Seksedukacja - tylko dla idiotów

Obrazek użytkownika zetjot
Blog
Krytykę pomysłu pod nazwą "seksedukacja" można przeprowadzić z kilku różnych perspektyw - konstytucyjnej, biologicznej, psychologicznej, poznawczej. 
 
Konstytucja oddzielająca sferę prywatną, a w tym wypadku nawet intymną, od sfery publicznej, wyklucza publiczną dyskusję (poza naukową) na tematy seksualne. To jest domena rodziny a nie instytucji państwowych. I ten wzgląd właściwie zamyka kwestię, więc dalsze rozważania są logicznie zbędne. Tym niemniej, z czystej ciekawości, popatrzmy na pozostałe argumenty.
 
Perspektywa psychologiczna, z kolei, wymaga byśmy traktowali każdego człowieka, w tym dziecko, jako odrębny, autonomiczny podmiot, zindywdualizowany i inaczej przeżywający rozmaite aspekty swojej biologii. Ten wymóg jest niekompatybilny ze standaryzacją typową dla szkoły. Szkoły nie stać na zapewnienie zindywidualizowanego podejścia do uczniów w zakresie innych przedmiotów, więc nie można liczyć na to, że inaczej byłoby w przypadku seksedukacji.
 
Jeżeli chodzi o perspektywę biologiczną, to ona też ukazuje absurdalność pomysłu. Czy do właściwego funkcjonowania nerek, płuc czy serca potrzebna jest człowiekowi jakakolwiek wiedza na ich temat? Czy ktoś z Państwa spotrzebuje wiedzy, by móc na bieżąco sterować pracą wątroby czy woreczka żółciowego ? Po zwierzętach, które trudno podejrzewać o wiedzę na ten temat, widać, że wiedza takowa jest zbędna i dotyczy to także ludzi. Żadne więc dziecko nie potrzebuje wiedzy o funkcjonowaniu organów i mechanizmów wewnętrznych. Za to odpowiadają pozaświadomościowe  automatyczne mechanizmy wewnętrznej regulacji. Gdyby wiedza była potrzebna ewolucja by to uwzględniła. Nie chce się wierzyć, że to lewactwo jest aż tak durne żeby nie zdawać sobie sprawy z działających tu mechanizmów.
 
Popatrzmy na seksedukację od strony poznawczej. Każda dyscyplina wiedzy ma swój zakres przedmiotowy - dotyczy obiektów konkretnych lub abstrakcyjnych i relacji między nimi. Są to relacje przedmiotowe, które podmiotu poznawczego osobiście nie dotyczą. Wiedza z dziedzin takch jak fizyka, chemia czy matematyka nie oddziałuje bezpośrednio na stan ucznia, może z wyjątkiem wiedzy z zakresu języka polskiego. Jednak w przypadku wiedzy z zakresu seksedukacji jest inaczej, bo przedmiotem jej jest podmiot poznający oraz relacje między nim a innymi podmiotami, a to komplikuje sytuację, jako że sfera seksualna wiąże się nie tylko z mechanizmami biologicznymi ciała ludzkiego nieznanymi młodemu człowiekowi, lecz także ze złożonymi relacjami międzyludzkimi także niedostępnymi młodemu umysłowi. Tak więc nie jest to wiedza abstrakcyjna, lecz bezpośrednio oddziałująca na uczucia, do tego bardzo złożona, a więc i niebezpieczna.
 
Seksualność dziecięca jest uśpiona i w sposób naturalny budzi się dopiero w okresie dojrzewania, gdy młody człowiek staje się zdolny do nawiązywania relacji społecznych.
 
Przejawy zjawisk z zakresu seksualnośći są u dzieci przypadkowe, nieprzewidywalne, nieuregulowane, intymne i tajemnicze dla zewnętrznego obserwatora. Samo zainteresowanie jakimś aspektem seksualności też ma charakter wyrywkowy, ulotny i mija po zaspokojeniu ciekawości. Te przejawy związane są wyłącznie ze światem przeżyć danego dziecka i w podobnie zindywidualizowany sposób powinna być dawkowana wiedza na temat seksualności, co jest możliwe tylko w rodzinie.
 
Wyobraźmy sobie konsekwencje wprowadzenia takiego przedmiotu do szkoły. Relacje seksualne, których zindywidualizowany charakter opisałem wyżej, zostają poddane, w trybie dydaktycznym, schematyzacji, regularyzacji i standaryzacji, bo taka jest natura procesu dydaktycznego, gdyż zajęcia odbywają się regularnie, wg pewnego programu, abstrahującego od konkretnego stanu umysłów uczniów. To co intymne, zostaje nagle, jawnie i brutalnie upublicznione i przekreślone. Uśpiona seksualność dziecka poddawana jest regularnemu, standardowemu pobudzaniu na sformalizowanych zajęciach. Każda dyscyplina wiedzy wymaga rozmaitych ćwiczeń, rozwiązywania zadań - wyobrażają sobie Państwo jak takie ćwiczenia mogłyby wyglądać w przypadku seksedukacji ? Banan i prezerwatywa ?  Zupełny absurd. Zamiast uśpienia dochodzi do ciągłego pobudzania i bezustannej aktualizacji bodźców seksualnych i wzmagania zainteresowania tematyką.
 
Wprowadzenia takiego przedmiotu do procesu dydaktycznego oznaczałoby, że proces ten zostaje kompletnie oderwany od realiów i potrzeb dzieci. Powszechnie narzeka się na hiperseksualizację sfery publicznej, a seksedukacja proces ten by zdecydowanie nasiliła. Nie ma więc żadnych racjonalnych powodów przemawiających za wprowadzeniem seksedukcji, ale gdyby idiota działał racjonalnie nie byłby idiotą. Nie należy więc seksidiotom pozwalać na durne eksperymenty.
 
Spróbujmy jednak rozgryżć motywację, jaka kryje się za tym pomysłem. Wiadomo, że wiedza jest potrzebna ludziom do manipulowania przedmiotami, do ich produkcji i zbytu i osiągania korzyści materialnych. Nie trudno domyśleć się, że wiedza na temat seksualności ma na celu manipulowanie ludźmi.
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.8 (3 głosy)