Umysł - emocje - stan zdrowia czyli czego nie wiedzą liberałowie
Ludzie żywią naiwne przekonanie o swojej indywidualności i o jej źródłach, opierając się jedynie na obserwacjach wizualnych. Jednostka jest jednostką i już, a każda jednostka, co widać, jest osobnym bytem. I to jest właśnie złudzenie. Każde ciało jest, od pewnego momentu, odrębne, ale umysł już nie.
Jednostka jest osobnym bytem tylko w sferze biologicznej i tylko jeśli chodzi o ciało, choć nawet ciało podlegało wpływowi miliony lat trwającemu procesowi uspołeczniania człowieka, który został wpisany w kod genetyczny. Tak więc nawet biologicznie jednostka jest czymś więcej niż indywiduum.
Mózg czlowieka jest jeszcze bardziej ponadjednostkowy, a jego obwody są odbiciem struktur relacji społecznych, w jakich uczestniczyły niezliczone generacje przodków człowieka. Mózg ludzki domaga się bezwględnie uczestniczenia w uporządkowanych w określony sposób relacjach międzyludzkich, a jakikolwiek brak relacji i brak tego porządku prowadzi do zaburzeń w mechanizmach biologicznych mózgu oraz ciała no i, co oczywiste, do zaburzeń w sferze psychicznej.
Ludzka różnorodność bierze się z rozmaitości środowisk naturalnych i społeczno-kulturowych w jakich wychowują się i doświadczają całej rozmaitości bodźców i wchodzą w najrozmaitsze relacje międzyludzkie ludzkie dzieci.
Dopiero na bazie takiego obrazu ludzkiej natury można interpretować i oceniać rozmaite ideologie i koncepcje, które próbują, lepiej lub gorzej, określać właściwości ludzkiej natury i formułować w oparciu o nie propozycje ideowe, cywilizacyjne i programy polityczne.
Tak więc ludzka indywidualność powstaje nie, jak się niektórym wydaje, poprzez izolację od innych, lecz przez ekspozycję na intensywne interakcje z innymi. Zaś jakość tych interakcji, szczególnie we wczesnym dzieciństwie, determinuje nie tylko miejsce jednostki we wspólnocie, lecz także stan jej zdrowia i długość życia.
Ten aspekt związku zdrowia z relacjami międzyludzkimi jest może najbardziej interesujący z racji tego, że wiele się ostatnio mówi o lekarzach i organizacji służby zdrowia. Najnowsze badania w tym zakresie zdecydowanie wskazują na istotny wpływ relacji międzyludzkich na stan zdrowia i na ignorowanie tego związku przez samą służbę zdrowia, co jest źródłem niskiej jej oceny przez pacjentów i jej faktyczną niską efektywność.
Warto tu przytoczyć parę fragmentów dotyczących (amerykańskiej) służby zdrowia z pracy Daniela Golemana “Inteligencja społeczna”.
“ Krótko mówiąc, pomagamy (albo szkodzimy) sobie nie tylko emocjonalnie, ale także na p o z i o m i e b i o l o g i c z n y m . Twoja wrogość podnosi moje ciśnienie krwi; twoja opiekuńcza miłość je obniża.” Bliski kontakt emocjonalny daje efekt nawet w przypadku osób, o których oficjalnie się orzeka, że są w “stanie minimalnej świadomości”.
Następnie opisuje zdumiewający kontrast tego, z czym spotkał się w indyjskim szpitalu, gdzie przy chorym obozowała cała jego rodzina opiekując się i wspierając go, z tym czego można doświadczyć w opiece medycznej na Zachodzie.
“Chociaż taka troskliwość nie jest panaceum, to pojawuiające się dane wskazują, że może klinicznie dużo zmienić. W tym sensie miłość jest czymś więcej niż tylko sposobem zmiany emocjonalnego tonu życia pacjenta – jest biologicznie aktywnym skladnikiem opieki medycznej.”
Dalej autor opisuje jak pewna lekarka potraktowała stażystę, udzielając mu reprymendy z tego powodu, że poświęcił pacjentce zbyt dużo uwagi.
“Następnie wprowadziła stażystę w zawiłości obliczeń, ile czasu poświęca się w tym szpitalu pacjentowi i jaka część zapłaty trafia do kieszeni lekarza po odliczeniu “podatków”, tzn ubezpieczenia za błędy w sztuce lekarskiej, kosztów ogólnych szpitala i składek na inne uprzywilejowane grupy. /.../ Z powodu rozpowszechnienia się w opiece medycznej mentalnośći księgowego cierpią nie tylko pacjenci. Także lekarze coraz bardziej skarżą się, że nie mogą poświęcić pacjentowi tyle uwagi, ile chcą.”
Pewnemu pielęgniarzowi, który poświęcił nieco uwagi umierające samotnie pacjentce, “przełożona udzieliła nagany z wpisaniem do akt za marnowanie czasu”.
Autor konkluduje:
“ Jeżeli mamy przejść do bardziej humanitarnych organizacji, muszą nastąpić zmiany na dwóch poziomach: w sercach i umysłach tych, którzy zapewniają opiekę, oraz w podstawowych – zarówno pisanych jak i niepisanych – zasadach działania tych instytucji.”
W tak dzialającej bezdusznej słuzbie zdrowia dochodzi do sprzężenia zwrotnego ujemnego. Lekarze i pacjenci nie mogą uniknąć wchodzenie w interakcje, w trakcie których objawiają się negatywne emocje, w wyniku czego pacjenci są w bezustannym stresie i wpadają w przygnębienie, a jeżeli nikt ich nie odwiedza lub robi to rzadko, to przygnębienie się pogłębia i stan zdrowia zamiast się polepszać, pogarsza się.
Lekarze ten fatalny stan rzeczy również odbierają emocjonalnie i albo się opancerzają przeciwko emocjom, jakie budzą chorzy pacjenci stając się bezdusznymi maszynami do leczenia, albo popadają w rozstrój nierwowy. Tak czy owak lekarze, czy szerzej służba zdrowia jako całość, reagują zbiurokratyzowaniem procedur i bezdusznością, co prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia jednej strony i wypalenia zawodowego drugiej. Służba zdrowia staje się mało efektywna lub nawet kontrproduktywna.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1546 odsłon
Komentarze
Lukrecja do "łowcy absurdów".
6 Listopada, 2017 - 19:29
"Tak więc ludzka indywidualność powstaje nie, jak się niektórym wydaje, poprzez izolację od innych, lecz przez ekspozycję na intensywne interakcje z innymi. Zaś jakość tych interakcji, szczególnie we wczesnym dzieciństwie, determonuje nie tylko miejsce jednostki we wspólnocie, lecz także stan jej zdrowia i długość życia."
Mhm... Coś pięknego.
~ Lukrecja (dwa dni temu).
casium
Witam i pozdrawiam.
6 Listopada, 2017 - 21:48
Witam i pozdrawiam.