Wałęsa w kieszeni, czyli euro nie będzie

Polityków nie pasjonuje zbytnio sytuacja na międzynarodowych rynkach finansowych, ani też gwałtowny spadek produkcji przedsiębiorstw. Znaleźli sobie dziś dużo ważniejszy temat – jak powinny wyglądać polskie monety euro.

Muszę się przyznać – w swej naiwności sądziłem, że projekty rewersów naszych euro są już gotowe. Przekonania takiego nabrałem śledząc sytuację w państwach bałtyckich. Tam europejska waluta ma zostać wprowadzona w latach 2011-12 (co jednak zapowiedziano nieco wcześniej niż w Polsce) i już dokładnie znany jest wygląd monet.

Odpowiednio wczesny wybór wzorów to niezbędny element przygotowań do wymiany pieniędzy. Produkcja setek milionów sztuk bilonu zajmuje całe miesiące. Wystarczy przypomnieć, że monety używane w Polsce po denominacji z 1995 roku były wybijane przez cztery lata.

Być może po wprowadzeniu euro będzie potrzebnych mniej monet niż obecnie, a technologia ich produkcji znacznie się rozwinęła. Nie zmienia to jednak faktu, że po sławetnej zapowiedzi premiera mennice już powinny rozpocząć pracę. Ale nie zaczną – bo co mają produkować? Hasła propagandowe premiera?

Znając polskie realia, awantura o narodowy rewers osiągnie gigantyczne rozmiary. SLD właśnie zaproponowało, żeby umieścić na nim m.in. Lecha Wałęsę. Wkrótce wyobraźnia polityków zacznie pracować na najwyższych obrotach.
Mnie zastanawia skąd pojawiło się przekonanie, iż musimy szukać nowego wzoru.

Większość państw UE umieszcza na monetach euro dokładnie to samo, co na swym starym bilonie. Dotyczy to zwłaszcza Francji i Niemiec, gdzie rewersy narodowe są identyczne z dawnymi rewersami franków i centymów oraz marek i fenigów. Nie możemy więc po prostu zostawić polskiego orła ta gdzie jego miejsce?

Chociaż owszem, umieszczenie Wałęsy zamiast orła mogłoby lepiej oddawać ducha czasów, w których żyjemy. Niestety.