Elity demoliberalne w pułapce
W każdy piątek bądź sobotę zaglądam do weekendowego wydania Dziennika Bałtyckiego, by zorientować się w przekazach tygodnia. Tym razem natrafiłem na artykuł red. Zalesińskiego poświęcony wygłoszonemu w środę w ECS wykladowi Michaela Sandela, profesora Harvardu “Solidarność i kryzys demokracji”.
Michael Sandel słusznie wskazuje na elity demoliberalne jako na winowajcę kryzysu demokracji, ale nietrafnie identyfikuje źródło kryzysu. Żeby jakoś usprawiedliwić błąd popełniony przez te elity a jednocześnie uderzyć w ich przeciwników, Sandel wymyśla sobie fikcyjną koncepcję, w myśl której istnieją dwa rodzaje solidarności: solidarność partykularna, ograniczona tylko do pewnego kręgu, a więc gorsza i solidarność uniwersalna, a więc lepsza. Do tej pory społeczności odwoływały się do ograniczonej solidarności, a ignorowano solidarność uniwersalną.
Błąd Sandela polega na wymyślaniu fikcji, nie ma bowiem żadnych dwóch rodzajów solidarności, solidarność jest jedna, bo powstaje na bazie relacji emocjonalno-uczuciowych, oddolnie, poczynając od rodziny i stopniowo rozszerza się, obejmując coraz szersze, kolejne kręgi wspólnoty.
Kryzys powstał z innego powodu – z ignorowania przez elity dwoistości natury ludzkiej, jednocześnie indywidualnej i wspólnotowej. Odrzucając aspekt wspólnotowy, elity postawiły na skrajny indywidualizm, porzucając tym samym jakąkolwiek myśl o realnej solidarności.
Czego to ludzie nie wymyślą na usprawiedliwienie własnych błędów i dla przerzucenia ich na innych. Pan profesor widzi źródło problemu w niewłaściwym rozumieniu solidarności. Są, jego zdaniem,
“dwa różne sposoby rozumienia pojęcia solidarności: jedno uniwersalne, drugie partykularne.”
Zdaniem profesora, właściwym rodzajem solidarności jest solidarność uniowersalna, bo
“solidarność partykularna, ogranicza się tylko do jakiegoś kręgu, i to często najbliższego.” i nie “poczuwa się do obowiązków wobec społeczności innych niż własna.”
Jak Państwo widzą, pan profesor winą za problemy obarcza niewłaściwe “rozumienie”. To jest ewenement, żeby w perspektywie socjologicznej używać kategorii umysłowej - “”rozumienia”. W socjologii trzeba sięgać do kategorii społecznych, strukturalnych. Nie mamy żadnej możliwości dostępu do umysłów innych i sprawdzenia, co oni rozumieją, ale widzimy pozycje, jakie oni zajmują w strukturze społecznej.
Na margnesie, w kwestii rozumienia pojęcia “solidarność” można stwierdzić, że jest to dążenie do realizowania z innymi wspólnych wartości. W tym względzie elity demoliberalne wyalienowały się, wybierającć własną osobną ścieżkę realizowania ograniczonych własnych celów grupowych, z lekceważeniem innych grup spolecznych i wspólnego z nimi interesu.
Błędem jest ponadto stosowanie dziwnych kategorii: “partykularny” kontra “uniwersalny”, przy pomocy których Sandel rozwija sztuczną koncepcję dwóch odmiennych typów solidarności. Wszystkie bowiem wartości muszą być partykularne, indywidualne w tym sensie, że muszą przejść przez pierwotne sito selekcji w toku interakcji między indywidualnymi, konkretnymi jednostkami i ulec utarciu i takiemu przekształceniu by możliwa była współpraca realizująca wspólne, uzgodnione zadania, interesy.
Oczywiście mogą być sporządzone abstrakcyjne kodeksy uniwersalnych wartości, ale one też muszą przejść test praktyczny według wskazanego przeze mnie modelu interakcji.
Tak więc samo pojęcie “solidarność partykularna”, jest moim zdaniem albo wewnętrznie sprzeczna,jeśli jest rozumiana indywidualistycznie, albo zbędna w sensie zbiorowościowym – solidarność jest zawsze zjawiskiem międzyosobowym, a nie jednostkowym, jest więc zalążkiem wspólnoty.
Takim oto sposobem, ustawiając sobie arbitralnie pojęcia, Sandel znalazł dogodny sposób by krytykować jeden typ solidarności, a wychwalać drugi i przypisywać je, instrumentalnie, różnym siłom politycznym. To bzdura.
Wartości uniwersalne są to, w moim ujęciu, wartości partykularne, które w toku interakcji uległy utarciu i rozpowszechnieniu na tyle by stać się wartościami uznawanymi jako uniwersalne, to po prostu kwestia statystyki. Nie ma więc między nimi sprzeczności lecz istnieje tylko różnica stopnia czy zakresu statystycznego.
Sandel następnie przechodzi do stawiania zarzutu elitom, które, przeciwstawiając się różnym formom “solidarności partykularnej”, grożącym jakoby “prowincjonalizmem czy ksenofobią” nie potrafiły dać nic w zamian i powstała pustka, w którą weszli “populiści”. A co miały dać ? Tego Sandel nie mówi, bo powiedzieć nie może, jako że się wpędził w pułapkę dwóch rodzajów solidarności.
“Liberalne elity zapomniały o zwykłych ludziach”. A “najpoważniejsze szkody w tej właśnie sferze spowodowało, zdaniem Sandela, co innego jeszcze: rynkowe myślenie /.../ wolny rynek nie określał już tylko zasad gospodarki, zaczął wpływać na na wszystkie wymiary ludzkiego życia: media, stosunki w pracy, a nawet w życiu rodzinnym./.../ Liberalne elity przegapiły jakie zaczęło to powodować problemy.”
No i tu ma oczywiście rację, mówiąc o rynkowym myśleniu, ale jak to się zazębia z koncepcją dwóch rodzajów solidarności ? Tu widać jak się Sandelowi wszystko rozjechało. Czego więc elitom zabrakło ? Zabrakło solidarności ? Bo chyba tak należy rozumieć wywód o niezrozumieniu pojęcia solidarności. Tylko której solidarności zabrakło ? I czy naprawdę zabrakło tej uniwersalnej ? A czym raczyły nas elity światowe przez ostatnie kilkadziesiąt lat, jeśli nie propagowaniem wszechświatowego globalizmu, walki z wykluczeniem i multikulturalizmu, czyli innymi słowy – swoistej formy uniwersalistycznej solidarności ?
Czyżby okazało się, że ta uniwersalna solidarność to pic na wodę ?
Sandel mówi o utracie przez elity kontaktu z rzeczywistością. Ucieka w ten sposób od realnej analizy problemu, bo przecież elity wiedziały dobrze co robią – realizowały swój własny, grupowy interes. Mówienie, że nie rozumiały zasad solidarności nie ma tu nic, na tym poziomie, do rzeczy.
Warto też odnieść się do toku rozumowania dziennikarza będącego autorem sprawozdania z wykładu. On też, za Sandelem, uważa, że źródłem polskich problemów, nie są kwestie strukturalne, związane z ukształtowaniem się układu postkomunistycznego, wyznającego demoliberalizm, i pisze co następuje:
“ Intelektualiści, goszczący w Gdańsku przy okazji kolejnych rocznic Sierpnia, za każdym razem pomagają nam uświadomić sobie to, co straciliśmy z oczu, z powodu politycznych swarów pomiędzy liderami i grupami, wywodzącymi się z dawnej Solidarności/.../.”
“Swary między liderami” - taki sposób ujęcia kwestii nie ma nic wspólnego z rzetelną analizą zjawisk społecznych.
“Kryzys demokracji wziął się z braku właściwie rozumianej solidarności w zyciu społecznym.”
A ja powiem, że wszyscy dobrze rozumieli co to jest solidarność, lecz przedłożyli nad nią zupełnie inne partykularne wartości, z całkiem egoistycznych lub grupowych powodów.
Warto też przytoczyć kuriozalną wypowiedź Sandela, która świadczy o tym, że tak naprawdę nie rozumie, co się tak naprawdę stało, nie zrozumiał natury procesów spolecznych, ograniczając się wyłącznie do sfery idei i “rozumienia”:
“W swoich podróżach poznałem trzy kraje, w których wiara w wolnorynkowy indywidualizm wydawała się najsilniejsza – opowiadał Sandel. - Były to Ameryka, Chiny i … Polska. Dzisiaj wszystkie te kraje rządzone są przez reżimy.”
Kompletny misz-masz. Smacznego.
Okazało się, że Sandel stosuje specyficzną metodologię, którą ja określam jako budowanie domu poczynając od dymu z komina. A tym dymem są kategorie takie jak wartości uniwersalne, niezakotwiczone w strukturach społecznych, szybujące gdzieś w zaświatach lub w przepastnych głębiach wtajemniczonych, elitarnych umysłów.
W tej sytuacji wykład pana Sandela w Gdańsku i to na temat solidarności można potraktować jako przysłowiowe wożenie drewna do lasu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2013 odsłon
Komentarze
Ponoć sczezł właśnie stalinowski oprawca i nauczyciel
4 Września, 2017 - 16:31
stalinowskich oprawców Zygmunt Bauman. Kilkakrotnie stykałem się z jego tekstami, nie wiedząc kim jest. Nie wiedząc o potwornych zbrodniach jego i wychowanków, nie wiedząc, że okrzyknięto go "najwybitniejszym filozofem współczesnym". Bełkot trudny do strawienia, pomieszanie pojęć i poziomów aksjologicznych. Zachwyceni mogli być tylko tacy, którzy niczego nie rozumieją.
Skąd ten bełkot się bierze? Z niemożności. Nie da się zbudować prawdziwej tezy ze sprzecznych przesłanek. Owszem, wszystko potrafią uzasadnić, ale tylko niezbyt uważnym. Robią tyle kółek myślowych że odbiorca gubi się.
Na szczęście nie każdy i tu ukłon w stronę szanownego Autora.
Pozdrawiam,
JW
JW
Baumanowi
4 Września, 2017 - 18:57
"zmarło się" 9 stycznia br. O wiele za późno, ale - miał do końca szansę, by się nawrócić. Wydaje się, że nie skorzystał. "Szczęśliwie" - poszedł na Sąd Boży, skoro ludzki go ominął.
Jeden z wyjątkowych łajdaków.
Powoli, powoli - Pan Bóg zbiera te chwasty.
Pozdrawiam,
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska