Grzyby i VIPy, część 1

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Hiobowscy pojechali na grzybobranie. Pewnego wrześniowego poranka zapakowali się do swojego vana i udali się do lasu. Po drodze mijali leśne przesieki zastawione samochodami.
- Ale tych grzybiarzy - narzekała mama Łukaszka.
- Co się dziwisz, podobno od przyszłego roku zbieranie grzybów mają obłożyć podatkiem - wyjaśnił tata Łukaszka. - I pomyśleć, że rządzą nami gospodarczy liberałowie!
- Przecież opozycja to katosocjaliści - zdumiała się mama.
- Przecież rządzi rząd a nie opozycja - zdumiał się tata.
- Hamuj!!! - rozdarł się z tyłu auta Łukaszek. Tata Łukaszka wbił hamulec w podłogę i samochód przy akompaniamencie piszczących opon zatrzymał się na szosie. Z bagażnika doszedł rumor, przewróciły się wiaderka. Z boku zabuczał klakson, jakaś furgonetka wyprzedziła ich lewym pasem a jej kierowca wymownym ruchem stukał się w czoło. Tata Łukaszka popatrzył na pustą drogę przed sobą, zacisnął zęby, policzył do dziesięciu a potem zapytał syna:
- Mówiłeś coś?
- Tak, żebyś się zatrzymał. Przejechałeś taką drogę w bok, na której nie było żadnego samochodu...
- Grzyby! - ożywili się Hiobowscy. Tata Łukaszka posłusznie cofnął samochód i zjechał w bok.
- Eee, grzybiarze już są - rozczarowała się siostra Łukaszka.
- Mówiłem o samochodzie - zastrzegł się Łukaszek.
- Ta chyba nie jest grzybiarz... - zorientowała się babcia. Ale dziadek się nie zorientował. I gdy auto skrzypiąc na wybojach mijało panią w długich kozakach i kusej kurtce, dziadek uchylił okno i zapytał:
= Grzyby są?
- Co pan! - obraziła się pani. - Jestem zdrowa jak rydz!
- Mówi, że rydze są - uśmiechnął się zadowolony dziadek. Tata Łukaszka zaparkował przy drodze i cała rodzina wysypała się z auta. Otwarto bagażnik. Każdy oczywiście wziął swój pojemnik na grzyby. Dziadek wziął koszyk przedwojenny (stan idealny). Babcia: koszyk powojenny (parę razy łatany), Siostra: zielone wiaderko (ekologiczne). Tata Łukaszka: błękitne wiaderko (z promocji w markecie). Łukaszek białe wiaderko (z łazienki, były w nim brudy przygotowania do prania, pranie cisnął pod wannę). Mama Łukaszka: piękne wiaderko z pięknym logo "Wiodącego Tytułu Prasowego" (dodane do jednego z numerów gazety). Każdy też miał swoje narzędzie do ścinania grzybów. Dziadek: bagnet (pamiątka wojenna). Babcia: nóź z logo "Orbis" (pamiątka z wczasów). Tata Łukaszka: markowy scyzoryk (zbyt odpowiedzialny sprzęt, by nabywać w markecie). Siostra: najładniejszy nóż z kuchennej szuflady (z kompletu dla gości). Łukaszek: najmniejszy nożyk z kuchennej szuflady (fajnie leżał w dłoni). Mama: nożyk z logo "Wiodącego Tytułu Prasowego" (dodany do następnego numeru po tym z wiaderkiem).
Ruszyli w las. Grzybów z początku nie było wcale, potem zaczęło ich przybywać, a na samym końcu, kiedy siostra Łukaszka miała już pełne wiaderko, pojawiły się jadalne. Wędrowali tak po lesie popadając w nieustanne kolizje: a to z gałęziami, a to z pajęczynami, a to ktoś się o gałąź przewrócił... W pewnym momencie jednak Łukaszkowi wokół głowy owinęło się coś długiego, lekkiego, zimnego i śliskiego.
- Aaaa!!! - zakrzyknął przerażony.
- Wąż!!! - zawtórowała mu siostra Łukaszka.
- Jaki wąż?! - tata Łukaszka wziął to coś w rękę, była to rozpięta pomiędzy drzewami czerwonobiałą taśma.
- Pewno policja. Coś się stało - wieszczył złowrogo dziadek. - Zabili kogoś!
- I pewno nie pozwolą nam tam zbierać grzybów! - zmartwiła się babcia.
- Bzdura, przecież gdyby zabili kogoś to by o tym pisali w prasie - mama zachowywała spokój. Zza krzaków wyłoniło się kilku panów objuczonych kamerami i aparatami fotograficznymi. Jeden z nich chodził nerwowo z boku i palił papierosa.
- W lesie się nie pali - zwrócił mu uwagę tata Łukaszka.
- Panie, daj pan spokój, muszę się uspokoić... - facet z papierosem zaciągał się nerwowo dymem. - panie, jechaliśmy normalnie, przez las, a jakiś debil przed nami nagle gwałtownie zahamował. Do zera. Na pustej szosie! Rozumie pan! Ledwo go ominąłem. Oczywiście popukałem się w czoło, ale nie wiem czy zauważył. Jeszcze mi się ręce trzęsą. Pewno na dziwki jechał, bo widziałem w lusterku jak się cofnął i skręcił w bok. Oj, jakbym go tylko dorwał. to... - i facet zaczął kopać jakiś pieniek.
- Ehehe... - zaśmiał się słabo tata Łukaszka i oddalił się w bok, dziękując w duchu, że nikt z jego rodziny tego nie słyszał. Zwłaszcza Łukaszek.

Brak głosów

Komentarze

Mamie Łukaszka przydałaby się antymedialna terapia odwykowa. Z nimi jest taka sama zależność, jak z alkoholem.

Vote up!
0
Vote down!
0
#117138