyć, zarówno na prawicy, jak i na lewicy. W swej bezczelności posunął się nawet do tego, że próbował wmówić słuchaczom Radia Maryja, że Kaczyński jest wrogiem Ojca Rydzyka. Kto nie wierzy, niech obejrzy raz jeszcze. Pouczający przykład narracji równouprawnionych mniejszości. Błąd Kaczyńskiego polegał na tym, że w ogóle wziął udział w tej prowokacji.

Po ostatnich wyborach narracja wielu równouprawnionych mniejszości powróciła prawie natychmiast pod postacią budzącej niesmak ofensywy kota Behemota na krzyż w polskim Sejmie. To jest zapowiedź nadchodzącego zagrożenia. Dalej na pierwszy ogień pójdzie zapewne kompromis aborcyjny i znów Marek Jurek będzie potrzebny. Potem „małżeństwa” homoseksualne. Czyli wszystko to, czym nikt normalny nie chce sobie zawracać głowy, bo trudno podejmować racjonalne decyzje w sytuacjach skrajnych; po to jest prawo, aby od czasu do czasu zwolnić ludzi z nieustannego głowienia się co jest dobre, a co złe. Jak by tego było mało, niebudzące dotąd jakichś szczególnych kontrowersji zwyczajowe święto Niepodległości staje się areną starcia wielu mniejszości. Massmedia usilnie pracują nad tym, aby en masse zwolenników Niepodległości (nie tylko uczestników marszu) przedstawić jako fanatyczną, skrajną i niemal nazistowską mniejszość. Organizatorzy marszu w gruncie rzeczy niewiele robią, aby ten wizerunek złagodzić. Prawdę mówiąc podejrzewam, że wcale im na tym nie zależy. Prawdopodobnie wierzą, że w ten sposób uda im się przebudzić społeczeństwo polskie. Moim zdaniem są w błędzie.

Narracja wielu mniejszości ma bowiem jeden wspólny łącznik: strach. Strach przed narzuconym siłą jednoznacznym porządkiem. Oczywista rzecz; żaden marsz niepodległości im tego porządku nie narzuci, ale przecież bać się także jest przyjemnie. Dobrze puścić sobie jakiś horror, przykryć się kołderką, a pod ręką trzymać pilota, aby w razie czego trochę przystopować. Massmedia zapewnią mniejszościom należyte emocje i pewnie rozbudzą mniejszości, których istnienia nawet się nie domyślamy.

Skoro określiłem jaka droga nie prowadzi do Niepodległości, słów kilka jeszcze o krytyce PiS-u uprawianej w prawicowej blogosferze. Bo - jak sądzę - marsz niepodległości jest elementem tej krytyki. Po przegranych wyborach pojawiają się mniej więcej trzy projekty reformy partii. Liberalni konserwatyści życzyliby sobie, aby PiS stał się partią typu amerykańskiego, o luźnej strukturze, z wieloma skrzydłami i odłamami. Błąd takiego myślenia polega na błędnym założeniu, że Sejm III RP jest instytucją demokratyczną i suwerenem państwa. Tam gdzie toczona jest prawdziwa debata możliwa jest różnorodność: póki co nikt nie zabroni nam zrzeszania się i debatowania zarówno w klubach, jak i w blogosferze. Powinniśmy stale rozszerzać ten segment życia publicznego. Ale suwerenność polskiego Sejmu od dawna została wyprowadzona do różnych instytucji wybieranych pośrednio: przede wszystkim do rządu oraz do komisji sejmowych. Teraz możemy zrozumieć, dlaczego nasi przodkowie z tak wielką nieufnością podchodzili do rządów większości i do delegowania uprawnień całości Sejmu na deputacje sejmowe. Konserwatystom radzę więc potraktować Sejm jako część władzy administracyjnej. Postarajcie się, abyśmy mogli wepchnąć do tej władzy więcej swoich „dworaków”. Drugi projekt reformy zakłada przesunięcie PiS-u do bliżej nieokreślonego „centrum”, przez co mógłby on odebrać głosy Platformie. Projekt już raz się nie udał, więc możemy Ziobrze powiedzieć: pa, pa. Trzeci projekt reformy to nadanie PiS-owi charakteru LPR-KPN plus UPR, czyli narodowo-konserwatywno-liberalnego z resztkami neo-piłsudczyków w charakterze „paprotki”. Zdaje się, że w tym kierunku podążają organizatorzy marszu niepodległości. Tą drogą można chyba pozyskać jakieś 12% głosujących wyborców. Kampanię ugrupowania będą zapewne prowadzili kibice. Jak wiemy nie przysporzyło to głosów PiS-owi, ale może akurat w tym wypadku to nie zaszkodzi.

A tak już serio i bez żartów. Prawica tworzy w Polsce silną, zwartą większość. Zasługą Jarosława Kaczyńskiego jest zjednoczenie tej większości wokół idei państwa. Ta większość byłaby wystarczająca dla poparcia monarchii, ale po odejściu „Małego Rycerza” niestety nie wystarcza do pokonania koalicji strachu, jaką jest Platforma Obywatelska i jej przystawki. Po drugie, PiS i wspierające go organizacje popełniły błędy w kampanii wyborczej. Przede wszystkim prawdziwą katastrofą była klęska akcji uczciwe wybory. Nie pomoże nawet najlepsza kampania wyborcza ani trwająca od 10.04.2010 debata społeczna nad stanem państwa, gdy przerażone mniejszości, próbują za wszelką cenę nie dać się wypchnąć z parlamentu (pisałem o tym tutaj). Poważnym błędem medialnym było pozwolenie na to, aby kampanię prowadzili kibice - czyli mniejszość, oburzona, że rząd im zamyka miejsce rozrywki. Nie chciałbym, aby marsz niepodległości dał administratorom naszego kraju okazję do odświeżenia lęku przed - dajmy na to - „nazi-kibolami” i temu podobnymi zbitkami pojęciowymi. I po trzecie, najważniejsze: postawieni przed skrajnymi wyborami ludzie na ogół podejmują złe decyzje. Dlatego - mimo że byłaby to okazja do odświeżenia wielu przyjaźni i znajomości ze studiów - nie zamierzam wspierać Marszu Niepodległości swoją obecnością. No, chyba że się na nim zapowie sam Jarosław Kaczyński. Nie sądzę jednak, aby tak się stało.

I wreszcie chciałbym podrzucić jakąś receptę na powyborczą apatię. Potrzebne jest jakieś centralne forum, na którym wyborcy PiS mogliby swobodnie i bez cenzury debatować o państwie. Forum realne, nie wirtualne. Niech to będzie jakiś „Sejm cieni”. Debata, debata i jeszcze raz debata. Bo - jak powiedział kiedyś ksiądz Chmielowski - „wolne mówienie na sejmikach i sejmach jest matką i duchem wolności, jest nie konającej ojczyzny znak, gdy jeszcze gada”.

 Jakub Brodacki

 

 


0
Brak głosów

Komentarze

Między innymi dlatego że jest to dla mnie spotkanie dwóch nurtów Niepodległościowych tzw. piłsudczyków i narodowców zwartych w jednej ideii jaką jest walka o Niepodległą Polskę.

-----------------------------------------------------------
"Polska Niepodległa to Polska niebezpieczna" Lenin

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------------------- "Polska Niepodległa to Polska niebezpieczna" Lenin

#197728

Akurat wydźwięk marszu jest endecki; dołączyli byli działacze KPN (Niklot) oraz Związek Strzelecki. Dałbym i endekom placet, gdyby to miało jakikolwiek sens.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197730

Jak uzbrojony pójdzie, bo może być gorąco.
Odpowiedział: biorę siostrzeńców, mamy biało-czerwone flagi.

Vote up!
0
Vote down!
0

********************************** Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#197746

Panie Tomaszu, cała nadzieja w tym, że na marszu "nie wyjedzie" do góry Roman Giertych i Radek Sikorski. Tego Panu i sobie życzę.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197900

...a wystarczy powiedzieć - nie pójdę, bo mi się towarzystwo nie podoba.

Widzi pan, Jezus wisiał na krzyżu między łotrami i jednego nawet zbawił, może tu jest jakaś wiadomość?

Vote up!
0
Vote down!
0
#197749

Niezupełnie, bo - jak mówię - kilku z nich to fajni ludzie. Proszę przeczytać do końca, bo poza tym, że nie przepadam za Nowym Ekranem, to jeszcze mam coś do powiedzenia...

Vote up!
0
Vote down!
0
#197901

Co to za argument?!

Nie dajmy się ustawić w roli „prawicowej ekstremy”. Narracja medialna ma swoje prawa. Nie wysyła się kawalerii na armaty.

 

Mam prawo obchodzić święto narodowe jak chcę. To mój skrawek wolności. Nikogo do marszu nikt nie zmusza, może urządzić własny, ale nie po toby bić przeciwników jego poglądów.  Mam zrezygnować bo lewacy będą rzucać koktailami Mołotowa, a GW nazwie mnie faszystką? TO LOGIKA NIEWOLNIKA! Zamiast rezygnować pora wytoczyć GW proces za obrażanie Polaków i podjudzanie do konfrontacji. 

 Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#197753

Dycha. Okazuje się, że równouprawnienie w dziedzinie poczucia dumy narodowej to na szczęście nie jest wymysł poprawnych politycznie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197760

Nie tylko w przypadku dumy narodowej :-) Myślę, że za mało siebie szanujemy, zachowujemy się jak obcokrajowcy we własnym kraju. Każdy może na nas tupać i każdy pouczać, jak mamy żyć, a wolność tylko dla parad równości.

Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#197763

Jak czytam tego typu wypowiedzi, to powiem szczerze targają mną sprzeczne emocje. Bo z jednej strony "serce się rwie", aby powiedzieć: tak, ma Pani rację, próbują nas zepchnąć do kąta. Ale rozum odpowiada: jeśli porównujemy się do parad równości, to automatycznie stajemy się im równi, to znaczy stajemy się jeszcze jedną mniejszością.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197909

MARSZ - TO Jest Miejsce Dla NAS Polaków ! MARSZ - TO Polska Droga Do Wolności ! MARSZ - TO Jest Tradycja I Jest Chwała Oleandrów ! MARSZ - TO Walka I Wizja Przyszłości ! ! !
Vote up!
0
Vote down!
0
#197831

A nie sądzi Pani, że warto poczekać na to co zrobi przeciwnik? Pierwszy ruch należy do nich, a nie do nas. A impulsywne rzucanie się bez broni na bagnety wroga - to jest dopiero logika niewolnika.
Głośno o marszu niepodległości, a co PO robi pod stołem - to jakoś cicho...

Vote up!
0
Vote down!
0
#197902

Dzięki za przypomnienie wielu faktów historycznych, bowiem wielu o nich zapomniało.
Znacznie mniejsze dzięki,, za opatrywanie tych faktów
komentarzami, bo szkodzą czystemu postrzeganiu tych faktów.
Z wnioskiem o opuszczeniu Marszu, całkowicie się nie zgadzam.
Z prostej przyczyny.
Gdyby nie ekstrema prawicowa, NIGDY nie doszłoby do ruchu o nazwie Solidarność, a my nadal budowalibyśmy potęgę związku sowieckiego, oraz finansowalibyśmy następne generacje
atomowych rakiet układu warszawskiego.
Bo gdybactwa NIE ZMIENIAJĄ HISTORII.
W odróżnieniu od Flagi, umieszczonej na obustronnie zaostrzonym drzewcu.
Pozdrawiam

"My nie milczymy, my rośniemy,zmieniamy w siłę gorzki gniew- I płynie w żyłach moc tej ziemi, jak sok w konarach starych drzew" Yuhma

Vote up!
0
Vote down!
0
#197775

"Gdyby nie ekstrema prawicowa, NIGDY nie doszłoby do ruchu o nazwie Solidarność".

Zgoda - ja tą ekstremę porównuję do kawalerii. Jak się walczy z armatami i piechotą, to kawalerię trzeba oszczędzać i trzymać w odwodzie. Szczególnie husarię.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197903

Wojna, to nie tylko potyczki i bitwy.
To w nie mniejszym stopniu taktyka.
Trzymanie wojsk w okopach, psuje morale i zbroja rdzewieje.
Dawnymi czasy, przeciwstawiano temu tzw. przeglądy wojsk.
Do tego, widok sprawnej kawalerii, silnie podnosi morale wątpiących.
I jeszcze jedno.
Lepiej armaty odbierać, niż dać się dziesiątkować w okopie.
Pozdrawiam

"My nie milczymy, my rośniemy,zmieniamy w siłę gorzki gniew- I płynie w żyłach moc tej ziemi, jak sok w konarach starych drzew" Yuhma

Vote up!
0
Vote down!
0
#197955

Tu aż się prosi przypomnienie chłopców w sukmanach z kosami na sztorc, Bartosza Głowackiego.... Gdy szli jak w dym na te armaty ruskie i wycinali w pień ruskich kanonierow.... No i jeszcze... ARMATY POD STOCZKIEM ZDOBYWAŁA WIARA RĘCAMI CZARNYMI OD PŁUGA..... A " alchymistów " ci u nas był zawsze dostatek. Więcej ich było w Historii Naszej Polski jak tych mieczów pod Grunwaldem. Niestety..... ...Hej ! Kto Polak na bagnety ! Żyj Swobodą Polsko ! ŻYJ !.....
Vote up!
0
Vote down!
0
#198067

tak już serio i bez żartów. Prawica tworzy w Polsce silną, zwartą większość. Zasługą Jarosława Kaczyńskiego jest zjednoczenie tej większości wokół idei państwa.

tego się trzymajmy .
10.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197817

Na marsz idę.
Nikt o zdrowych zmysłach nie wsadzi mnie w endecką koleinę. To nonsens. Przestańmy się etykietować. Nie odgrzewajmy sporu naszych ojców a nawet dziadków i pradziadków. Było, minęło - historia pokazała kto miał niemal 100 lat temu rację. Każdy ma prawo iść z flagą 11 listopada ulicami każdego miasta, tym bardziej Warszawy!!!!!

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#197829

Mam dylemat.

Iść z Układem czy Panslawistami - jedno i drugie szkodzi Polsce.

Gdzie jest miejsce dla Normalnej Rodziny .

Vote up!
0
Vote down!
0
#197832

Panslawiści skąd na Marszu?

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#197844

Dłuższy wywód - nad narodowcami.

Subtelność paska rosyjskiego :))))))

Dmowski i jego ideały- przejęte przez element antynarodowy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197847

O narodowcach to wiem Dmowski chciał w Rosji widzieć obronę całej słowiańszczyzny!!!
Wiesz jak rozmawiam z ludzikami, ktorzy teraz mowia ze są Endekami to oni widzą NSZ a nie znają historii!!!i pomyslow Dmowskiego endecji. To dzieki ND-kom byla II wojna św. i III a nie jedno powstanie slaskie!!!!!
W piatek dam kolejny moj odcinek z historii Slaska tam sie naczytasz o ND-ecji!!!!!
Opieram sie na materialach żródłowych sprzed wojny czyli wtedy gdy zyli tamci ludzie - zapiski, rozkazy itp.
Czy wiesz, że nawet profesorowie historii plota bzdury??

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#197851

to mam dylemat:)
Poczytamy o "śląskiej mafii" ?
Kto od kogo i kto kogo :)
Grażyński vs. Korfanty

w/s profesorów.
szczególnie jeden -Wożniczka

Vote up!
0
Vote down!
0
#197854

1905 - Roman Dmowski przedstawia caratowi propozycję udzielenia POMOCY w tłumieniu rewolucji/powstania 1905 roku na ziemiach polskich. W tym samym czasie PPS z Piłsudskim aktywnie bierze w nim udział...

Istnieje kilka faktów mało znanych bądź zazwyczaj przemilczanych dotyczących Narodowej Demokracji i Romana Dmowskiego.

A wyżej wspomniany? Skomentuję tak: kwestia priorytetów. O Piłsudskim mówić można różne rzeczy, ale dla niego na pierwszym miejscu była niepodległa Polska. I, tym razem, cel środki uświęcił.

Natomiast propozycja, de facto, kolaboracji z carskim rządem powoduje, że warto zapytać: a co było celem w tym przypadku??
Nic innym zasługom Dmowskiego nie ujmując (ale mniej ich jest, niż głosi "narodowa" mitologia).

Vote up!
0
Vote down!
0
#197933

Jadwigo nie jestem ani Endekiem ani Piłsudczykiem, jestem za Niepodległą i silną Polską.
A dlaczego to piszę - bo jestem wychowany w tradycjach NSZ-u, mój dziadek był żołnierzem w tej formacji. Ale potrafię także docenić działalność Piłsudskiego, co nie oznacza że od razu osoby będące za Piłsudskim nazywam germanofilami. Każdy z tych dwóch panów ma plusy i minusy w życiorysie (jak każdy normalny człowiek tyle że w mniejszej skali).
Czekam z niecierpliwością na artykuł w piątek, może sobie trochę porozmawiamy na materiały źródłowe, mam nadzieję że nie są to źródła wydane po II wojnie światowej, bo ja mam sporo z przed wojny.
I ostatnia prośba - nie zarzucaj że to ND-cja wywołała II wojnę światową,trochę umiaru i szacunku dla innych, wychowanych w trochę innych tradycjach.

-----------------------------------------------------------
"Polska Niepodległa to Polska niebezpieczna" Lenin

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------------------- "Polska Niepodległa to Polska niebezpieczna" Lenin

#198161

to już nieaktualne (na szczęście). Gdy słucham wypowiedzi obecnego szefa MW (jeden z organizatorów marszu), rośnie serce. Wszyscy zdają sobie sprawę z nieadekwatności starego podziału (endecja-piłsudczycy). Teraz liczy się Polska i ratowanie jej z rąk szubrawców...  

Vote up!
0
Vote down!
0

andygo

#198236

Proszę Pani, przodkowie idą z nami ramię w ramię. Używamy innych słów, ale trwa konflikt tych samych wartości. A dopóki trwa Moskwa, dopóki trwać będzie spór o taktykę i strategię.

Oczywiście, że każdy ma prawo iść z flagą. Przypominam sobie tylko słowa raczej kiepskiego poety, bardziej filozofa Jana Lemańskiego: "miałem sen. Idę se ulicami miasta i patrzę: nic na tej ulicy nie ma nazwy >polskie<, ponieważ wszystko jest tak bardzo polskie, że nie trzeba o tym mówić". Cytat z pamięci, więc mogłem coś przekręcić. Było to przed 1918 rokiem. Lemański był fanatycznym niepodległościowcem. Sens jest jasny: mówiąc "Polska" nie wyczarujemy Polski. Niepodległości się w ten sposób nie wywalczy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197904

O Niepodległą walczy się każdego dnia.
Jeden czy drugi manifest sprawy nie załatwia.

Każdy ma prawo iść w ten jeden dzień - dostojnie ,spokojnie z uśmechem na ustach.
To dzień dożynek narodowych - święto radosne.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197905

Dziękuję, że Pan to napisał. O Niepodległą walczy się każdego dnia!

Vote up!
0
Vote down!
0
#197908

Z jakiej to logiki wynika, aby “postępujący rozkład państwowości polskiej” (niezależnie od tego, jak go pan tam sobie rozumie) pociągał za sobą konieczność zredefiniowania na nowo pojęcia niepodległości?

I jaką to definicję niepodległości Pan proponuje? Bo, jeśli “konsekwentna gra o swobodę manewru na zewnątrz i możliwość reformowania i zarządzania krajem” jest w pana przekonaniu niepodległością, to co jest dla pana tego kraju zniewoleniem?

To co pan opisuje to proces uzyskiwania niepodległości, a nie jej definicja. W dodatku, niepodległości bardzo rozmydlonej. Tak rozmydlonej, że pies podwórzowy na dłuższym łańcuchu cieszy się większą niepodległością, niż ten na krótkim łańcuchu, a szczególnie większą niż ten z kagańcem. A więc ten na dłuższym łańcuchu skomli z radości, że mu się tak swobodnie żyje.

Twierdzi pan, że ukończył pan studia, a to do czegoś przecież zobowiązuje. Przynajmniej do umiejętności odróżnienia procesu od wyniku tego procesu.

kassandra

Vote up!
0
Vote down!
0

kassandra

#197868

ja gdzieś kiedyś spotkałem się z opinią jakiegoś profesora starszej daty, wykładowcy uniwersyteckiego, który twierdził, że ludzie z przedwojenną maturą dysponowali znacznie większym zasobem wiedzy ogólnej niż absolwenci studiów wyższych czasów dzisiejszych.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197869

Potwierdzam.
Znałem staruszka, po przedwojennym, wileńskim gimnazjum.
Jego poziom wiedzy, był dla mnie szokiem.
Spotkałem także doktora elektroniki, który zaczął kwestionować
zasadę działania prądnicy, wywołując burzę śmiechu własnych pracowników.
Pozdrawiam

"My nie milczymy, my rośniemy,zmieniamy w siłę gorzki gniew- I płynie w żyłach moc tej ziemi, jak sok w konarach starych drzew" Yuhma

Vote up!
0
Vote down!
0
#197870

To prawda. Między innymi dlatego, że mieli wykształcenie klasyczne, które jest swego rodzaju matrycą naszej cywilizacji. Jeżeli w mojej pisaninie widać tego typu braki, to bardzo nad tym ubolewam. Acz i ja trochę liznąłem tej kultury antycznej jeszcze w liceum...

Vote up!
0
Vote down!
0
#197907

W istocie rzeczy zwróciła Pani uwagę na ważny punkt mojego rozumowania. Niepodległość jest dynamiczna. Nie istnieje koniec tej historii. Nie można powiedzieć: o, teraz to już mamy niepodległość. Nieprawda. Niepodległość jest ciągłym procesem. O Wolność walczy się bez końca. Wiedzieli o tym nasi przodkowie i dlatego nie pokładali nadziei ani w prawie, ani w wiecznych instytucjach, ale tylko i wyłącznie w samych sobie. Proszę się wczytać w cytowany przeze mnie fragment konstytucji kwietniowej.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197906

Dycha dla autora - za rozbudowany, wypracowany tekst, w którym przedstawia ciekawe koncepcje wraz z uzasadnieniem, w nawiązaniu do historii itd itp. co nie znaczy, że zgadzam się z tezami artykułu. Tu zauważę, że system oceniania w przypadku tego wpisu zupełnie się nie sprawdza. Artykuł ciekawy, może wręcz zbyt długi, ale logiczny, tezy kontrowersyjne, ale na pewno wymagał wiele pracy i wysiłku. Sądzę, że powinien mieć inny tytuł i nieco inny układ, gdyż kwestia uczestnictwa w Marszu to sprawa w nim marginalna - omawia on bowiem ogólnie ideę i definicję niepodległości, a także jej rozumienie i możliwość realizacji we współczesnych polskich realiach. Przypuszczam, że może są tacy, którzy nie doczytując go wystawiają niską ocenę za ideę nieobecności na marszu i w tym sensie krzywdzącą dla autora. Tak więc Panie Alchymisto 10 punktów za jakość i pracę włożoną w artykuł, pomimo, że nie zawsze się z Panem zgadzam. Aha, na marsz oczywiście pójdę - choć tylko wirtualnie niestety ... z Gliwic to byłby kawałek drogi... Pozdrawiam Pasiu - Tomasz Pasławski Przy okazji odnosząc się do Pańskich uwag o Małym Rycerzu polecam pieśń
Vote up!
0
Vote down!
0

Pasiu

#197917

Oniemiałem. I słowa piękne, i wykonanie rzucające na kolana! Gdzie i kiedy Pan występuje?

(Sprawę marszu oczywiście potraktowałem jako "hak", dzięki któremu mogę ludzi zainteresować tym co wydaje się dawno przebrzmiałą historią, a co w rzeczywistości ciągle żyje wśród nas i ciągle działa. Ale jedno się tłumaczy przez drugie. Wyjaśniłem dlaczego nie idę na marsz: bo widzę te same zjawiska, które widzieli nasi Ojcowie).

Vote up!
0
Vote down!
0
#197956

Napisał Pan świetny tekst, szkoda że "ocenowo" niedoceniony - trochę podbiję średnią. Nieczęsto można takie znaleźć w sieci. Z większością tez trudno się nie zgodzić... Niestety trochę brak mi w tym momencie czasu na dłuższy komentarz.

Co do samego Marszu - hasło "jednoczmy się", również w tym przypadku, budzi we mnie mieszane uczucia. Ta sama odwieczna wątpliwość: czy warto próbować coś dobrego robić, stając w szeregu z osobami, do których ma się różne, czasem bardzo poważne, zastrzeżenia. Idea szczytna, ale...

Dylemat 11 listopada został mi oszczędzony. Niestety, z przyczyn "logistycznych" nie będę w stanie dotrzeć.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197925

Bardzo dziękuję. Ocenami się aż tak bardzo nie przejmuję, bo wynikają one z dobrych emocji, którym sam też czasem ulegam. Po 11.11 przyjdzie czas na podsumowanie całej akcji, emocje pewnie nieco ochłoną.

No właśnie - jednoczyć się można. Ja bym wytrzymał nawet kiepskie towarzystwo, gdyby w kolektywie dominowali ludzie mądrzy. Niestety w tym wypadku ci mądrzy są jedynie kwiatkami do kożucha i to mnie martwi.

Vote up!
0
Vote down!
0
#197947

aby podjąć decyzję czy pójść?

Nie wystarczy stwierdzenie: "Nie wysyła się kawalerii na armaty" i oczywiście odrzucenie go, jak bzdetne? A co się wysyła na armaty - białą flagę ???

Zanim artylerzyści załadują do kolejnej salwy, już mają kawalerię na karku, drugiej salwy nie ma! Wystarczy nie leźć pod lufy pierwszej, żeby wygrać starcie.

Oczywiście, wroga należy najpierw rozeznać. Także w przypadku tego marszu. Bo "kupą mości panowie" może się nie sprawdzić.

Chyba, że z góry ustawiamy się w roli "ofiar i pokrzywdzonych".

Vote up!
0
Vote down!
0
#198076

Ten tekst jest właśnie próbą przedstawienia wyników rozeznania. Nieprzyjaciel okopał się i kawalerii nie da się użyć. Trzeba myśleć nad fortelami - jak Pan Zagłoba.

Vote up!
0
Vote down!
0
#198080

Chciałam dać 10 punktów, ale tu jest jakoś inaczej niż wszędzie. Klikanie w punkty nic nie daje. Proszę o podpowiedź.
Tekst jako wykład historyczny jest tak wartościowy, że go sobie wydrukowałam. Autorze, mam nadzieję, że coś publikujesz, w sieci takie teksty giną w powodzi bylejakości.
Jeśli chodzi o samą kwestię: iść czy nie iść, nie potrzebuję aż tak głęboko wnikać w historię. Dla mnie 11 listopada jest związany wyłącznie z Piłsudskim, jego ideą i walką. Żaden Dmowski i żadni narodowcy. Nie da się w żaden sposób połączyć tych dwóch sposobów myślenia, a robienie tego w imię "zjednoczenia prawicy" to absurd. Wyznawcom ideologii narodowej nie wierzę za grosz. Wystarczy przypomnieć sobie, jaką rolę pełnili za komuny.
Swoją drogą, ciekawa jestem, kto z komentujących tu entuzjastów marszu choć parę razy maszerował w tę rocznicę.

Vote up!
0
Vote down!
0
#198344

Klikamy w kropeczki.
Dziękuję za niezasłużone pochwały. Coś niecoś jeszcze znaleźć można tutaj: podstrzechy.wordpress.com
Ja doceniam niektóre elementy działalności narodowców, np: proluz.wordpress.com, ale generalnie jestem za "obwarzankiem".

Niestety pojawił się nowy, niepokojący aspekt marszu niepodległości: http://niepoprawni.pl/blog/3289/jestesmy-nazistami-i-glupcami#comment-230260

Vote up!
0
Vote down!
0
#198347

Właśnie życie dopisuje kolejny rozdział do mojej tezy o "narracji wielu równouprawnionych mniejszości":
http://www.youtube.com/watch?v=9ZgowS931tk&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?v=NBvO8uwxgfY&feature=related

Zachwyty nad świetnym wystąpieniem Ziemkiewicza nie zmieniają faktu, że prowadzący program zebrali razem wiele mniejszości. Jakaś pani z fundacji MaMa, raper Sokół, Senegalczyk, reprezentant Czerskiej oraz Ziemkiewicz i Pereira. No i jako "moderatorka" Szczuka, która była w rzeczywistości stroną. W tym układzie wezwania Pereiry, aby zapewnić bardziej reprezentatywny skład debaty były dość zabawne. Podstawowy błąd taktyczny: organizatorzy marszu niepodległości zdefiniowali się sami jako mniejszość i tak zostali potraktowani przez organizatorów debaty. Mam nadzieję, że to nie będzie strategia prawicy na nadchodzące lata.

Vote up!
0
Vote down!
0
#199145

 ludzi i ryknęliby oni Bogurodzicę?

Na przeciwko nim staliby rodzimi zdrajcy i faszysci z Niemiec.

Jak sądzisz czy taka konfrontacja byłaby nic nie znaczącym gestem czy wojną 

cywilizacyjną o wartosci i niepodległosc faktyczną?

Przyjmując twoją optykę nie byłoby Powstania Warszawskiego ,Powstań Listopadowego i Styczniowego. w trakcie rozbiorow,nie byłoby Drzymały ,dzieci  z Wrzesni ,Powstań Śląskich ,nie byłoby oprou przeciw germanizacji i rusyfikacji itd.

Wojna o pamięc jest istotnym elementem swiadomosci narodowej ,narody bez pamięci są niczym.

Co prawda nie będę na marszu w Warszawie ,ale pojdę na mszę za Ojczyznę i marsz

niepodległosci pod pomnik Piłssudskiego.

Są to u nas w Gorzowie oficjalne obchody ,ale nawet takie lepsze niz zadne.

Vote up!
0
Vote down!
0
#199161

Spora część powstań była efektem z jednej strony prowokacji, a z drugiej - rezultatem tłumienia emocji przez zaborców. Ludzie pękali i ruszali do powstania. Ich pamięć trzeba czcić, ale NIE WOLNO pozwolić na to, aby została w jakimkolwiek stopniu zrównana z wszelkiego typu mniejszościami. To kwestia taktyki.

Chciałbym wiedzieć o jaką pamięć walczy Janusz Korwin-Mikke (ideowy wróg powstania warszawskiego) czy redaktorzy portalu nowyekran.pl (na niepoprawni.pl byli wieloktornie krytykowani, a nagle stali się bohaterami "sprawy narodowej").

Vote up!
0
Vote down!
0
#199434

Co ma udział w patriotycznym marszu 11 listopada do światowej polityki ? Ten marsz to manifestacja przywiązania do wartosci, które dziś są zawzięcie zwalczane. Demonstracja patriotyzmu tradycyjnego, przeciw "patriotyzmowi" widzącemu Polskę bez krzyża, tradycji i dumy z własnej historii.

Z twojego tekstu wynika, że mamy siedzieć cicho i czekać aż nas zbawi Kaczyński. A za Kaczyńskim w 2005 roku poszły tysiace ludzi, którzy potem zostali wyrzuceni na zbitą mordę lub odstawieni na boczny tor za to, że ujawnili wtedy swoje poglądy.

Dziś w Sejmie chłopów reprezentują nowobogaccy ziemianie z PSL, a zamiast narodowców mamy Palikota. A wystarzyło rozpisać referendum o Lizbonę i nie scigać Leppera bo aferzystów do zamknięcia Polska ma na pęczki. Dlatego nie dziw się, że jednoczenie się z PIS-em wielu postrzega jak pajęcze zaloty.

Polska się obudzi. Tego jestem pewien. Czy akurat pod szyldem PIS-u nie wiem. Chciałbym bowiem wierzyć, że narastająca bieda i niesprawiedliwość bardziej interesuje polityków niż katastrofa samolotu, której wobec zniszczenia dowodów raczej nie da się wyjaśnić.

Dlatego warto iść na marsz, choćby po to, zeby pokazać, że niepodległość nie jest końcem drogi, a jedynie bazą do budowania uczciwego państwa, szanującego poglądy wszystkich obywateli.

Vote up!
0
Vote down!
0
#199183

Ładnie napisane. Ideowo. I to wszystko co moge odpowiedziec.

Vote up!
0
Vote down!
0
#199439