O straży miejskiej w mieście państwa Waltz
Łaziłem wczoraj trochę po mieście i wiecie co? Chciałem teleportować się do Genewy! Pachnącej czystością Genewy, gdzie w zwykły roboczy dzień od rana gospodarze posesji zamiatają, myją chodniki, szorują szczotkami, a biała piana ścieka do studzienek... A u nas? Na odnowionym za kupę forsy Trakcie Królewskim nie da się przystanąć przy żadnej bramie czy wystawie, bo na kilometr (excusez le mot) cuchnie moczem! Tu nikt od dawna nie sprzątał. Na Marszałkowskiej czy Nowogrodzkiej łatwo wejść w psią kupę, bo dozorcy czekają do zimy, żeby te wszystkie brudy śnieg znów przykrył. Warszawa to takie miasto-elegantka w obsranych majtkach! Oto wizytówka prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz i rządów PO w mieście.
Straż miejska zazwyczaj ma w nosie, nie, gdzieś indziej..., wiecie gdzie, skargi na jakieś nieczystości, może bierze je jedynie pod uwagę przy wyborze trasy swoich spacerków po mieście, żeby w coś nie wdepnąć. Mandatów nie wypisują, bo mają zasady. Według nich, zasady nakazują im najpierw rozmowę, potem upomnienie i dopiero ewentualnie ukaranie mandatem. A według mnie, to te zasady każą im być ponad to, bo jak żyję, o żadnych takich rozmowach dyscyplinujących nie słyszałem. Zdawało mi się, że gdzieś czytałem, że do zadań strażników miejskich należy ochrona czystości i porządku w miejscach publicznych, cóż, zdawało...
Widziałem też, jak strażnicy miejscy legitymowali dwóch chłopaków, ot tak sobie, bo wymijali ich akurat. Jeden z nich spytał na koniec, czy mógłby wiedzieć z kim miał przyjemność. Strażnik nie zrozumiał. Chłopak już wyraźniej poprosił o nazwisko bądź numer służbowy. Usłyszał w odpowiedzi jakąś pięcio czy sześciocyfrową liczbę, którą z pewnością zaraz zapomniał. Przypomniałem sobie, że to powinno inaczej wyglądać: strażnik miejski obowiązany przedstawić się imieniem i nazwiskiem, a ponadto na żądanie osoby, której czynności te dotyczą, okazać legitymację służbową w sposób umożliwiający odczytanie i zanotowanie nazwiska strażnika oraz organu, który wydał legitymację.
Na Krakowskim Przedmieściu w niedzielny, ciepły wieczór strażnicy chodzą sobie całymi żółtymi stadami. Najwięcej zaś ich wystaje wokół słynnego "namiotu nienawiści", przed Pałacem Prezydenckim. To jedyne miejsce w mieście, gdzie się tak sprząta dniem i nocą, pucuje, szoruje, że nawet płatek z kwiatka nie zostanie... Wszakże mają fest odwagę, nie boją się, że ci "nienawistnicy" od krzyży, ci spod białego namiotu, znów ich będą szykanować, a może nawet ich pobiją?
Ci "nienawistnicy" mogą być przecież także niebezpieczni swą trzeźwością, suchą jak pień kaktusa wobec innych obywateli. A tuż obok przecież knajpa, pod którą dokazuje rozkosznie pijana młodzież! Już dawno przestałem się łudzić, że do strażników należy doprowadzanie osób nietrzeźwych do izby wytrzeźwień, jeżeli osoby te zachowaniem swoim dają powód do zgorszenia w miejscu publicznym... Eh tam!
Od czego są strażnicy miejscy? Widzieliśmy przecież, jak strażnicy używali siły swych mięśni wobec posłów i dziennikarzy. Poszły w ruch kajdanki, pałki i dobrze, że jeszcze nie użyli paralizatorów, miotaczy gazu czy pistoletów! Pokazali nam, że mogą rzucić dziennkarza, czy kogokolwiek z nas, twarzą na bruk tak, że mu kręgosłup pogruchotają, a zęby będzie z kałuży wyławiał. Niby prawo mówi, że straż spełnia służebną rolę wobec społeczności lokalnej, wykonując swe zadania z poszanowaniem godności i praw obywateli.
Teoretycznie strażnik, który przy wykonywaniu zadań przekroczył uprawnienia lub nie dopełnił obowiązku, naruszając w ten sposób dobra osobiste obywatela, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5. Tak sobie jednak myślę, że ci strażnicy, którzy brali udział ostatniej operacji przez Pałacem Prezydenckim, w ochronie władz przed "nienawistnymi" obywatelami, to od prezydent Waltz dostaną podwyżki tych ich bieda-pensyjek (ponad 4 tysiące miesięcznie), nagrody specjalne, jakieś awanse, a niektórzy to pewnie nawet i odznaczenia.
A tak w ogóle, to ciekawe, co może sobie myśleć taki strażnik gdy składa ślubowanie: "Ślubuję uroczyście służyć Państwu..." Jakiemu państwu? Pewnie państwu Waltz!
----
źródła: obserwacja uczestnicząca kontra ustawa o strażach gminnych, Dziennik Ustaw z 9 października 1997 r. Nr 123 poz. 779
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3803 odsłony
Komentarze
Dobosz panstwo Waltz jest
18 Kwietnia, 2011 - 22:17
Dobosz
panstwo Waltz jest najważniejsze.....
Dobosz
A jak jeszzce kogos pobiją,
19 Kwietnia, 2011 - 00:03
to pewnie przyjmie się zaproponowany przez jednego z blogerów termin określający tę formację jako WALTZGESTAPO - bijące (bynajmniej nie serce) tej niegdyś świętoszkowatej, od dawna już zakłamanej PO-wskiej funkcjonariuszki.
Pozdrawiam Niepoprawnie
krisp
Krisp
19 Kwietnia, 2011 - 00:45
mieszczuch7
Wolałbym, abyśmy nie zniżali się do ich poziomu, do tej agresji słownej.
Kładźmy tam wszędzie kwiaty, gdzie chcemy by zadziałali "sprzątacze", OK?
Pozdrawiam
mieszczuch7
RE: Mieszczuch7
19 Kwietnia, 2011 - 02:19
OK. :)
krisp
Re: O straży miejskiej w mieście państwa Waltz
19 Kwietnia, 2011 - 01:20
To tylko smutna konsekwencja tolerowania radosnej twórczości urzędników i polityków
sankcjonujących istnienie takiej formacji. Zaś nasza jako społeczeństwa wina że do tego
dopuściliśmy. Zgodnie z "zamówieniem" tworzy się państwo represyjne i to w monstrualnym wymiarze. Dla każdej "władzy" jest to model nad wyraz pożądany bo umożliwia trzymanie ludzi "krótko przy buzi". Ciekawe ile jeszcze podobnych formacji mających "uprawnienia"
będzie nas "trzymało w ryzach". Dowodem tego było użycie zorganizowanej formacji ochroniarskich do spacyfikowania protestu kupców w W-wie. Jeśli ktoś przypuszcza że to
koniec tego "tryndu" to raczej się myli. Tym bardziej że płacimy za to ..my sami ;)
W. red
W. red
Giętkość pióra
19 Kwietnia, 2011 - 02:14
Napisać interesujący felieton na temat, o którym każdy wie? Gratulacje! Swoją drogą, zapewne, jedynie wysoka kultura nakazała pt Autorowi mnożyć słowa, zamiast określić jednym adekwatnym określeniem.
Na YoudeTubie był był swego czasu filmik z pacyfikacji rolnika, który chciał sprzedać jabłka (chyba) pod stacją warszawskiego metro. Doprowadziło to do połączonej akcji strażniczo-policyjnej i zawezwania posiłków ze względu na rosnące zbiegowisko. Bo rolnik wyszedł z opresji tylko dlatego, że zaczął się gromadzić tłum obywateli niezbyt przychylny siłom tzw. porządku. Co więcej, przechodnie nie reagowali na groźne porykiwania, żeby się rozejść. Inna sprawa, że nie zdobyto się na choćby symboliczne zakupy i dopuszczono do zdemolowania straganu. No, ale to już polska specyfika. Film się zakończył happy endem - rolnik uszedł z życiem i w zdrowiu.
Heh.
Xall