Bajki tylko dla dorosłych

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Świat

Państwo prawa, polityka prywatności, prawa człowieka, wolność słowa, zasada równości, mowa nienawiści.

            Przed blisko 70 laty mego życia –  a więc w wieku dojrzałym – z takimi pojęciami się nie spotykałem. Stopniowo na przełomie XX i XXI wieku zaczęły się one pojawiać. Dziś panoszą się w umysłach, siejąc zamęt.  Kiedyś były sufrażystki, ale one same starały się o to, by ich nie brać poważnie. Prawa człowieka, to pojęcie pojawiło się w związku z  II wojną światową, ONZ, rasizmem. Ale inaczej je pojmowano, w każdym razie nie jako „wolnoć Tomku w  swoim domku”, inaczej „róbta co chceta”, a  w stylu dworskim: laissez faire, laissez passer.  Samo pojęcie znano, tylko inaczej je kojarzono. Prawa człowieka mieszczą się w prawie natury, bowiem człowiek nie jest produktem, ale jest owocem tajemnicy życia będącej własnością natury. Ta bezbłędnie określa, co mu wolno, co nie i co mu przysługuje. Jeśli człowiek tego nie zagmatwa, to nie ma problemu.  Błędem naprawiaczy świata dziś i dawniej było i jest zawłaszczanie  mocy zakodowanej w naturze jak i dowolne nią manipulowanie, a wreszcie zakwestionowanie w ogóle jej istnienia. Coś w rodzaju wieży Babel. Stwórca od czasu do czasu miesza i tu języki, ale człowiek sobie to zawsze po swojemu tłumaczy.  W rezultacie walka o prawa jednych toczy się z naruszeniem praw innych. Przykład: prawo kobiety do jej brzucha – jak to się brzydko określa –  gwałci prawo człowieka do życia.

            Manipulowanie pojęciami o treści obiektywnej i nadawanie im znaczenia subiektywnego sprawia, że szereg obecnych w języku współczesnym słów  nie kojarzy się z niczym konkretnym. Jest to po prostu artykułowanie treści nie pokrywających się z rzeczywistością. Co rozumiemy n. p. pod określeniem „państwo prawa”? Obecnie politycy  nadużywają go, kiedy chcąc w kogoś uderzyć. Czy rozumieją co mówią?  Poseł Marek Suski na antenie TV Republika, praktycznie dziś jedynej, nie licząc TRWAM stacji, gdzie możliwe jest  wyrażanie opinii sprzecznych z poglądami rządzącej Polską kliką, powiedział, że po 13 grudnia skończyło się państwo prawa.  To oczywiste po wyczynach Sienkiewicza, Hołowni, a przede wszystkim samego Tuska. Wszak nie prawo leży u podstaw ich decyzji, ale aktualne potrzeby partyjne czy też obce polskiej racji stanu wymogi. Z tym wiąże się uwiąd demokracji. Właściwie nigdy nie można było traktować jej dosłownie, ale oparcie jej na burdach ulicznych, co PO czyniła przez cały czas dobijania się do władzy i  czyni nadal, naigrawając się z 7 milionów obywateli mających inną niż rządzący wizję Polski,  to jest coś gorszego niż parodia demokracji. Jej parodią jest też rządzenie przy pomocy dekretów, co czyni jedyne narzędzie demokracji – parlament – salą gimnastyczną, a jako wyłącznie demokratyczną ukazuje wolę partii lub jej wodza. Tak było w III Rzeszy, Rosji sowieckiej, PRL. Hasło dzisiaj rządzących i ich lokajów brzmi: „żeby było jak było”. Przy takiej demokracji bzdurą jest wolność słowa, ba nawet wolność przekonań, gdyż karalna jest, czy ma być, krytyka określonych ludzkich postaw i poglądów, n. p. stanowiska wobec LGBT. Żeby skutecznie obezwładnić człowieka ukuto faktycznie nonsensowny termin: „mowa nienawiści”. Owszem ona istnieje, ale najlepiej artykułują ją właśnie ci, co wszystkich o nią oskarżają, zwłaszcza Tusk i wysługujące się mu publikatory. Natomiast jeśli powiem, że nie podoba mi się propagowanie homoseksualizmu, znaczy to również, że uprawiam mowę nienawiści. Kompletną bzdurą i oszustwem jest tzw. polityka prywatności. Niedostępne są adresy – kiedyś były książki adresowany, spisy lokatorów –  ale to, że jesteś uwiązany jak pies telefonem, że wiedzą o każdym twym kroku kasuje wszelką prywatność. Jeszcze większym głupstwem i w wielu przypadkach nadużyciem jest tzw. zasada równości, oczywiście płci, czyli że nie ma różnic między mężczyzną i kobietą. A co zrobić z tymi dwustu kilkudziesięcioma płciami wymyślonymi przez ewidentnie chore umysły? W końcu nie wiadomo na czym polega ta równość owych dwóch bezdyskusyjnie istniejących  płci? Pod względem organicznym i psychologicznym takowej nie ma. Także pod względem funkcjonalnym jest ona problematyczna. U progu PRL i w ZSRR zastosowano tę równość w obsługiwaniu traktorów. W rezultacie sporo traktorzystek nie mogło urodzić dziecka. Równość kobiety i mężczyzny jest niezaprzeczalna, ale  dyskusja na ten temat byłaby  niepotrzebna, gdyby istniało państwo prawa. Bo to prawo powinno gwarantować takie wartości jak równe traktowanie kobiety i mężczyzny z uwzględnieniem warunków, w jakich to się dzieje. Szermuje się demagogicznie  różnicą wynagrodzeń, a nie mówi się o tym, że kobiety niejednokrotnie więcej zarabiają niż mężczyźni, a dzieje się tak w  zależności od wartości ich pracy. Z kolei schematyczne promowanie zasady równowagi w obsadzaniu stanowisk przez kobiety i mężczyzn zakłóca funkcjonowanie odpowiednich placówek.

            Słowem, w świecie rzekomo racjonalnym aż do apriorycznego negowania Stwórcy – wszak dowieść Jego nieistnienia nikt nie jest w stanie – jesteśmy zakleszczeni w szeregu bezmyślnie przyjmowanych nonsensach pełniących rolę kagańca nałożonego na człowieka nimi zniewolonego, człowieka który  ma ponoć być dumny w jak doskonale urządzonym świecie żyje, jakimi prawami i jaką wolnością się cieszy. Czyż nie powinien też być szczęśliwy? Tymczasem frustracja ogarnia coraz szersze kręgi.

 

 

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (14 głosów)

Komentarze

Kiedy 1000 - letnia III Rzesza Niemiecka po 12 latach istnienia legła w gruzach po przegranej wojnie, wielu Niemców zaczęło od razu kombinować, jakby tu inaczej zgarnąć Europę bez robienia aż tyle hałasu. Jednym z nich był Carl Friedrich Goerdeler, prawnik z zawodu urodzony w Pile, wtedy jeszcze Schneidemühl, główny autor koncepcji według której nowy podział świata powinien być zgodny z niemieckimi interesami, ale osiągnięty środkami przede wszystkim ekonomicznymi. Inny, bardziej znany entuzjasta niemieckiej Europy, to Walter Hallstein, też prawnik, inicjator Wspólnot Europejskich oraz pierwszy przewodniczący Komisji Europejskiej. To właśnie Hallstein zaczął tworzyć nowe prawa, umowy i traktaty, które tak formułował, by można było do nich ciągle dopisywać nowe uzupełnienia, terminy, aktualizacje i odnośniki. Tym sposobem ważność tych umów pozostawała ta sama i nadal zobowiązująca wszystkich sygnatariuszy, ale jej znaczenie, zasięg i konsekwencje zupełnie inne. Czasami jedno wymienione słowo zmienia diametralnie znaczenie całego tekstu.
Wystarczy porównać „ewolucję” traktatów unijnych od tego z Nicei, aż po te teraz aktualne.

Ale zemsta, choć leniwa,
Nagnała cię w nasze sieci;
Ta karczma Rzym się nazywa,
Kładę areszt na waszeci."

O sądnej godzinie na pergaminie pojawia się zapis, którego wcześniej nie było. Diabeł przebiegle włada terminologią prawniczą, wyszukuje zmyślne terminy, żongluje kruczkami prawnymi, by na końcu przesądzić o człowieczej doli, czy też o losie całych narodów.

Metoda Hallsteina, czyli kruczki, sztuczki, luki prawne oraz dowolna interpretacja prawa, stała się bardzo popularna i znalazła wielu adeptów. Oto niejaki Tusk Donald rzecze: "wszystko będzie zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy". To Hallstein w czystej formie. Trudno o lepszą definicję istoty Unii Europejskiej i dowód na jej notoryczne oszwabianie.

Inny przykaład: po długim okresie wahań Niemcy w 2021 r. uznały zbrodnie kolonialne popełnione w Namibii za ludobójstwo - ale nie z prawnego punktu widzenia. Widać, jak niemiecki rząd próbuje celowo uniknąć odpowiedzialności poprzez specyficzną interpretację prawa. Odczekać 120 lat zatrzymując łupy, by uznać sprawę za przedawnioną i zamkniętą.

Aby uniknąć odpowiedzialności na mocy prawa międzynarodowego, rząd niemiecki zaciekle walczy o koncepcję "ludobójstwa z dzisiejszej perspektywy". Na poziomie prawnym używa tego argumentu, aby utrzymać określoną interpretację zasady intertemporalności.

Zasada intertemporalności składa się z dwóch części. Z grubsza rzecz ujmując, pierwsza część opiera się na prawie obowiązującym w momencie zaistnienia faktów podlegających ocenie, a nie na prawie obowiązującym w momencie zaistnienia sporu prawnego dotyczącego tych faktów. Czyli, co mnie dzisiaj obchodzi, co ja wczoraj nawyrabiałem. Było, minęło.

Rząd niemiecki argumentuje, że ludobójstwo na plemionach Herero, Nama, Damara i San, nie może być zakwalifikowane jako takie w sensie prawnym, ponieważ należy stosować prawo obowiązujące w tym czasie, a wtedy nie było normy prawnej, która formułowałaby takie przestępstwo. W związku z tym nie może być również mowy o odpowiedzialności prawnej Niemiec na mocy ARSIWA, ani w odniesieniu do wypłaty odszkodowań, ani nawet obowiązku przeprosin.

Vote up!
8
Vote down!
0
#1658386

Kiedyś wydawało mi się, że politycy są wszystkiemu winni, potem dostałam olśnienia, że bez dziennikarzy nic by się tym politykom nie udało. Oni są od nakręcania nastrojow, oszukiwania naiwnych, przemilczania, kiedy trzeba. Teraz do tych dwóch grup dołączyli. prawnicy - jak powyżej w pańskim tekście, ale też w sejmie, senacie czy jakimś innym Bundestagu. Odnoszę wrażenie, że przynajmniej połowa to prawnicy. To oni zamiast nam życie w pewien sposób układać i regulować, gmatwają je i niszczą. Miarę przebrali rycerze tuskoidalni. Przyczynili się do anarchii, czarno to widzę.

A jeżeli chodzi o przygotowanie nas do walki, to jest bardzo ciężko. Ja wprawdzie  odbieram za granicą republikę, ale niestety w północno.-wschodniej Polsce w TV naziemnej jest niedostępna. To trzeba zmienić. Musi być ogólnie dostępna i darmowa, bo inaczej"pies pogrzebany" Te 15% prawdy z Polsatu sprawy nie załatwi. Walka o TVP wygląda na przegraną.

Vote up!
3
Vote down!
0

Gosia

#1658446

Ten ostatni akapit powiem tak, mam nadzieję. Trzeba pisać, trzeba przypominać ale do ilu to dotrze? Wiara  w katolickie wartości i nawet tu na blogu musi mieć możliwości kiełkowania by kłuć w wartości przeformowalnego Polaka. Bóg daje możliwości a my mamy je użyć.

Vote up!
5
Vote down!
0
#1658394

Rozwinął Michał Anioł. Gdy wspomniał o drobnostce przesądzającej kształt całości.

Tu w Polsce z kolei mówimy o prawie kaduka. Czyli również Złego.

Dom- budowla w tradycyjnym rozumieniu z cegły łączonej zaprawą. Tu mamy tak zwane( akurat!! ) normy. Coś w stylu kupy cegieł o kształcie budynku. Do której można niepostrzeżenie coś wsunąć lub zabrać i wstawić inne.

A całość łączy nie zaprawa. Podpierają toto z każdej strony tysiące tak zwanych prawników. Choć angielska nazwa najbardziej pasuje. Jeśli braknie jednego, już czeka kolejka powiązanych stu. Którzy cały czas podpierają i ten fałszywy dom i siebie wzajem.

A biedni ludzie? W pewnym momencie uwierzyli że lawyer

( kłamca )jest tym samym co mecenas( opiekun, wspomożyciel ). I płacą horrendalne sumy za przebywanie w tym domu. Gdzie muszą wciąż przeciskać się między cegłami kłamstw. Bez możliwości ucieczki. 

Czy da się bez końca podmieniać cegły? Nie wiem.

Ale jedno pewne. Taką konstrukcję rozwali w pył byle wstrząs.

Ludzie uwięzieni między cegłami powstaną z gruzowiska. Zobaczą wreszcie nad sobą Słońce. I horyzont.  Oraz całą masę pasożytów do rozdeptana wokół.

Skamlących o prawach człowieka czyli ich. A Zwłaszcza do tzw.uczciwego procesu. A do niego potrzeba...

Nowego niby domu i tłumów kłamców.

Tym razem: albo do uczciwej roboty. Albo roztrzaskamy wam łby tymi cegłami.

 

Vote up!
5
Vote down!
0

brian

#1658399