Cywilizacja i zwykli ludzie

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Kraj

 

Obecny nasz system cywilizacyjny wali się. Ludzie, owszem, mają dużo zabawek, dużo atrakcyjnych rozrywek, ale niewiele z nich nadaje się do tworzenia sensownego życia. Na poziomie wyższych sfer zatrzymano czas i teraźniejszość, nikt nie myśli o przyszłości. Jedni uwierzyli w niewzruszoną wielkość lub bezkarność, inni w wolny rynek, siłę pieniądza, a jeszcze inni w sex i nieustającą zabawę. Na niższych poziomach gra toczy się w bardziej prozaiczny sposób: wszyscy wszystkich oszukują nie zdając sobie sprawy, że najbardziej okłamują siebie. A Titanic z całym tym światem płynie i coraz bardziej zbliża się do skały ostatecznej… Zbliża się więc czas katastrofy, po której wszystko będzie inaczej. Do tego „inaczej” już nas przyzwyczajono. Większość myśli, że będzie lepiej. Ale na tym pogorzelisku pozostaną „zwykli ludzie” i to oni będą musieli zadecydować w jakim systemie zechcą żyć... No właśnie – ci zwykli ludzie.

I teraz jednozdaniowa historia. Najpierw o wszystkim decydował Kościół, potem władcy poszczególnych państw, potem utopijni filozofowie. Gdy to wszystko zaczęło zawodzić, a obecnej cywilizacji zaczyna w oczy zaglądać pustka i bezsens, na polu walki pozostają „zwykli ludzie”. Ludzie, który niewiele mają do powiedzenia, a którzy zawsze stają się ofiarami i ponoszą wszelkie koszty. I teraz pytanie, co ci „zwykli ludzie” w takiej sytuacji mogą począć. Nie mogą liczyć na żadne elity: ani na swoje kulturowe, ani na obce – te cywilizacyjne, nie mogą liczyć też na siebie, ba, są tak zdezorientowani, że nawet nie bardzo wiadomo o co mogą się modlić. Świat dla nich również stanął w miejscu. Myślących ogarnia przerażenie, ponieważ zauważają, że nie tylko oni, ale przede wszystkim – człowiek zatracił własny punkt odniesienia i wyobcował się do tego stopnia, iż z wielkiego dorobku filozoficzno-moralnego ludzkości pozostały mu tylko instynkty. Bezmyślnym wszystko jest obojętne, ale nie zdają sobie sprawy, że swoją obojętnością dociążają cały nawis straceńczy upadającej cywilizacji.

Tak szumnie reklamowana demokracja zawiodła więc na całej linii. Wszystkie jej filary rozkruszają się: edukacja zakłamała prawdę i staje się nieciekawa, media na pierwsze miejsce wyniosły prymat sensacji, nauka poddała się polityce, rodzina została otumaniona, na koniec ofiarą padły bezbronne dzieci. I nikt niczego nie jest w stanie zmienić: nie ma ani siły, ani woli, brakuje wyobraźni. Ogólny pat. Jakby tego wszystkiego było mało, największe państwa kumulują środki finansowe – nie dla odnowy myśli, idei, czy dobrego smaku, lecz dla podtrzymania własnej bezgłośnej dominacji. Dominacji dla czystej dominacji: sus Minervam docet.

No właśnie, i co dalej? Elity cywilizacyjne ogłaszając swój „koniec cywilizacji” same wylogowały się z systemu. A raczej to inny system, ten naturalny, za który odpowiedzialna jest natura lub sam Bóg, wyrzucił ich na ulicę. I tak oto właśnie od kilkudziesięciu lat żyjemy jak bezpańskie psy: na krawędzi utopii i zatracenia.

Człowiek dostał jednak życie i musi żyć. Musi. W jakiś sposób musi je zagospodarować, uczynić sensownym i celowym. A tymczasem pustka produkuje pustkę, niewiedza rodzi jeszcze większą niewiedzę, brak przyzwoitości pogłębia ogólną destrukcję, a brak zaufania luzuje wszelkie więzi i wiązadła. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że na horyzoncie nie widać żadnych oznak na ożywienie lub jakąkolwiek zmianę. Wszystko spada na głowy i plecy „zwykłych ludzi”, powiedzmy Suwerena, którzy potem przy pomocy upustu krwi, własnej tragedii i cierpień będą musieli wygenerować z siebie nową elitę, która po jakimś czasie dopiero zbuduje nowy świat. Czy ta pedagogika historyczna jest czymś wyjątkowym? Nie, powtarza się co jakiś okres: od upadku do wzlotu. Ale dopiero mapa tych sinusoid obrazuje nam skalę własnego upadku. Czy historia uczy mądrości? Uczy, ale na tej drodze zawsze atrakcyjniejsze stają się: kundlizm i mamona. I właśnie te dwa stany ducha generują największe koszty kulturowe. Każdemu.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (6 głosów)

Komentarze

Kościół proponuje KOMPLETNY wzorzec na budowanie zdrowych relacji międzyludzkich, w określonym porządku miłości.

Skuteczność tego modelu zależy jednak od zaangażowania poszczególnych członków wspólnoty w proces indywidualnej formacji moralnej, co wiąże się z codziennym, niemałym trudem.

Demokracja w Kościele polega na przyjęciu lub odrzuceniu tego wzorca. Jeśli chcesz…

Obecna tzw. demokracja DOWOLNOŚĆ stawia ponad wszystkim. Wzorce zaś podporządkowuje dowolności. By było miło.

A to wabi "zwykłych ludzi".

Natura zawsze się jednak o siebie upomina, więc to, co miłe, musi upaść.

Kłopot w tym, że płacić będą również ci, co przeciwstawiają się dowolności.

Czy możemy coś na to poradzić?

Cierpliwie odkręcać przez następne lata to, co inni przez długie lata zakręcali.

Czyli kanapka z dwóch kromek ewolucji z plasterkiem rewolucji.

dratwa3

Vote up!
1
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1646346

@dratwa

Generalnie tak. Za głupotę płacą wszyscy - po równo.

Marksizm narzuca powszechny porządek nienawiści.

W Kościele nie ma jednak żadnej demokracji. Struktury są hierarchiczne, a jak odrzucisz wzorzec katolicki, stajesz się heretykiem. Ale dzisiejsza słabość Kościoła nie jest w stanie wyegzekwować tych standardów. Kościół jest jednak obszarem budowania relacji z Bogiem - czasami nawet wbrew dziwnym kapłanom. Oczywiście budowanie wspólnoty zawsze wiązało się z dużym trudem - po obu stronach. Problem w tym, że zanika owe centrum. I to jest problem.

Pod pozostałą częścią podpisuję się.

Pozdrawiam 

  

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1646347

"W Kościele nie ma jednak żadnej demokracji. Struktury są hierarchiczne…"

Podobnie w wojsku.

Źle swoją myśl ująłem. Chodziło mi o Kościół, jako wspólnotę ochrzczonych, gdzie chrzest czyni mnie członkiem Kościoła, ja zaś, w wyniku nieprzymuszonej woli mogę podejmować dowolne działania. Również błądzić.

"Kościół jest jednak obszarem budowania relacji z Bogiem."

Jest to podstawowa relacja, która, poprzez roztropną troskę o siebie samego, formuje człowieka do zdrowej relacji z drugim człowiekiem.

Z tej podstawowej rodzą się więc jeszcze dwie relacje: ja z sobą samym i ja z drugim człowiekiem.

"Zasługiwanie" na wieczność nie mierzy się ilością godzin spędzonych w kościele, lecz jakością działań, wynikającą z praktyk religijnych.

Pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
1
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1646357

@ dratwa

Znałem człowieka świętego, który nie chodził do Kościoła. A gdy spytałem go dlaczego, odpowiedział, że Kościół przeszkadza mu w kontakcie z Bogiem. Kiedyś nie rozumiałem tego, dziś już mogę w to uwierzyć.

Pozdrawiam 

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1646365

Anonimowi Alkoholicy proces swojego trzeźwienia opierają na duchowym programie 12 Kroków. Czyli są ludźmi wierzącymi.

Spotykają się we wspólnotach, by swoim doświadczeniem wzajemnie się na drodze powrotu do zdrowia wspierać. Czyli są ludźmi praktykującymi.

Ci, którzy zrywają kontakt ze wspólnotą, bo "nie jest doskonała" i decydują się na realizowanie Programu AA w pojedynkę, powoli, niezauważalnie zapominają o swojej tożsamości. Wracają do wcześniejszych schematów myślowych, co skutkuje powrotem do picia.

Pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
0
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1646375

@ dratwa

Tak, ale w Pańskim przykładzie mamy do czynienia z uzależnieniem i drogą wyjścia.

Ja odwoływałem się do człowieka świętego, który był chodzącym i żywym przykładem postępowania i wzorcowego stosunku do drugiego człowieka. Był okazem życzliwości, uczciwości i cierpliwości. Z tego, co wiem był znany księżom i księża go raczej unikali. Był to człowiek w pełni niezależny. Ale też znałem świętego księdza o podobnej strukturze psychicznej. Był przez parafian bardzo szanowany, ale nie przez swoich hierarchów. Przez swoich hierarchów był traktowany instrumentalnie.

Pozdrawiam 

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1646381

Ja wciąż nie potrafię zrozumieć tego, jak Kościół może przeszkadzać w kontakcie z Bogiem.

Poprzez sakramenty Kościół wręcz pośredniczy w kontakcie człowieka z Bogiem.

Uzależnienie od substancji jest uzależnieniem wtórnym.

Podstawowym uzależnieniem jest uzależnienie umysłu. Alkohol, jako koło ratunkowe, ma za zadanie obronić twierdzę nierzeczywistych schematów myślowych. Choć początkowo spełnia swoją rolę, z czasem przemienia się w uzależnienie fizyczne.

Problem alkoholowy należy więc rozpatrywać zarówno w obszarze fizjologicznym, jak i psychicznym.

Również w sferze duchowej.

Program 12 Kroków osadzony jest na Pięciu Warunkach Sakramentu Pokuty. I celuje w porządkowaniu przeszłości, która człowieka zniewala. A spotkanie AA jest formą konfesjonału w wersji soft.

I alkoholik i niealkoholik potrzebuje co jakiś czas Antywirusa, który czyści sumienie z robactwa.

Tyle, że alkoholik MUSI sumienie oczyścić. Jeśli pragnie dalej żyć.

Pewnie bywają katolicy, którzy w sposób wzorcowy budują relację z Bogiem obok przeszkadzającego im Kościoła, nie musi to jednak stać się wzorem do naśladowania.

A swoją drogą, gdybym miał okazję, zapytałbym tych wierzących, na czym to „przeszkadzanie” polega.

dratwa3

Vote up!
0
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1646393

@ dratwa

"Pewnie bywają katolicy, którzy w sposób wzorcowy budują relację z Bogiem obok przeszkadzającego im Kościoła, nie musi to jednak stać się wzorem do naśladowania". Naturalnie, że nie. Nie mniej jednak tacy są. Są też ludzie, którym przeszkadza wszystko.

Z tego, co pamiętam, osoba ta pełniła jakąś funkcję w Kościele (organista, kościelny lub coś w tym rodzaju), miał więc wgląd w życie danej parafii od środka. Podkreślał, że głoszone przez księdza słowo nie pokrywało się z tym, co robił. Musiał mieć jakieś złe doświadczenia.

Ze swojej strony mogę podpowiedzieć, że Kościół swoim pracownikom mało płaci i nie jest rzadkim przypadkiem, że nie płaci również składek zusowskich. Co mogę jeszcze dodać, że Msza jest określonym przeżyciem i jeżeli w tym kontekście trafi się słabe kazanie, powstaje dysonans. A trafić na dobre kazanie, które dopełnia liturgię, to raczej szczęście. Podaję wybrane przykłady, które mogą być uzupełnieniem tego o co Pan pyta. Kościół ogólnie jest w złej kondycji, wierni odchodzą masowo... Nie chcę tematu ciągnąć, bo to indywidualna sprawa. Nie mniej problem jest. Ale ja jestem złym rozmówcą.  

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1646424

Wrogowie Kościoła karmią nas narracją, że jak w bloku mieszka jedna osoba złodziejowata, to wszyscy w bloku kradną. I obrzydzają w ten sposób ludziom Kościół.

"Podaję wybrane przykłady, …".

Pewnie mógłbym jeszcze kilka dorzucić. Również takich, które nie są zero-jedynkowe w ocenie.

Jest to jednak problem dotyczący konkretnych ludzi w Kościele. Z imienia i nazwiska. Uogólniając, wyrządzamy krzywdę również sobie.

"Nie mniej problem jest".

Też tak uważam.

Dlatego modlę się codziennie o mądrych, odważnych kapłanów.

Ciepło pozdrawiam.
dratwa3

Vote up!
0
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1646427