Jein
Słowo, którego nie znajdziesz w słownik języka niemieckiego, ale ono jest w obiegu i wyraża ważne zachowania, niekoniecznie godne polecenia. To zbitka dwóch słów: ja i nein. Tłumaczyć ich zapewne nie trzeba. Jeszcze mniej wyjaśnień wymaga sama zbitka. Bo „za, a nawet przeciw”, to przecież, jak się wydaje, nasz wynalazek. Jest to słownik oportunisty, a to słowo z kolei oddaje kogoś, kto zawsze działa tak, żeby nie mieć kłopotów. Niestety, kłopoty, to normalne przypadłości kogoś, kto do swych zadań podchodzi tak, że przyjmuje za nie pełną odpowiedzialność. Coraz mniej takich na rynku, a coraz więcej tych, którzy w pół słowa zamieniają tak na nie.
Nie ruszam sprawy polityków, bo granica przebiega między tymi, którzy pamiętają na co kiedyś przysięgali, a tymi, którzy swe służby oferują każdemu, podobnie jak nie zawahają się otwarcie działać na szkodę własnego (czy aby?) państwa. Protesty w UE przeciwko przekopowi Mierzei Wiślanej, to przecież ewidentne kokietowanie Rosji. Przed z górą dwustu laty znaleźli się magnaci polscy, którzy świadczyli jej inne usługi, torpedując n. p. sanację armii polskiej. Warci byli dobrej zapłaty, bo o ileż ułatwili Katarzynie rozbiór Polski? Dziś można by nieistniejących magnatów, bo zastąpili ich ludzie znikąd, którzy w UE paskudzą sprawę polską, zaszeregować, mniej elegancko, do półświatka politycznego. Ale, jak by nie było, pani, która tyle wrzasku narobiła przeciw tak ważnej inwestycji polskiej legitymuje się jakimś niemieckim szlachectwem. Czyli coś z tamtych targowickich czasów się uchowało.
To „Jein” funkcjonuje lepiej i czytelniej w zwykłych przepychankach krajowych.
Dziś pogoda na to jest szczególnie piękna. Diabeł w przebraniu różnych nawiedzionych osobników postawił sobie za punkt honoru zamienić dotąd jako tako normalny kraj w matecznik różnego rodzaju cudaków, którzy albo mają gdzieś wajchę przestawioną, albo korzystają z możliwości robienia zadymy, udając takowych. Nie są oni osamotnieni, bo w UE, a nawet w perwersji światowej, wspiera się ich wyświechtanym banałem o polskiej niepraworządności. Doszło do tego, że nawet słowo to stało się niezrozumiałe, ale nie o nie tu chodzi ani treść jaką wyraża, ale po prostu o to, by Polska stała się jak wiele krajów zlewiskiem wszelkiego rodzaju ścieków moralnych, tak jak Wisła wskutek indolencji idola „warszawki” stała się kloaką, a była przecież matką polskich rzek. To zjawisko ma swoją symbolikę. Dla oszołomów europejskich ważne jest, że stało się to praworządnie. To nie są żarty, to jest requiem dla wszystkiego, co kiedyś było wartością, i czym mogliśmy się pokazać w świecie, który jeszcze wówczas był racjonalny.
Ktoś może przypomni przypowieść o źdźble i belce w oku. I słusznie, bo to „Jein” nie omija tych, którzy o tej przypowieści innym przypominają. Ostatnio trudno otworzyć jakiś publikator, żeby nie natknąć się na nazwiska: ks. Wierzbicki, ks. Szostek, Boniecki i kilkunastu innych. Nie wchodzę w to, czym oni się zajmują, co głoszą. Nigdy się tym nie interesowałem, dlaczego miałbym to zmienić. Vox populi w tym przypadku szczególnie donośny, domaga się jednak wyjaśnień, zwłaszcza jasnej odpowiedzi, czy ci panowie gdzieś się nie pogubili w problematyce, która wymaga weryfikacji ze strony Kościoła. Bo wierni kierują tylko zapytania do osób i instytucji władnych dokonania takiej weryfikacji. I tu dochodzimy do sedna problemu. Tu nie może być owego „Jein”. Tu musi być niczym nie zmącona jasność. Stwierdzenie, że ktoś głosi swe prywatne poglądy jest właśnie takim „jein”. Bo misja otrzymana w Kościele i dla Kościoła tego nie przewiduje.
„Niech mowa wasza będzie: tak, tak, nie nie, a co nadto jest od złego pochodzi.” (Mt. Rozdział 5).
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4 odsłony