Bezczeszczenie kłamstwa

Obrazek użytkownika Rafał Brzeski
Świat

Zbliżają się wybory i emocje rosną. Na ekranach widać, a z głośników słychać, przekrzykujące się osoby uprawiające “politykę”, które bez względu na płeć stawiają sobie nawzajem barwne zarzuty łgarstwa, przeniewierstwa, manipulacji, zmyślania i podobnych zachowań.

W wymianie połajanek zarzut kłamstwa sięgającego szczytów krąży tam i z powrotem, a tymczasem Jonathan Swift już w 1712 roku, w eseju “Sztuka politycznego kłamstwa” ostrzegał tuzów politycznych Wysp Brytyjskich,  aby świadomie mijając się z prawdą “nie przekraczali granic prawdopodobieństwa”.  Swift znał się na politycznych matactwach i propagandzie, puścił pod pseudonimami w zwaśnione środowiska wiele złośliwych utworów satyrycznych i anonimowych paszkwili.   

Współczesna nam Hannah Arendt, uważana za autorytet w dziedzinie teorii politycznych, pisała, że “kłamstwo często bardziej skutecznie przemawia do odbiorców niż prawda, gdyż autor kłamstwa wie, co odbiorcy chcą usłyszeć. Jest w stanie odpowiednio przygotować przekaz do publicznego odbioru i uczynić go wiarygodnym. Natomiast prawda ma tę wadę, że staje przed nami nieoczekiwanie i nie jesteśmy na nią przygotowani.”

Odwoływanie się do kłamstwa jest taktyką wysoce ryzykowną, bowiem amatorzy oszczędnego gospodarowania prawdą narażeni są na zdemaskowanie ich manipulacji i w konsekwencji skompromitowanie nie tylko własnej osoby, ale również grupy politycznej, którą reprezentują. Dlatego też manipulując prawdą kłamca zazwyczaj kalkuluje jego “koncentrację” tak, by nie narazić zbytnio swej wiarygodności w przypadku zdemaskowania. Liczy przy tym na lenistwo odbiorców, którzy gotowi są zwykle przyjąć do wiadomości naginanie prawdy i drobne kłamstewka. Cierpliwość okłamywanych ma jednak swoje granice. Kiedy pojedynczy odbiorcy, a tym bardziej grupy odbiorców, uznają, że czas powiedzieć “sprawdzam” i do tego mają możliwości publikacji wyników swych poszukiwań prawdy, to wówczas straty reputacji i wiarygodności mogą być bolesne. Zwłaszcza w dobie masowego dostępu do sieci. Internet to narzędzie obosieczne. Ułatwia rozpowszechnianie kłamstw, ale również poszukiwanie prawdy i propagowanie wyników weryfikacji.

Finezyjną, ale niesłychanie groźną społecznie, odmianą kłamstwa jest świadome zubożanie języka poprzez ograniczanie zasobu słów i pojęć używanych w dyskursie publicznym, w debatach, dyskusjach i w sferze wizualnej. Zawężanie dyskursu do sloganów lub znaków graficznych utrudnia precyzyjne określanie opinii, myśli i uczuć. Świadome budowanie i wprowadzanie do obiegowego języka łatwych i prostych określeń o dużym ładunku emocjonalnym to tresura obliczona na wywołanie u odbiorców określonych skojarzeń i reakcji. Poddawani takiemu treningowi odbiorcy łatwiej akceptują kłamliwe narracje i utożsamiają się z nimi, a jeśli mają wątpliwości, to trudniej im porozumieć się między sobą i wyróżnić, gdzie prawda, a gdzie fałsz. Można taką tresurę wzmocnić rozszerzając ją na sferę wizualną. Wzrok to zmysł, poprzez który szczególnie łatwo jest sterować człowiekiem. Nie dziwi więc, że na osiem gwiazdek, niektórzy ślinią się jak pies Pawłowa na dźwięk dzwonka.

Papkę sloganów, składającą się na zmanipulowany język, kręgi elitarne adresują do “masowego odbiorcy”. Czasem czynią to osobiście, a częściej za pośrednictwem występujących przed kamerami celebrytów pełniących rolę używanego doraźnie narzędzia komunikacyjnego. Wewnątrz elity jej członkowie starają się zachować dla siebie i swoich następców pełnię języka ze wszystkimi jego subtelnościami. Taki model pozwala elicie podporządkować sobie wybrane grupy odbiorców na długi czas, gdyż przełamanie bariery językowej jest bardzo trudne i czasochłonne, zwłaszcza kiedy w grę wchodzą pojęcia abstrakcyjne. W konsekwencji odbudowa raz zniekształconego języka trwa przez pokolenia i jeśli udaje się, to nadzwyczaj rzadko. Wrzuconą w latach 90. zamiast przerywnika k..wę usuwać będziemy przez dziesiątki lat.

Celem manipulacji prawdą jest “zamęczyć kłamstwem, znieczulić, unicestwić myśl i odruchy sprzeciwu wewnętrznego” - pisał Andrzej Bobkowski w swoim dzienniku wojennym “Szkice piórkiem”. Manipulacja społecznościami to najbardziej pociągająca swym hazardem gra władzy. Wymaga subtelności, inteligencji i finezji. Nachalne łgarstwo przed kamerą, to z punktu widzenia kręgów elitarnych bezczeszczenie kłamstwa, dobre dla podskakiewiczów, którym marzy się przebicie szklanego sufitu i dołączenie do elity.

Premiera: ]]>www.tysol.pl]]>

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)

Komentarze

"Z tradycji domy i narody słyną
(...)
Bez niej domy i narody giną"

Vote up!
4
Vote down!
0

Евросоюз, идите вы в жопу!

#1650090

pojawiły się nowe, wraz ze swoim językiem. Teraz język nowych elit stał się normą i przeniknął literaturę piękną i język potoczny. "Qrwa" to jedyne "polskie" słowo, jakie znają cudzoziemcy, a nas "dziadersów" ciągle razi, jak używają je dziewczynki 10 - letnie. Jeszcze w końcu lat 60 nie było powszechnej akceptacji tego słowa. Pamiętam w mojej pierwszej pracy - Operze Objazdowej, za powiedzenie k.. była kara pieniężna 2 zł. Uzbierane sumy (skromne) były przekazywane chyba zakładowej kasie pożyczkowej.  

Vote up!
5
Vote down!
0

Leopold

#1650101

Język wulgarny wkroczył do literatury. Już nie tylko do prozy, ale też do tzw. "poezji" (tak zwanej i w cudzysłowie, bo inaczej trudno to coś sytuować w sąsiedztwie Homera, Petrarki i Schillera). Na dodatek wysycona tym językiem proza czy "poezja" zdobywa laury. To samo jest w teatrze. Prowokacja ,nie tylko językowa, goni prowokację.

Ten język jest odbiciem kultury ("kultury") epoki, w której żyjemy. To jednak nie jest naturalny proces. To czyjaś robota, by nasz język zohydzić. Zohydzić nasze myślenie.

Trzeba przywrócić kulturę języka, ale jak to zrobić, gdy w internecie (małą literą), w szkole, w gazecie, na deskach sceny wylewają się swobodnie językowe fekalia?

Vote up!
4
Vote down!
0
#1650103

W moim rodzinnym domu nie istniały słowa wulgarne. Poprostu. Trudno uwierzyć, prawda?

Po latach, gdy byłem już nastolatkiem, czasem pojawiała się "cholera", bywało, że z przymiotnikiem jasna. Długo nie wiedziałem co naprawdę owo słowo oznacza, ale kojarzyło mi się z chorobą. Natomiast nie miałem śmiałości zapytać o to rodziców. Sam nie używałem słów wulgarnych chyba do końca szkoły średniej, choć oczywiście otoczenie używało nagminnie wyrażeń "soczystych" i tzw mięsa. Jednak nadal słynna ku...wa była w otoczeniu uznawana za słowo o wielkiej wadze i bywało używane jedynie w nadzwyczajnych okolicznościach.

Uważam że jeśli zależy nam na utrzymaniu przyzwoitego języka to, musimy się ograniczyć do najbliższego nam środowiska czyli najbliższych. Do swoich, ale i obcych dzieci nigdy nie odnosiłem się w sposób niekulturalny, że o wulgaryzmach nie wspomnę. Chociaż oczywiście mieliśmy w domu dyskusję na temat wulgaryzmów z naszymi dziećmi, gdy kolejno dorastały. Potem, gdy już wszystkie były dorosłe zdarzało się, że z jakiejś okazji temat wracał. Jedną z nich pamiętam. Mieszkaliśmy wówczas w Kanadzie i trzeba było dzieciom powiedzieć jak to wygląda w języku angielskim i francuskim. Nota bene, Francuzi wynaleźli zbitkę chyba większości wulgaryzmów w postaci pierwszych liter tych słów. Dla nieznajacego języka francuskiego taka zbitka nic nie znaczy, a miejscowi wiedzą doskonale.

Reasumujac, sposobem na wulgarny język jest nadal niezastąpiony, własny przykład i dyscyplina językowa w domu. I nawet jeśli nasze dzieci poza domem korzystają z tych słów, to zapewne nigdy nie zrobią tego w domu. Żadne moje dziecko nie użyło nigdy żadnego wulgarnego słowa w mojej albo żony obecności, czy generalnie dorosłych członków rodziny. Choć wiem że zdarza im się (niektórym) poza własnym domem. Wszyscy są już dorośli, niektórzy mają już własne dzieci. Chcę wierzyć, że stosują zasady wyniesione z naszego domu. A jak jest naprawdę... cóż, tyle mogliśmy z żoną zrobić.

Bardzo łatwo zaś dowiedzieć się jak odzywają się do siebie rodzice naszych wnuków. Wyatarczy posłuchać ich dzieci, jak one rozmawiają między sobą.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1650110

Poniżej jest cytowany skrót felietonu z 3 kwietnia 2009 roku [link]. opublikowanego rok przed smoleńskim zamachem.

Początek cytatu;
Przywołuję od wielu miesięcy skojarzenie z jesiennymi wyborami 1932 roku w Niemczech. Skojarzenie z wyborami jest wtórne, istotne jest podobieństwo metody dojścia do władzy, stosowanych środków oraz nawet gruntu aksjologicznego. Jedyna, mało istotna różnica, to brak widocznej przemocy fizycznej, choć nie podejrzewam, że Platforma Obywatelska ma jakieś etyczne hamulce.

O podobieństwie obu totalitarnych formacji decyduje bezmiar pogardy do nas i nie mniejszy strach przed nami. Jestem zdania, że brutalna przemoc jest przez komunizm stosowana fakultatywnie, jako użyteczne narzędzie, nie jest jego istotną właściwością. Gdy jednak zaistniała "potrzeba", (...)  władza (PO)  nie zawahała się przed sięgnięciem do użycia siły, nawet gdy chodziło o wejście wojska do pałacu prezydenckiego albo brutalnego aresztowania dziennikarzy i zagrabienie im ich dokumentacji źródłowej.

Są ofiary dziwnych śmierci (...)  Powtarzam, to nie brutalna przemoc jest istotnym objawem twardego totalitaryzmu. To jest totalitarne, czyli kompletne i zupełne przejmowanie monopolu na wszystko, co w życiu społecznym ma znaczenie, od przedszkola, przez naukę, elity, media, aż do finansowania polityki. (...) 

(...) Słowo totalitarny nie jest synonimem słowa brutalny ani zbrodniczy. Jego głównym znaczeniem jest kompletność, zupełność, (która) polega na omnipotentnym monopolu na wszystko. Gdy Hitler, albo Stalin objął władzę, objął ją zupełnie, nie pozostawiając żadnego miejsca dla opozycji. Tusk robi to samo, nie rezygnując z żadnych aktualnie dostępnych środków.

Na razie jest to tylko kłamstwo, oszustwo polityczne, manipulacja, swobodne posługiwanie się nieprawdą i stopniowe wprowadzanie w domenę publiczną przekonania, że są to normalne środki polityki, że jest to konwencjonalny marketing polityczny, postpolityka, ideologicznie uzasadniona (...) . Oświeceniowy liberalizm, relatywizm, poprawność polityczna i nihilizm. Pisałem kiedyś, że ta technika przyzwyczajania społeczeństwa do nieprawości sprawowania władzy, jest formą szczepienia, jest zabiegiem uodporniania społeczeństwa na zło. Pozwala to na stałą eskalację zła, które krok po kroku jest co raz bardziej akceptowane. Dokładnie tak jak w III Rzeszy. To jest lustrzane odbicie hitleryzmu albo stalinizmu wraz z ich pozytywizmem prawnym. Dobre i zgodne z prawem jest tylko to, co myśli władza(...) [link] Pierwszym i ostatnim monopolem, który pozostaje totalitarnej władzy do zdobycia, jest monopol na prawdę. Kropka. Orwell.

Koniec skróconego cytatu. To było napisane nieomal dokładnie rok przed smoleńską zbrodnią.
3 kwietnia 2009 roku.

Vote up!
5
Vote down!
0

michael

#1650115

Sprawa Sikorskiego to problem dla PO? Poseł partii Tuska: „Dla PO problemem jest TVP Info” [WIDEO]

Poseł PO w programie "Woronicza 17" został zapytany o sprawę nieścisłości w oświadczeniach majątkowych Radosława Sikorskiego. Pytany, czy sprawa ta nie stanowi problemu dla jego partii, oświadczył, że "dla PO problemem jest TVP Info".

(...) Marek Suski poseł PiS, ocenił, że cała sprawa "budzi ogromne zdziwienie".

"Wygląda to na służbę innemu państwu polskiego czynnego polityka. Ten kult pieniądza, jaki jest w PO, to on się nie narodził dziś. Pamiętamy, kiedy powstawała pierwsza partia Tuska, gdzie hasłem przewodnim było: „Pierwszy milion trzeba ukraść”. Stamtąd się wywodzą tacy ludzie jak Nowak i te jego słynne torby, walizki, potem te torby Tuska, współpraca syna Tuska z Amber Gold. Jest to obyczaj bardziej charakterystyczny dla mafii niż partii politycznej. Z tych nagrań, z których się dowiedzieliśmy, że „będziemy cię bronić do upadłego dopóki jesteś w PO”. Dziś widać wyraźnie, że pan poseł broni swojego partyjnego kolegi, choć to sytuacja nie do obrony"

- powiedział Suski. 

Za: https://niezalezna.pl/474912-sprawa-sikorskiego-to-problem-dla-po-posel-partii-tuska-dla-po-problemem-jest-tvp-info-wideo

Vote up!
3
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1650116

że wobec coraz bardziej powszechnego i prymitywnego kłamstwa, manipulacji, rozszerza się margines tolerancji dla tegoż. Kłamców nie spotyka żadna kara, żadna krytyka - nie ma natychmiastowego ostracyzmu dla kłamców z życia publicznego. Zresztą nie dotyczy to tylko kłamstwa, ale różnych - mówiąc po staropolsku - "warjacji". Tolerancja dla wynaturzeń, dewiacji, nienormalnośc, w tym również dla kłamstwa, to efekt zachodnich prądów wolnościowych - libertyńskich, libertariańskich. Bo skoro wolność jest najważniejsza, skoro mężczyzna z genów, krwi i kości, może identyfikować się kobietą lub inną z kilkudziesięciu zmyślonych płci, to dlaczegóż kłamca nie może identyfikować się z cnotą, a karmiący się nim nie może obnosić się z dumą? 
Biada nam, bo brak tych podstawowych mechanizmów obronnościowych prowadzi nas w czeluścia ludzkości, prowadzi nas do bardzo złych wyborów... Wyborów - nomen omen...

A skoro już przy wyborach jesteśmy, to warto zawalczyć w Polsce o mechanizm natychmiastowego pozbywania się kłamców z życia publicznego. I nie trzeba nic więcej udowadniać niż kłamstwa, bo czy kłamca może nam coś pozytywnego zaoferować? Kiedyś kłamcy czy inni aferzyści z życia publicznego usuwali się sami. Dziś nawet nie usuwa ich tzw. opinia publiczna czy kreujący ją dziennikarze. Myślę, że musimy bardzo o powrót takich standardów zawalczyć. Zawalczyć o powrót dziennikarskich standardów.

Vote up!
6
Vote down!
0

Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.

#1650119